Kilka słów ode mnie tradycyjnie na końcu rozdziału,
Chciałam tu Wam tylko powiedzieć, że zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie, zaglądnijcie! :>
Trzy tygodnie później
–
Błyskawicznie wraca do zdrowia – usłyszałam stłumiony głos. – Myślę, że nie
będzie przeciwwskazań aby szybciej wypuścić ją do domu.
Opadłam
na poduszki, głośno wzdychając. Naprawdę, miałam już po dziurki w nosie tego
szpitalnego otoczenia. Przez ostatnie kilkanaście dni próbowałam za wszelką
cenę odzyskać siły by móc jak najszybciej się stąd wydostać. To nie tak, że nie
miałam towarzystwa – całymi dniami przy moim łóżku siedział Dan, Penelope,
Elena z Louisem, Liam i Harry, a także
rodzice, dopóki nie kazałam im wracać do domu, sto razy zapewniając, że już mam
się dobrze i lada dzień wypiszą mnie z tego przeklętego miejsca. Chciałam już znaleźć się we własnym łóżku,
zatopić po czubek głowy w pościeli i rozmyślać na temat ostatnich wydarzeń z
mojego życia. Niewiedza Nialla, skruszenie Zayna i śmierć Josha sprawiły, że
funkcjonowałam jedynie za pomocą leków, którymi nieustannie faszerowała mnie
Margo. Wiedziałam, że od ostatniego spotkania z Zaynem i wysłuchaniem jego
tłumaczeń, jego noga za sprawą Pen więcej tu nie postanęła. Niall – wiedziałam,
że bywał tu często, głównie późnymi wieczorami.
Wiedziałam, że to wszystko za sprawą Margo, która wpuszczała go do mnie poza
wyznaczonymi godzinami odwiedzin, kiedy za każdym razem, kiedy wyczułam woń
jego perfum, udawałam, że śpię. Wmawiałam sobie, że to była dobra taktyka – nie
wiem czy umiałabym spojrzeć mu w oczy, wiedząc, że chowam przed nim ogromny
sekret. Z drugiej strony podświadomie czułam, że Niallowi także jest na rękę
moje „spanie”, kiedy przychodził. Przez pierwsze spotkania opowiadał mi o tym,
co się działo, zręcznie unikając tematu Sophie i dziecka. Z czasem jego
rozmowność malała i później jego odwiedziny sprowadzały się jedynie do
milczenia i trzymania mnie za rękę. Jego dotyk za każdym razem mnie paraliżował
i przypominał jednocześnie jak ciężko jest go nie kochać i jak bardzo są
popieprzone nasze relacje. Martwiła mnie
także nieobecność Mateusza. Odkąd pojawiłam się w szpitalu, odwiedził mnie
tylko raz. Potem nie odbierał ani moich telefonów, ani nie odpisywał na
wiadomości. Penelope tłumaczyła go tym, że ma masę spraw do załatwienia po
utracie wspólnika, jednak znałam ją na tyle dobrze i wiedziałam, że za tym
kryje się coś więcej. Nie pytałam, nie
miałam już siły zajmować się kolejną rzeczą sprawiającą, że moje życie stawało
się jeszcze bardziej beznadziejne.
Nagle
drzwi Sali, w której przebywałam otworzyły się i ujrzałam z nich Margo i
Ramosa.
–
To twój szczęśliwy dzień – Margo uśmiechnęła się szeroko – Od dziś nie będziemy
musieli się z tobą użerać.
Wstałam do pozycji
siedzącej i wyszczerzyłam się. Nareszcie, wracam do domu! To było takie cudowne
uczucie. Czym prędzej zeszłam z łóżka, jednak przy gwałtownym ruchu, pojawiły mi się mroczki przed oczami.
Cholera.
–
Hej, hej, księżniczko. Nie tak szybko – Ramos w mgnieniu oka pojawił się przy
mnie, sprawiając, że tylko dzięki niemu nie runęłam na podłogę. Przeklinając
swoje nie do końca naprawione zdrowie, podreptałam za Margo do jej gabinetu aby
podpisać dokumenty i wziąć wypis. Usiadłam wygodnie w fotelu naprzeciwko jej
biurka i obserwowałam jak zręcznie kartkuje papiery, by po chwili podać mi ten
dla mnie, dokładnie w tym samym momencie, kiedy zastanawiałam się, czy Hary
zaliczył Margo na jej szerokim biurku.
Zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc z medycznego słownictwa i przeniosłam
wzrok na Margo, która bacznie mnie obserwowała.
–
Dalej będziesz go okłamywać? – spojrzała na mnie wyczekująco. Posłałam jej
pytające spojrzenie, na co prychnęła i z niedowierzaniem pokręciła głową. – Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię.
Zamrugałam parę razy,
mając cholerną nadzieję, że nie wie o Niallu i jego nie–dziecku. Kto do cholery
mógł jej powiedzieć?! Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była Penelope.
Wiedziałam, że była idiotką, ale nie do tego stopnia, aby mówić coś, kiedy
prosiłam, aby zachowała tajemnicę. W głowie zrobił mi się istny mętlik i kiedy
miałam otworzone usta, by coś powiedzieć i natychmiast je zamknęłam, kiedy
Margo pokazała mi pomięty papier z wynikami badań. Cholera jasna, czy ona
pokazała to wszystkim?!
–
Czy ty… – zaczęłam ostrożniej, jednak natychmiast mi przerwała.
–
Nie. Nie martw się, Penelope prosiła, żeby zachować to w tajemnicy, nie wiem po
co – oburzyła się.
–
To dlatego wpuszczałaś go do mnie wieczorami? – zapytałam obojętnie, chociaż
moje serce biło w niewiarygodnie szybkim tempie. Wiedziałam jaka będzie jej
odpowiedź, jednak nie wiedziałam, czy chciałam ją faktycznie usłyszeć. Miałam już
wystarczający nieład w głowie, nie chciałam kolejnego poplątanego faktu do
kolekcji. Wlepiałam oczy w zaskoczoną Margo, która ledwie skinęła głową. No
świetnie, tego było mi trzeba. Naprawdę. – Przecież sama mówiłaś, że powinnam
skończyć ze wzdychaniem do niego i spróbować zacząć żyć na nowo – dodałam z
przekąsem.
–
On mnie błagał, Mags – powiedziała cicho po chwili milczenia. – Był tu tego
samego dnia kiedy się tutaj znalazłaś. Nie widziałaś jak wyglądał – jakby
chciał położyć się tam za ciebie. W życiu nie widziałam kogoś tak cierpiącego,
a uwierz mi, pracując tutaj , widziałam naprawdę wiele. Jesteście kurewsko
dobrymi aktorami, broniąc się przed tym co nieuniknione – podsumowała. – Po za tym, jest jeszcze coś…
Zmarszczyłam brwi i w
milczeniu opuściłam jej gabinet. Nie chciałam już jej słuchać. Umoralniające
gadki na temat miłosnej telenoweli dotyczącej mojego życia, były ostatnią
rzeczą, których miałam ochotę słuchać.
–
Gotowa? – Ramos spojrzał na mnie troskliwie, biorąc na ramię torbę z moimi
rzeczami. Skinęłam głową, po czym oboje skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
Wyjścia, które symbolizowało mój powrót do życia, które znów stało się bardziej
pogmatwane, niż kiedykolwiek.
Mateusz POV
–
Cześć, stary – utkwiłem wzrok w tabliczce, na której wyryte było imię i
nazwisko Josha. – Mógłbyś w końcu do mnie zadzwonić, to już robi się nudne.
Zawsze kręciłem z
politowaniem głową ilekroć ktoś wspominał, że chodzi na cmentarze po to, aby pogadać ze zmarłym. Nie sądziłem, że ja
też będę to robić. Wizyty u Josha stały
się moją codziennością. Opowiadałem mu o pracy, jak idą poszukiwania nowego
pracownika naszej firmy, mojej relacji z Tessą, o tym co zamierzałem zrobić na
kolację. Odetchnąłem i zacząłem odkręcać
jedno z piw, które ze sobą przyniosłem.
–
Twoje zdrowie – uniosłem butelkę, po czym upiłem z niej kilka łyków. Znoszenie
jego nieobecności łatwiej znosiłem, nie będąc do końca trzeźwy. – Napij się, widzę, że tobie też nie jest z
tym łatwo – dodałem, po czym chlusnąłem piwem na jego tablicę. Przez następne
kilka minut stałem w ciszy zastanawiając się nad okrucieństwem tego świata.
Chyba do końca nie będę mógł się pogodzić z tym, co się stało i to było tak
cholernie przygnębiające.
Nagle zauważyłem, że ktoś
stoi obok mnie. Obojętnie odwróciłem głowę i ujrzałem Penelope, która
wpatrywała się w zacieki na tablicy, pozostawione przez piwo.
–
Zdecydowanie powinieneś przestać go non stop upijać – usłyszałem i mimowolnie
się uśmiechnąłem. Bez słowa podałem jej butelkę, z której upiła łyka. W
milczeniu powróciliśmy do naszego zajęcia, jakim było lustrowanie każdej złotej
litery, które składały się na nazwisko Josha. Nie wiedziałem, dlaczego, ale jej
obecność uspokoiła mnie bardziej, niż hektolitry piwa, które wlewałem w siebie
po każdej wizycie na cmentarzu. Pomimo tego, co między nami działo się przez te
dwa lata, wiedziałem, że zna mnie jak nikt inny i tylko ona potrafiła zrozumieć
to, przez co przechodziłem. Nie Tessa, tylko ona. Nie potrafiłem tego
wytłumaczyć, tak po prostu było.
–
Tęsknię za nim – mruknąłem, pociągając łyk z butelki. Poczułem ciepłą dłoń
dziewczyny na swojej. Chciała dodać mi otuchy. Wiedziała jak mi pomóc.
–
Wiem – odpowiedziała cicho. – Wszyscy za nim tęsknimy, Matty – ścisnęła moją
rękę mocniej. – Dobrze wiesz, że on nie chce, żebyśmy nad nim stali i się
użalali. Dostalibyśmy za to niezłego kopa – dodała. Skinąłem głową. Miała
rację, tylko dlaczego nie chciałem przyjąć tego do wiadomości? To było tak
cholernie pojebane.
–
Zróbmy dziś imprezę – powiedziała nagle. – Dla Josha. Zbierzemy znajomych,
upijemy się i powspominamy Josha. Jak za starych dobrych czasów. To będzie
nasza pożegnalna ceremonia, po czym wszyscy wrócimy do dawnego życia. Wiesz, że
musi to nastąpić.
Spojrzałem na nią i
napotkałem jej wyczekujące spojrzenie. Pierwszy raz rozmawiałem z tak dojrzałym
wcieleniem Penelope. W niczym nie przypominała już tej rozkrzyczanej
psychofanki, którą kiedyś była. Nie sądziłem, że to, co działo się przez
ostatnie tygodnie, sprawi, że tak mocno wydorośleje. Jej brązowe oczy były
przepełnione troską. Tęskniłem za jej spojrzeniem. Otrząsając się ze swoich
myśli, pokiwałem twierdzącą głową.
–
Dobrze, zróbmy to.
Mags POV
–
Matka nigdy nie da mi spokoju – powiedział zniecierpliwiony Dan, kończąc
rozmowę. Pokiwałam głową i wróciłam do poprzedniego zajęcia, jakim było obserwowanie
ulic, które pokonywaliśmy w drodze do domu. Nie byłam dziś dobrą kompanką do
rozmowy. Ramos to rozumiał i postanowił prowadzić monolog, narzekając na swoją
matkę, uporczywych klientów w kancelarii, czy innych kierowców na drodze.
–
To co, wybierasz się ze mną w sobotę na ślub? – To pytanie skutecznie oderwało
mnie od krajobrazów za szybą. Spojrzałam na niego zaskoczona, nie bardzo
wiedząc o czym mówi. – No wiesz, ślub Soph.
–
Jesteś niedorzeczny – wywróciłam oczami. Doskonale wiedziałam, że się ze mną
droczył, gnojek. – Poza tym, czy twoja siostra nie wyszła już za mąż?
–
Miała, ale jak widzisz, maluch postanowił pokrzyżować jej plany. Teraz, kiedy
Tyler troszkę urósł, matka zarządziła, że pobiorą się w ten weekend. Totalnie
jej nie rozumiem, ale wiem jedno – zabije mnie, jeśli nie pojawię się w
kościele – odparł rozbawiony, podczas kiedy mój żołądek zrobił salto. Wciąż
ciężko było mi słuchać o Soph i Niallu, tym bardziej, kiedy chłopak regularnie
odwiedzał mnie przez ostatni miesiąc w szpitalu.
–
Tyler? – mruknęłam, wracając do podziwiania widoków za oknem.
–
Tyler. Jest mega słodkim bobasem. Jak nie śpi, to prawie cały czas się śmieje.
A wiesz co jest najlepsze? Że mały nie jest podobny to żadnego z nich…
Czytałem, że rysy twarzy niemowlaków i tak jeszcze trochę się zmienią, ale to
nie zmienia faktu, że na pewno nie jest podobny do… ojca – Ramos zerknął na
mnie, celowo nie wymawiając imienia Nialla. – Póki co, do Soph też nie. Ma
jakąś taką ciemniejszą karnację i główkę pełną czarnych włosów…
Och, Boże, Ramos, gdybyś
wiedział, dlaczego mały kompletnie nie jest podobny do Nialla.
Och, Boże, gdybym miała tyle odwagi, żeby ogłosić to całemu światu.
Och, Boże, gdybym miała tyle odwagi, żeby ogłosić to całemu światu.
Pół godziny później znaleźliśmy się pod moim domem. Mając nogi jak z waty, wysiadłam z samochodu i skierowałam się do drzwi. Czułam się, jakby to nie było już moje miejsce, w którym kiedyś byłam tak cholernie szczęśliwa… Czułam, jakby Ealing było dla mnie kompletnie obcym miejscem. Drżącymi rękami przekręciłam klucz i otwierając drzwi szerzej, uderzył mnie znajomy zapach domu. Domu, w którym panowała zatrważająca cisza. Powoli przekroczyłam próg, czując jak atakują mnie miliony wspomnień, z Joshem na czele. Znów poczułam się cholernie winna za to wszystko. Ramos chyba zauważył moje pogorszone samopoczucie, ponieważ w sekundę znalazł się przy mnie i położył mi ręce na barkach.
–
To nie twoja wina, pamiętaj – jego intensywnie zielone oczy bacznie mnie
obserwowały.
Zamknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Wiedziałam, że miał rację,
jednak za nic nie potrafiłam tego przyjąć do wiadomości. Myśl, że przeze mnie
zginął Josh, już na zawsze pozostawi piętno w moim życiu.
Weszłam do kuchni, która
wyglądała dokładnie tak, jak pamiętałam ją tamtego felernego dnia. Odłamki
zbitego kubka, który wypadł mi wtedy z rąk. Pomięta koperta na blacie. Jeden z
kapci Josha. Miałam wrażenie, że czuć jeszcze woń perfum Cailin. Zastanawiałam
się gdzie jest Mateusz. Przecież nigdy wcześniej nie traciliśmy kontaktu na tak
długo. To było co najmniej dziwne, tym bardziej, kiedy dom wyglądał tak, jak go
zostawiłam i tylko stos pustych butelek walających się obok lodówki
sygnalizowały, że ktoś tu zaglądał.
Odwracając się na pięcie,
skierowałam się na piętro. Wchodząc do swojego pokoju czułam się jeszcze
bardziej nieswojo. Niepewnie rozglądnęłam się po wnętrzu, chcąc zauważyć
jakikolwiek upływ czasu. Pomieszczenie wyglądało jak miesiąc wcześniej. Uwagę
przykuło łóżko, na której walały się jakieś papiery. Nie przypominając sobie,
abym coś takiego na nim zostawiła, podeszłam bliżej i moim oczom ukazało się
kilkanaście zdjęć, które przedstawiały mnie z Mateuszem, Penelope i Joshem.
Zmarszczyłam brwi, podnosząc jedno z nich, które było podarte. Spojrzałam
ponownie na stertę fotografii, zauważając, że wszystkie z nich są w takim samym
stanie jak ta, którą trzymałam. Podobno
wspomnienia bolą bardziej niż cokolwiek innego. Najwidoczniej tak walczył
ze stratą najlepszego przyjaciela – niszcząc przez lata nagromadzone
wspomnienia uwiecznione na zdjęciach. Te mógł zniszczyć, wymazać z głowy już
nie. Moja warga zaczęła niebezpiecznie drgać. Domyślałam się, kto to zrobił i
dlaczego nie utrzymywał ze mną kontaktu. A moje poczucie winy przekroczyło
wszelkie granice.
Uporczywie walcząc z
napływającymi łzami, wyjęłam z kieszeni telefon, który zasygnalizował nadejście
nowej wiadomości. Kątem oka zauważyłam, że Ramos także sięga po swój aparat.
–
Ceremonia pożegnalna? – uniosłam brew, czytając treść wiadomości. Penelope jak
zwykle przechodziła samą siebie. Nim zdążyłam doczytać esemesa do końca, na
ekranie ujrzałam twarz Pen.
–
Co to ma znaczyć? – spytałam, kiedy tylko odebrałam połączenie.
–
Ile agresji w czterech słowach – żachnęła się. – Po prostu uznałam, że zrobimy
drugie przyjęcie pożegnalne dla Josha w naszym stylu. Dobrze wiesz, że takie
coś podobałoby mu się o wiele bardziej, niż sztywna stypa z płaczącą matką i
markotnym księdzem.
Będąc nafaszerowana
wszystkimi możliwymi uspokajaczami, kompletnie zapomniałam o pogrzebie. Może to
i lepiej? Nie chciałabym, aby trumna wolno zsuwająca się do dołu prześladowała
mnie co noc. Niemniej jednak było mi głupio i miałam do siebie ogromny żal za
to, że się tam nie pojawiłam. Z drugiej strony, potrzebowałam takiego
pożegnania się z nim, więc musiałam przyznać, że to nie był taki zły pomysł.
–
U was o siódmej, pamiętaj – powiedziała. Mimowolnie przytaknęłam, słysząc jej
słowa. Po wysłuchaniu instrukcji, rozłączyłam się i spojrzałam na Dana. Ten
podszedł do mnie i zamknął mnie w uścisku. Odwzajemniłam gest, zamykając oczy i
wtulając się w jego koszulę. Być może to właśnie Ramos miał być tym, który
pomoże mi się otrząsnąć z tego wszystkiego i ponownie zbudować mur, który
będzie dzielił mnie od reszty świata i problemów.
Punkt siódma wszyscy
zaproszeni przez Penelope pojawili się w Ealing – Louis z Eleną, Harry, Liam, Cailin, Tessa,
Margo i Dan. Zgodnie z jej prośbą wszyscy mieli mieć na sobie jakąś część
garderoby, z której Josh zwykł się śmiać i nabijać, ilekroć w nas w niej
widział. Mimowolnie parsknęłam, widząc Pen w pomarańczowej koszulce z
wizerunkiem Harry’ego z pieskiem. Nie sądziłam, że jeszcze ją trzyma, byłam
pewna, że po ich zerwaniu wszystkie te rzeczy wylądowały w koszu. Liam miał na
sobie obrzydliwą koszulkę w banany, a Louis podkoszulek głoszący robię cuda w seksie. Zastanawiałam się,
gdzie do cholery jest Mateusz i jak na zawołanie usłyszeliśmy odgłos
otwieranych drzwi i po chwili w salonie znalazł się mój kuzyn. Zauważyłam, że
lekko się spiął na mój widok, jednak w sekundę odzyskał rezon i spokojnie
usiadł obok Tessy, która posłała mu troskliwe spojrzenie. Kiedy wszyscy zajęli
swoje miejsca, Pen włączyła muzykę i
dała znak Liamowi, który wstał i odchrząknął.
– Uhm, trochę ciężko jest mówić mowę, kiedy w
tle leci Becky G, ale cóż. Moi
drodzy! Zebraliśmy się tutaj aby uczcić tą pożegnalną imprezą pamięć naszego przyjaciela
Josha O’Keefe. Był wspaniałym facetem i jeszcze większym kretynem, ale może
właśnie dlatego wszyscy go kochaliśmy – mimowolnie zaśmiałam się razem z
innymi. – Josh – Liam wlepił wzrok w punkt na ścianie – wiemy, że jesteś tu z nami i pewnie tarzasz
się ze śmiechu widząc nasze obciachowe ciuchy, ale to wszystko jest dla ciebie.
Wódka też. Jest nam trochę przykro, że odłączyłeś się od naszej ekipy i
postanowiłeś poimprezować z Bogiem, ale rozumiemy. Pan potrzebował osoby, która
potrafi rozkręcić każdy melanż, a ty byłeś idealnym kandydatem. Mamy nadzieję,
że w niebie jest tak samo zajebiście jak tutaj, w domu Mags i Matty’ego, który
jest przepełniony wspomnieniami związanymi z tobą. Kochamy cię, stary, dla nas
wciąż żyjesz i zostanie tak, dopóki nie spotkamy się tam, na górze. Za Josha! –
wzniósł swój kieliszek, a my podążyliśmy za nim. Wypijając bezbarwną ciecz, w
pierwszej chwili poczułam jak cholernie piecze mnie gardło – miesiąc bez
alkoholu zrobił swoje. Walczyłam o dojście do siebie po alkoholowym szoku a
także ze łzami, które chciały wydostać się na zewnątrz.
–
To nie twoja wina, kretynko – powiedziała łamiącym głosem Pen. Ujęła moją dłoń,
na co w odpowiedzi zwiększyłam nacisk.
–
Gdyby nie ty, nie dałabym rady – powiedziałam cicho, po czym położyłam głowę na
jej ramieniu.
–
Dałabyś. Moja Mags nigdy się nie poddaje, prawda? – zapytała posyłając mi
uśmiech. – Matty też się otrząśnie. Daj mu czas – szepnęła. Pokiwałam głową,
rzucając spojrzenie na kuzyna, który właśnie rozmawiał z Harrym. Wiedziałam, że
przyjaciółka ma rację. Jedyną rzeczą, która pozwoli nam ochłonąć i zapomnieć o
gorzkich wspomnieniach, był czas.
Pół godziny później nie
byłam pijana. Było jeszcze gorzej – leżałam na podłodze w łazience, co chwilę
ucinając sobie pogawędkę z sedesem. Nie spodziewałam się, że smak alkoholu
sprawi, że będę miała taki odrzut.
–
Już nie mam czym rzygać – powiedziałam słabo, kiedy Penelope wywiązywała się ze
swoich przyjacielskich obowiązków i dzielnie wspierała mnie, podtrzymując mi
włosy.
–
Jesteś pewna, że to nic poważnego? – zapytała podejrzliwie, na co znów moja
głowa znalazła się w kiblu.
–
Nie – powiedziałam po chwili, przylepiając policzek do chłodnych kafelków. –
Margo mówiła, że mogę mieć odruchy wymiotne jeszcze kilka dni po odstawieniu
leków, ale żeby aż tak… – przyłożyłam sobie rękę do czoła.
Penelope przemilczała
moją odpowiedź, uznając tym samym za zakończenie tematu. Przez dziesięć
następnych minut siedziałyśmy w milczeniu, podczas kiedy ja próbowałam dojść do
siebie. w duchu dziękowałam Bogu, że to właśnie ona była przy mnie, a nie
Ramos. Odkąd znalazłam się w szpitalu, cały czas obchodził się ze mną jak z
jajkiem, co irytowało mnie bardziej niż cokolwiek. Po zebraniu się do kupy,
wstałam z kafelek i po głębokim wdechu postanowiłam wrócić na imprezę.
- Niall w sobotę się żeni. – Głos Pen sprawił, że
zastygłam z ręką na klamce. Byłam zmęczona psychicznie bardziej niż
kiedykolwiek, więc temat mojego byłego chłopaka w ogóle nie był mi na rękę.
Doskonale jednak wiedziałam, że moja przyjaciółka tak szybko nie porzuci tego
tematu do rozmowy, więc dla świętego spokoju postanowiłam pociągnąć tą rozmowę.
- Wiem – odparłam, nie odwracając się do niej. – Ramos
pytał się, czy nie wybiorę się z nim – prychnęłam. Dziewczyna przez chwilę
milczała, aby potem położyć mi rękę na ramieniu.
- Przestaniesz w końcu wszystkich okłamywać? – zapytała.
– Wszyscy mają już dosyć waszej popierdolonej telenoweli.
- Nie wiem o czym mówisz. Przecież ta sprawa już jest
zakończona – rzuciłam, po czym otworzyłam drzwi. Naprawdę, nie miałam ochoty
znów kłócić się z nią o moje, nie do końca trafione, życiowe wybory. Przecież
ja chciałam dla wszystkich dobrze, w szczególności dla Nialla. Co zmieniłoby
powiedzenie mu prawdy? Wciąż byłabym tą drugą. Doskonale wiedziałam, że jego
charakter i przekonania nie pozwoliłyby mu tak po prostu odejść. Był zbyt dumny i odpowiedzialny, aby to zrobić, a
ja świetnie zdawałam sobie z tego sprawę i właśnie to było głównym powodem,
który sprawiał, że wszystko czego się dowiedziałam, zachowam dla siebie.
Kilka godzin później,
pożegnaliśmy ostatniego gościa. Każdy z zaproszonych wywiązał się z obowiązków
i zakończył imprezę z solidną bombą w głowie i prawdopodobieństwem
gigantycznego kaca następnego wieczoru. Kiedy odprowadziłam wzrokiem taksówkę,
w której właśnie odjeżdżała Penelope, zamknęłam drzwi i wymownie spojrzałam na
Mateusza, który natychmiast odwrócił wzrok, udając że strasznie interesuje go
barierka naszych schodów. Miałam dosyć tej napiętej sytuacji, która sprawiała,
że atmosfera gęstniała z każdą następną minutą, co doprowadzało mnie do
szaleństwa. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam przerwać ciszę panującą
między nami.
- Czy możesz w końcu
przestać mnie unikać? – zapytałam, wciąż wlepiając w niego wzrok. Nie odpowiedział, chociaż widziałam, że miał
zamiar, kiedy zaczął przygryzać wewnętrzną część wargi. – Nie wytrzymam już
dłużej w tej atmosferze!
- Ja też – powiedział szybko,
patrząc na mnie beznamiętnie. – Ja też
już nie wytrzymuję. Dlatego musisz się stąd wyprowadzić.
Osłupiałam. Zamrugałam
kilka razy, zastanawiając się, czy to mój mózg pod wpływem leków płata mi
figla, czy on naprawdę to powiedział. Kiedy zanim zdołałam wydusić z siebie
cokolwiek, chłopak postanowił kontynuować.
- Nie chcę tu już
mieszkać. Ten dom zawiera zbyt wiele wspomnień, rozumiesz? Za cholerę nie
rozumiem, jak możesz się pytać czy wszystko w porządku? Nic nie jest w
porządku, do chuja! Wszyscy skaczą koło ciebie jakbyś była pierdolonym pępkiem
świata, ale nim nie jesteś! Zawsze owijałaś sobie wszystkich wokół palca i to
teraz ty jesteś największą ofiarą – prychnął z pogardą. – Chyba zapomniałaś, że
Josh już nie żyje i jak ja się z tym czuję, do cholery! Że upijam się
codziennie, żeby zapomnieć, żeby do niego nie dzwonić! Żeby nie myśleć, że
nazajutrz mam go zjebać, bo nie przygotował papierów do pracy, bo już kurwa NIE
ŻYJE! Był dla mnie jak brat – powiedział
cicho. – Jak brat, którego mi zabiłaś, przez swoje popierdolone wybory. Zjebałaś
mi życie, dziewczyno. Odkąd tutaj przyjechałaś, jebiesz życie wszystkim wokół,
a wszystko przez ciebie i Nialla i jego świtę! Gdyby nie to wszystko, Josh nie
musiałby zawozić cię na to jebane lotnisko i wciąż by żył! Dlatego nie chcę tu
już mieszkać, z tobą tym bardziej. Możesz zostać do końca tygodnia, później już
mnie nie obchodzisz. – powiedział sucho i skierował się na górę.
Zesztywniała,
odprowadzałam go wzrokiem, w głowie mając mętlik myśli. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego
on jedyny potrafił powiedzieć mi tą cholerną prawdę. Miał rację, każde słowo,
które do mnie powiedział było prawdą. Osunęłam się na podłogę, patrząc przed
siebie. już nie płakałam. Jedyne o czym wtedy myślałam, to to aby jak
najszybciej zniknąć, bo nie umiałam naprawić tego, co popsułam.
_________________________________________
To znowu ja! :D
Witam w Nowym Roku i życzę wszystkiego dobrego! :*
Tak jak obiecałam, 2016 się rozpoczął, ruszamy z trzecią częścią. To już koniec dołujących scenek, teraz przyjdzie czas na ciekawsze sytuacje, więc róbcie fryzury i prasujcie sukienki, bo w następnym rozdziale będzie ślub :D
Pozdrawiam i do zobaczenia! :*
Hej Mags. Kolejny świetny rozdział i ja znowu płacze.
OdpowiedzUsuńMateusz ma trochę racji że to wina Mags,ale równie dobrze to on mógł ją wtedy odwieźć na lotnisko i wszystko może inaczej by się potoczyło.
Mam nadzieje,że Mags się ogarnie i powie Niallowi,ze to nie jego dziecko. A może zrobi to Sophia?
Wszystko okaże się później.
Życzę weny i pozdrawiam. / Karolina
Cześć Karolina, dzięki za tyle miłych słów :) Koniec już ze smęceniem, od następnego rozdziału rozpoczyna się już akcja :) Pozdrawiam i dziękuję jeszcze raz! x
UsuńPrzypomnij mi bo już zapomniałam, ile czasu/miesięcy minęło od momentu kiedy to Sophie zawitała u Nialla i ogłosiła mu że jest w ciąży z nim?
OdpowiedzUsuńOk. 4-5 msc, tak myślę :)
UsuńAkcja teraz toczy się w lipcu, a Sophie pojawiła się w domu Nialla w maju będąc w szóstym miesiącu ciąży. W ostatnim rozdziale poprzedniej części, kiedy odeszły jej wody, w perspektywie Nialla było powiedziane, że to za wcześnie, więc wniosek jest taki, że dziewczyna urodziła za szybko :)
UsuńO nie, płaczę jak głupia (znowu). Nie mogę uwierzyć w to, że Mags nie poleciała od razu do Nialla. Wgl mam pewne (dosyć nietypowe) spostrzeżenia dotyczące jej historii i moje chore wymysły zaczynają się potwierdzać. Jeżeli w następnych rozdziałach będzie to, co myślę, to przysięgam, że jesteś najbardziej szaloną i jednocześnie najbardziej niesamowitą osobą na świecie!
OdpowiedzUsuńPoza tym nie wiem jak go robisz, że w ciągu zaledwie kilku chwil potrafisz wprawić mnie w taki stan, że co chwila się śmieję albo płaczę. Uwielbiam Cię!
Bardzo zazdroszczę Ci Twojego talentu pisarskiego! Jesteś cudowna!
All the love. xx
Nie płaaaaaaaacz! :* Mów koniecznie swoje podejrzenia, jestem strasznie ciekawa, czy Twoje domysły pokrywają się z moimi chorymi wizjami :D To szalenie miłe, czytać tyle ciepłych słów na temat tego co robię, dziękuję bardzo, to Ty jesteś cudowna! Ściskam mocno! xx
UsuńNie przeboleję tego, to opowiadanie jest prześwietne! Mogę się rozpływać nad nim godzinami! Błagam, żeby lektury szkolne też tak wciągały!
OdpowiedzUsuńNajlepsze polskie opowiadanie!!!!❤️❤️❤️❤️
Kiedy mniej więcej pojawi się nowy rozdział?
OdpowiedzUsuńDziś wieczorem albo w nocy. Muszę go jeszcze sprawdzić, ale obecnie skupiam się nad ważnym projektem na uczelnię, więc prawdopodobnie rozdział pojawi się ok 23 :)
UsuńJuż nie mogę się doczekać :))
UsuńJeju ten rozdział znowu doprowadził mnie do płaczu! Tak mi szkoda Mattiego, biedny nie może się otrząsnąć. 😭 Ale i tak zdziwiło mnie jego wyznanie do Mags i mam nadzieję że Mags nie zrobimy sobie niczego głupiego.
OdpowiedzUsuńPodsumowując świetny rozdział, do następnego xx
Nie płaczcie, błagam! :( Matty był najbardziej przywiązany do Josha, nie dziwie mu się, że to tak wszystko przeżywa. Mags to silna dziewczyna, pozbiera się na pewno! Dzięki, buziaki! xx
Usuń