sobota, 2 stycznia 2016

2. Say goodbye



Kilka słów ode mnie tradycyjnie na końcu rozdziału,
Chciałam tu Wam tylko powiedzieć, że zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie, zaglądnijcie! :>




Trzy tygodnie później

– Błyskawicznie wraca do zdrowia – usłyszałam stłumiony głos. – Myślę, że nie będzie przeciwwskazań aby szybciej wypuścić ją do domu.

Opadłam na poduszki, głośno wzdychając. Naprawdę, miałam już po dziurki w nosie tego szpitalnego otoczenia. Przez ostatnie kilkanaście dni próbowałam za wszelką cenę odzyskać siły by móc jak najszybciej się stąd wydostać. To nie tak, że nie miałam towarzystwa – całymi dniami przy moim łóżku siedział Dan, Penelope, Elena z Louisem, Liam  i Harry, a także rodzice, dopóki nie kazałam im wracać do domu, sto razy zapewniając, że już mam się dobrze i lada dzień wypiszą mnie z tego przeklętego miejsca.  Chciałam już znaleźć się we własnym łóżku, zatopić po czubek głowy w pościeli i rozmyślać na temat ostatnich wydarzeń z mojego życia. Niewiedza Nialla, skruszenie Zayna i śmierć Josha sprawiły, że funkcjonowałam jedynie za pomocą leków, którymi nieustannie faszerowała mnie Margo. Wiedziałam, że od ostatniego spotkania z Zaynem i wysłuchaniem jego tłumaczeń, jego noga za sprawą Pen więcej tu nie postanęła. Niall – wiedziałam, że bywał tu często, głównie późnymi wieczorami.  Wiedziałam, że to wszystko za sprawą Margo, która wpuszczała go do mnie poza wyznaczonymi godzinami odwiedzin, kiedy za każdym razem, kiedy wyczułam woń jego perfum, udawałam, że śpię. Wmawiałam sobie, że to była dobra taktyka – nie wiem czy umiałabym spojrzeć mu w oczy, wiedząc, że chowam przed nim ogromny sekret. Z drugiej strony podświadomie czułam, że Niallowi także jest na rękę moje „spanie”, kiedy przychodził. Przez pierwsze spotkania opowiadał mi o tym, co się działo, zręcznie unikając tematu Sophie i dziecka. Z czasem jego rozmowność malała i później jego odwiedziny sprowadzały się jedynie do milczenia i trzymania mnie za rękę. Jego dotyk za każdym razem mnie paraliżował i przypominał jednocześnie jak ciężko jest go nie kochać i jak bardzo są popieprzone nasze relacje.  Martwiła mnie także nieobecność Mateusza. Odkąd pojawiłam się w szpitalu, odwiedził mnie tylko raz. Potem nie odbierał ani moich telefonów, ani nie odpisywał na wiadomości. Penelope tłumaczyła go tym, że ma masę spraw do załatwienia po utracie wspólnika, jednak znałam ją na tyle dobrze i wiedziałam, że za tym kryje się coś więcej.  Nie pytałam, nie miałam już siły zajmować się kolejną rzeczą sprawiającą, że moje życie stawało się jeszcze bardziej beznadziejne.

Nagle drzwi Sali, w której przebywałam otworzyły się i ujrzałam z nich Margo i Ramosa.
– To twój szczęśliwy dzień – Margo uśmiechnęła się szeroko – Od dziś nie będziemy musieli się z tobą użerać.
Wstałam do pozycji siedzącej i wyszczerzyłam się. Nareszcie, wracam do domu! To było takie cudowne uczucie. Czym prędzej zeszłam z łóżka, jednak przy gwałtownym ruchu,  pojawiły mi się mroczki przed oczami. Cholera.
– Hej, hej, księżniczko. Nie tak szybko – Ramos w mgnieniu oka pojawił się przy mnie, sprawiając, że tylko dzięki niemu nie runęłam na podłogę. Przeklinając swoje nie do końca naprawione zdrowie, podreptałam za Margo do jej gabinetu aby podpisać dokumenty i wziąć wypis. Usiadłam wygodnie w fotelu naprzeciwko jej biurka i obserwowałam jak zręcznie kartkuje papiery, by po chwili podać mi ten dla mnie, dokładnie w tym samym momencie, kiedy zastanawiałam się, czy Hary zaliczył  Margo na jej szerokim biurku. Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc z medycznego słownictwa i przeniosłam wzrok na Margo, która bacznie mnie obserwowała.
– Dalej będziesz go okłamywać? – spojrzała na mnie wyczekująco. Posłałam jej pytające spojrzenie, na co prychnęła i z niedowierzaniem pokręciła głową.  – Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię.
Zamrugałam parę razy, mając cholerną nadzieję, że nie wie o Niallu i jego nie–dziecku. Kto do cholery mógł jej powiedzieć?! Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była Penelope. Wiedziałam, że była idiotką, ale nie do tego stopnia, aby mówić coś, kiedy prosiłam, aby zachowała tajemnicę. W głowie zrobił mi się istny mętlik i kiedy miałam otworzone usta, by coś powiedzieć i natychmiast je zamknęłam, kiedy Margo pokazała mi pomięty papier z wynikami badań. Cholera jasna, czy ona pokazała to wszystkim?!
– Czy ty… – zaczęłam ostrożniej, jednak natychmiast mi przerwała.
– Nie. Nie martw się, Penelope prosiła, żeby zachować to w tajemnicy, nie wiem po co – oburzyła się.
– To dlatego wpuszczałaś go do mnie wieczorami? – zapytałam obojętnie, chociaż moje serce biło w niewiarygodnie szybkim tempie. Wiedziałam jaka będzie jej odpowiedź, jednak nie wiedziałam, czy chciałam ją faktycznie usłyszeć. Miałam już wystarczający nieład w głowie, nie chciałam kolejnego poplątanego faktu do kolekcji. Wlepiałam oczy w zaskoczoną Margo, która ledwie skinęła głową. No świetnie, tego było mi trzeba. Naprawdę. – Przecież sama mówiłaś, że powinnam skończyć ze wzdychaniem do niego i spróbować zacząć żyć na nowo – dodałam z przekąsem.
– On mnie błagał, Mags – powiedziała cicho po chwili milczenia. – Był tu tego samego dnia kiedy się tutaj znalazłaś. Nie widziałaś jak wyglądał – jakby chciał położyć się tam za ciebie. W życiu nie widziałam kogoś tak cierpiącego, a uwierz mi, pracując tutaj , widziałam naprawdę wiele. Jesteście kurewsko dobrymi aktorami, broniąc się przed tym co nieuniknione  – podsumowała. – Po za tym, jest jeszcze coś…
Zmarszczyłam brwi i w milczeniu opuściłam jej gabinet. Nie chciałam już jej słuchać. Umoralniające gadki na temat miłosnej telenoweli dotyczącej mojego życia, były ostatnią rzeczą, których miałam ochotę słuchać.
– Gotowa? – Ramos spojrzał na mnie troskliwie, biorąc na ramię torbę z moimi rzeczami. Skinęłam głową, po czym oboje skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Wyjścia, które symbolizowało mój powrót do życia, które znów stało się bardziej pogmatwane, niż kiedykolwiek.


Mateusz POV

– Cześć, stary – utkwiłem wzrok w tabliczce, na której wyryte było imię i nazwisko Josha. – Mógłbyś w końcu do mnie zadzwonić, to już robi się nudne.
Zawsze kręciłem z politowaniem głową ilekroć ktoś wspominał, że chodzi na cmentarze po to, aby pogadać ze zmarłym. Nie sądziłem, że ja też będę to robić. Wizyty u Josha stały się moją codziennością. Opowiadałem mu o pracy, jak idą poszukiwania nowego pracownika naszej firmy, mojej relacji z Tessą, o tym co zamierzałem zrobić na kolację.  Odetchnąłem i zacząłem odkręcać jedno z piw, które ze sobą przyniosłem.
– Twoje zdrowie – uniosłem butelkę, po czym upiłem z niej kilka łyków. Znoszenie jego nieobecności łatwiej znosiłem, nie będąc do końca trzeźwy.  – Napij się, widzę, że tobie też nie jest z tym łatwo – dodałem, po czym chlusnąłem piwem na jego tablicę.  Przez następne kilka minut stałem w ciszy zastanawiając się nad okrucieństwem tego świata. Chyba do końca nie będę mógł się pogodzić z tym, co się stało i to było tak cholernie przygnębiające.
Nagle zauważyłem, że ktoś stoi obok mnie. Obojętnie odwróciłem głowę i ujrzałem Penelope, która wpatrywała się w zacieki na tablicy, pozostawione przez piwo.
– Zdecydowanie powinieneś przestać go non stop upijać – usłyszałem i mimowolnie się uśmiechnąłem. Bez słowa podałem jej butelkę, z której upiła łyka. W milczeniu powróciliśmy do naszego zajęcia, jakim było lustrowanie każdej złotej litery, które składały się na nazwisko Josha. Nie wiedziałem, dlaczego, ale jej obecność uspokoiła mnie bardziej, niż hektolitry piwa, które wlewałem w siebie po każdej wizycie na cmentarzu. Pomimo tego, co między nami działo się przez te dwa lata, wiedziałem, że zna mnie jak nikt inny i tylko ona potrafiła zrozumieć to, przez co przechodziłem. Nie Tessa, tylko ona. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, tak po prostu było.
– Tęsknię za nim – mruknąłem, pociągając łyk z butelki. Poczułem ciepłą dłoń dziewczyny na swojej. Chciała dodać mi otuchy. Wiedziała jak mi pomóc.
– Wiem – odpowiedziała cicho. – Wszyscy za nim tęsknimy, Matty – ścisnęła moją rękę mocniej. – Dobrze wiesz, że on nie chce, żebyśmy nad nim stali i się użalali. Dostalibyśmy za to niezłego kopa – dodała. Skinąłem głową. Miała rację, tylko dlaczego nie chciałem przyjąć tego do wiadomości? To było tak cholernie pojebane.
– Zróbmy dziś imprezę – powiedziała nagle. – Dla Josha. Zbierzemy znajomych, upijemy się i powspominamy Josha. Jak za starych dobrych czasów. To będzie nasza pożegnalna ceremonia, po czym wszyscy wrócimy do dawnego życia. Wiesz, że musi to nastąpić.
Spojrzałem na nią i napotkałem jej wyczekujące spojrzenie. Pierwszy raz rozmawiałem z tak dojrzałym wcieleniem Penelope. W niczym nie przypominała już tej rozkrzyczanej psychofanki, którą kiedyś była. Nie sądziłem, że to, co działo się przez ostatnie tygodnie, sprawi, że tak mocno wydorośleje. Jej brązowe oczy były przepełnione troską. Tęskniłem za jej spojrzeniem. Otrząsając się ze swoich myśli, pokiwałem twierdzącą głową.
– Dobrze, zróbmy to.



Mags POV

– Matka nigdy nie da mi spokoju – powiedział zniecierpliwiony Dan, kończąc rozmowę. Pokiwałam głową i wróciłam do poprzedniego zajęcia, jakim było obserwowanie ulic, które pokonywaliśmy w drodze do domu. Nie byłam dziś dobrą kompanką do rozmowy. Ramos to rozumiał i postanowił prowadzić monolog, narzekając na swoją matkę, uporczywych klientów w kancelarii, czy innych kierowców na drodze.
– To co, wybierasz się ze mną w sobotę na ślub? – To pytanie skutecznie oderwało mnie od krajobrazów za szybą. Spojrzałam na niego zaskoczona, nie bardzo wiedząc o czym mówi. – No wiesz, ślub Soph.
– Jesteś niedorzeczny – wywróciłam oczami. Doskonale wiedziałam, że się ze mną droczył, gnojek. – Poza tym, czy twoja siostra nie wyszła już za mąż?
– Miała, ale jak widzisz, maluch postanowił pokrzyżować jej plany. Teraz, kiedy Tyler troszkę urósł, matka zarządziła, że pobiorą się w ten weekend. Totalnie jej nie rozumiem, ale wiem jedno – zabije mnie, jeśli nie pojawię się w kościele – odparł rozbawiony, podczas kiedy mój żołądek zrobił salto. Wciąż ciężko było mi słuchać o Soph i Niallu, tym bardziej, kiedy chłopak regularnie odwiedzał mnie przez ostatni miesiąc w szpitalu.
– Tyler? – mruknęłam, wracając do podziwiania widoków za oknem.
– Tyler. Jest mega słodkim bobasem. Jak nie śpi, to prawie cały czas się śmieje. A wiesz co jest najlepsze? Że mały nie jest podobny to żadnego z nich… Czytałem, że rysy twarzy niemowlaków i tak jeszcze trochę się zmienią, ale to nie zmienia faktu, że na pewno nie jest podobny do… ojca – Ramos zerknął na mnie, celowo nie wymawiając imienia Nialla. – Póki co, do Soph też nie. Ma jakąś taką ciemniejszą karnację i główkę pełną czarnych włosów…

Och, Boże, Ramos, gdybyś wiedział, dlaczego mały kompletnie nie jest podobny do Nialla. 
Och, Boże, gdybym miała tyle odwagi, żeby ogłosić to całemu światu.


Pół godziny później znaleźliśmy się pod moim domem. Mając nogi jak z waty, wysiadłam z samochodu i skierowałam się do drzwi. Czułam się, jakby to nie było już moje miejsce, w którym kiedyś byłam tak cholernie szczęśliwa… Czułam, jakby Ealing było dla mnie kompletnie obcym miejscem. Drżącymi rękami przekręciłam klucz i otwierając drzwi szerzej, uderzył mnie znajomy zapach domu. Domu, w którym panowała zatrważająca cisza. Powoli przekroczyłam próg, czując jak atakują mnie miliony wspomnień, z Joshem na czele. Znów poczułam się cholernie winna za to wszystko. Ramos chyba zauważył moje pogorszone samopoczucie, ponieważ w sekundę znalazł się przy mnie i położył mi ręce na barkach.
– To nie twoja wina, pamiętaj – jego intensywnie zielone oczy bacznie mnie obserwowały. 
Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Wiedziałam, że miał rację, jednak za nic nie potrafiłam tego przyjąć do wiadomości. Myśl, że przeze mnie zginął Josh, już na zawsze pozostawi piętno w moim życiu.

Weszłam do kuchni, która wyglądała dokładnie tak, jak pamiętałam ją tamtego felernego dnia. Odłamki zbitego kubka, który wypadł mi wtedy z rąk. Pomięta koperta na blacie. Jeden z kapci Josha. Miałam wrażenie, że czuć jeszcze woń perfum Cailin. Zastanawiałam się gdzie jest Mateusz. Przecież nigdy wcześniej nie traciliśmy kontaktu na tak długo. To było co najmniej dziwne, tym bardziej, kiedy dom wyglądał tak, jak go zostawiłam i tylko stos pustych butelek walających się obok lodówki sygnalizowały, że ktoś tu zaglądał.
Odwracając się na pięcie, skierowałam się na piętro. Wchodząc do swojego pokoju czułam się jeszcze bardziej nieswojo. Niepewnie rozglądnęłam się po wnętrzu, chcąc zauważyć jakikolwiek upływ czasu. Pomieszczenie wyglądało jak miesiąc wcześniej. Uwagę przykuło łóżko, na której walały się jakieś papiery. Nie przypominając sobie, abym coś takiego na nim zostawiła, podeszłam bliżej i moim oczom ukazało się kilkanaście zdjęć, które przedstawiały mnie z Mateuszem, Penelope i Joshem. Zmarszczyłam brwi, podnosząc jedno z nich, które było podarte. Spojrzałam ponownie na stertę fotografii, zauważając, że wszystkie z nich są w takim samym stanie jak ta, którą trzymałam. Podobno wspomnienia bolą bardziej niż cokolwiek innego. Najwidoczniej tak walczył ze stratą najlepszego przyjaciela – niszcząc przez lata nagromadzone wspomnienia uwiecznione na zdjęciach. Te mógł zniszczyć, wymazać z głowy już nie. Moja warga zaczęła niebezpiecznie drgać. Domyślałam się, kto to zrobił i dlaczego nie utrzymywał ze mną kontaktu. A moje poczucie winy przekroczyło wszelkie granice.

Uporczywie walcząc z napływającymi łzami, wyjęłam z kieszeni telefon, który zasygnalizował nadejście nowej wiadomości. Kątem oka zauważyłam, że Ramos także sięga po swój aparat.
– Ceremonia pożegnalna? – uniosłam brew, czytając treść wiadomości. Penelope jak zwykle przechodziła samą siebie. Nim zdążyłam doczytać esemesa do końca, na ekranie ujrzałam twarz Pen.
– Co to ma znaczyć? – spytałam, kiedy tylko odebrałam połączenie.
– Ile agresji w czterech słowach – żachnęła się. – Po prostu uznałam, że zrobimy drugie przyjęcie pożegnalne dla Josha w naszym stylu. Dobrze wiesz, że takie coś podobałoby mu się o wiele bardziej, niż sztywna stypa z płaczącą matką i markotnym księdzem.
Będąc nafaszerowana wszystkimi możliwymi uspokajaczami, kompletnie zapomniałam o pogrzebie. Może to i lepiej? Nie chciałabym, aby trumna wolno zsuwająca się do dołu prześladowała mnie co noc. Niemniej jednak było mi głupio i miałam do siebie ogromny żal za to, że się tam nie pojawiłam. Z drugiej strony, potrzebowałam takiego pożegnania się z nim, więc musiałam przyznać, że to nie był taki zły pomysł.
– U was o siódmej, pamiętaj – powiedziała. Mimowolnie przytaknęłam, słysząc jej słowa. Po wysłuchaniu instrukcji, rozłączyłam się i spojrzałam na Dana. Ten podszedł do mnie i zamknął mnie w uścisku. Odwzajemniłam gest, zamykając oczy i wtulając się w jego koszulę. Być może to właśnie Ramos miał być tym, który pomoże mi się otrząsnąć z tego wszystkiego i ponownie zbudować mur, który będzie dzielił mnie od reszty świata i problemów.


Punkt siódma wszyscy zaproszeni przez Penelope pojawili się w Ealing –  Louis z Eleną, Harry, Liam, Cailin, Tessa, Margo i Dan. Zgodnie z jej prośbą wszyscy mieli mieć na sobie jakąś część garderoby, z której Josh zwykł się śmiać i nabijać, ilekroć w nas w niej widział. Mimowolnie parsknęłam, widząc Pen w pomarańczowej koszulce z wizerunkiem Harry’ego z pieskiem. Nie sądziłam, że jeszcze ją trzyma, byłam pewna, że po ich zerwaniu wszystkie te rzeczy wylądowały w koszu. Liam miał na sobie obrzydliwą koszulkę w banany, a Louis podkoszulek głoszący robię cuda w seksie. Zastanawiałam się, gdzie do cholery jest Mateusz i jak na zawołanie usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi i po chwili w salonie znalazł się mój kuzyn. Zauważyłam, że lekko się spiął na mój widok, jednak w sekundę odzyskał rezon i spokojnie usiadł obok Tessy, która posłała mu troskliwe spojrzenie. Kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, Pen włączyła muzykę i  dała znak Liamowi, który wstał i odchrząknął.
–  Uhm, trochę ciężko jest mówić mowę, kiedy w tle leci Becky G, ale cóż. Moi drodzy! Zebraliśmy się tutaj aby uczcić tą pożegnalną imprezą pamięć naszego przyjaciela Josha O’Keefe. Był wspaniałym facetem i jeszcze większym kretynem, ale może właśnie dlatego wszyscy go kochaliśmy – mimowolnie zaśmiałam się razem z innymi. – Josh – Liam wlepił wzrok w punkt na ścianie –  wiemy, że jesteś tu z nami i pewnie tarzasz się ze śmiechu widząc nasze obciachowe ciuchy, ale to wszystko jest dla ciebie. Wódka też. Jest nam trochę przykro, że odłączyłeś się od naszej ekipy i postanowiłeś poimprezować z Bogiem, ale rozumiemy. Pan potrzebował osoby, która potrafi rozkręcić każdy melanż, a ty byłeś idealnym kandydatem. Mamy nadzieję, że w niebie jest tak samo zajebiście jak tutaj, w domu Mags i Matty’ego, który jest przepełniony wspomnieniami związanymi z tobą. Kochamy cię, stary, dla nas wciąż żyjesz i zostanie tak, dopóki nie spotkamy się tam, na górze. Za Josha! – wzniósł swój kieliszek, a my podążyliśmy za nim. Wypijając bezbarwną ciecz, w pierwszej chwili poczułam jak cholernie piecze mnie gardło – miesiąc bez alkoholu zrobił swoje. Walczyłam o dojście do siebie po alkoholowym szoku a także ze łzami, które chciały wydostać się na zewnątrz.
– To nie twoja wina, kretynko – powiedziała łamiącym głosem Pen. Ujęła moją dłoń, na co w odpowiedzi zwiększyłam nacisk.
– Gdyby nie ty, nie dałabym rady – powiedziałam cicho, po czym położyłam głowę na jej ramieniu.
– Dałabyś. Moja Mags nigdy się nie poddaje, prawda? – zapytała posyłając mi uśmiech. – Matty też się otrząśnie. Daj mu czas – szepnęła. Pokiwałam głową, rzucając spojrzenie na kuzyna, który właśnie rozmawiał z Harrym. Wiedziałam, że przyjaciółka ma rację. Jedyną rzeczą, która pozwoli nam ochłonąć i zapomnieć o gorzkich wspomnieniach, był czas.
Pół godziny później nie byłam pijana. Było jeszcze gorzej – leżałam na podłodze w łazience, co chwilę ucinając sobie pogawędkę z sedesem. Nie spodziewałam się, że smak alkoholu sprawi, że będę miała taki odrzut.
– Już nie mam czym rzygać – powiedziałam słabo, kiedy Penelope wywiązywała się ze swoich przyjacielskich obowiązków i dzielnie wspierała mnie, podtrzymując mi włosy.
– Jesteś pewna, że to nic poważnego? – zapytała podejrzliwie, na co znów moja głowa znalazła się w kiblu.
– Nie – powiedziałam po chwili, przylepiając policzek do chłodnych kafelków. – Margo mówiła, że mogę mieć odruchy wymiotne jeszcze kilka dni po odstawieniu leków, ale żeby aż tak… – przyłożyłam sobie rękę do czoła.
Penelope przemilczała moją odpowiedź, uznając tym samym za zakończenie tematu. Przez dziesięć następnych minut siedziałyśmy w milczeniu, podczas kiedy ja próbowałam dojść do siebie. w duchu dziękowałam Bogu, że to właśnie ona była przy mnie, a nie Ramos. Odkąd znalazłam się w szpitalu, cały czas obchodził się ze mną jak z jajkiem, co irytowało mnie bardziej niż cokolwiek. Po zebraniu się do kupy, wstałam z kafelek i po głębokim wdechu postanowiłam wrócić na imprezę.
            - Niall w sobotę się żeni. – Głos Pen sprawił, że zastygłam z ręką na klamce. Byłam zmęczona psychicznie bardziej niż kiedykolwiek, więc temat mojego byłego chłopaka w ogóle nie był mi na rękę. Doskonale jednak wiedziałam, że moja przyjaciółka tak szybko nie porzuci tego tematu do rozmowy, więc dla świętego spokoju postanowiłam pociągnąć tą rozmowę.
            - Wiem – odparłam, nie odwracając się do niej. – Ramos pytał się, czy nie wybiorę się z nim – prychnęłam. Dziewczyna przez chwilę milczała, aby potem położyć mi rękę na ramieniu.
            - Przestaniesz w końcu wszystkich okłamywać? – zapytała. – Wszyscy mają już dosyć waszej popierdolonej telenoweli.
            - Nie wiem o czym mówisz. Przecież ta sprawa już jest zakończona – rzuciłam, po czym otworzyłam drzwi. Naprawdę, nie miałam ochoty znów kłócić się z nią o moje, nie do końca trafione, życiowe wybory. Przecież ja chciałam dla wszystkich dobrze, w szczególności dla Nialla. Co zmieniłoby powiedzenie mu prawdy? Wciąż byłabym tą drugą. Doskonale wiedziałam, że jego charakter i przekonania nie pozwoliłyby mu tak po prostu odejść. Był zbyt dumny i odpowiedzialny, aby to zrobić, a ja świetnie zdawałam sobie z tego sprawę i właśnie to było głównym powodem, który sprawiał, że wszystko czego się dowiedziałam, zachowam dla siebie.

Kilka godzin później, pożegnaliśmy ostatniego gościa. Każdy z zaproszonych wywiązał się z obowiązków i zakończył imprezę z solidną bombą w głowie i prawdopodobieństwem gigantycznego kaca następnego wieczoru. Kiedy odprowadziłam wzrokiem taksówkę, w której właśnie odjeżdżała Penelope, zamknęłam drzwi i wymownie spojrzałam na Mateusza, który natychmiast odwrócił wzrok, udając że strasznie interesuje go barierka naszych schodów. Miałam dosyć tej napiętej sytuacji, która sprawiała, że atmosfera gęstniała z każdą następną minutą, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam przerwać ciszę panującą między nami.
           - Czy możesz w końcu przestać mnie unikać? – zapytałam, wciąż wlepiając w niego wzrok.  Nie odpowiedział, chociaż widziałam, że miał zamiar, kiedy zaczął przygryzać wewnętrzną część wargi. – Nie wytrzymam już dłużej w tej atmosferze!
         - Ja też – powiedział szybko, patrząc na mnie beznamiętnie.  – Ja też już nie wytrzymuję. Dlatego musisz się stąd wyprowadzić.
Osłupiałam. Zamrugałam kilka razy, zastanawiając się, czy to mój mózg pod wpływem leków płata mi figla, czy on naprawdę to powiedział. Kiedy zanim zdołałam wydusić z siebie cokolwiek, chłopak postanowił kontynuować.
           - Nie chcę tu już mieszkać. Ten dom zawiera zbyt wiele wspomnień, rozumiesz? Za cholerę nie rozumiem, jak możesz się pytać czy wszystko w porządku? Nic nie jest w porządku, do chuja! Wszyscy skaczą koło ciebie jakbyś była pierdolonym pępkiem świata, ale nim nie jesteś! Zawsze owijałaś sobie wszystkich wokół palca i to teraz ty jesteś największą ofiarą – prychnął z pogardą. – Chyba zapomniałaś, że Josh już nie żyje i jak ja się z tym czuję, do cholery! Że upijam się codziennie, żeby zapomnieć, żeby do niego nie dzwonić! Żeby nie myśleć, że nazajutrz mam go zjebać, bo nie przygotował papierów do pracy, bo już kurwa NIE ŻYJE!  Był dla mnie jak brat – powiedział cicho. – Jak brat, którego mi zabiłaś, przez swoje popierdolone wybory. Zjebałaś mi życie, dziewczyno. Odkąd tutaj przyjechałaś, jebiesz życie wszystkim wokół, a wszystko przez ciebie i Nialla i jego świtę! Gdyby nie to wszystko, Josh nie musiałby zawozić cię na to jebane lotnisko i wciąż by żył! Dlatego nie chcę tu już mieszkać, z tobą tym bardziej. Możesz zostać do końca tygodnia, później już mnie nie obchodzisz. – powiedział sucho i skierował się na górę.


Zesztywniała, odprowadzałam go wzrokiem, w głowie mając mętlik myśli. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego on jedyny potrafił powiedzieć mi tą cholerną prawdę. Miał rację, każde słowo, które do mnie powiedział było prawdą. Osunęłam się na podłogę, patrząc przed siebie. już nie płakałam. Jedyne o czym wtedy myślałam, to to aby jak najszybciej zniknąć, bo nie umiałam naprawić tego, co popsułam. 

_________________________________________

To znowu ja! :D 
Witam w Nowym Roku i życzę wszystkiego dobrego! :*
Tak jak obiecałam, 2016 się rozpoczął, ruszamy z trzecią częścią. To już koniec dołujących scenek, teraz przyjdzie czas na ciekawsze sytuacje, więc róbcie fryzury i prasujcie sukienki, bo w następnym rozdziale będzie ślub :D 
Pozdrawiam i do zobaczenia! :*

13 komentarzy:

  1. Hej Mags. Kolejny świetny rozdział i ja znowu płacze.
    Mateusz ma trochę racji że to wina Mags,ale równie dobrze to on mógł ją wtedy odwieźć na lotnisko i wszystko może inaczej by się potoczyło.
    Mam nadzieje,że Mags się ogarnie i powie Niallowi,ze to nie jego dziecko. A może zrobi to Sophia?
    Wszystko okaże się później.
    Życzę weny i pozdrawiam. / Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Karolina, dzięki za tyle miłych słów :) Koniec już ze smęceniem, od następnego rozdziału rozpoczyna się już akcja :) Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz! x

      Usuń
  2. Przypomnij mi bo już zapomniałam, ile czasu/miesięcy minęło od momentu kiedy to Sophie zawitała u Nialla i ogłosiła mu że jest w ciąży z nim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok. 4-5 msc, tak myślę :)

      Usuń
    2. Akcja teraz toczy się w lipcu, a Sophie pojawiła się w domu Nialla w maju będąc w szóstym miesiącu ciąży. W ostatnim rozdziale poprzedniej części, kiedy odeszły jej wody, w perspektywie Nialla było powiedziane, że to za wcześnie, więc wniosek jest taki, że dziewczyna urodziła za szybko :)

      Usuń
  3. O nie, płaczę jak głupia (znowu). Nie mogę uwierzyć w to, że Mags nie poleciała od razu do Nialla. Wgl mam pewne (dosyć nietypowe) spostrzeżenia dotyczące jej historii i moje chore wymysły zaczynają się potwierdzać. Jeżeli w następnych rozdziałach będzie to, co myślę, to przysięgam, że jesteś najbardziej szaloną i jednocześnie najbardziej niesamowitą osobą na świecie!
    Poza tym nie wiem jak go robisz, że w ciągu zaledwie kilku chwil potrafisz wprawić mnie w taki stan, że co chwila się śmieję albo płaczę. Uwielbiam Cię!
    Bardzo zazdroszczę Ci Twojego talentu pisarskiego! Jesteś cudowna!
    All the love. xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płaaaaaaaacz! :* Mów koniecznie swoje podejrzenia, jestem strasznie ciekawa, czy Twoje domysły pokrywają się z moimi chorymi wizjami :D To szalenie miłe, czytać tyle ciepłych słów na temat tego co robię, dziękuję bardzo, to Ty jesteś cudowna! Ściskam mocno! xx

      Usuń
  4. Nie przeboleję tego, to opowiadanie jest prześwietne! Mogę się rozpływać nad nim godzinami! Błagam, żeby lektury szkolne też tak wciągały!
    Najlepsze polskie opowiadanie!!!!❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy mniej więcej pojawi się nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś wieczorem albo w nocy. Muszę go jeszcze sprawdzić, ale obecnie skupiam się nad ważnym projektem na uczelnię, więc prawdopodobnie rozdział pojawi się ok 23 :)

      Usuń
    2. Już nie mogę się doczekać :))

      Usuń
  6. Jeju ten rozdział znowu doprowadził mnie do płaczu! Tak mi szkoda Mattiego, biedny nie może się otrząsnąć. 😭 Ale i tak zdziwiło mnie jego wyznanie do Mags i mam nadzieję że Mags nie zrobimy sobie niczego głupiego.
    Podsumowując świetny rozdział, do następnego xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płaczcie, błagam! :( Matty był najbardziej przywiązany do Josha, nie dziwie mu się, że to tak wszystko przeżywa. Mags to silna dziewczyna, pozbiera się na pewno! Dzięki, buziaki! xx

      Usuń