HAAAAAAAALO! :D Czy ktoś tu jeszcze zagląda? Nie mogłam wytrzymać i postanowiłam wstawić premierowy rozdział trzeciej części. Cieszycie się? ;d To raz, dwa - uprzedzam, że w tej części opowiadania będzie pojawiać się dużo przemyśleń innych bohaterów. Trzy - rozdział może powodować płacz, przepraszam :(
Tak czy inaczej, miłego czytania i napiszcie czy jest w ogóle sens to pisać, bo jeżeli nie, to wstawiam alternatywne zakończenie drugiej części i kończymy z tematem.
Lovu, Mags x
A, zapomniałabym - to i tak pojawi się tutaj w najbliższym czasie, ale dla niecierpliwych - początki HILY w nieco zmienionej formie -> klik na okładkę :)
Jak chcecie się zdołować jeszcze bardziej, polecam: klik
Mags
Moje powieki gwałtownie uniosły się ku
górze, a jarzące światło niemal mnie oślepiło. Czułam się tak strasznie
otępiała i miałam wrażenie, że boli mnie każda komórka mojego ciała. Zamrugałam
kilka razy i kiedy mroczki w końcu odpuściły, mogłam się skupić na obrazach,
które mnie otaczały. Problem tkwił w tym, że jedyne co widziałam to biel. Po
kilkunastu sekundach tępego wpatrywania się w kawałek czegoś białego, zaczęłam
odczuwać inne bodźce – dźwięk pikających urządzeń, stłumione głosy jakiś ludzi,
stukot butów na posadzce. Ogrom doznań zaczął mnie przytłaczać, miałam
wrażenie, że za moment eksploduje mi mózg. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę,
że moją głowę okala coś bardzo ciasnego. Przez moment próbowałam ponownie dojść
do siebie, jednak im bardziej się na tym skupiałam, tym większe przerażenie
mnie ogarniało. Nie miałam pojęcia dlaczego tu jestem, dlaczego wszystko mnie
boli i dlaczego czuję się jak więzień we własnym ciele. Nurtowało mnie tyle
pytań, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby zaspokoić moją ciekawość. Tego
było za wiele. Ponownie zamknęłam oczy, starając się uspokoić. W gardle czułam
niesamowitą suchość. Miałam wrażenie, że jestem na kacu życia. Przez chwilę
pomyślałam, że to skutki ostatniej imprezy, ale uczucie ogłupienia było
zupełnie inne niż po spożyciu alkoholu. Byłam coraz bardziej podirytowana tym,
co właśnie się ze mną działo. Postanowiłam wstać i wyruszyć na poszukiwania
jakiejkolwiek odpowiedzi na to, co właśnie się ze mną działo. Niestety, moja
próba podniesienia głowy spotkała się w przeszywającym bólem w czaszce.
Automatycznie jęknęłam, po czym usłyszałam szelest nieopodal mnie. Nie byłam
sama? W następnej chwili nas sobą ujrzałam twarz. Oszołomiona wciąż miałam
problem z ostrością wzroku, więc po kilkukrotnym zamruganiu ujrzałam zmartwione
spojrzenie Penelope. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, brunetka zerwała się i,
sądząc po odgłosie otwieranych drzwi, wyszła na zewnątrz. W nozdrzach poczułam
charakterystyczny zapach leków i środków chemicznych. I wtedy już wiedziałam – znajdowałam się w
szpitalu. Nienawidziłam tego miejsca, w tym roku zdecydowanie bywałam tu za
dużo razy. Delikatnie obróciłam swoją głowę, ignorując ból. Nagle w wejściu
ponownie pojawiła się Penelope, a za nią Margo oraz dwóch innych lekarzy.
Rozpoczął się typowy przegląd pacjenta – jeden z lekarzy kazał mi wodzić
wzrokiem za światłem latarki, kolejny kazał mrugać oczami na znak tego, że
rozumiem co do niego mówię. Nadal nie wiedziałam co się dzieje. Oszołomiona i
przerażona jednocześnie spojrzałam na trójkę lekarzy opatrujących mnie, a
następnie na Penelope, która ze łzami w oczach przyglądała się temu co robili.
Margo zauważyła mój stan, bo po chwili nachyliła się do mnie i spojrzała mi w oczy.
-
Wszystko będzie w porządku, uspokój się. – Wpatrując się w jej czekoladowe,
spokojne tęczówki postanowiłam podążyć za jej radą. Wzięłam głęboki wdech i
skrzywiłam się – moje płuca najwidoczniej nie chciały ze mną współpracować, bo
jedyne co czułam to piekący ból w klatce.
-
Dlaczego tu jestem? – szepnęłam, próbując przełknąć ślinę. Margo ponownie
obdarzyła mnie łagodnym wzrokiem.
-
Miałaś wypadek, kochanie. – Nagle w głowie zaczęły mi przesuwać się kadry z
tego dnia. Szpital, Niall trzymający dziecko, podróż na lotnisko i ten
niemiłosierny huk… Zaczęłam szybciej oddychać, a mój puls przyspieszył, co
odnotowały maszyny, które zaczęły szybciej pikać. Margo położyła dłoń na mojej,
ponownie mówiąc abym się uspokoiła. Nie mogłam, nie chciałam. Musiałam jak
najszybciej się dowiedzieć, co się stało, jak i co z Joshem?!
-
Gdzie jest Josh? - zapytałam głośniej.
Tym razem lekarka odwróciła wzrok i wyczekująco spojrzała na Penelope. Jej
zmartwiona twarz nie wróżyła nic dobrego. Delikatnie odwróciłam głowę w stronę
mojej przyjaciółki. Nigdy nie potrafiła ukrywać emocji. Na jej twarzy
wymalowany był ból tak ogromny, jakiego nigdy w życiu nie widziałam. – Pen?
Widziałam jak Penelope patrząc na mnie,
gorączkowo zastanawia się co powiedzieć. Miałam nadzieję, że z Joshem nie było
gorzej niż ze mną. Bardzo chciałam w to wierzyć i co chwilę powtarzałam to
sobie w myślach, jednak mina Penelope sprawiała, że to wszystko odeszło w
niepamięć. W końcu dziewczyna wzięła głęboki oddech i otworzyła usta.
-
Nie żyje – szepnęła.
Mój
oddech znów przyspieszył, a w oczach pojawiły się łzy. Jak to?! To niemożliwe.
Dlaczego ona robi sobie takie głupie żarty?! Jakim cudem, przecież ten cholerny
wypadek nie był aż taki poważny! Dwa słowa, które przed chwilą wypowiedziała
Pen, sprawiły, że zawalił mi się świat jak nigdy dotąd. W niepamięć puściłam
swoje załamania z powodu zawirowań miłosnych. Jedyne co siedziało mi w głowie,
to to, że jeden z moich najbliższych przyjaciół zginął, a ja się do tego
przyczyniłam. Gdyby nie wsiadł ze mną do tego samochodu!
Czułam się, jakbym nie panowała nad swoim
ciałem i emocjami. Słyszałam swój szloch. Czułam histerię, która wznieciła się
we mnie. Znów ogarnęło mnie znajome uczucie – niemoc. Cholerna, bezlitosna
niemoc, która sprawiła, że czułam się jeszcze gorzej. Moje myśli galopowały
wokół tych związanych z Joshem – pierwsze spotkanie, pierwsza impreza,
podkradanie papierosów Mateuszowi, pogawędki przez telefon... A teraz jego już
nie ma i to sprawiło, że popadłam w jeszcze większą histerię. Łzy spływały z
mojej twarzy, podczas kiedy Margo pospiesznie wyjęła strzykawkę i wcisnęła
jakiś płyn w moje żyły. Znów poczułam piekący ból, jednak był on niczym w
porównaniu z tym, jak czułam się mentalnie. Zabiłam swojego przyjaciela i
gorszego uczucia na świecie nie znałam.
-
To moja wina – łkałam. Penelope usiadła obok mnie i wzięła moją rękę. Poczułam,
że ona również płacze.
-
Nawet tak nie myśl, Mags! – ponownie usłyszałam głos Margo. Nie chciałam jej
słuchać. Chciałam jedynie aby powiedzieli mi, że to jakiś chory żart. Cholernie
na to czekałam. – To nie twoja wina, że wpadliście w poślizg! Josh nie miał
żadnych szans – jej głos załamał się, a ja poczułam jak moje serce właśnie się
rozdarło. – Kiedy przyjechała karetka, on już nie żył. Myśleliśmy, że ty też,
ale nagle odzyskałaś puls – szepnęła.
Nie chciałam tego słyszeć. Tak bardzo
chciałam przywrócić Josha do życia, podzielić się z nim swoim, zrobić
cokolwiek, aby był tutaj z powrotem. Prawda była jednak brutalna, a ja miałam
coraz mniej siły aby się przed nią bronić. Powoli docierało do mnie, że jego
już nie ma, a pustka, którą po sobie
pozostawił była przerażająca. Kiedy sobie o tym pomyślałam, ponownie zaczęłam
płakać razem z Penelope. Ścisnęłam jej
rękę i czułam gorące łzy skapujące z jej twarzy. Byłam tak strasznie wściekła,
smutna i bezsilna. Jedyne co mogłam, to cicho łkać, a wewnątrz krzyczeć i mieć
cholerny żal do świata i losu za to, że zabrał nam Josha i że już nic nie
będzie takie samo.
Zmęczona i przytłoczona tym, co działo się
wokół mnie, nie marzyłam o niczym innym, niż sen. Ciszę w Sali przerywał głos
Penelope, która co chwilę rozmawiała przez telefon, zapewniając, że już wiem i
będzie ze mną w porządku. Problem w tym, że nie będzie. Mój przyjaciel nie żył.
Czułam się, jakbym to ja go zabiła. Gdyby nie to, że zgodził się zawieźć mnie
lotnisko… Cholera jasna. Nie miałam nawet siły płakać, najwidoczniej leki,
którymi nafaszerowała mnie Margo i spółka miały doskonałą moc przymulania. Moje
powieki stawały się coraz cięższe. Wokół mnie znów nastała cisza, co oznaczało,
że Penelope prawdopodobnie wyszła. Kiedy już usypiałam, usłyszałam skrzypienie
drzwi i szuranie krzesła obok. Tak bardzo chciałam otworzyć oczy i zobaczyć co
się dzieje, jednak nie udało mi się to. Zrezygnowana, postanowiłam wytężyć
słuch do granic możliwości.
-
Hej - Na dźwięk głosu Zayna moje serce zabiło mocniej. Nie miałam pojęcia co tu
robił, tym bardziej jak udało mi się tu wejść, skoro wartę przed moją salą
pełnili na przemian Pen i moi rodzice. Przecież on zniszczył mi życie i
przyczynił się do tej nieszczęśliwej serii zdarzeń. – Jest mi tak strasznie
przykro – pociągnął nosem, a po chwili jego dłoń dotknęła mojej. Chłód
przeniknął przez moje ciało. No proszę, skrucha? Za późno, Zayn.
-
To nie miało się tak potoczyć, Mags – ból, który usłyszałam, mało mnie
wzruszył. – Miłość to najcięższa rzecz,
która przytrafiła mi się w życiu, wiesz? Nie miałem pojęcia, jak potrafi ranić,
jakich wymaga poświęceń, ile kosztuje nerwów, łez i wyrzeczeń. Ile stawia
wyzwań. Nie wiedziałem o tym, dopóki nie
poznałem ciebie. Każda chwila z tobą utwierdzała mnie w przekonaniu, że
pierwszy raz w życiu czuję do kogoś coś tak mocnego. To wtedy zacząłem
doświadczać tego, jaką miłość potrafi być bezlitosną i bezwzględną szmatą. Jesteś tak piękną, inspirującą dziewczyną,
która codziennie motywowała mnie do wstania z łóżka. Zawsze potrafiłaś sprawić,
że mój nastrój zmieniał się o 180 stopni.
Nie wiem kiedy to się stało, ale zacząłem się cholernie przywiązywać do
ciebie. Myślałem, że te wszystkie gesty, pocałunki znaczą dla ciebie tyle samo
co dla mnie. Naprawdę, chciałem temu położyć kres, ale wyzwanie, które przede
mną nieświadomie postawiłaś mnie przerosło. Próbowałem przestać o tobie myśleć,
żyć w świecie wyobrażeń. Czułem, jakbyś ty była moim jedynym powodem, dla
którego chcę żyć i dla którego mogę umrzeć. Chciałem zaprzestać tego, co działo
się w mojej głowie, ale ilekroć widziałem twój uśmiech i spojrzenie skierowane
do mnie, moje starania trafił szlag. Tak bardzo chciałem być na miejscu Nialla.
On nie zasługiwał na ciebie. To było tak bardzo pojebane i nie umiałem się w
tym odnaleźć. A zdrowy rozsądek kazał mi odciąć się od tego wszystkiego, ale
kiedy zobaczyłem Sophie, moja głupota wzięła górę. Kiedy zmieniłem te wyniki,
myślałem, że to moja szansa, ale nie przewidziałem, że w moje plany wpierdoli
się Ramos. Dopiero wtedy zrozumiałem jak cholerny błąd popełniłem, a już było
za późno żeby coś z tym zrobić. Dopiero wtedy brutalnie uświadomiłem sobie, że
jesteśmy dla siebie stworzeni, tylko spotkaliśmy się w niewłaściwym miejscu i
czasie. Jesteś cholernie toksyczna, nie pozwalasz o sobie zapomnieć, a
najgorsze jest to, że kiedy przechodziłem tortury, ty byłaś nieświadoma, że to
robisz. Za każdym razem kiedy cię widziałem, dawałaś mi pierdolone nadzieje. I
chociaż nie wiem jak bardzo bym cię za to wszystko nienawidził, nie wybaczyłbym
sobie, że coś ci się stało. Dlatego teraz, przepraszam cię. Tylko na tyle mnie
stać.
Z całej siły próbowałam powstrzymać łzy,
które zaczęły mi gromadzić się w oczach. Tak bardzo go nienawidziłam, ale jego
szczerość sprawiła, że byłabym gotowa wybaczyć. Znów czułam jak się w tym
wszystkim gubię. Znałam go już trochę i widziałam, że zawsze stawia na swoim.
Nie sądziłam, że w kwestii jego miłości do mnie, też posunie się tak
daleko. Byłam tak bardzo na niego
wściekła. Miałam wrażenie, że Zayn, którego znałam i ten, który podmienił
wyniki badań, to dwie całkowite inne osoby. Bezwzględność chłopaka, jego cynizm
i nadmierna pewność siebie w ogóle nie pasowały do charakteru Zayna, którego ja
znałam, który właśnie siedział przy
moim łóżku. Pod wpływem nadmiaru informacji i emocji, w głowie miałam coraz
większy mętlik. Chciałam mu wykrzyczeć jak bardzo zrujnował mi życie, ile
wylałam łez, ile musiałam przejść. Miałam prawo obwiniać go o to wszystko. Bo
to jego wina.
Nagle usłyszałam ponowne skrzypienie
drzwi.
- Co tu robisz? –
usłyszałam chłodny głos Penelope.
Poczułam jak Zayn puszcza moją rękę i wstaje.
- Chciałem z nią
pogadać.
- Śpi, nie widzisz? – prychnęła z pogardą.
Chyba nigdy wcześniej w jej głosie nie było czuć tak ogromnego jadu. - Jak
możesz się tu pokazywać? Wynoś się – powiedziała twardo Pen. Miałam wrażenie,
że chciała zamknąć drzwi, jednak Zayn był na tyle zdesperowany i nie pozwolił
jej na to. - Ona już wie. I ja też.
Oboje zamilkli. Wyznanie Penelope
najwyraźniej zaskoczyło Malika. Nie
musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, że w tym momencie Pen piorunuje go
wzrokiem. Nigdy za nim nie przepadała, a ja starałam się zwykle łagodzić
sytuacje między nimi, jednak dziś z ochotą jej na to pozwalałam. Ciszę ponownie
przerwał Zayn.
-
Ktoś jeszcze wie? – zapytał cicho.
-
Nie. Masz szczęście, ty cholerny gnoju. Mags miała zamiar pokazać te pierdolone
papiery Niallowi, ale wtedy zobaczyła go z dzieciakiem Sophie. Odpuściła.
Odpuściła, bo myśli, że to jego dziecko! Jesteś z siebie zadowolony? Gdyby nie
ty, nie leżałaby tutaj połamana i ledwie żywa, a Josh wciąż byłby z nami! –
Penelope swoją całą złość i frustracje przelała na niego. Nawet ja dostrzegłam
gorycz, którą włożyła w swoje słowa. – Dlatego wyjdź stąd i daj nam wszystkim
spokój, ty chory pojebie.
W końcu udało mi się otworzyć oczy i
spojrzeć w ich stronę. Oboje wydawali się być zaskoczeni. Zayn przeniósł wzrok
na mnie. Wlepiałam w niego oczy, zastanawiając się, jak mógł być tak głupi.
Chłopak chyba domyślał się o czym myślałam, bo z jego ust wydobyło się
bezgłośne przepraszam, po czym
pospiesznie wyszedł z Sali.
- Słyszałaś? – spytała cicho Pen po kilku
minutach milczenia. Podeszła do mnie i ujęła moją dłoń. Spojrzałam na nią, niepewnie kiwając głową.
Penelope westchnęła i usiadła na moim łóżku uśmiechając się blado. – Nie martw się, Mags, nie pozwolę aby ten
cholerny dupek cię nachodził. Ramos już się wszystkim zajmie. Właśnie pisze
pozew. Nawet nie wiesz jak ciężko było go oderwać od twojego łożka. Jest
gorszy, niż pies pasterki – pokręciła głową, głośno wzdychając, a ja mimowolnie
się uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że wśród tego całego cholernego zła i
rozpaczy, ujrzałam choć namiastkę starej, dobrej Penelope. Tak bardzo chciałam
wrócić to tych czasów, gdzie jedynym płaczem był ten ze śmiechu. - Przed nami
ciężki okres, ale damy radę. Rodzina zawsze sobie poradzi – ścisnęła moją rękę
bardziej. Ponownie potakując, wysiliłam się na półuśmiech i również ścisnęłam
jej dłoń. Pokładałam całą nadzieję w
słowach, które wypowiedziała. Naprawdę, bardzo chciałam w to wierzyć.
Niall
Wpatrywałem się w okno w ramionach
trzymając małego Tylera. Pogładziłem synka po głowie i powróciłem do
obserwowania świata za oknem. Syn… jak to abstrakcyjnie brzmiało. W życiu nie
pomyślałbym, że w wieku dwudziestu dwóch lat już założę rodzinę i to nie z tą
kobietą, z którą chciałem. Westchnąłem, kołysząc malucha. Mimo że cała moja
uwaga powinna się skupiać na dziecku, myślami wciąż byłem w szpitalu, gdzie
leżała Mags. Nie mogłem wymazać z pamięci jej twarzy, pokrytą licznymi
bandażami i widoku rurek powtykanych w jej żyły. Czułem się jakbym przeżywał to
z nią. Każde uczucie bólu, miarowe bicie serca. To nie miało być tak, ja nie
miałem być ojcem a ona nie miała teraz leżeć walcząc o życie. Kurwa. Ta
dziewczyna była warta wszystkiego, oddałbym za nią życie. Z całych sił
próbowałem tyle o niej nie myśleć, ale na próżno. Cholernie chciałem być teraz
przy niej, powinienem, ale… nie mogłem. To było straszne uczucie i nie
wynagradzał mi tego nawet widok Tylera.
Bo
moje serce wciąż należało do niej i to nigdy się już nie zmieni.
Matty
Automatycznie zatrzasnąłem za sobą drzwi i
wszedłem do pustego domu. W ręku trzymałem czteropak naszego ulubionego piwa.
Rozluźniając krawat, skierowałem się do kuchni, gdzie na blacie położyłem
alkohol i usiadłem. Otworzyłem jedno z piw i zastygłem w połowie otwierania
drugiego. Po co to robiłem? Przecież Josha już nie było. Całą drogę do domu
próbowałem znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego akurat on?
-
Dlaczego? – zapytałem rozpaczliwie, jednak odpowiedziała mi głucha,
przerażająca cisza. W życiu nie czułem się gorzej, niż teraz. Śmierć jest takim
cholernie bezwzględnym gównem. Straciłem jedną z najważniejszych osób w swoim
życiu i to było tak bardzo pojebane. Utkwiłem wzrok na jednej z szuflad,
starając się za wszelką cenę powstrzymać łzy. Facetowi nie wypada płakać. A
może jednak? Pociągnąłem łyk z butelki. Mieliśmy tyle planów, kurwa!
Planowaliśmy braterską wycieczkę na Maltę, powiększenie naszej firmy, głupiego
golfa w przyszły weekend… Planowanie nie miało największego sensu, kiedy teraz
mój przyjaciel wybrał się w najdłuższą podróż samotnie gdzieś tam, na górze.
Nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać. Potrząsnąłem głową, starając się odsunąć
obraz urny z prochami, która wkładana była do rodzinnego grobowca Josha. Nie
sądziłem, że ostatnią imprezą, którą razem zaliczymy, będzie jego własny
pogrzeb. Zamiast tego przywołałem moment, w którym poznaliśmy się.
Usłyszałem
trzask drzwi prezesa i automatycznie odwróciłem się w tamtą stronę, gdzie
zobaczyłem chłopaka, który z miną zbitego psa przemierza drogę do swojego
stanowiska. Koleś spędzał w gabinecie tego frajera większość swojej przerwy,
gdzie dostawał regularne zjeby za coś, co rzadko było jego winą. Było mi to
trochę żal, pracował tutaj kilka dni dłużej ode mnie, a wszyscy uważali go za
kozła ofiarnego. Kiedy skończyliśmy naszą zmianę, podszedłem do niego i
zapytałem czy ma ochotę na piwo.
-
Podrywasz mnie? – zapytał podejrzliwie, czym mnie zaskoczył. Zaczynałem
rozumieć ludzi, których denerwował. Po kilku minutach zastanawiania się,
chłopak zgodził się i godzinę później byliśmy już nieźle nawaleni w barze
naprzeciwko naszego biura. Wtedy myślałem, że to będzie tylko parę piw, jednak
później totalnie nawaleni nie wiadomo dlaczego, poszliśmy pod dom naszego
szefa.
-
Pierdol się, skończony kutasie! – wrzasnął Josh, po czym rozpiął rozporek i
zaczął sikać na nowo kupioną brykę prezesa. Spojrzałem na niego osłupiały,
jednak po chwili bez najmniejszej chwili wahania zrobiłem to samo. Oboje
sikaliśmy na samochód i darliśmy się na cały Londyn. Skończyło się wizytą na
komisariacie, jednak warto było. Już wtedy wiedziałem, że Josh będzie jednym z
moich dobrych przyjaciół.
Nie panowałem już nad łzami, które
ciurkiem płynęły po moich policzkach. Nie umiałem przyjąć do wiadomości, że już
nigdy nie zobaczę tego idioty, który codziennie wpadał do nas z samego ranka.
Nie potrafiłem zdefiniować tego bólu, który rozdzierał mnie od środka. Nie potrafiłem
wymazać jego twarzy z pamięci. To było tak bardzo pojebane. Głośny szloch
wyrwał się z mojej piersi. Płakałem jak małe dziecko, nie umiałem się już
powstrzymywać. Świat zabrał mi mojego najlepszego przyjaciela, a ja nie mogłem
już nic zrobić. Byłem całkowicie bezradny i bezbronny wobec okrucieństwa losu.
Patrząc na łzy skapujące na blat, wyobraziłem sobie Josha, który patrzy na mnie
z odrazą. Uśmiechnąłem się mimowolnie, widząc w głowie jego twarz wykrzywioną w
grymasie.
- Nie
bądź pizdą, Matty. – powiedział. – Będzie dobrze. Braci się nie traci, prawda?
- Braci się nie
traci – powtórzyłem cicho, po czym wsłuchiwałem się w ciszę, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będzie lepiej niż teraz.
Okey, Mags. Rozdział jest cudowny. Oczywiście poryczałam się jak głupia. Uwialbiam jak piszesz,pisanie tej części ma sens chce wiedzieć jak to się skończy. Jak to planujesz zakończyć. Jesteś najlepsza. Pozdrowienia xx / Karolina
OdpowiedzUsuńDziękuję kochanie! Cieszę się, że Ci się podoba i mam nadzieję, że nie zawiodę Cię następnymi rozdziałami! xx
UsuńOmg ten rozdział to jakiś cud i nie mogłam normalnie powstrzymać łez 😭 tak mi szkoda Josha bo bardzo go lubiłam. Mam nadzieję że z Mags będzie wszystko dobrze a Niall dowie sie że Zayn podmienił papiery. Jestes świetna w pisaniu i nie mogę się doczekać następnego rozdziału xx ❤ trzymaj się i życzę weny x
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie, wena się przyda! Buziaki xx
UsuńMatko ♥ Cudowne! Mam nadzieje jednak że Niall dowie się że to nie jego dziecko!
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mojego ff o Niallu :)
http://youaremytherapyniallhoran.blogspot.com/2015/11/prolog.html
Jezuuuu Mags! To co piszesz wyzwala takie emocje... Ryczę jak głupia... Tak niesamowicie wkręciłam się w to opowiadanie, że nie wyobrażam sobie, że mogłabyś je zakończyć ;) Proszę, pisz dalej! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBędę pisać, nie zawiodę Was :*
UsuńO matko, myślałam, że się nie popłaczę i będę twarda, ale perspektywa mnie po prostu rozwaliła... Wyobraziłam sobie to wszystko i jejuu, mega mi smutno. Przecież Josh, no kurde Josh to był Josh. Bardzo go lubiłam i jakoś nie mogę się pogodzić z jego stratą, choć spodziewałam się tego.. Nie wiem co mam jeszcze napisać, ale zdecydowanie był to świetny rozdział i czekam na następny. Pozdrawiam, Weronika.
OdpowiedzUsuńperspektywa Mateusza, oczywiście*
UsuńA i jeszcze mała prośba. Mogłabyś dodać do bohaterów Margo? Chciałabym zobaczyć jak ty ją sobie wyobrażasz, bo ja za Chiny nie mogę :(
UsuńNo proszę, w końcu Cię złamałam rozdziałem :D Margo dodam, dziwne, że jej jeszcze nie wyobrażasz, ja od samego początku, kiedy tylko kreowałam postać, wiedziałam jak będzie wyglądać :) Oczywiście ją dodam, jak i innych nowych bohaterów :) Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! x
UsuńMatko! To jest cudowne! Pochłonęłam to opowiadanie jednym tchem w ciagu zaledwie kilku dni, a aktualnie siędzę i ryczę jak głupia! Co Ty ze mną zrobiłaś dziewczyno. Dosłownie Cię kocham! Nie mogę się doczekać kolejnej części! Chyba mnie rozniesie to ciągłe czekanie! Mam nadzieję, że się nie przestraszysz jak zacznę Cię stalkować czekając na nowy rozdział! Jesteś wspaniała! Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńZapomniałam dopisać, że jeszcze nigdy tak się nie śmiałam! Jak dla mnie masz przecudowne poczucie humoru! Przy niektórych momentach wręcz ryczałam ze śmiechu. ❤️
OdpowiedzUsuńDroga Doroto, bardzo się cieszę, że moje opowiadanie tak Ci się podoba, to wiele dla mnie znaczy i bardzo motywuje do dalszej pracy, dziękuję :* Nowy już jest! Buziaki :*
UsuńJuż jest?! Chyba właśnie się popłakałam ze szczęścia! Zabieram się za czytanie! I love you!
UsuńJezu jak cudownie że nowy rozdział nawet nie wiesz jak się cieszę uwielbiam o tak piszesz. Chciałabym żeby mags wybaczyla zaynowi, chyba jestem jakaś chora bo to skurwiel przez to co zrobił ale tak strasznie ich shippowalam. I tak w ogóle jak mogłaś umieścić mojego kochanego josha?!! Idę czytać następny rozdział. Weny xxx
OdpowiedzUsuń