W Londynie mieszka osiem i pół
miliona ludzi. Codziennie w mieście rodzi się blisko dwanaście tysięcy nowych
obywateli, a kolejne dziesięć umiera. Pojawia się więc pytanie – dlaczego spośród
tylu ludzi w mieście, akurat to ja musiałam dziś zginąć? Wcale tego nie
chciałam. Czułam się przegrana jak nigdy dotąd. Świetnie, przecież to było
dokładnie coś, czego potrzebowałam. To wcale nie tak, że nadal chciałam żyć,
prowadzić swoją ukochaną fundację, cieszyć się z życia i pić alkohol na potęgę.
Cóż najwidoczniej los tak zadecydował. Niemoc – to było najbardziej frustrujące uczucie jakiego
kiedykolwiek doznałam. Po raz pierwszy
straciłam kontrolę nad swoim życiem i efekt uzyskałam gorszy, niż mierny. Czy
ja umarłam? Zamiast przejmować się faktem, że prawdopodobnie nie żyję, ja
gorączkowo myślałam o tym, że nikt nie zna mojego hasła na Fejsie i nie będzie
mógł go skasować. Boże, jestem taka żałosna.
Absolutnie nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli, jednak smuga świata z każdą sekundą przybliżająca się do mnie, sprawiała, że za wszelką cenę chciałam zobaczyć co się tam znajduje. Cholera, zawsze mówili nie idź w stronę światła. Ciekawość wzięła górę i skierowałam się w stronę jasnego snopu światła, który był coraz bliżej mnie. Cała ja, mistrzyni życia na przekór wszystkiemu i wszystkim. A co mi tam, może po przekroczeniu świetlistej smugi wszystko jakoś samoistnie się ułoży? W końcu błoga cisza i wszechogarniający spokój były całkiem spoko.
Absolutnie nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli, jednak smuga świata z każdą sekundą przybliżająca się do mnie, sprawiała, że za wszelką cenę chciałam zobaczyć co się tam znajduje. Cholera, zawsze mówili nie idź w stronę światła. Ciekawość wzięła górę i skierowałam się w stronę jasnego snopu światła, który był coraz bliżej mnie. Cała ja, mistrzyni życia na przekór wszystkiemu i wszystkim. A co mi tam, może po przekroczeniu świetlistej smugi wszystko jakoś samoistnie się ułoży? W końcu błoga cisza i wszechogarniający spokój były całkiem spoko.
Nagle oślepił mnie blask
poświaty. Nie przygotowałam się zbytnio na to, co za chwilę się stanie, jednak
co miałam do stracenia? Przecież moje
życie nie będzie już nigdy takie same. Ach, zapomniałam – przecież już nie żyłam.
Kiedy otworzyłam oczy znalazłam
się w… szpitalu. Dokładnie tym samym, gdzie jeszcze kilka godzin wcześniej
zawalił mi się świat. Rozejrzałam się po sterylnie białych korytarzach,
zastanawiając się, co się do cholery dzieje. Przez całe życie, pomimo swoich
porażek i błędów, myślałam, że jestem za zła na niebo i jednocześnie za dobra
na piekło. To musiał być jakiś znak.
Oho, czuję podstęp. Utknęłam w matriksie? Może Bóg pozwoli mi chociaż na
pożegnanie się ze wszystkimi? Może bez naprawienia wszystkiego, co popsułam,
nie będę mogła osiągnąć spokoju? Więc w czymkolwiek się teraz znajdywałam,
podświadomie wiedziałam, że właśnie nadarza się szansa, której nie mogę
przegapić.
Uważnie lustrowałam każdy skrawek
pomieszczenia, szukając jakiejkolwiek wskazówki. Wszystko widziałam w
zwolnionym tempie, co nieźle mnie zdezorientowało. Widząc dyspozytorkę siedzącą
w kącie i odbierającą telefony, pielęgniarki szybkim krokiem przemierzające
korytarz, lekarzy, którzy przed gabinetami odbywali krótkie pogawędki na
prywatne tematy, nie nasuwało mi się na myśl nic sensownego. Nagle ujrzałam
ratowników, którzy niemal biegiem przewozili na noszach kogoś, komu jak
najszybciej należało pomóc. Na widok krwi, która pokrywała całą twarz,
wzdrygnęłam się. Podświadomie czułam, że mnie też to spotkało. No tak, przecież
miałam wypadek. To takie niesprawiedliwe – dlaczego spośród tylu sposobów na
śmierć, mi musiała przytrafić się najbanalniejsza? Dzięki, losie, moje ostatnie
chwile życia były naprawdę spektakularne. To już wolałam umrzeć, kiedy skakałam na bungee z Ramosem. Poczułam ogrom smutku i żalu, który
przepełnił moje ciało. Było mi ogromnie żal z powodu tej osoby. Chciałam
podążyć za ratownikami, jednak nie mogłam się poruszyć. Próbowałam ze
wszystkich sił zrobić krok, jednak bez skutku – jakaś niewidzialna siła
postanowiła mnie uziemić.
Odprowadziłam wzrokiem ranną i
zaczęłam się zastanawiać, o co chodzi? To było już coraz mniej zrozumiałe.
Dlaczego nie mogę się ruszyć? I dlaczego znów ogarnia mnie ta cholerna niemoc?
Nie mając nic lepszego do roboty,
z rezygnacją powróciłam do obserwacji otoczenia. Czułam się jakbym wylądowała
na planie jakiegoś niemego filmu. To
było dziwne odgadywać emocje ludzi jedynie po mimice, jednak nie miałam z tym
większych problemów – w końcu znajdowałam się w szpitalu, gdzie skupione oraz
smutne i pełne goryczy spojrzenia były na porządku dziennym. Kiedy
zastanawiałam się, czy może w tym samym szpitalu nie znajduje się Sophie, nagle
ujrzałam Penelope. Uśmiechnęłam się na jej widok. Tak dobrze było ją zobaczyć.
Niestety jej mina nie wyrażała nic dobrego. Włosy, o które tak zawsze dbała, teraz były w totalnym nieładzie.
Sądząc po jej przemokniętym ubraniu, na dworze musiał padać deszcz. Jej
makijaż, który był dopełnieniem jej perfekcyjnego wyglądu, teraz widniał
rozmazany na całej twarzy. Jej klatka piersiowa
gwałtownie unosiła się i opadała, a oddech był bardzo niemiarowy. Szlochała.
Moja Penelope płakała jak nigdy wcześniej, a ja byłam całkowicie bezradna. Tak
bardzo chciałam ją pocieszyć, dać jej
sygnał, że chyba nie jest ze mną aż tak źle, skoro tu jestem?
Podążyłam za nią wzrokiem. Gwałtownie
podbiegła do recepcji, gdzie czarnoskóra dyspozytorka z poważną miną wskazała
jej kierunek. Moja przyjaciółka natychmiast się odwróciła i pobiegła w stronę
wskazaną przez kobietę. Westchnęłam zrezygnowana – jedyne co mogłam zrobić, to
odprowadzenie jej wzrokiem. Po chwili w
drzwiach wejściowych pojawił się też Mateusz, Louis i zapłakana Elena. Zziajani
odszukali wzrokiem Penelope, po czym dołączyli się do biegu. A ja ciągle stałam
i mogłam jedynie obserwować to wszystko.
Podświadomie czułam, że to bardzo poważna sytuacja, wewnątrz odczuwałam
wielkie poddenerwowanie i chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Zanim zdążyłam
odwrócić wzrok, ujrzałam jeszcze dwie inne biegnące sylwetki. Postanowiłam
spróbować jeszcze raz zrobić krok w stronę, w którą pobiegła Penelope i spółka
– na próżno. Kiedy naburmuszona w myślach puszczałam niezłą wiązankę
przekleństw, w wejściu ujrzałam Nialla, na którego widok prawie umarłam. Ha ha,
co za żart. Chyba przez to wszystko stałam się bardziej zabawna. Wydawał się
załamany jak nigdy wcześniej. Blondyn
zamiast gnać za przyjaciółmi stanął i wpatrywał się prosto we mnie.
Znieruchomiałam. Jakim cudem on wie, że ja tu jestem?!
Jego spojrzenie, tak intensywne,
rozpaczliwie lustrowało moją twarz. W tamtym momencie brak zdolności ruchu nic
nie znaczył. Jego wzrok dosłownie miażdżył moje serce i sprawiał, że kolana
ugięły się pode mną, jak jeszcze nigdy wcześniej. Ciszę, która do tej pory mnie
otaczała, została przerwana przez odgłos bicia serca. Spojrzałam na niego
zaskoczona. Niall wciąż nie odrywał ode mnie wzroku. Jego serce, które
pracowało jak szalone, było jedynym dźwiękiem, który słyszałam. Moje wnętrze
natychmiast otoczyła bezgraniczna miłość do tego człowieka. Chłopak jakby to
wiedział, bo nagle otworzył usta i rozpaczliwie kręcąc głową, błagalnie
wypowiedział trzy słowa, po czym ruszył w stronę Pen i reszty. Nie teraz, Mags. Miłość, która jeszcze
wcześniej przygniatała mnie swoją intensywnością, zaczynała ustępować cholernej
niemocy. Nie chciałam już ciszy i spokoju. Pragnęłam niekończącego się chaosu,
dźwięków i piętrzących się problemów. Za wszelką cenę zapragnęłam znów żyć.
__________________________
+ HALO, CZY WRZUCANIE OPOWIADAŃ NA BLOGSPOT JEST JESZCZE MODNE?????
Do zobaczenia! :>
Boże kobieto co ty ze mną robisz?! Po tym rozdziale nie bedę w stanie normalnie funkcjonować. Co się w nim dzieje? Czm Niall ja widział a reszta nie? Czekam na 3 część. Pozdrawiam xoxo /Karolina
OdpowiedzUsuńKochana, wszystko się wyjaśni niedługo! Trójka już w produkcji :) Pozdrowienia :*
UsuńO co chodzi? Mags jest jakimś duchem, ona w ogóle żyje?! Bardzo zaskoczyłaś mnie takim rozdziałem i mam nadzieję, że w trzeciej części się wszystko wyjaśni.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to rozdział jest świetny, najlepszy i kocham twój styl pisania!
Czekam na następny xx
Mags nie jest duchem :D to po prostu jej przemyślenia, coś w rodzaju halucynacji :D
UsuńJezusie *>* Mags mam ochotę cię wyściskać. Generalnie to już to pewnie pisałam ale najwyżej się powtórzę xd. Po pierwsze to od momentu w którym Cailin przyniosła wyniki badań ryczalam jak dziecko. Po drugie myślałam że dostanę zawału kiedy Mags miała wypadek. Po trzecie chyba teraz nie będę spała pół nocy bo tak Przeżywam to co się tu wydarzyło ;> a tak w ogóle to przepraszam za błędy ale pisze z telefonu ^^ Ja chyba nie wytrzymam...normalnie żyję informacją o trzeciej części <3 I fajnie że się odezwałaś bo tak smutno trochę było przy paru rozdziałach bez żadnej notki ;C Ale rozumiem twoją sytuację i będę czekać na ciebie jak długo będzie Trzeba ;* Pozdrawiam cieplutko i weny życzę (na pewno się przyda)
OdpowiedzUsuń:* :* :*
UsuńMiałam kryzys i musiałam wszystko sobie poukładać od początku :(
Teraz już tu zostaję i będę się odzywać jak nigdy wcześniej! :D
Wena póki co jest, cały wolny czas poświęcam pisaniu, więc za jakieś 3-4 tygodnie świeża porcja przygód Mags :D Od razu uprzedzam o dłuższym czasie, bo chcę napisać parę rozdziałów w przód aby potem regularnie je wstawiać :)
Dziękuję, że ze mną jesteś tutaj! Lovka!
Jezuu!!! Co TY ze mną robisz ? 😭😭. Czekam na 3 + WENY ŻYCZĘ. Kc <3
OdpowiedzUsuń:*
UsuńOmg jakie emocje!!! Wow już myślałam że serio Mags nie żyje i to będzie koniec. Ten rozdział mnie na prawdę zaskoczył! Nie mogę się doczekać co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńJuż niedługo będzie wszystko wiadomo! :*
UsuńSuper zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://youaremytherapyniallhoran.blogspot.com/
,,HALO, CZY WRZUCANIE OPOWIADAŃ NA BLOGSPOT JEST JESZCZE MODNE?????'' ależ oczywiście że jest modne. Mam nadzieję że nie przeniesiesz nigdzie tego opowiadania i pozostaniesz tutaj
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru go przenosić, tylko zastanawiałam się. Wszystkie blogi, które czytałam zakończyły się już, a wiele zostało niedokończonych, więc martwiła mnie ta cisza :P
Usuń