czwartek, 7 listopada 2013

10. No hope, no promises.

 Wciąż stałam oparta o ścianę, w ciszy obserwując zszokowaną minę Penelope, rozdziawioną buzię Zayna i zaskoczoną Elenę. Postanowiłam wyrzucić wszystkie myśli z mojej głowy, jedyną czynnością, na której się skupiałam, było oddychanie. Rozpaczliwie broniłam się przed tym, aby ostatnie pokłady mojej psychiki nie rozkruszyły się niczym grudka ziemi. Tak bardzo chciałam pokazać sobie i wszystkim wokół, że przez te półtora roku stałam się nową Mags – silniejszą, pewniejszą siebie i nie płaczącą po kątach. Moje powieki wciąż pozostawały suche, jednak gula, która narastała z każdą sekundą, boleśnie dawała mi do zrozumienia, że jest ze mną gorzej niż myślałam. Historia zatoczyła koło; ktoś znów stanął na drodze do mojego szczęścia i samorealizacji.
       - Ale... jak to się stało? - zapytała z niedowierzaniem Penelope, która jako pierwsza otrząsnęła się z szoku.
Spojrzałam na nią smętnie, w myślach odtwarzając wydarzenia, które rozegrały się raptem pół godziny wcześniej.
Niedowierzanie malowało się na mojej twarzy, które szybko zostało zmienione przez szok, kiedy mój wzrok powędrował w dolne partie ciała Sophie Ward. Jej brzuch, kiedyś tak strasznie płaski, teraz był okrągły, zupełnie jakby pod swoją dżinsową koszulą miała schowaną piłkę do kosza. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jej brzuch, gorączkowo modląc się, aby to, o czym myślałam nie okazało się prawdą.
       - Cześć – Sophie posłała mi smutne spojrzenie. Patrząc na jej nieumalowaną twarz, włosy spięte w niechlujnego kucyka i zmęczone spojrzenie, mogłabym nawet zacząć jej współczuć i zapytać, czy chce pogadać, jednak, na miłość boską, istniało prawdopodobieństwo, że Niall ma z nią dziecko!
       - Czy możesz w końcu powiedzieć, o co chodzi? - głos Nialla, jak echo, przeszedł w mojej głowie. Wciąż patrzyłam na Sophie.
       - Miałam powiedzieć ci wcześniej, ale...nie było okazji – wzrok dziewczyny utkwił w moim chłopaku, a jej dłonie zaczęły gładzić swój brzuch.
       - Sugerujesz... - głos Nialla ugrzązł mu z gardle. Zauważyłam, że jego dłonie zaczynają się trząść.
       - Tak. Będziesz tatą.
Zszokowana spojrzałam na Nialla, który wyglądał jakby właśnie zajrzał śmierci w oczy. Jego twarz była biała jak kreda, a jego klatka piersiowa zaczęła unosić się i opadać coraz szybciej. Mogłabym przysiąc, że słyszałam głośne bicie serca blondyna. Zamknęłam oczy. To niemożliwe. To musi być jakiś cholerny koszmar. Zaczęłam na przemian wbijać w swoją dłoń paznokcie i rozluźniać ręce, rozpaczliwie licząc na to, że jakimś cudownym sposobem Sophie sobie z nas żartuje. Niestety, kiedy otworzyłam powieki, przede mną znów stała ciężarna brunetka, która wpatrywała się w swoje splecione dłonie. Patrzyłam na dziewczynę starając się z wszystkich sił nie wariować i nie rozglądać się dookoła, rozpaczliwie szukając ukrytej kamery.
       - Który to miesiąc? - Niall w końcu odzyskał zdolność mówienia.
       - Szósty. – Sophie niemal szepnęła.
Ostatkiem rozumu zaczęłam szybko kalkulować wydarzenia z ostatniego okresu. Mieliśmy maj, co oznaczało, że w ciążę zaszła w... grudniu? Jak najszybciej umiałam wyszukałam z zakamarków swojego mózgu parę grudniowych wydarzeń. Święta w Polsce, Sylwester w Rzymie z Jordanem, zimowe egzaminy na LSE, nowa płyta One Direction, SKANDAL NIALLA I SOPHIE. Cholera, to był ten czas. Rozstali się na początku stycznia. A to znaczyło, że prawdopodobieństwo, iż Niall ma z Sophie dziecko było coraz większe. O kurwa. To mogło być prawdą. Spojrzałam na Nialla i z miejsca wiedziałam, że tak jak ja stara się przypomnieć sobie, co działo się pół roku wcześniej.
      - Dlaczego dowiaduje się o tym dopiero teraz? - warknął Niall, patrząc z pogardą na Sophie, która pod wpływem jego spojrzenia, skuliła się.
       - Byłam w Bristolu, u rodziców... Chciałam poczekać na odpowiedni moment...
       - Odpowiedni moment! - Niall niemal wrzasnął. Jesteś w szóstym miesiącu ciąży, do cholery! Skoro jestem ojcem, dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz!? ODPOWIEDZ!
Zapanowała przerażająca cisza. Zauważyłam, że na twarzy dziewczyny zalśniły łzy. Spojrzałam na blondyna, gdzie nie było widać śladu po jego fazie „niedowierzanie”. Teraz na jego twarzy malowała się wściekłość i bezradność spowodowana tą sytuacją.
Nagle poczułam, że to odpowiedni moment na wyjście i zostawienie ich samych. Skoro teraz łączy ich coś więcej niż łóżko, uznałam, że nie ma sensu stać tam i pozwalać, aby moje życie znów rozpadało się na kawałki. Bez słowa sięgnęłam po swój płaszcz i torebkę, po czym mijając Sophie, nacisnęłam klamkę drzwi.
       - Mags! - za plecami usłyszałam głos Nialla. Posłałam mu smutny uśmiech po czym opuściłam apartament blondyna, z którym wiązałam coraz więcej złych wspomnień niż tych dobrych.


       - To jest, kurwa, niemożliwe! - krzyknęła Penelope, kiedy tylko skończyłam opowiadać. - Ona was wrabia! To nie jest normalne, kiedy dziewczyna która jest w szóstym miesiącu, tak nagle przypomina sobie o ojcu dziecka! - grzmiała.
Spojrzałam na nią smętnie. Wiedziałam, że ma rację. To kompletnie nie było normalne. Akurat w momencie, kiedy myślałam, że powoli odnajduję się w życiu i znów zaczynam się nim cieszyć u boku chłopaka, którego kocham, nagle pojawia się jego była w dzieckiem w drodze. Z jego dzieckiem. Owszem, istniało prawdopodobieństwo, że to nie Niall był ojcem, jednak zachowanie Sophie wcale nie wyglądało na takie, aby robiła to specjalnie. Radosna Mags znów rozpadała się na kawałki, moje emocje szalały – były jedną wielką kulistą plątaniną. Nagle poczułam, jak w moich oczach gromadzi się tabun łez. Uniosłam swój wzrok na sufit, byle nie pozwolić wydostać się im na zewnątrz. Dlaczego? Czy ktokolwiek potrafi sensownie wytłumaczyć mi, dlaczego znów coś staje na mojej drodze do szczęścia? Czy może w ten sposób los, Bóg, czy ktokolwiek tam sprawuje nade mną pieczę, daje mi do zrozumienia, że Niall wcale nie jest mi pisany?
Przykryłam twarz dłońmi próbując się uspokoić, kiedy w tym samym momencie poczułam, jak okalają mnie czyjeś ręce i delikatnie przyciągają do siebie. Poczułam woń męskich perfum i drapiący zarost, który kuł mnie z dłonie. Nie zmieniłam swojej pozycji, po prostu pozwoliłam Zaynowi tulić siebie do swojego ciała. Kolejny raz poczułam, że historia znów zatoczyła koło. Drama z Niallem rozpoczęła się od nowa, moje życie znów rozpada się na kawałki, a rola pocieszyciela znowu przypadła Zaynowi. Poczułam się jak ostatnia ofiara. Znów byłam tą, która przesadnie cierpi. I przy okazji popsułam im imprezę.
       - Będzie dobrze – usłyszałam szept Zayna, tuż przy uchu. - Damy radę...
Wsłuchiwałam się w jego kojący szept, nie dopuszczając do siebie krzyków i bluźnierstw Penelope i Eleny. Tak bardzo chciałam wierzyć, że słowa, które kierował do mnie Zayn, okażą się prorocze.
Ale... już raz tak mówiłeś, Zayn...



Siedziałam na kanapie w salonie, otulona moim ulubionym kocem. Na stoliku stały dwa kubki po herbacie, a obok mnie siedział zdezorientowany Mateusz. Nie miałam kompletnie pojęcia, czy chłopak zrozumiał to, co się stało, w końcu jego życie przez ostatnie dwanaście godzin również nie było kolorowe.
       - Niemożliwe – kolejny raz mruknął pod nosem. Odwróciłam głowę w jego stronę obdarzając go obojętnym spojrzeniem. - To przecież niedorzeczne. Śmierdzi intrygą na kilometr – dodał, a ja ponownie wlepiłam wzrok w telewizor, gdzie właśnie pojawił się Alan Carr. Intryga intrygą, ale co, jeśli dziecko, które nosi Sophie, jest naprawdę Nialla? Nie miałam już siły myśleć o tej sytuacji, byłam po prostu zmęczona tym dniem. Jedyne czego chciałam, to położyć się w swoim łóżku i mieć gdzieś wiadomości, które co kilka minut przychodziły od Penelope, Nialla, Eleny i Zayna. Chciałam znów pogrążyć się w samotni, tak jak półtora roku wcześniej, jednak uniemożliwiał mi to Mateusz Milewski, który nie wiedząc czemu, postanowił, że będzie dzielnie mnie wspierał po moim kolejnym rozstaniu z Niallem. Problem w tym, że... ja wcale z nim się nie rozstałam. Po prostu mamy... chwilowe problemy techniczne. O ile problemem technicznym można nazwać jeszcze nienarodzone dziecko. W Londynie byłam dopiero kilka dni, a już zdążyło wydarzyć się więcej niż w całym moim życiu. A mogłam zostać w Leeds, na cholerę był mi przyjazd tutaj.
       - Co teraz? - z rozmyślań wyrwał mnie głos kuzyna. Spojrzałam na niego, napotykając jego badawcze spojrzenie. Wzruszyłam ramionami. Co teraz? Kompletnie nie miałam pojęcia. Czułam się emocjonalnie pusta, jakby wszystkie uczucia uleciały gdzieś daleko, a moją jedyną reakcją na wszystko była obojętność. Wiedziałam jedynie, że najbliższe dni będą najcięższymi w moim życiu i, że nikt mi nie powiedział, że życie u boku Nialla Horana, to nie tylko błyski fleszy, śpiewanki, muzyka, seks i czułe słówka. Życie u boku takiej osoby jak on oznaczało zmaganie się z wszelkimi przeciwnościami losu, i to zależało tylko i wyłącznie ode mnie, czy znajdę w sobie tyle siły, aby sobie z tym poradzić.



Kolejny raz odwróciłam się na bok. Westchnęłam, patrząc na zegarek, którego cyfry wskazywały na 3:14. ilekroć zamykałam oczy, w głowie pojawiał mi się szczęśliwy obraz Nialla, pchającego wózek, przewijania syna, który był jego kopią, czy spacery we trójkę – on, Sophie i ich maluch. Wizje Nialla układającego sobie życie z kimś innym, niż ja skutecznie sprawiały, że sen nie miał zamiaru mnie zmorzyć. Myśli kłębiące się z moim umyśle powoli dawały mi się we znaki. Chciałam mieć spokój. Chciałam już przestać myśleć, chociaż na chwilę. Czując, że za moment przed oczami znów pojawi mi się fantastyczny obrazek Nialla jako przykładnego ojca, wstałam i podeszłam do okna. Ealing w nocy nie różniło się niczym szczególnym. Wciąż panowała tu cisza, co jakiś czas tłumiona przez oddalone dźwięki syreny karetki, policji czy straży pożarnej. Jedyną ekstrawagancją był intensywnie niebieski neon usytuowany na ścianie domu kilka metrów dalej, gdzie jeden z Turków prowadził swój bar z kebabem. Wpatrywałam się w migający szyld, a w mojej głowie wciąż nie pojawił się żaden pomysł, jak rozwiązać tą sytuację. Może ta sytuacja nie wymagała żadnego rozwiązania? Może najlepszym rozwiązaniem było po prostu... odpuścić? Kochałam Nialla, jednak wizja życia ze świadomością, że to ja jestem tą, która pozbawiła ojca dziecku, nie napawała mnie jakoś specjalnie optymizmem. Ilekroć o tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że to może być najrozsądniejsza decyzja. Musiałam myśleć jak osoba dorosła, przecież nie byłam już tą zahukaną, rozhisteryzowaną dziewiętnastką. Byłam starsza, miałam własną fundację, sprawowałam pieczę nad karierą mojej przyjaciółki, czas nauczyć się stawiać czoło problemom. Wciąż wpatrując się w neonowy szyld, zacisnęłam pięści. Musiałam dać radę, chciałam wierzyć, że podniosę się po tym upadku. Poradzę sobie.


Siedziałam przy kuchennej wyspie, ze spokojem mieszając zawartość mojego kubka. Karmelowa latte była wtedy najprzyjemniejszą rzeczą, która ostatnio mnie spotkała. Napawałam się przyjemnym zapachem, jednocześnie wyobrażając sobie, że żyję w wyidealizowanym świecie fan fiction, gdzie wszystko układa się pięknie i nieskazitelnie. Z drugiej strony, równie dobrze mogłam być bohaterką jakiegoś wielce dramatycznego fanfica, no bo dajcie spokój, która autorka wpadłaby na taki wątek z dzieckiem?! Zdecydowanie musiałaby mieć coś z głową.
Moje rozmyślania przerwał zaspany Mateusz, który rozciągając się, stanął w drzwiach kuchni.
       - Już nie śpisz? - ziewnął, patrząc na zegarek, na którym widniała godzina wpół do dziesiątej. Wzruszyłam ramionami, upijając łyka kawy. Brunet spojrzał na mnie badawczo.
       - Nie martw się – poklepał mnie pokrzepiająco po ramieniu. - Wszystko będzie dobrze.
Nie odpowiedziałam. Dlaczego wszyscy ciągle mówią mi, że będzie dobrze, chociaż wiedzą, że nie?! Pieprzony optymizm ludzi, z którymi się zadaję. Czułam, że moje ciało i dusza prędzej, czy później podda się w walce o Nialla. Czy w ogóle był sens walczyć? Kolejny raz zadawałam sobie pytanie. Wiedziałam, że moim ostatecznym ratunkiem może być wykonanie przez Nialla testu DNA. Chwytałam się tego pomysłu jak tonący brzytwy, jednak kiedy uświadomiłam sobie, że jest duża szansa na to, że mój chłopak będzie miał dziecko z byłą, a wtedy mój świat znów legnie w gruzach. Wczorajsza wiadomość jedynie naruszyła konstrukcję, ale wiedziałam, że wkrótce może się to zmienić.
       - Powiedz mu, że ma zrobić testy na ojcostwo. To będzie najlepsze rozwiązanie. - Z rozmyślań wyrwał mnie Mateusz, który spojrzał na mnie badawczo, jedząc swoją kanapkę z pomidorem i popijając ją cytrynową herbatą Twinings. Spojrzałam na niego smętnie. Wcale nie wyglądał na faceta, który zaledwie dwadzieścia cztery godziny wcześniej zmienił swój status z „w związku” na „wolny”. Nim zdążyłam coś powiedzieć, usłyszałam głośny trzask drzwi i chwilę później do kuchni wbiegła Penelope w swoim szarym dresie. Splątane włosy upięła wysoko na czubku głowy, a jej oczy były jeszcze podpuchnięte. Brunetka na widok Mateusza gwałtownie stanęła i, wciąż patrząc na mojego kuzyna, nerwowo przygryzała wargę. Brunet wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, nie zauważając, jak pomidor z jego kanapki zsuwa się prosto do kubka z herbatą. Widząc ich w takim stanie, zdałam sobie sprawę, że wczorajsza impreza Pen i dzisiejszy optymizm Mateusza był tylko przykrywką. Sprawy pomiędzy nimi wciąż były świeże i nierozwiązane, a ich spojrzenia, które kierowali do siebie, dawały mi do zrozumienia, że oboje przeżywają to, co się stało. Według mnie byli najbardziej porąbaną i kochającą się parą we wszechświecie, jednak jeżeli miałabym wybierać pomiędzy Penelope i Harrym a Penelope i Mateuszem, bez wahania wybrałabym drugą parę. Gdybym nie miała własnych, o wiele większych i poważniejszych problemów, na pewno starałabym się pomóc im w uporządkowaniu swoich uczuć.
       - Test DNA! - nagle Pen odwróciła się w moją stronę, głośno krzycząc. - Całą noc o tym myślałam, i to jest totalnie konieczne, przecież to nie może być, że twój facet będzie wychowywał cudze dziecko! A może ona żartowała z tą ciążą? Kopnęłaś ją w brzuch? Może pod tą bluzką miała taki udawany brzuszek, no wiesz, takie jak czasem noszą te aktorki w telewizji, albo może ona chce wyciągnąć od niego pieniądze? Znów? On musi zrobić ten test! - powiedziała, każde słowo ostatniego zdania akcentując waleniem pięścią w kuchenną wyspę.
Nim zdążyłam coś powiedzieć, frontowe drzwi znów otworzyły się i do kuchni wpadł Josh, który wcale nie wyglądał, jakby wychodził do pracy.
       - Cześć wam – powiedział, podchodząc do ekspresu i nalewając sobie kawy do filiżanki. Spojrzałam na niego. Ten chłopak definitywnie zachowywał się jak u siebie. Josh wziął swoją filiżankę i usiadł obok mnie, po czym lekko zdezorientowany spojrzał na Pen i Mateusza.
       - O, wróciliście już do siebie? - spytał.
       - Nie – Pen i Mateusz odpowiedzieli jednocześnie. Kolejny raz dali mi do zrozumienia, że oni są idealnie zsynchronizowani i co za tym idzie – stworzeni dla siebie.
       - Och. - Josh wziął łyk kawy. - Mags, co z tobą? Masz taką minę, jakbyś dowiedziała się, że Niall ma dziecko z inną – blondyn zaśmiał się, a ja zakrztusiłam się swoją kawą.
Po chwili ujrzałam, jak Pen bierze do ręki pomarańczę, po czym rzuca ją w stronę Josha.
       - Kiepski żart, O'Keefe – mruknął Mateusz, ignorując mordercze spojrzenie przyjaciela, który masował sobie właśnie ramię.
        -Nie znacie się na żartach – burknął.
       - Tak się składa, że twój badziewny żart ma odzwierciedlenie z rzeczywistości, idioto – powiedziała z niesmakiem Pen.
Josh gwałtownie postawił swoją filiżankę na spodek, po czym spojrzał na mnie zszokowany.
       - Niall jest w ciąży. To znaczy... Niall jest w ciąży z Sophie, to znaczy Sophie... - próbowałam wypowiedzieć zdanie, które będzie miało jakieś sensowne brzmienie, jednak na darmo. Z opresji uratowała mnie Pen.
       - Sophie tak nagle przypomniała sobie, że jest w ciąży z Niallem – powiedziała, opierając się o blat.
       - O kurde – mina Josha była niezwykle poważna. - Niech zrobi test na ojcostwo, to niemożliwe, żeby po takim czasie zaszła z nim w ciążę. - powiedział.
       - Widzisz? - Pen spojrzała na mnie. - Dzwoń do Nialla i mu to powiedz!
Nim znów zdążyłam coś powiedzieć, drzwi, kolejny raz tego poranka, otworzyły się i w kuchni pojawił się Zayn.
       - Hej – Zayn podszedł do mnie, kładąc mi ręce na ramionach. Kątem oka dostrzegłam, jak Mateusz patrzy pytająco na Penelope, a ta wzrusza ramionami. - Jak się trzymasz? - zapytał, a w jego głosie odnalazłam nutkę troski.
       - Jak ma się czuć dziewczyna, której facet prawdopodobnie ma dziecko ze swoją byłą? Cudownie – powiedziałam ironicznie.
       - Wiesz, mam pomysł. Znajomy mojej mamy ma znajomego, który pracuje w laboratorium. Wystarczy, że Niall dostarczy do analizy swój materiał i dziecka... - powiedział cicho.
Przez chwilę w kuchni panowała cisza. Wiedziałam, że moi przyjaciele mają racje, ale im bardziej byłam przekonana do ich pomysłu, tym wyraźniej widziałam w głowie, jak Niall trzyma w ręku kartkę, która dobitnie daje wszystkim do zrozumienia, że za niespełna trzy miesiące na rękach będzie trzymał swoją małą kopię, którą urodzi mu mój wróg numer jeden.
       - Dlaczego nic nie mówisz? Czy to, co mówimy, w ogóle do ciebie... - Pen nie zdążyła dokończyć zdania kiedy drzwi wejściowe znów trzasnęły i po chwili w kuchni znalazł się Niall.
       - Zrobię testy DNA. Nie myśl, że tak łatwo sobie nas odpuszczę, Mags – powiedział jednym tchem. Zamilkł, kiedy ujrzał Zayna trzymającego swoje ręce na moich ramionach. - Widzę, że nie próżnujesz – powiedział chłodno, mierząc wzrokiem Malika. Zayn natychmiastowo zdjął swoje ręce. Westchnęłam. Czułam się, jakbym brała udział w tej dyskusji jedynie ciałem, a dusza przyglądała się temu wszystkiemu z boku. Zresztą, ile bym dała, aby teraz tak właśnie było...
świetnie. Nie dość, że moja sytuacja była czym gorszym niż określenie jej słowem „przejebana”, to jeszcze czuje się, jak cholerna karta przetargowa.
       - Żadnych kłótni! – krzyknęła Penelope, widząc, że sekundy dzielą od tego, aby Niall nie rzucił się na Zayna z pięściami. - Ty – wskazała na Zayna – załatwiaj numer do tego laboratorium, a ty – skierowała wzrok na Nialla – szykuj jakiegoś włosa, paznokcia, rzęsę czy cokolwiek, a potem siłą zaciągnij Sophie na te badanie – powiedziała.
Posłałam jej pełne wdzięczności spojrzenie. Pierwszy raz to ona dyktowała ludziom warunki i całkiem nieźle jej to wychodziło. Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowało poruszenie. Wszyscy przerzucali się w pomysłach, kiedy ja nadal milczałam. Czy to dziwne, że wszystko powoli mnie przerastało? Całe towarzystwo gwałtownie umilkło, kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Jak gazela zerwałam się z krzesła, aby pójść otworzyć. Nie miałam już ochoty przebywać w pomieszczeniu, którego atmosfera cały czas przypominała mi o tym, że Niall będzie tatą.
W duchu dziękując osobie, która zauważyła cholerny dzwonek i wiedziała, jak go obsługiwać, otworzyłam szeroko drzwi i moim oczom ukazał się wysoki blondyn w eleganckim garniturze, idealnie skrojonym dla jego postury. Jego zielone oczy emanowały bystrością, a kilkudniowy zarost dodawał mu uroku. Miałam wrażenie, że już go gdzieś widziałam, jednak mój mózg przytłoczony wydarzeniami z ostatniego tygodnia, nie bardzo umiał kojarzyć fakty i okoliczności, z jego osobą.
Blondyn uśmiechał się pod nosem, lustrując uważnie moją sylwetkę – dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że wciąż jestem w piżamie.
       - W takim stroju wygląda pani równie uroczo – jego mocny, brytyjski akcent sprawiał, że moje wnętrzności skręciły się w jeden, wielki supeł. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, gdzie widziałam go wcześniej. To był ten sam facet z mojej charytatywnej imprezy, gdzie o mało nie wylałam szampana na jego cholernie drogi smoking. To on był tym cholernie seksownym blondynem, który był obecny w moich myślach, do momentu mojej kolacji z Niallem. Przede mną stał właśnie Pan-Tajemniczy w swoim niezwykle casualowym stroju, podczas kiedy ja witam go od progu moją piżamą z hello kitty, kompletnie nieumalowana i nieuczesana. Poczułam, jak moje policzki zaczyna trawić czerwień.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, blondyn postanowił znów uraczyć mnie swoim akcentem.
       - Ale przejdźmy do rzeczy. Nazywam się Daniel Ramos i reprezentuje pana Tony'ego Millera. Chodzi o lokal, który mój klient pani sprzedał. - wsłuchiwałam się w jego głos i czułam, jak fala gorąca zalewa każdą cząstkę mojego ciała.
       - O co chodzi? - za wszelką cenę starałam się, aby mój głos nie był piskliwy.
       - Pan Miller domaga się odszkodowania i wypłacenia należytych odsetek z racji tego, iż transakcja kupna lokalu, została przeprowadzona na niekorzyść mojego klienta – odparł fachowym tonem. Spojrzałam na niego zszokowana.
       - Jak to odszkodowania? Przecież wpłaciłyśmy pieniądze na konto pana Millera zaraz po tym, jak dostałyśmy akt notarialny od jego wnuczki – powiedziałam cicho.
       - Mój klient uznał, że kwota, którą pani zapłaciła za lokal nie jest adekwatna do usytuowania budynku – ciągnął, a ja miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. - Pan Miller domaga się za to odszkodowania w wysokości siedmiuset tysięcy funtów.
Kiedy usłyszałam jak Brytyjski Daniel Ramos wypowiada kwotę, którą chce wyłudzić ode mnie Miller, z wrażenia oparłam się o framugę drzwi głośno dysząc. Przez kilka sekund próbowałam dojść do siebie i kiedy mi się to udało, natychmiastowo przyjęłam obronną pozycję.
       - Co jeśli się nie zgodzę? - zapytałam, a uśmieszek blondyna powiększył się.
       - Wtedy odbierzemy pani lokal – powiedział z manierą godną rodziny królewskiej.
A to skurwysyn. Nie pozwolę, aby ktokolwiek na tej planecie odebrał mi moją fundację. Nim zdążyłam wymyślić inną ripostę niż obrzucanie go bluźnierstwami, dostrzegłam, jak ręka blondyna sięga do wewnętrznej kieszeni jego marynarki, po czym wyciąga stamtąd wizytówkę.
       - Myślę, że ta sprawa wymaga przedyskutowania. Powinniśmy się spotkać i ustalić warunki. Poniedziałek w południe pani pasuje? - spytał, z uśmiechem godnym hollywoodzkiego aktora, podając mi wizytówkę.
Oszołomiona blaskiem jego zębów, wzięłam do ręki kawałek kremowego kartoniku. Pokiwałam jedynie głową – tylko na tyle było mnie stać.
       - W takim razie do zobaczenia – blondyn posłał mi kolejny, szeroki uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie i skierował się w stronę czarnego Lexusa, który zaparkowany był naprzeciwko mojego domu.
Przez chwilę wpatrywałam się w odjeżdżający samochód, po czym zamknęłam drzwi i ponownie weszłam do kuchni, gdzie każdy odwrócił głowę w moją stronę.
       - Co się stało? - Penelope obdarzyła mnie pytającym spojrzeniem. Podeszłam do lodówki, opierając na jej drzwiach mój rozpalony policzek. Za wszelką cenę starałam się nie oszaleć. To było zdecydowanie za dużo jak na te kilka dni.
       - Właśnie się dowiedziałam, że Pan Miller żąda siedmiuset tysięcy funtów odszkodowania za lokal, który mi sprzedał – opowiedziałam, zaskoczona spokojnym tonem. W kuchni natychmiast zrobiło się niewiarygodnie cicho. Chwilę później nastąpiło wielkie poruszenie.
       - Mags, ja ci pomogę, studiowałem przecież prawo! Znam na to paragraf! - pierwszy krzyknął Josh.
       - Studiowałeś dwa dni, stary – Mateusz spojrzał na niego z politowaniem.
       - Co teraz? - zapytał cicho Niall, podchodząc do mnie. Westchnęłam, wzruszając ramionami.
       - Nie mam tyle pieniędzy – szepnęłam, czując jak pod powiekami gromadzą mi się łzy.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, w jakim gównianym położeniu się znalazłam. Wypadek Harry'ego, zerwanie Pen i Mateusza, sprawa dziecka Nialla i do tego jeszcze to, na czym ostatnio zależało mi bardziej, niż czymkolwiek innym. Czułam, że już nie wytrzymam. Głośny szloch wydobył się z mojej piersi. Nie mogłam się opanować. Pozwoliłam, aby Niall przyciągnął mnie do siebie, całując w czubek głosy i kołysał mnie w swoich ramionach. Po chwili poczułam, jak okala mnie następna para rąk, która należała do Penelope.
        - Nie będziemy nic płacić! - krzyknął Mateusz, a Zayn i Josh przytaknęli. - Nasz prawnik sprawdzi, czy takie coś jest zgodne z prawem. O nic się nie martw – dodał, i po chwili wyszedł na patio, wykonując jakiś telefon. Jego słowa nieco mnie uspokoiły; teraz jedynie próbowałam uspokoić swój oddech i doprowadzić się jako tako do porządku.
       - Na razie o tym nie myśl – powiedziała cicho Penelope, gładząc mnie po włosach. - Jutro jest barbecue, potańczymy, upijemy się, rozluźnimy... Będzie fajnie. A o dzieciaku i tym kurewskim prawniku pomyślimy później. Na razie wyłącz się, Mags. Dobrze ci to zrobi. - dodała.
O dziwo, kolejny raz w swoim nędznym życiu postanowiłam posłuchać rady Penelope. Wyswobodziłam się z objęć jej i Nialla, po czym szurając stopami o kafelki, powlokłam się na górę. Weszłam do swojego pokoju, i wskoczyłam do łóżka, uprzednio zrzucając z niego książki z LSE, którymi próbowałam się zająć, byle nie myśleć o tym całym gównie, w którym się znalazłam. Przykryłam się kołdrą po sam czubek głowy, mocno ściskając powieki. Mój koszmar nadal trwał, a najbardziej przerażającą rzeczą było to, że to dopiero początek. Czy to możliwe, aby przeżywać to co ja i nie zwariować?
Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi. Ktoś wszedł i tak po prostu położył się na łóżku, tuż obok mnie. Poczułam znajomą woń perfum i mimowolnie uśmiechnęłam się. Poczułam, jak Niall ściąga kołdrę z mojej głowy i wtula twarz w moje włosy.
       - Poradzimy sobie – szepnął, splatając ze sobą nasze dłonie. Tak bardzo chciałam wierzyć w jego słowa, jednak nie potrafiłam. W środku krzyczałam, jednak na zewnątrz starałam się zachować spokój. Powoli ocierałam się o szaleństwo, jednak świadomość, że Niall był tutaj, ze mną, a nie gdzie indziej, trzymała mnie jeszcze w stanie jakiegokolwiek funkcjonowania; wiedziałam jednak, że istnieje możliwość, że już za kilka miesięcy u jego boku może pojawiać się inna dziewczyna, a ta myśl powoli zabijała mnie od środka.
       - A co jeśli to dziecko naprawdę jest twoje? - szepnęłam, wpatrując się w ścianę naprzeciwko.
Niall milczał. Nie znał odpowiedzi. W duchu byłam mu wdzięczna, że nie wciskał mi żadnych żenujących formułek. Z drugiej strony, cisza dawała mi do zrozumienia, że blondyn cholernie boi się następnych dni i przeraża go myśl, że te kilka pieprzonych dni zadecyduje o całym jego życiu. Życiu, które miał dzielić ze mną.



Z.
Stałem przez mahoniowymi drzwiami, naciskając dzwonek znajdujący się tuż obok numeru mieszkania. W jednej ręce trzymałem bukiet czerwonych róż. Wciąż nie wiedziałem, czy robię dobrze, czy powinienem to robić, jednak po wczorajszej rozmowie z Penelope i Eleną doszedłem do wniosku: dlaczego nie? Może czas spróbować czegoś nowego i pójść naprzód, zostawiając za sobą wszystkie uczucia, które żywiłem do Mags przez ostatnie dwa lata. Na samą myśl o blondynce, kąciki moich ust uniosły się ku górze. Zanim całkowicie zatraciłem się w myślach o niej, drzwi, do których przed chwilą dzwoniłem, otworzyły się i ujrzałem w nich dziewczynę, dla której ostatnimi czasy zachowywałem się jak kutas. Na mój widok Cailin zdziwiła się, jednak chwilę potem na jej twarzy malowało się zmęczenie i zakłopotanie tym, że postanowiłem odwiedzić ją bez żadnego wcześniejszego telefonu.
       - Nie mam dziś ochoty, Zayn – powiedziała cicho, opierając się o framugę, wzdychając głośno. Coś kazało mi myśleć, że smutek, który słyszałem w jej głosie jest w pewnym sensie związany ze mną. Postanowiłem jednak zignorować tą myśl. Przypomniałem sobie o kwiatach i pospiesznie podniosłem bukiet do góry, i uśmiechając się ciepło spojrzałem na blondynkę, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w pąki czerwonych róż.
       - Jestem ci winien przeprosiny – powiedziałem, patrząc w jej brązowe oczy. Dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie. Im bardziej jej oczy lustrowały moją twarz, tym bardziej czułem się głupio.
       - Ostatnio wyszedłeś bez pożegnania – powiedziała. - Gdyby nie to, że widziałam w wiadomościach informację o wypadku Harry'ego, pomyślałabym, że traktujesz mnie jak jakąś cholerną groupie. Bo tak nazywa się dziewczyny, które dają dupy gwiazdorom, prawda? - powiedziała ironicznie. Wzdrygnąłem się na ton głosu, jakim mówiła. Doskonale wiedziałem, że to, co przed chwilą powiedziała, jest najczystszą prawdą, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że byłem podłym kutasem.
       - Przepraszam – powiedziałem, wkładając w najwięcej szczerości, na ile było mnie stać. - Przepraszam, że zachowywałem się jak ostatni dupek. Chciałbym to zmienić. Jutro rodzina mojej przyjaciółki organizuje barbecue. Pójdziesz ze mną? Poznasz wszystkich... będzie świetnie, zobaczysz. Naprawdę chciałbym z tobą pójść – kontynuowałem, obserwując jak twarz Cailin zmienia się pod wpływem emocji. Dla mnie też było to coś nowego – dotąd nie pokazywaliśmy się nigdzie razem, zawsze spotykaliśmy się u mnie, albo u niej. Nie było nic innego niż konkretne bzykanie i parę przytulasów na koniec. Wciąż nie byłem przekonany do tego pomysłu, jednak wiedziałem, że decydując się na taki krok, to będzie mój definitywny koniec z Mags, a ja nie wiedziałem, czy jestem na to gotowy. Mimo wszystko postanowiłem spróbować.
       - Mówisz poważnie? - jej mina wskazywała na to, że wciąż do końca nie wierzy, że zapytałem ją o coś takiego. Zresztą, ja sam nie byłem pewien co powiedziałem. Czy na pewno zaprosiłem ją tylko na barbecue Rodriguezów? Przez chwilę z napięciem wpatrywałem się w twarz Cailin; dziewczyna była naprawdę zaskoczona moją propozycją.
       - Poważnie – uśmiechnąłem się ciepło, z napięciem oczekując jej odpowiedzi.
Blondynka wciąż wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem, jednak po chwili na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
       - Dobrze – odparła, patrząc mi w oczy, a ja poczułem, że w serca spada mi ogromny kamień. Gdyby jej odpowiedź brzmiała inaczej, dziwna atmosfera wprawiłaby nas oboje w zakłopotanie. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
       - To... - zacząłem, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. - Może wpuściłabyś mnie do środka... - plątałem się w słowach. Sam nie wiedziałem dlaczego. - Oglądnęlibyśmy coś, posiedzieli...
Uważnie obserwowałem Cailin, która ponownie oparła się o framugę drzwi i zakładając ręce na piersi, patrzyła na mnie z obojętnością. Mierzyła mnie wzrokiem, a ja znów zacząłem się niepokoić.
        - Ja wybieram film – powiedziała zadziornie, uśmiechając się lekko. Odsunęła się, pozwalając mi wejść do środka. Przekraczając próg jej mieszkania w kontekście innym niż seksualny, uznałem to za swoisty nowy początek. Nie wiedziałem co z tego wyniknie, jednak postanowiłem zaryzykować. Czas zrozumieć, że Mags nie jest jedyną dziewczyną na ziemi. Przez swoją ślepą miłość do niej mogłem nie zauważyć innych, które również zasługiwały na moją uwagę. Z pewnością zasługiwała na nią Cailin, która wsadzając moje kwiaty do wazonu, wpatrywała się w nie, jakby były najlepszym prezentem jaki dostała w życiu. Uśmiechnąłem się na ten widok i rozsiadłem się wygodnie na jej śliwkowej kanapie w niewielkim saloniku połączonym z kuchnią.
Po chwili dziewczyna znalazła się obok mnie z miską wypełnioną popcornem. Przysunęła się ostrożnie, jakby bała się zrobić pierwszy krok. Bez skrępowania, położyłem jej rękę na talii i przyciągnąłem do siebie bliżej. Cailin spojrzała na mnie i po raz pierwszy od naszego poznania ujrzałem jej szeroki uśmiech.
       - Co oglądamy?



[podczas pisania tego fragmentu, słuchałam TEGO; też możecie sobie włączyć :))
H.
Kolejny raz przekręciłem się na szpitalnym łóżku. Gips, w który wsadzili mi trzy czwarte ciała zaczynał mnie niemiłosiernie irytować. Westchnąłem, próbując znaleźć jakąkolwiek pozycję, w której będzie mi wygodnie. Był już wieczór i jak zwykle o tej porze zaczynałem się cholernie nudzić. Zdrową ręką otworzyłem laptopa, którego przemyciła dla mnie Mags. Zacząłem wystukiwać w Google swoje nazwisko, by po chwili ujrzeć miliardy stron. Ciekawy byłem z kim w tym tygodniu prasa połączyła mnie w związek. To chyba te prochy, którymi faszerowała mnie doktor Margo, tak na mnie działały – przecież w życiu o zdrowych zmysłach nie wszedłbym na takie portale. Powoli przesuwałem stronę w dół, śmiejąc się pod nosem z niektórych absurdalnych nagłówków. Nagle zauważyłem jeden, który przykuł moją uwagę na dłużej.

Była dziewczyna Stylesa znów do wzięcia!

Kliknąłem w link i moim oczom ukazało się zdjęcie uśmiechniętej Penelope. Szybko przeczytałem artykuł, by po chwili zobaczyć jedno z naszych wspólnych zdjęć. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Byliśmy wtedy na premierze najnowszego filmu Willa Smitha, a Penelope tak bardzo chciała, aby Will podpisał jej się na cyckach. W tamtym momencie miałem ochotę zapaść się pod ziemię, ale teraz, z perspektywy czasu wydawało mi się to zabawne i totalnie pasowało do jej stylu. Była taka roztrzepana, zabawna i nie raz doprowadzała mnie do szału, ale mimo tego wszystkiego była tą, która w każdym stopniu uzupełniała mnie. Dopiero teraz, spędzając z nią czas w tym cholernym szpitalu, uświadomiłem sobie, ile ona dla mnie znaczy, ile dałbym, aby znów ją tu zobaczyć... Być może Mags miała rację, nie powinienem mówić Pen tego wszystkiego tak szybko. Nie miałem najmniejszego pojęcia, że to ja mogłem by ogniwem, które przesądziło o jej rozstaniu z Mattym. Co ja sobie myślałem? Że powiem jej, że cholernie za nią tęsknię i że żałuje, że wtedy nasza znajomość skończyła się w ten sposób, a nie inny, a wtedy ona rzuci mi się w ramiona? Nigdy nie byłem mistrzem podrywu; uważałem, że szczerość to najlepszy sposób. Szkoda, że nikt wcześniej mnie nie uprzedził, że to może wyrządzić najmniej pożądany efekt, jakiego chciałem.
Moje rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi. Automatycznie odwróciłem głowę w tamtą stronę i zamarłem.
       - Cześć, stary – powiedział Matty, przysuwając sobie krzesło i usadawiając się wygodnie. - Jak się czujesz? - zapytał, a ja wciąż wpatrywałem się w niego zaskoczony. Ten facet był ostatnim gościem, o którym pomyślałbym, że chce mnie odwiedzić.
       - Lepiej, dzięki – mruknąłem. - Nie myślałem, że przyjdziesz – wypaliłem i natychmiast tego pożałowałem, kiedy uchwyciłem dziwne spojrzenie bruneta.   
       - Taa – odparł. - Sam się sobie dziwię, że tu jestem. Ale chyba mamy parę spraw do wyjaśnienia, prawda?
Głośno przełknąłem ślinę. Ton jego głosu nie sugerował niczego złego, jednak, doskonale wiedziałem o co chodzi. Nim zdążyłem coś powiedzieć, ponownie usłyszałem jego głos.
       - Wiedziałem, że Penelope nigdy nie uwolniła się od uczuć do ciebie. - Mój oddech stał się płytszy i szybszy. Nie tego spodziewałem się usłyszeć. Przecież przez większość czasu Pen nienawidziła mnie, za to, co jej zrobiłem, a ja nie mogłem sobie wybaczyć tego, że zaczęła układać sobie życie z kimś innym. W życiu nie spodziewałbym się, że ona wciąż coś do mnie czuła.
       - Jak to? - tylko na tyle było mnie stać. Matty spojrzał na mnie dziwnie.
       - Daj spokój. Wiem, że doszło do czegoś między wami. Nie jestem taki głupi. Myślisz, że ona zerwałaby ze mną bez jakiegokolwiek powodu?
Nie odpowiedziałem. Moje sumienie dało o sobie znać, boleśnie dając mi do zrozumienia, że rozwaliłem udany i dobrze rokujący na przyszłość związek.
       - To nie tak...
       - Nie tłumacz się. Gdyby nie to, że znajdujesz się tu cały połamany, z chęcią bym ci przywalił. Chciałbym ją odzyskać, wiesz? Ale nie mogę.
        - Oczywiście, że możesz. Nikt ci nie broni być z nią. - mówiłem, choć miałem cichą nadzieję, że do tego nie dojdzie.
       - Nie mogę, bo nie chce żyć w kłamstwie przez następne lata. Widzisz, ty i ja jesteśmy jak dwa gatunki czekolady. Kiedy już się spróbowało tą lepszą, potem już nie mamy ochoty wracać do tej gorszej. A ja jestem tą gorszym gatunkiem. Bez względu na to, ile razy będzie mi mówić, że mnie kocha, jej oczy ją zdradzą. Bo Pen nigdy nie będzie patrzeć na mnie tak, jak patrzy na ciebie i to jest gorsze niż wszystko inne. I to tak zajebiście boli.
Patrzyłem na jego twarz i miałem ochotę przywalić kolesiowi, który sprawił, że chłopak siedzący obok mnie, czuje się jak gówno. Szkoda, tylko, że to ja byłem tym kolesiem.
       - To zawsze będziesz ty.
       - Daj spokój – zacząłem – przecież możesz z nią... - umilkłem w połowie zdania, widząc, że za plastikową szybą, która dzieliła moją salę z korytarzem, stoi Penelope, rozmawiająca z doktor Margo. Matty zauważył moje roztargnienie i również spojrzał w tamtą stronę. Przez chwilę wpatrywał się w sylwetkę dziewczyny, po czym odwrócił się w moja stronę, prychając i kręcąc głową.
       - Widzisz? - powiedział. - To zawsze będziesz ty, Harry.
W osłupieniu patrzyłem jak spokojnie wstaje z krzesła i kieruje się w stronę wyjścia.


P.
Z uśmiechem pożegnałam wzrokiem doktor Margo. Jak to miałyśmy w zwyczaju, po kilkuminutowych ploteczkach, kobieta opuściła mnie, tłumacząc, że czas na jej dyżur podczas obchodu. Kierowałam się w stronę sali Harry'ego, kiedy tego pomieszczenia wyszedł Matty. Zamarłam, obserwując, jak bez słowa mija mnie, obdarzając mnie jedynie wzrokiem pełnym bólu i zawodu. Stanęłam jak wryta, obserwując chłopaka, który właśnie skręcał w stronę wyjścia. Jego spojrzenie dopiero wtedy uświadomiło mi, jak wielki błąd popełniłam. Przecież kochałam go... Wciąż kocham. Czy naprawdę było warto zakończyć to wszystko przez parę głupich słów Harry'ego? Może to, co do niego czuję, to jedynie wytwór wyobraźni?  W moich oczach zgromadziły się łzy. Powoli gubiłam się w tym wszystkim. Wciąż wpatrywałam się w korytarz, gdzie przed chwilą znajdował się Matty. Chciałam pobiec za nim, jednak moje nogi, nie miały zamiaru odrywać się od powierzchni. Łzy popłynęły po moich policzkach. Odwróciłam się za siebie, napotykając intensywne spojrzenie Harry'ego. Gwałtownie obróciłam głowę. Głośno oddychając, zmusiłam się do przejścia w pobliże pierwszego lepszego krzesła. Opadłam na nie, chowając twarz w dłoniach. Nie wiedziałam już nic, w mojej głowie była pustka. W życiu nie czułam się gorzej. Do tej pory obwiniałam wszystkich wokół, jednak dziś, widząc wzrok Matty'ego, uświadomiłam sobie, że to ja jestem jedyną winną. Powoli zaczynałam panikować; nie byłam przyzwyczajona do obecności problemów.
       - Nie martw się - usłyszałam ciepły głos jednej w pielęgniarek. Automatycznie podniosłam na nią wzrok. - On wyjdzie stąd szybciej niż myślisz. To silny chłopak - dodała, patrząc, na salę, w której leżał Harry, po czym oddaliła się w stronę pokoju pracowniczego. 
Jakie to zabawne - ona myśli, że ubolewam nad kondycją Stylesa. Gdyby wiedziała, że jedyna kondycja, która jest tutaj trudna do wyleczenia, to ta mojego serca. Wątpiłam, czy jakikolwiek lek pomoże mi w podjęciu decyzji; a najgorsze w tym wszystkim było to, że sama nie wiedziałam czego chciałam. 
Czas dorosnąć, Penelope.


____________________________________________________________
Heeeeeeeeej, przepraszam, za taki mega gówniany rozdział, aż wstyd to publikować,
 ale naprawdę nie mam czasu na pisanie, mam taki zapierdol, że hej :< następny pewnie pojawi się w następny weekend :) dziękuję za tyle komentarzy, mój osobisty rekord :D JESTEŚCIE KOCHANE <3
Przypominam o głosowaniu na blog ELENN -> KLIK + zagłosujcie, ona na pewno się ucieszy, tym bardziej, że W NIEDZIELE TA MURZYŃSKA PAŁA MA URODZINY :D
Pozdrawiam i do następnego :)

21 komentarzy:

  1. Ciężko zebrać mi myśli po tym rozdziale, mogłabym napisać, że jest zajebisty, świetny, niesamowity, ale nie. Te słowa nie mają takiej mocy, ogólnie w naszym życiu nadużywamy tych słów, więc jak określić coś co nas NAPRAWDĘ ruszyło? Hm..? Chyba jak zwykle zacznę od opisywania moich odczuć co do poszczególnych scen. Zacznę od końca, mam wrażenie, że największą głębie i drugie dno mają postacie drugoplanowe. Dziwny trójkąt, Pen, Haz, Matty, podoba mi się sposób w jaki wszystko ujęłaś. Cała scena dwóch chłopaków zakochanych w modelce był jak pięknie opakowany cukierek, powoli go rozpakowałam, zastanawiając się co jest w środku, ale wygląd mnie nie zmylił, krył się tam pyszny smak dobrze przemyślanej wewnętrznej strony bohaterów. Ich głębia mnie naprawdę zadziwia, Pen niby kocha Matty'ego, ale wiadomo, że serce nie sługa i coś może czuć do Harrego. Niby wszystko zależy od niej, ale niekoniecznie, bo czasami mamy wrażenie, że jesteśmy tylko kukiełkami w tym wielkim świecie, a kto pociąga za sznurki? Tego nie wiem. Tekst o gatunkach czekolady, był bardzo prawdziwy i przemówił do mnie zupełnie. Chociaż wiele goryczy było w tym wyznaniu, Mateusz to tak bardzo porządny chłopak.
    Teraz czas na Zayna, jego historia nie wiem dlaczego ale najbardziej mnie porusza, jest w niej coś. Miłość do dziewczyny, potem zagłuszanie jej by poszukać szczęścia gdzie indziej. Cały rozdział kojarzy mi się z dobrymi angielskimi filmami, takie jak lubię najbardziej, gdzie nie jest idealne, każdy ma swoje problemy, nie są one infantylne tylko mają głębsze podłoże w duszy. Zbudowanie w ten sposób postaci jest na najwyższym poziomie, szczerze mówiąc, czasami wydrukowane powieści nie mają takiego rysu. Widać, że skupiasz się na bohaterach i posługujesz się nimi zgrabnie z przemyśleniem, to są charaktery znające swoje miejsce w historii a nie wrzucone by zapchać dziurę fabularną.
    Jeśli chodzi o sprawę Nialla i Mags, hmmm... Nie wiem co powiedzieć, życzę im jak najlepiej, ale zastanawiam się czy nadal warto, tak po prostu. Niech Horan zrobi te testy i się wyjaśni, a potem się trzeba będzie konfrontować z sytuacją.
    Piosenka Eda przepiękna, słuchałam jak pisałam komentarz <3
    Kocham Cię <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i jeszcze jedno, TAK WŁAŚNIE POWINNO BYĆ, każdy rozdział coraz lepszy i lepszy! Bo ten jest wielkim majstersztykiem, chciałabym pożyczyć od Ciebie ten pomyślunek nad postaciami i umiejętność stawiania średników :D

      Usuń
    2. Ed Sheeran zawsze i wszędzie sprawia, że wszystko wydaję się takie piękne :D generalnie kocham Cię i tyle <3

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od następnego rozdziału będę pisać, z czyjej perspektywy piszę rozdział :) Dziękuję i mam nadzieję, że widzimy się w nexcie :*

      Usuń
  3. te czwartkowe wieczory, kiedy jedyne na co mnie stać to paść twarzą wprost na klawiaturę i stracić ostatnią nadzieję po wypraniu mojego mózgu, sprawiają, że jeszcze intensywniej śledzę tutejsze blogowe perypetie, a wskaźnik poczucia bezsensu maleje z każdym kolejnym czytanym zdaniem. <3
    ta filozofia nie była zamierzona. wybacz, Mags. ^^ to wypłynęło z mego wnętrza, choć może nie chcę wypaść blado pod tym fantastycznym odcinkiem, którym po raz kolejny nas zaszczyciłaś. jakby był gówniany, to bym siedziała ze spinaczem na nosie, a w ogóle tak nie jest. nabieram głęboko powietrza i wyłączam się na jakiś czas. dobra, do rzeczy!
    od razu mówię, że Sophie z tą całą ciążą to jedna wielka ściema, a sztuczny brzuszek zapożyczyła od Bijonse. :D tak czuję przynajmniej, gdy czytam o tej kobiecie, której jedynym życiowym celem jest zaszkodzić naszym gołąbeczkom, do czego w ogóle nie powinnaś dopuścić. :< niech test rozwieje nasze wątpliwości. jeszcze na dodatek Zayn chce zgrabnie wykorzystać swoje pięć minut, bo nadarza się ku temu okazja. i te ręce na ramionach Mags. stary, ogarnij, ona nigdy nie będzie Twoja! siooo! +
    nareszcie pojawia się Tajemniczy Blondyn. tak. czekałam. tęskniłam. śniłam. <3 mimo, iż nie przyszedł z najlepszymi wieściami, to właściwie ta cała otoczka związana z jego postacią tak bardzo przyćmiewa wypowiadane przez niego słowa, że oh. zamiast nóg mam kruche ciasto. Daniel, zamilcz i bierz moje pieniądze. <3
    z tego miejsca chcę serdecznie pozdrowić Josha. studencie, tak bardzo mnie rozumiesz, ta świadomość, że wdepnęło się w jedno gówno dodaje mi sił. choć były to zaledwie dwa dni, whatever. :D
    czuły Niall zawsze i wszędzie, nawet, jak coś się psuje, albo jest bliskie spierdolenia, Horan czuwa, jest obecny i wyszepcze kilka słówek do ucha. podziwiam Mags za cierpliwość i umiejętność ogarnięcia tego wszystkiego. ja bym już dawno płynęła zapomniana z nurtem jakiejś rzeki, a w tle nagrywaliby V sezon Titanica.
    widzę, że mimo widocznej poprawy stanu zdrowia Harryego, doktor Margo zawsze na czasie. ^^ ah, ta kobieta będąc jedynie elementem tła zbiera laury za postawienie naszego gwiazdora na nogi. i to nie były żadne prochy tylko proszki: vizir, bryza, dosia... xD
    dobrze, że Styles nie był podłączony do żadnych respiratorów czy innych urządzeń bo po wejściu Mateusza na jego salę obleciał mnie chłód przerażenia. kto wie, może byłby skłonny pomóc Harry'emu z przejściu na tamten świat za całą tę zabawę z Penelope. kurde. kobieta to nie zabawka, nie mogą się nią podzielić niestety, ponieważ ta wyjątkowa kobieta zasługuje na stałe, ciepłe miejsce w sercu jednego z tych panów. (tak, to będzie H., prawda? zapłacę!)
    Penelope, nie dorastaj, pozostań największym mentalnym dzieckiem tego opowiadania, kobietą skłonną do wzruszeń, ale również do upijania się czymkolwiek/gdziekolwiek/ z kimkolwiek.
    i co do jasnej cholery z tym barbecue?! czekam na cały gejzer hiszpańskich emocji! potrzebuje gwaru, ognia, żaru rodziny Rodriguez, tańca i śpiewu! już dziś rozwieszam w oknie hiszpańską flagę na znak oczekiwania na wielką fiestę! ^^
    mimo rozterek, jakie przechodzą bohaterowie i faktu, że nie wszystko się układa po ich myśli, pozostanę w radosnym oczekiwaniu na dalszy rozwój zdarzeń, choć na chwilę obecną to czekanie wydaje się wiecznością, ale, niech mnie szlag, czytanie blogowych opowiadań nadaje rytm każdego tygodnia i aż chce się zapierdalać cały tydzień, by na sam koniec otrzymywać takie wisienki. <3 teraz już swobodnie mogę udać się na spoczynek. dziękuję za uwagę, dobranoc. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Margo, jesteś królową blogosfery pod każdym względem, amen. <3
      Hiszpańska fiesta rozpocznie się dziś wieczorem, mam nadzieję, że nie zawiodę nikogo, bądź co bądź wyszłam trochę z wprawy :< Pen i Harry, Mateusz i Pen, a może Mateusz i Harry? :D Wariantów jest wiele, zobaczymy który wybierze Pen, ja tu akurat nie mam nic do gadania :D Daniel Ramos i jego prawnicze paragrafy pozostaną z nami jeszcze przez jakiś czas, mogę jedynie obiecać, że zrobi niemałą rozjebundę! Niall i Mags -> czy Ty też uważasz, że to początek końca? :< Pozdrawiam Cię serdecznie i ogólnie wychwalam pod niebiosa! <3

      Usuń
  4. Mags takie pytanko: To Twój pierwszy blog/ Jedyny blog? Twoje odpowiadanie od początku było bardzo ciekawe i w bardzo szybkim czasie się w nim zakochałam. Od pierwszego rozdziału byłam pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu, z każdym rozdziałem stajesz się coraz lepsza, rozwijasz się. Twój aktualny poziom pisania powala na kolana, sprawia ,że zbieram szczenę z podłogi! BARDZO CI DZIĘKUJE KOCHANA :* + uwielbiam to ,że odpisujesz na komentarze ;) to sprawia ,że czuje się w jakiś sposób z Tobą zżyta <3
    ____________________________________________
    Co do samego rozdziału to myślę ,że dla Mags i Nialla to będzie największa próba ich miłości, okaże się jak silne są ich uczucia i czy naprawdę się kochają. Osobiście trzymam za nich kciuki bo oni są sensem mojego życia :p Przede wszystkim muszą oboje siebie wspierać i nie skreślać swojego związku bez względy na wszystko. Mam nadzieje ,że ten blondyn nie przyniesie ze sobą większych problemów niż to odszkodowanie... Biedna Polka w takim krótkim czasie wszystko zwaliło się jej na głowę :(
    ZAYN :) Pozytywnie mnie zaskoczył, super ,że przestaje być tą postacią tragiczną. Może ułoży sobie życie z Cailin, uważam ,że to urocze jak ją zaprosił <3 Za tą parą jestem jak najbardziej na TAK :)
    Również bardzo miło zaskoczył mnie Mateusz ,że mimo swojej miłości do Pen zachował się tak w porządku w stosunku do Hazzy :) Wydoroślał i jest super facetem. Teraz wszystko leży w rękach Pen, kogo wybierze? Już nie mogę się doczekać poznania tej jak i tausiowej tajemnicy! Mam nadzieje ,że rozdział pojawi się szybko ale wiem jedno WARTO CZEKAĆ NA TWOJE ROZDZIAŁY/Add :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Add, nie umiem wyrazić tego jak mega się cieszę, widząc Twoje komentarze :) W życiu nie pomyślałam, że można zżyć się z ludźmi komentującymi blogi, ale to naprawdę jest możliwe <3 Jeszcze jeden blog, który pisałam dla zabicia czasu -> You Can't Stop Me, jest w zakładkach :D pewnie zabiorę się za niego po zakończeniu tego opowiadania :) Kochana skoro Niall i Mags są sensem Twojego życia, to w takim razie Ty jesteś sensem mojego :D Blondyn pozostanie z bohaterami jeszcze jakiś czas, zobaczymy co z tego wyniknie ;> Jak problemy, to od razu wszystko na raz, a co! Zaynie i jego nowa panna pojawią się u Rodriguezów, fiesta przyniesie wiele dziwnych sytuacji :D Ach, wydaję mi się, że Mateusz przejął pałeczkę po Zaynie i zostanie tragiczną postacią HILY ;< Kogo wybierze Pen, dowiemy się w ostatnich rozdziałach :)
      ROZDZIAŁ JUŻ WIECZOREM, MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ NIE ZAWIEDZIESZ <3 #loveyou :*

      Usuń
  5. Głęboki... Tak, głęboki będzie chyba jak dla mnie najlepszym określeniem tego rozdziału. Wbrew pozorom dla niektórych to tylko zwyczajne ff, jednak dla mnie stało się czymś więcej. Pouczające, to chyba zbyt małe słowo. Bohaterowie dorastają, problemy się zmieniają, praca, miłość taka "na zawsze", rodzina. Najwspanialsze jest to że jestem tego świadkiem i mam wrażenie jakbym "dorastała", nabywała nowych umiejętności wraz z bohaterami.
    Mags, Niall i Zayn; Pen, Mateusz i Harry- niebezpieczne trójkąty, które mam nadzieję że wkrótce się wyjaśnią.
    Cieszę się bardzo że Zayn przeprosił Cailin. Ona przecież też ma uczucia... Może w końcu zrozumiał...
    "-Mags, ja ci pomogę, studiowałem przecież prawo! Znam na to paragraf..." Przepraszam ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zacytować xD Josh rozwalił system xD
    Szkoda mi strasznie Mateusza... Oni byli sobie pisani <3 Ale może nie takie ich przeznaczenie... Cóż, wkrótce mam nadzieję, że się dowiem :)
    I See Fire <333 Jejku! Uwielbiam tą piosenkę <3 Super że ją dodałaś :D
    Pan Tajemniczy... Jak dla mnie on mógłby być dalej tajemniczy, a nie okazywać się jakimś ehh... prawnikiem...
    Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać :( Strasznie podobało mi się to, jak Niall się zachował. Poszedł za nią, okazał jej wsparcie i nie owijał w bawełnę :)
    Barbecue xD Już się nie mogę doczekać xD Czuję że będzie się działo :D
    Jestem ciekawa co z Sophią i dzieckiem... Zrobią testy? Jaki będzie wynik?
    Mówią, że nieszczęścia chodzą parami... W tym wypadku jakimś dziwnym trafem dobrały się w stada...
    PS Dziękuję za wcześniejszy komentarz <3
    Pozdrowienia dla kuzynki <3
    PS 2 Ahhh... A pana ze zwiędłymi kwiatami jak nie było, tak nie ma xD Uzbrajam się w cierpliwość i czekam, bo z świętokrzyskiego na górny śląsk jest całkiem niedaleko xD Ponoć na to co najwspanialsze musimy długo czekać <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Dominiko, pierwsze co pomyślałam sobie, po przeczytaniu tego komentarze: OMG, MOJA KUZYNKA TEŻ MIESZKA NA GÓRNYM ŚLĄSKU xD Ale by były jaja, gdyby okazało się, że on to tak naprawdę Ty :D
      Strasznie mnie poruszyłaś początkiem opowiadania, jeszcze sobie włączyłam Eda i się zwyczajnie popłakałam. To cholernie niesamowite, jak potrafisz wprowadzić mnie w skrajne emocje :D poza tym, kiedy tylko się uspokoiłam, zaczęłam się cieszyć i wariować jak pięciolatka, po prostu nie mam słów, aby wyrazić jak bardzo kocham Twoje komentarze <3 Wszystkie trójkąty wyjaśnią się pod koniec :) Josh jest stylem życia, on jest tak doświadczony, że nie da się tego określić :D Tajemniczy jeszcze zostanie z nami na trochę, mam nadzieję, że przypadnie Ci jego rola i to będzie działo się pomiędzy nim, a.... STOP. Już nic nie mówię, daję wszystkim za dużo spoilerów :D
      Barbecue już dziś, mam już napisane 3100 słów hiszpańskiej fiesty, a wciąż nie jestem w punkcie kulminacyjnym rozdziału :D
      Dziękuję Ci pięknie za to, że po prostu jesteś ze mną <3
      PS. Nasze drogi są w opłakanym stanie, Liam bardzo się stara nie zgubić koła od swojego samochodu :D Najwspanialsze przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie :)
      :*

      Usuń
  6. to jest piękne! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. SUPER ROZDZIAŁ, ZAPRASZAM DO MNIE www.allyandonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG! Pierwszy raz od okolo pól roku przeczytalam blog,który jest poświęcony w większości Niallowi, a przynajmniej mam taka nadzieje xD i teraz z przykrością musze stwierdzic dla autorki poprzedniego, ze "rzucam ją" dla tego opowiadania. Jest swietne, ma bardziej rozrysowana fabułę, rozdzialy są dłuższe i co tu dużo gadac: glowny watek skupia w sobie 1D 😍 kolejnycblog ląduje do zakladek w komórce. 😜
    Buziaki :-* Ann

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową czytelniczkę :) Tak, blog jest w 80% poświęcony Niallowi, jednak jak widać pojawiają się też inni bohaterowie :) O Boże, ktoś kogoś rzucił dla mnie, jakie to fajne uczucie :D Dziękuję bardzo za te słowa, bardzo się ciesze, że podoba Ci się jak piszę i o czym piszę :) Mam nadzieję, ze widzimy się w następnym rozdziale :)
      Pozdrawiam x

      Usuń
  9. Każdy wpadł na ten sam pomysł :D
    MÓJ BLONDYN <3 :D Nareszcie hehe :3 Ciekawe jak to będzie dalej :x
    Już sb wyobrażam te przenikające na wylot tęczówki i ten piękny uśmiech :D
    Taki niby podobny do Horana, a jednak tak bardzo inny.
    Jejusiu nwm co powiedzieć ;C Ale no cóż więcej można by dodać?
    Love Mags xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może wszyscy posiadają jeden mózg? :D
      Jest i Blondyn! Zostanie z nami na dłużej, i masz rację - jest kompletnie inny niż N. :>
      Love you too :*

      Usuń
  10. kocham cie i twoje opowiadanie tez jestes boska ghiufdgi<33

    OdpowiedzUsuń