Na początek parę słów wyjaśnienia:
Strasznie Was przepraszam za moją nieobecność :( Przez ten cały czas gdy nie było, walczyłam z laptopem, maturą, początkiem studiów. Wobec natłoku spraw nie starczało mi czasu na bloga, a nie chciałam też wstawiać tutaj jakiegoś gówna, którego potem mogłabym się przed Wami wstydzić. Cały rok praktycznie zbierałam się, żeby coś napisać, jednak mi to nie wychodziło. Pochłonęło mnie studenckie życie. Było mi mega ciężko czytać Wasze komentarze dotyczące mojej nieobecności, jednak wiem, że zasłużyłam sobie na to jak mało kto. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie, bo mam jeszcze pięćset milionów pomysłów na opowiadania! Mimo wszystko dziękuję nielicznym, którzy śledzą jeszcze to opowiadanie i niecierpliwie czekają następny rozdział. Jeżeli kolokwia mnie nie przerosną, postaram się za kilka tygodni wrzucić Wam wszystkie części opowiadania w wersji pdf :) Być może warto będzie je przeczytać, gdyż niektóre rozdziały są nieco zmodyfikowane :) Ale to za niedługo, a tymczasem zapraszam na konkretną jazdę bez trzymanki! Pamiętajcie, że kocham Was najmocniej! A przed Wami kolejny rozdział:
Stało się – w Ealing zapanowały stare, dobre czasy. Kupa ludzi, muzyka dudniąca z każdego kąta domu i morze alkoholu przypomniały mi, jak wspaniałe chwile spędziłam tutaj zanim nasze spotkania alkoholizacyjne siłą rzeczy przeniosły się na do saloniku w siedzibie mojej fundacji. Byłam już nieźle wstawiona i wraz z Eleną i Harrym z zapałem tańczyliśmy do najnowszego Justina Biebera. Zaabsorbowana zabawą zapomniałam o tym, że nie dalej niż trzy godziny temu odwiedził mnie Niall i ponownie rozkruszył mnie psychicznie. Miałam to wszystko gdzieś, miałam alkohol i przyjaciół, a tego wieczoru to całkowicie mi wystarczyło. Potrzebowałam takiej chwili wyluzowania. Tłum ludzi w naszym salonie był niesamowity i można by pomyśleć, że trafiło się do jakiegoś super modnego klubu, gdzie na podestach tańczą półnagie dziewczyny, a drinki serwują faceci z gołymi, umięśnionymi klatami. Liam jako pierwszorzędny didżej naszych spotkań, całkiem nieźle wywiązywał się ze swojego zadania. Doznawszy kolejnej dawki euforii zaczęłam jeszcze bardziej skakać do piosenki, którą właśnie puścił. Nawet nie zauważyłam, że ktoś położył mi ręce na biodrach i po chwili zaczął obracać w swoją stronę. Mając chwilowe zaćmienia mózgu i uaktywniony w tym stanie tryb slow motion, dopiero po jakiś dziesięciu sekundach zobaczyłam przed sobą twarz Ramosa. Niewiele myśląc, uśmiechnęłam się do niego leniwie i zarzuciłam ręce na szyje. Blondyn odwzajemnił mój uśmiech i zaczął poruszać się w rytm muzyki. Cholera, czy można być tak idealnym we wszystkim co się robi!? Ramos zdecydowanie należał do tej kategorii ludzi. Miał niewiarygodne poczucie rytmu, zupełnie jakby przed chwilą zszedł z planu Step Up. Rozejrzałam się po pokoju i wśród ludzi ujrzałam Louisa, który ocierał swoje krocze o tyłek Eleny, Penelope wciskała swój język w usta naszego kolegi z uczelni, a na prowizorycznej didżejce ujrzałam tańczącą Margo. No nieźle. W mikrosukience nie wyglądała jak wszechstronna pani doktor. Nagle poczułam jak moja głowa odwraca się w stronę Dana i czuję miękkość i słodycz jego warg. Co? Jak to? Pocałował mnie, czy może to ja jego? Niewiele mnie obchodziło kto zaczął, bez zahamowania oddałam się tej czynności, wciąż tańcząc. Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, wyłapałam pełne odrazy spojrzenie Harry’ego i dezaprobatę Liama. Wzruszyłam ramionami odwracając od nich wzrok. Jezu, to przecież tylko całowanie. Przecież nie wyznałam Ramosowi miłości, ani nie oświadczyłam, że chcę spędzić z nim resztę życia. Zupełnie ich nie rozumiałam – przecież byłam dorosła, wolna i miałam prawo układać życie jak mi się podoba. Skoro Niall mógł, to dlaczego nie ja?
– Kocham cię, Ramos – wybełkotałam.
– Powiesz mi to jutro na trzeźwo – odpowiedział
szybko, a moja mina zrzedła. Jezu, czy ja naprawdę to powiedziałam? Mam
nadzieję, że jutro nie będę tego pamiętać. I on też… ale zaraz. On na każdej
imprezie jest jedynie lekko wstawiony i nigdy nie był w stanie, w którym ja
pokazuje się ludziom praktycznie na każdym spotkaniu na którym jest alkohol.
Musiałam coś z tym naprędce zrobić.
Pospiesznie odwróciłam się od niego i przeciskając się przez tłok w
salonie postanowiłam poszukać Mateusza, który, miałam nadzieję, że mi pomoże i
zrozumie mój bełkot. Kiedy byłam pijana zdawało mi się, że mówię w innym języku
niż wszyscy, on był jedyną osobą, która pod wpływem potrafiła mnie mniej więcej
zrozumieć. Nim zdążyłam przekroczyć próg kuchni, poczułam szarpnięcie i z
impetem wpadłam na Harry’ego.
– Jesteś taką idiotką, Mags – powiedział jedynie, po
czym zniknął. Przez następne dwie minuty próbowałam zarejestrować że coś do
mnie powiedział i co to było. Byłam tak pijana, że mało mnie obchodziło, co ma
mi do powiedzenia. Wzruszyłam ramionami i weszłam do kuchni. Dostrzegłam go
razem z Tessą przy kuchennej wyspie, gdzie nalewał drinki.
– Co znów zrobiłaś? Zabiłaś Dana swoim kiepskim
żartem? – zapytał, kiedy darłam się, że potrzebuję jego pomocy, na co Tessa
zachichotała, a ja pokazałam mu środkowego palca.
– Gorzej. Powiedziałam mu, że go kocham. – Tym razem
uśmiech zszedł z twarzy Tessy, a Mateusz spojrzał na mnie jak na kretynkę.
– Gratuluję pomysłu. I co ja mam mieć z tym wspólnego?
Też mam mu wyznać miłość? – Mateusz najwidoczniej nie podzielał mojej paniki.
Pospiesznie wyrwałam mu kubek i wypiłam całą zawartość. Paliło jak diabli,
widocznie do wódki nie zdążył wlać soku. Walić to, musiałam jak najszybciej
odkręcić sprawę z Ramosem.
– Wystarczy, że go upijesz tak, żeby nic na pamiętał –
powiedziałam, wielce dumna ze swojego pomysłu.
– Nic z tego, Mags. Dan nie pije dużo na imprezach na
których przebywasz ty. Wiesz, chce mieć na ciebie oko i takie tam – powiedziała
zaczepnie Tessa, puszczając mi oczko. Opuściłam bezradnie ręce. Świetnie,
gorzej być nie mogło. Błagam, niech oni coś zrobią. Mateusz był ostatnią deską
ratunku.
Pospiesznie wyszłam z kuchni, gdzie w progu natknęłam
się na Ramosa. No świetnie, lepiej być nie mogło. Cholera. No dalej, Mags, wysil swoje szare
komórki, które jeszcze pozostały w twojej kretyńskiej główce. Podczas kiedy ja rozpaczliwie
próbowałam odkręcić to, co nabroiłam i wysilałam się aby powiedzieć coś
sensownego i nie urażającego jednocześnie, on, najwidoczniej zachęcony moim
wcześniejszym wyznaniem, nachylił się nad moim uchem.
– Szukałem cię – wymruczał.
– Chce mi się pić – wypaliłam, siląc się na uśmiech.
Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
– Przecież właśnie wyszłaś z wodopoju – powiedział,
wskazując Mateusza ponownie zajmującego się produkcją drinków.
– To, co przynieś mi coś do picia – wypaplałam z
prędkością światła, po czym minęłam go i skierowałam się do salonu. Miałam
nadzieję, że nie polezie za mną. W tamtym momencie potrzebowałam spokoju i
ogromnej ilości alkoholu. Musiałam się znieczulić bo: a) powiedziałam kocham komuś, kto nie powinien teraz
tego usłyszeć i b) kocham kogoś, kto już nigdy nie będzie należał do mnie.
Tkwiłam w totalnej beznadziejności i już nie wiedziałam, co robić. Nie miałam
siły nawet o tym myśleć. Wizje Nialla i Ramosa przeplatające się w mojej głowie
jednocześnie zaczynały doprowadzać mnie do szału, czułam, że wariuje. Czy może
być gorzej? Chyba pójdę potańczyć.
Ramos
– Drzwi są obok – zachichotała Mags, kiedy próbowałem
wnieść ją do pokoju. Zawtórowałem jej i po omacku zacząłem szukać klamki,
ignorując dziewczynę, która masowała sobie tył głowy. Impreza już dawno się
skończyła i oboje byliśmy mocno zmęczeni. Od godziny marzyłem żeby w końcu się
położyć i żeby świat wokół mnie przestał przypominać karuzelę. Niestety razem z
Mags nie potrafiliśmy wejść po schodach. Kiedy w końcu nam się udało, wziąłem ją
na ręce i postanowiłem zanieść do łóżka. Nie skalkulowałem dokładnie w którym
miejscu są drzwi do jej pokoju i cóż, przywaliłem jej głową o framugę. Najwyżej
będzie miała sine czoło przez kilka dni. Podobno są na to jakieś dobre
kosmetyki.
Nie miałem najmniejszego pojęcia jakim cudem byłem tak
mocno wstawiony. Przecież kiedy tylko wszedłem do kuchni porozmawiałem chwilę z
Tessą i Mattym, który zaproponował mi grę. Ochoczo się zgodziłem, zapominając o
Mags. Nie miałem pojęcia, że będzie to gra w alkohol., która mnie totalnie
zniszczyła.
– Jestem wykończona – powiedziała, kiedy rzuciłem ją
na łóżko. – Rozbierz mnie, chcę spać. Niewiele myśląc w moim stanie, niezdarnie
ściągnąłem jej spodnie i podkoszulek, po czym bezceremonialnie rzuciłem w
któryś kąt. Na widok jej bielizny zrobiło mi się gorąco i postanowiłem czym
prędzej zakryć ją zanim rzucę się na nią.
– Chodź spać ze mną.
Cztery słowa wystarczyły, żebym w ciągu sekundy
rozebrał się i położył obok Mags, która spała już w najlepsze. Delikatnie przyciągnąłem
jej ciało do siebie. Była niezwykle drobna. Czułem jej lekkie unoszenie i
opadanie klatki piersiowej. Uśmiechnąłem się sam do siebie. W końcu czułem, że
jestem we właściwym miejscu i czasie. Miałem ją całą dla siebie, nie musiałem
się z nią nikim dzielić, a to było fantastyczne uczucie. Wiedziałem, że ona
doskonale podniosła mnie po mojej porażce z Julie, dzięki niej znów stałem się
taki jak kiedyś. Ona zmieniła mnie na lepsze. Nie miałem pojęcia, co takiego ma
w sobie, że tak doskonale potrafiła zjednać w sobie człowieka, sprawić, że
chociaż na chwilę zapominało się o tym, co w życiu cię trapiło, pomimo tego że
sama miała nieźle pojebane życie. Wiedziałem jednak, że ona nigdy się nie
podda, zawsze zawalczy o to, co jest dla niej najważniejsze. Taka już była.
Uśmiechnąłem się i wtuliłem twarz w zgłębienie pomiędzy jej głową a ramieniem.
Świetnie czułem się w jej towarzystwie. Zastanawiałem się jak ona odbiera naszą
relację. Czy brała to wszystko tak samo na poważnie jak ja? Na myśl o tym, momentalnie
wytrzeźwiałem. Jakoś nie potrafiłem wyobrazić sobie Mags, która bawi się
kogokolwiek uczuciami, w szczególności moimi. Ostatnimi czasy przeżyliśmy
sytuacje, po których niejeden człowiek by się załamał. Ale nie my.
Przetrwaliśmy to i staliśmy sobie bliżsi
jak nigdy. Nie było dnia, kiedy bym o niej nie myślał Wiedziałem, że to, co do niej czuje jest
silniejsze niż wszystko inne, co dotychczas czułem do innych kobiet. To było
dla mnie całkowicie nowe uczucie, jednak bardzo intensywne i przyjemne. Nie mogłem jednak wyrzucić z głowy pytania,
które powracało do mnie – kim ja dla niej byłem?
Nagle poczułem, jak blondynka przekręca się w moją
stronę i wygodnie sytuuje się na moim torsie. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją
w czubek głowy. Gdzieś w środku miałem cichą nadzieję, że te gesty, którymi
mnie obdarza, znaczą o wiele więcej, niż zwykła przekazywać mi słowami.
Mags
Następny dzień przywitał mnie koszmarnym bólem
głowy. Jak mogłam się tak upić!? Czy
takie zachowanie przystoi kobiecie? Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie.
Jestem taką okropną idiotką, czułam się strasznie. Zastanawiałam się, czy na
świecie żyje gorsza kretynka ode mnie, jednak kiedy tylko pomyślałam sobie o
Pen, zrobiło mi się jakoś mniej źle.
Z trudem przekręcając się na drugi bok, zamarłam. Tuż
obok mnie leżał śpiący w najlepsze Ramos. Ostatkiem sił próbowałam dojść, czy
zaszło coś między nami, ale w głowie miałam jedną, wielką pustkę. Podniosłam
kołdrę i zauważyłam, że mam na sobie bieliznę. Uf, to znaczy, że wczoraj byłam
zbyt pijana aby robić cokolwiek innego poza położeniem się do własnego łóżka.
Zamknęłam oczy. To mój ostatni dzień tutaj. Jutro
wsiądę w samolot i podobnie jak dwa lata temu rozpocznę nowe życie. Pogodziłam
się już ze stratą Nialla, więc dlaczego nie pójść na przód i od nowa
poszukać w sobie tego ognia, który tlił
się we mnie, za każdym razem, kiedy spędzałam z nim czas? Miałam prawo
poukładać sobie to wszystko od nowa. Chciałam znów żyć i nie tracić czasu na
bezsensowne kłótnie, płacz czy zastanawianie się co by było, gdyby. To już nie
wróci, a ja musiałam w końcu przyznać się do tego sama przed sobą.
Spojrzałam Ramosa. Zupełnie nie miałam pojęcia co się
ze mną dzieje. Przecież ja go nie znoszę! Nie ma prawa być między nami ta
chemia, która z każdą następna sekundą przyciąga nas do siebie jeszcze bardziej
niż zazwyczaj. Kolejny raz naszła mnie wątpliwość wobec naszego wspólnego
wyjazdu. Nie bałam się tego, że spędzę z nim trzy miesiące od tego całego
zgiełku. Nie bałam się podróży w nowe i zamknięcia drzwi ze starym życiem, ale tego co
zaczynałam do niego czuć. Nie potrafiłam
zdefiniować tego dziwnego związku. O ile można to nazwać związkiem. Nie
rozumiałam nawet własnych uczuć. Nie rozumiałam siebie. Chyba stałam się robotem.
Moje żałosne przemyślenia przerwała Pen, z hukiem
otwierając drzwi do pokoju. Niemiłosierny trzask źle odbił się na moim
samopoczuciu; czułam że za sekundę zwymiotuję wszystkie wnętrzności, łącznie z
mózgiem.
Co prawda nie widziałam jeszcze siebie przed lustrem,
jednak z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że moja przyjaciółka wyglądała
miliard razy gorzej ode mnie. Brunetka spojrzała smętnie na mnie i leżącego
obok Dana, po czym bez słowa wskoczyła na łóżko i usadowiła się między nami.
Spojrzałam na nią pytająco.
– Chyba się z kimś całowałam – szepnęła rozpaczliwie.
– To chyba oczywiste. Cały wieczór chodziłaś z Jessym.
Przynajmniej do momentu, w którym urwał mi się film.
– Nie, nie o to mi chodzi, idiotko. Całowałam się z
dziewczyną – Pen zażenowana schowała głowę pod kołdrę
– Co? – to już było za dużo na moją biedną, skacowaną
głowę. Z drugiej strony, było coraz mniej rzeczy, które mnie w niej dziwiły. Ta
wiadomość akurat nie zrobiła na mnie żadnego większego wrażenia. – I jak? Mam nadzieję, że zbytnio jej nie
obśliniłaś. Wiesz, że właśnie włożyłaś palce w żebra Danowi, zamiast mi? –
zachichotałam cicho, widząc minę Pen. Ach ten Ramos, nawet we śnie przyjmuje
ciosy przeznaczone dla mnie. Chyba powinnam poważnie zastanowić się nad tym
wszystkim.
– Nie to chodzi kretynko – moja przyjaciółka spojrzała
na mnie z odrazą, po czym pochyliła się w moim kierunku. – Ona nie była byle kim. mam nadzieję, że tego nie pamięta,
bo jeśli tak, to mam przerąbane u jej chłopaka – szepnęła pośpiesznie.
Kompletnie nie miałam pojęcia o kim mówi. Wiedziałam
jednak, że Pen ma zdolność do przesadzania, jednak pod wpływem alkoholu to, co
powiedziała może mieć faktyczne odzwierciedlenie w realu.
– W coś ty znów się wpakowała? Kim była twoja ofiara?
– próbowałam powstrzymać się przed śmiechem, jednak nie wyszło mi. Po chwili
masowałam sobie ramię. Tym razem Pen trafiła w kogo trzeba.
Przed kilka minut Pen siedziała cicho, zupełnie jakby
bała się przyznać z kim to zrobiła. W tym czasie do głowy przychodziły mi różne
dziewczyny. Ja odpadałam, nie miałam chłopaka, po za tym już to raz zrobiłyśmy.
Elena również posiadała lesbijskie zapędy, byłam jednak pewna, że wczoraj
jedyną osobą, którą wkładał jej język do buzi, był Louis. W głowie pojawiło mi
się jeszcze parę innych imion, jednak im więcej o tym myślałam, tym głupsze
odpowiedzi przychodziły mi do głowy. Kiedy wyobrażałam sobie Pen całującą się z
Kylie Jenner, brunetka postanowiła w końcu się przyznać. Ponownie nachyliła się
nade mną.
– To była Margo.
No nie. Ona chyba nie mówiła poważnie. Całowała się z
dziewczyną, na której nie dalej niż pięć
dni planowało morderstwo, za które dostałaby dożywocie? Jeszcze sekunda, a moja
głowa eksploduje od nadmiaru informacji i emocji. Dlaczego nie mogłam mieć
normalnych przyjaciół?
– Nie masz się czego bać, Pen. Harry sam was do tego
namawiał – nagle usłyszałyśmy głos Ramosa. Razem z Pen pospiesznie złapałyśmy
go za bok i obróciłyśmy go na swoją stronę.
– Gadaj co wiesz – brunetka spojrzała na niego
złowrogo. – Co widziałeś?
– Wszystko. Nawet byłem przy tym – uśmiechnął się leniwie,
spoglądając na nas obie. Widok Ramosa tuż po przebudzeniu sprawił, że moje
wnętrzności znów niebezpiecznie się skręciły. I tym razem nie chodziło o chęć
wymiotów.
Blondyn zdawał się mieć świetny ubaw z tej sytuacji,
podczas kiedy Pen próbowała ratować swoje życie. Ja niestety mogłam jedynie
biernie się temu wszystkiego przyglądać, widocznie za szybko wczoraj skończyłam
imprezę.
– Siedzieliśmy wtedy w kuchni, razem z Tessą, Mattym ,
Liamem i Joshem. Nie pamiętasz? Po jakimś czasie przyszli do nas Harry z Margo.
Zachowywałyście się jakbyście były najlepszymi przyjaciółkami – Dan ciągnął
swoją opowieść, na co spojrzałam w wyrzutem na Pen. Ta odpowiedziała mi
skruszonym wzrokiem. – Zaczęliśmy grać w
butelkę. Mi przypadła Margo, z którą nie za bardzo miałem ochotę się całować.
Na szczęście ty stwierdziłaś, że chętnie zrobisz to za mnie – ciągnął, a mina
Pen z każdym następnym słowem była coraz bardziej przerażona. – Przylgnęłyście
do siebie i całowałyście się z dobre pięć minut. Z resztą, to było wczoraj, po
co to rozpamiętujesz?
– Bo zrobiła mi malinkę! – Pen wrzeszcząc, odkryła
kawałek szyi, na której widniało sporej wielkości zaczerwienie.
– Nieźle – ocenił, przyglądając się rance. – Wyżarła
cię prawie do mięsa.
Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. Poprzez
łzy widziałam, jak wściekła brunetka rzuca się z pięściami na Dana. Nie
zauważyłam jak do pokoju niepostrzeżenie weszła Tessa i pytająco patrzy na
naszą trójkę.
– Trójkącik z rana? Dlaczego mnie nie zawołaliście?
Dan, dupku, doskonale wiesz, że lubię takie rzeczy – powiedziała zadziornie,
puszczając mi oczko. Pen słysząc to, momentalnie przestała szarpać się z
Ramosem. Obie patrzyłyśmy, jak chichocząc wkrada się do łóżka obok Dana.
Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się. Być może jestem ostatnią kretynką,
jednak ci ludzie sprawiali, że byłam szczęśliwa. I nigdy się nie poddam.
Pozostała część upłynęła mi na leczeniu kaca,
oglądaniu beznadziejnych programów z Pen, Mateuszem i Joshem. Cieszyłam się, że
to właśnie z nimi spędzę swoje ostatnie godziny przed wylotem. Dokładnie tak
wszystko się zaczęło ponad dwa lata temu. Nasza czwórka była najbliższymi sobie
przyjaciółmi i niezależnie od tego co nas dzieliło, pomimo wszystkich burz i
awantur nadal byliśmy razem. Spojrzałam na Pen i Mateusza. Nawet oni potrafili
się jakoś dogadać po tym wszystkim co przeszli. Coś w środku kazało mi myśleć,
że robią to nie tylko ze względu na mnie.
– I jaki macie plan wycieczki? – Josh podniósł się z
moich nóg, kiedy na ekranie pojawiła się reklama. Zamyśliłam się na chwilę. Plan wycieczki?
Jutro zapewne razem z Ramosem wsiądziemy do samolotu lecącego do Nowej
Zelandii, a potem Tokio, Kanada, Stany, Ameryka Łacińska. Dalej już nie
pamiętałam. Grenlandia? - Ambitnie – odparł,
kiedy podzieliłam się tym z nimi, na co pozostali pokiwali głowami.
– Nie chcę, żebyś jechała – jęknęła po chwili Pen,
opierając głowę na moim ramieniu. – Nie wytrzymam tyle bez ciebie, to już nie
będzie to samo. Dobrze wiedziała, że jadę tylko na trzy miesiące i po tym
czasie znów wrócę do Londynu. Po prostu jest czasem w życiu taki czas, że
trzeba sięgnąć po przycisk reset. Ja
po ostatnich zawirowaniach z Niallem, fundacją i próbą odnalezienia siebie w
tym wszystkim potrzebowałam tego jak nikt inny. To na pewno wyjdzie mi na
dobre, pytanie natomiast, czy dobrze robię wyjeżdżając tam z Danem?!
– Obyś nie wpakowała się w większe gówno – mruknął
Mateusz, jakby czytał mi w myślach. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Nie
miałam zamiaru pakować się w związek z Danem. Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.
– I raz na jakiś czas lubicie się ze sobą
przespać - dodała Pen, nabierając sobie
do buzi popcornu. Cholera, znów powiedziałam to na głos. Zdecydowanie muszę
bardziej kontrolować swoje myśli. Pół biedy, że nie powiedziałam im o
wieczornej wizycie Nialla.
– Nie pakuj się w to, Mags. Nie rozumiem po co z nim
jedzie, serio, nie mam nic do niego, ale nie sądzę, żeby nadawał się do naszej
rodziny. Oczywiście nie tak bardzo jak Pen, ale to już osobny temat.
– Śmieć – krzyknęła Pen, rzucając w Mateusza
ziarenkami popcornu. Dostrzegłam jednak ich uśmiechy i wiedziałam, że wszystko
wróciło do normy. Zastanawiałam się nad słowami kuzyn. Być może miał rację,
jednak ze swojego zamiłowania do pakowania się w kłopoty, postanowiłam
zaryzykować. Dlaczego zatem w mojej głowie ciągle siedziało stwierdzenie, że to
wszystko nie idzie tak jak powinno i powód dla którego mogłabym tu zostać jest
bliżej niż mi się wydaje!?
Nagle mój telefon zawibrował, a na ekranie pojawiła
się twarz Cailin. Odrzuciłam połączenie. Zadzwonię do niej przed wylotem, dziś
zamierzałam poświęcić czas trzem ludziom, bez których moje życie w
Londynie byłoby pozbawione kompletnego
sensu.
– Wiedziałam, że to się tak skończy – mruknęła Pen, kładąc głowę na blacie. Ochoczo podążyłam za jej pomysłem. Znając swoje zdolności masochistyczne, nie zdziwiłam się zbytnio, że nasz wieczorek telewizyjny przekształcił się w klasyczne spożywanie alkoholu w dużych ilościach. Jeżeli kaca można by było obsadzić w jakiś ramach liczbowych, moje natężenie znajdowałoby się gdzieś pomiędzy milion a milion jeden. Kiedy myślałam o tym powodzie, który miał mnie tu zatrzymać, niekoniecznie miałam na myśli wódkę. Bądź co bądź, moje paskudne samopoczucie skutecznie pozbawiło mnie jakichkolwiek chęci do latania po świecie. Chciałam po prostu położyć się do łóżka i przeczekać te szalejące tsunami w moim wnętrzu.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. To były tylko dwa
dźwięki, a ja miałam wrażenie, że siedzę w jakiejś filharmonii i orkiestra
przygrywa wyjątkowo zrąbany kawałek. Nim zdążyłam zejść ze stołka, w kuchni
pojawiła się Cailin. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. Co robiła tu o
takiej porze?
– Coś się stało? – zapytałam. Widząc jej minę, mój kac
minął całkowicie. Miałam wrażenie, że dziewczyna zaraz zrzuci na nas bombę.
– Musimy pogadać. – Jej stanowczość była dla mnie nowością. Chyba nigdy nie widziałam jej w takim stanie. – Wiem, że dziś wyjeżdżasz, ale mam coś, co na pewno przykuje twoją uwagę. Ty mi kiedyś pomogłaś, więc teraz ja mogę zrobić to samo – uśmiechnęła się blado, podając mi czarną teczkę, którą trzymała w ręku.
– Musimy pogadać. – Jej stanowczość była dla mnie nowością. Chyba nigdy nie widziałam jej w takim stanie. – Wiem, że dziś wyjeżdżasz, ale mam coś, co na pewno przykuje twoją uwagę. Ty mi kiedyś pomogłaś, więc teraz ja mogę zrobić to samo – uśmiechnęła się blado, podając mi czarną teczkę, którą trzymała w ręku.
Sięgnęłam po teczkę, patrząc podejrzliwie na Cailin.
Nic już nie rozumiałam. Spojrzałam na kawałek czarnego kartonu z gumką. Bałam
się sprawdzać zawartość. A co, jeśli okaże się, że jestem adoptowana? Albo to
moje nagie zdjęcia, które zrobił Ramos kiedy byłam pijana i nieświadoma?!
Próbując się uspokoić, drżącymi rękami otworzyłam
teczkę. Wyjęłam z niej kilka kartek i zaczęłam uważnie je czytać. Moje oczy robiły się coraz większe, a oddech i
tętno przyspieszyło. Nie rozumiałam za wiele z tego, co widniało w tych
dokumentach, jednak wiedziałam, że powód, o którym wczoraj myślałam, trzymam w
rękach.
Próbując nie zapomnieć oddychać spojrzałam na Cai.
– Skąd to masz? – szepnęłam.
– Znalazłam to przypadkowo w papierach Zayna. Chciałam
ci to dać wczoraj, ale nie odbierałaś telefonu.
Patrzyłam na nią tępo, starając się ogarnąć to
wszystko, co właśnie działo się wokół mnie.
Jak to było możliwe? Poczułam niesamowitą suchość w gardle. Szok powoli
zabierał moje wszystkie funkcje życiowe. Wiedziałam jednak, że muszę wziąć się
z garść, teraz tylko ode mnie zależało, to jak to wszystko się potoczy.
– Mags? Co to jest? – Pen spojrzała na mnie. Jej głos
niemal drżał. Nie odpowiedziałam na jej pytanie. Z bijącym go dranic możliwości
sercem znów wpatrywałam się w te dwie kartki papieru, które sprawiły, że znów
mój świat zawalił się i to w takim stopniu, że nie wiedziałam, czy kiedykolwiek
to wszystko odbuduje. Z uporem wpatrywałam się w jedno zdanie, które kłuło w
oczy i porażało swoją prawdziwością. Laboratorium
nie stwierdza żadnego pokrewieństwa pomiędzy Niallem Horanem a dzieckiem Sophie
Ward. Jak to możliwe, ze takie
rzeczy przydarzały się tylko w moim życiu?
Nagle mój umysł postanowił przywrócić mnie do
rzeczywistości. W jednej chwili usłyszałam odgłos rozbijającego się kubka,
który wypadł mi z dłoni, szczekanie psa Josha i trzy pary oczu wpatrującym się
we mnie z wyczekiwaniem. Spojrzałam na Cailin, która patrzyła smutno w swoje
spodnie. To było oczywiste, że cierpiała. Skoro znalazła te dokumenty w teczce
Zayna, to mogło jedynie oznaczać, że to
całe zamieszanie było jego sprawką. Nie potrafiłam pojąć dlaczego? Dlaczego
chłopak, którego uważałam za swojego przyjaciela postanowił spieprzyć mi i
innym życie? W głowie mi się to mieściło. To było za dużo.
Być może było to głupie, ale zastanawiałam się, czy
warto znów przewracać swoje życie do góry nogami. Niall już się przyzwyczaił do
świadomości bycia ojcem, a ja też powoli układałam sobie życie. W grę wchodziło
także uczucia to Ramosa. Nie miałam pojęcia co działo się między nami przez
ostatnie tygodnie, jednak wyobrażając go sobie, że stoi tu i widzi te cholerne
dokumenty, miał nadzieję, że wybiorę go, po czym podrę te dokumenty i pozwolę
żyć Niallowi i reszcie świata w niewiedzy do końca życia. Bardzo chciałam to
zrobić, jednak wiedziałam, że nie mogę.
To Niall był moją jedyną prawdziwą miłością. Wiedziałam to już wtedy na
lotnisku, kiedy wzięłam go za członka super popularnego youtubera i myślałam, że gra covery Coldplay.
Zawsze to ja byłam tą która pomagała wszystkim wokół, jednak teraz przyszedł
czas, abym pomogła sama sobie. I niezależnie ile osób stracę przez swoją
decyzję, wiedziałam, że w grę wchodzi tylko jedna opcja. Spojrzałam ponownie na
Cailin, która chyba czytała w moich myślach, bo uśmiechnęła się lekko, a jej
usta bezgłośne wypowiedziały idź. W
moich oczach pojawiły się łzy.
– Cai, nie mów o tym nikomu – z całej siły starałam
się panować nad drżącym głosem. – Penelope, chodź! – dodałam, po czym
skierowałam się w stronę wyjścia. Wiedziałam, że wszyscy oczekują, że powiem im
co się dzieje, jednak nie było na to teraz czasu. Za plecami usłyszałam
jedynie, jak Mateusz rzuca Pen kluczyki do samochodu.
– Możesz mi do cholery powiedzieć co się tu dzieje? –
wrzasnęła, patrząc na mnie wyczekująco.
– Niall nie jest ojcem. – Beznamiętnie podałam jej
papiery. Penelope z każdą następną sekundą coraz szerzej otwierała buzię.
Spojrzała na mnie zaskoczona i przez chwilę siedziałyśmy w ciszy.
– Musimy do niego jechać, Mags! – Pen przerwała nasze
milczenie, po czym zaczęła pakować się na siedzenie kierowcy. Spojrzałam na nią
pytająco. – Nie marudź, po za tym nie pozwolę ci jechać na takim kacu. Jasne,
to wcale nie tak, że ona czuła się pięćset razy gorzej ode mnie. Szczerze,
miałam gdzieś kto prowadzi, chciałam jak najszybciej dostać się do… właśnie,
gdzie on w tej chwili przebywał?!
– Na co czekasz Dzwoń do Nialla! – Pen jako jedyna nie
traciła zdrowego rozsądku. Pospiesznie wyjęłam telefon i znalazłam jego numer.
– Kurwa – łzy znów napłynęły mi do oczu. –
Poczta. Penelope spojrzała na mnie jak
na idiotkę. No tak, mogłam się nagrać, a potem dzwonić do każdej możliwej
osoby, która miała z nim kontakt. Opadłam na fotel kręcąc głową. Taki właśnie
był Niall – zawsze kiedy działo się coś ważnego, on miał wyłączony telefon albo
nie odbierał go. Kurwa, kurwa, kurwa. Bezradnie spojrzałam na Pen, która
właśnie wybierała jakiś numer z listy.
– Dokąd dzwonisz? – zapytałam, kiedy usłyszałam
pierwszy sygnał połączenia. Pospiesznie wyrwałam jej telefon z ręki. – Nikt nie
może się o tym dowiedzieć!
– Jak to? – Pen spojrzała na mnie jak na idiotkę. – Przecież o to chodzi! Wszyscy muszą
dowiedzieć się, jak Zayn nas wszystkich oszukał! Liam? – zapytała, kiedy po
drugiej stronie usłyszała zaspanego chłopaka. – Gdzie jest Niall?
– Nie mam pojęcia, nie rozmawiałem z nim od dwóch dni
– odparł, ziewając. – Coś się stało?
Pospiesznie spojrzałam błagalnie na moją przyjaciółkę,
aby nic mu nie mówiła. Wolałam mu jako pierwsza przedstawić tą informację.
Dziewczyna spojrzała na mnie z niepokojem, po czym westchnęła i powiedziała
jedynie, że nic i że ma sprawę do niego, po czym rozłączyła się. Pełna
wdzięczności pocałowałam ją w policzek, po czym ruszyłyśmy w kierunku
autostrady. To, co się działo było kompletnie surrealistyczne. Działałam jak w
amoku. Podczas kiedy Pen co chwilę wykonywała telefony do wszystkich pytając
czy jakimś cudem ktoś widział wczoraj Nialla,
ja siedziałam i próbowałam nagrać jakąś sensowną wiadomość do niego.
Miałam nadzieję, że odsłucha ją jak najszybciej. Pierwszy raz byłam tak mocno
zdeterminowana, ale wiedziałam, że to szansa, której nie mogłam przegapić i jej
zaprzepaścić. Napojona takimi myślami, ponownie wzięłam telefon i rozpoczęłam
szturm na telefon Nialla.
Niall
Niechętnie otworzyłem oczy. Kolejny raz źle przespana
noc. Spojrzałem w okno, gdzie dzień przywitał mnie deszczem i tabunem chmur,
przez które nic nie było widać. Londyn w niczym nie przypominał lata, które powinno trwać już w najlepsze.
Być może pogoda czując moje rozterki postanowiła się ze mną zsolidaryzować?
Odwróciłem się i za plecami ujrzałem śpiącą Sophie.
Wyglądała tak pięknie i niewinnie… Jej klatka piersiowa miarowo unosiła się i
opadała. Z jednej strony już nie mogłem doczekać się aż zobaczę swojego syna,
ale z drugiej strony przerastało mnie to jak nic innego wcześniej. Nie czułem
do Sophie tego, co czułem do Mags, jednak zdrowy rozsądek kazał mi porzucić
miłość na rzecz rodziny. Nie chciałem, żeby moje dziecko dorastało w niepełnej
rodzinie. Może kiedyś to wszystko obróci się w korzystną dla mnie stronę i będę
mógł być szczęśliwy, nie raniąc przy tym nikogo. Zastanawiałem się tylko kiedy
to nastąpi i czy Mags będzie wtedy sama… Z westchnieniem opadłem na poduszki.
Miałem już dosyć tego wszystkiego co wokół mnie się działo. Coraz częściej
zastanawiałem się, czy nie skończyć tego wszystkiego, spakować walizkę i
wyjechać gdziekolwiek, jednak kiedy pomyślałem, że gdzieś mógłbym spotkać Mags
z Ramosem, przechodziła mi ochota na jakiekolwiek wyjazdy. Odkąd widziałem ją
ostatni raz, znów nie mogłem przestać o niej myśleć. Tak bardzo chciałem wtedy
zostać u niej, położyć się obok niej i zapomnieć o całym świecie. Kochałem ją
do szaleństwa, a uczucie, które do niej żywiłem było sto razy mocniejsze od
normalnej miłości. Jednak to wszystko musiało zejść na dalszy plan. Liam miał
rację – musiałem się ogarnąć i wziąć na swoje barki rodzinę, którą chcąc nie
chcąc już założyłem. Moim obowiązkiem było opiekowanie się Soph i dzieckiem,
które już za chwilę miało się urodzić. Nie istniało już inne wyjście. Rozważania
na temat mojego beznadziejnego życia, przerwał dzwoniący telefon Soph. Poczułem
jak dziewczyna zaspana bierze do ręki telefon, po czym wstaje w łóżka i kieruje
się w stronę salonu.
Niewiele myśląc sięgnąłem po telefon i kiedy go
włączyłem, oniemiałem. Chyba w życiu nie miałem tylu nieodebranych połączeń. Z
uniesionymi brwiami przewijałem listę, widząc kto do mnie dzwonił. Ciągle
przewijały się te same osoby – Penelope, Liam, Harry i… Mags. Na widok jej
imienia serce zabiło mi mocniej. Domyślałem się, że musiało coś się chodzić o
nią, skoro dzwonili wszyscy, którzy w jakiś sposób byli z nią powiązani. Nagle
spojrzałem na malutką słuchawkę w kopertą, która widniała przy jej imieniu.
Drżącymi rękami i z gulą w gardle postanowiłem odsłuchać jej wiadomość. Nagle w
moich uchu zabrzmiały wrzaski Penelope. Z mieszaniny głosów zdążyłem wyłapać
tylko swoje imię. Nie zastanawiałem się nad tym zbytnio, bo nagle usłyszałem
drżący głos Mags.
– Niall? Gdzie
jesteś? Włącz ten pierdolony telefon, proszę – jej błagalny głos niemal
rozdzierał mi serce. – Zadzwoń do mnie
jak to odsłuchasz.
Z bijącym sercem natychmiast wybrałem jej numer,
jednak linia była zajęta. Wybrałem numer Liama – to samo. Zrezygnowany wstałem
z łóżka, po czym wszedłem do salonu, gdzie ujrzałem Sophie, która wciąż
rozmawiając przez telefon była blada jak ściana. Jej spojrzenie przepełnione
było przerażeniem. Spojrzałem na nią pytająco, kiedy tylko skończyła rozmawiać.
– Co się dzieje, Soph? – Dziewczyna wyglądała jakby za
chwilę miała się rozpłakać. Wciąż patrzyła na mnie, w jej oczach dostrzegłem
łzy. Ta sytuacja, mimo że nie miałem pojęcia co się dzieje, zaczynała mnie
przerażać. Z wyczekiwaniem wpatrywałem się w nią, nie mając nawet pojęcia co
mógłbym powiedzieć. Nic już z tego nie rozumiałem. – Soph? - powtórzyłem.
Nagle usłyszałem kapanie na podłogę, zupełnie jakby
ktoś nie dokręcił kranu. Instynktownie spojrzałem w stronę kuchni – nic stamtąd
nie kapało. Ponownie przeniosłem wzrok na Sophie, która tym razem z
przerażeniem wpatrywała się w swoje spodnie do piżamy, które były wilgotne, a
pomiędzy jej nogami widniała spora kałuża.
– Niall… - szepnęła.
– Niall… - szepnęła.
Niewiele myśląc pobiegłem do sypialni, wyciągając z
niej torbę i pakując rzeczy dziewczyny i kilka ubranek dla dziecka. W myślach
wielokrotnie odtwarzałem tą scenkę, jednak na miłość boską, było za wcześnie!
Panikowałem, jednak ostatkiem rozsądku próbowałem uspokoić się i doprowadzić
się do porządku. Nie było teraz czasu na przemyślenia, teraz liczyło się tylko
to, aby jak najszybciej zawieźć Soph do szpitala.
Mags
– Wyłączył telefon – powiedziałam rozpaczliwie do Pen.
Stałyśmy przed drzwiami jego apartamentu, co sekundę dzwoniąc dzwonkiem i
pukając. Jeżeli nie było go w domu, w grę wchodziło jeszcze jedno miejsce, do
którego bałam się jechać. Nie wiem czy chciałabym być tą, która przekaże
Niallowi to wszystko w obecności Sophie. Wystarczy, że słyszałam, jak ogłaszała
mu swoją ciążę. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym pomysłem, kiedy z
letargu wyrwał mnie dzwoniący telefon.
– Niall? – powiedziałam z nadzieją. Po drugiej stronie
usłyszałam zdziwionego Ramosa.
– Niekoniecznie – odparł z przekąsem. – Gdzie jesteś?
Pamiętasz, że o czwartej jedziemy na lotnisko?
– Muszę kończyć – powiedziałam pospiesznie. Zupełnie
zapomniałam o mojej podróży z Ramosem, wydarzenia i informacje z ostatniej
godziny spowodowały, że zapomniałam o całym świecie. Kiedy Penelope
powiedziała, że Liam nadal nie mógł skontaktować się z Niallem, zrezygnowana
osunęłam się na podłogę. No to świetnie.
Sytuacja, zamiast klarować się coraz bardziej, znów się nieźle skomplikowała.
Miałam już dosyć, jednak chciałam doprowadzić tą historię do końca. Nie ważne
jak to wszystko miało się skończyć, miałam zamiar osiągnąć spokój, a aby to
zrobić potrzebowałam Nialla, a on zniknął. Ignorowałam lamenty Pen, która
wyzywała Zayna od najgorszych i obiecała wysłać do gazety jego nekrolog, a za
Niallem posłać list gończy. W połowie rozmyślań o tym jaki jest numer
kierunkowy do brytyjskiego wywiadu, dziewczyna nagle zamilkła.
- Wiem, gdzie możemy go znaleźć – Penelope odezwała
się po chwili, po czym wzięła mnie za rękę i obie pobiegłyśmy w stronę wind.
Nie miałam pojęcia co się dzieje, jednak kierując wzrok na papiery, które wciąż
trzymałam w dłoni, uzmysłowiłam sobie, że te całe zamieszanie może zaraz się
skończyć, a ja wtedy już na zawsze będę szczęśliwa.
Liam
– Owszem, wczoraj nie wyglądałeś na pijanego, ale żeby
mieć prawie cztery promile we krwi… – dałbym sobie rękę uciąć, że w głosie
Margo usłyszałem podziw. – Wstydź się, Harry.
Siedzieliśmy z Harrym w jednym z gabinetów
zabiegowych. Mój głupi przyjaciel widocznie wczorajszego wieczoru przeliczył
się z tym ile może wypić. Sam byłem nieźle skacowany po imprezie u Mags, jednak
nie byłem w chociaż w połowie w takim stopniu jak ten idiota Styles. Więc kiedy
zobaczyłem go w swoim domu, bez życia leżącego na mojej kanapie w morzu
wymiocin, postanowiłem zadzwonić do Margo i zapytać czy coś można zrobić, zanim
Harry nie zarzyga mi całego salonu. Niestety, kobieta kazała przywieźć do na
oddział, co nie wpłynęło dobrze na mojego kaca. Jechałem przepisowo, jak nigdy
wcześniej. Nie chciałem narazić się patrolom policji i menago zespołu. Myślę,
że nie byłby zadowolony, kiedy na jutrzejszych gazetach pojawiłbym się na
zdjęciach skuty kajdankami.
Kiedy Margo podratowała kroplówką mało świadomego
Harry’ego, wykopała nas z gabinetu i kazała poczekać na korytarzu do momentu
kiedy organizm całkowicie pochłonie kroplówkę. Patrząc na ciecz skapującą do
żył chłopaka, sam zastanawiałem się czy nie wkuć sobie tego samego.
- Podziel się trochę tym płynnym życiem, stary –
mruknąłem do niego. Kiedy byłem bliski odłączenia rurek przyjacielowi, nagle
usłyszałem głośny krzyk Nialla. Mimo pulsującego bólu głowy, odwróciłem się w
tamtym kierunku. Niall prowadził Sophie,
która wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć. Momentalnie razem z Harrym i
jego kroplówką podnieśliśmy się z krzeseł i ruszyliśmy w jego kierunku.
– Zawołajcie pomoc, ona zaczęła rodzić! – wrzasnął
rozhisteryzowany, po tym, jak z ust Sophie wydobył się głośny jęk. Harry,
widząc co się dzieje, natychmiast pobladł, a ja pędem pobiegłem po jakąś
pielęgniarkę. Po chwili zza rogu wyłoniła się Margo. Zaskoczona spojrzała na
Sophie i Nialla.
– Dobra, Molly, zabieraj ją na salę A, za moment
przyjdę. – Pielęgniarka przytaknęła, po czym posadziła Sophie na wózku i
pospiesznie skierowała się w stronę wind. Margo spojrzała na nas ponownie.
– Matko, co za porąbany dzień – rozłożyła ręce. – Aż
boję się pomyśleć, co będzie później.
Odprowadziłem wzrokiem Nialla, Margo i Sophie, po czym
mój telefon zawibrował. Z całych sił ignorując ból głowy, odczytałem wiadomość.
Byłem nieźle wkurzony. Miałem kaca, litery z esemesa nie zlewały mi się z jedną
zielono – czarną plamę, byłem zmęczony i w dodatku z niewiadomych przyczyn
Penelope postanowiła dziś uprzykrzać mi życie wysyłając miliard wiadomości.
Siedziałem w tym głupim szpitalu, zastanawiając się, po jaką cholerę szukają
Nialla. Sceptycznie podchodziłem do jej wiadomości, tym, że ma mega ważną
wiadomość, która zwali nas z nóg. Ilekroć tak pisala, zawsze okazywało się, że
dostała angaż w jakimś piśmie modowym, albo po prostu zapraszała nas na wódkę.
Dla świętego spokoju odpisałem jej, mając nadzieję, że w końcu się ode mnie
odpierdoli i będę miał święty spokój.
Mags
– Powiesz mi łaskawie, gdzie, do cholery, mnie wieziesz?! – byłam już szczerze podirytowana sytuacją. - Mullingar, serio?! – wrzasnęłam, kiedy dziewczyna mi odpowiedziała. Jesteś kompletnie pojebana, ja wysiadam. Nim zdążyłam otworzyć drzwi i rzucić się na pełną samochodów jezdnię, poczułam jak telefon Pen wibruje.
Niall. Szpital w Whitechapel. Sophie rodzi.
– Pen! – wrzasnęłam, kiedy odczytałam na jej telefonie
wiadomość od Liama, na co brunetka gwałtownie zahamowała. – Jedziemy do Royal
Hospital, natychmiast!
Penelope nie zadając zbędnych pytań, niczym zawodowy
kierowca, z piskiem opon zawróciła, o mały włos nie zderzając się z samochodem
jadącym z naprzeciwka. Wspaniałomyślna Pen, chcąc uniknąć stania w korku,
postanowiła jak gdyby nic wjechać na chodnik.
– Co ty wyprawiasz!? – wrzasnęłam przerażona. – Patrz
na drogę! – dodałam, kiedy ta zaczęła pokazywać środkowy palec kierowcy,
któremu zajechałyśmy jezdnię. Nagle znów poczułam szarpnięcie. – Przesiadaj
się, ja prowadzę, skoro ty nie umiesz – wściekła położyłam dłoń na klamce i
spojrzałam na Pen, która wpatrywała się we mnie przerażona. - Co się tak
patrzysz? Prawie złamałam kark przez to twoje gwałtowne hamowanie – obruszyłam
się.
– Chyba ktoś nam wpadł pod koła! – krzyknęła, po czym
wyszła z samochodu. Zszokowana podążyłam za nią. Tego już było za wiele. Przed
maska faktycznie leżał pogięty rower, a obok niego masujący sobie rękę jakiś
chłopak. Penelope widząc, że wszytko z nim w miarę w porządku, odetchnęła z
ulgą i niezadowolona podeszła do poszkodowanego łapiąc go za ramię.
– Hej, ty – Pen zwróciła się do bruneta patrzącego z
przerażeniem na nas obie – sorki, że cię przejechałam, ale mamy ważną sprawę,
tu chodzi o jej miłość! Musimy jak najszybciej dojechać do Whitechapel zanim
jej przyszły mąż weźmie na ręce nie swoje dziecko i szepnie szczęśliwy „ cześć
synku”! – powiedziała, wskazując na mnie. No świetnie, jeszcze brakowało żeby
mnie w to wciągnęła. A ja chciałam przecież tylko odnaleźć Nialla. A może to
jakiś znak? Ciągle się mijaliśmy. Ale kto powiedział, że to będzie łatwa
miłość? W kompletnie ciężkim szoku obserwowałam, jak Penelope ponownie klepie
chłopaka po jego obitym ramieniu, po czym sprawnie bierze, z hukiem odrzuca
jego rower na pobocze i wsiada do samochodu ze spokojem. Wyglądała jakby takie
sytuacje przytrafiały się jej codziennie. Widząc jej ponaglający wzrok, wciąż
nie mogąc wydusić z siebie słowa, podążyłam za nią.
– Co ty robisz? – zapytałam szokowana, patrząc to na
obcego, to na nią. – Czy ty jesteś normalna? – Nie odpowiedziała, zamiast tego
poczułam jak znów rusza z piskiem opon. – Policja! – dodałam, widząc w lusterku
dwa migające koguty. Ta pozostała niewzruszona.
– Penelope! – darłam się. Tego już było za wiele. –
Uspokój się! Najpierw prawie nas zabijasz, potem prawie tego biednego
człowieka, uciekłaś z miejsca wypadku, a teraz uciekasz przed policją!
Brunetka słysząc moje słowa, natychmiast przycisnęła
gaz do dechy, po czym spojrzała na mnie szczerząc się od ucha to ucha.
– Nie zapominaj, że jesteśmy w tym wszystkim razem!
Robię to wszystko dla ciebie. Na tym polega przyjaźń!
Mimowolnie uśmiechnęłam się na jej słowa. Miała rację.
Byłyśmy dla siebie jak siostry. Ja wpakowałam ja w moje gówniane życie, a ona
pomagała mi się z niego wydostać, nieważne jakim kosztem. Trzymając jej rękę,
pędziłyśmy ulicami Londynu, po to, aby odzyskać mój powód do szczęścia i swój
dawny świat.
– Idź, ja zaraz przyjdę! – krzyknęła Pen, która
właśnie próbowała przekupić swoimi wdziękami policjanta, aby zamiast jej
aresztować za złamanie miliona przepisów drogowych, dał jej jedynie gigantyczny
mandat. Przez chwilę zastanawiałam się, czy dobrze robię, jednak po chwili
skierowałam się do holu szpitala, w którym był Niall. Kiedy wbiegłam do środka,
w poczekalni ujrzałam Liama i Harry’ego podłączonego do kroplówki.
– Gdzie on jest? – zapytałam pośpiesznie. Miałam gdzieś, że wszyscy się na mnie patrzą,
chciałam znaleźć Nialla zanim będzie za późno. Kiedy usłyszałam odpowiedź, bez
zastanowienia rzuciłam się w stronę wind. Nie zauważyłam, że Liam z Harrym
podążają w tym samym kierunku. Wjeżdżając na trzecie piętro, modliłam się do
wszystkich świętych, aby w porę pokazać Niallowi te cholerne dokumenty.
cholernie się bałam, że mnie wyśmieje, mówiąc, że to jakiś kosmicznie głupi
żart, jednak miałam nadzieję, że mi uwierzy, w końcu nie jechałabym tutaj
narażając swoje życie.
Idąc szybkim krokiem, rezolutnie lustrowałam każdą
salę, którą zobaczyłam, w nadziei, że w któreś z nich ujrzę Nialla. Nagle w
oddali usłyszałam jego głos i zachęcona tym, pobiegłam w stronę, z której on
dochodził. Trzymając papiery w dłoni już miałam wchodzić do sali, kiedy zamarłam.
Moja ręka opadła wzdłuż tułowia, a ja ze ściśniętym sercem oglądałam tą całą
scenkę. Niall. Szczęśliwy Niall, który
właśnie trzymał w ramionach dziecko. Spojrzałam na zmęczoną Sophie, która z
równie wielkim uśmiechem przypatrywała się tej dwójce. A więc to koniec. Sophie
i Zayn wygrali. Równie dobrze mogłam tam wejść i zepsuć ich rodzinną sielankę,
ale nie potrafiłam. Widząc bijące szczęście z chłopaka, którego kochałam nad
życie, nie umiałam i nie mogłam im tego popsuć. Z ciężkim sercem uzmysłowiłam
sobie, że czas odpuścić i dać Niallowi spokój. Kochałam go mocniej niż
kogokolwiek i to na jego szczęściu mi najbardziej zależało. Był szczęśliwy
nawet jeśli to nie było jego dziecko. Łzy popłynęły na mojej twarzy w momencie,
kiedy Niall przybliżył swoje usta do głowy dziecka i delikatnie ją pocałował.
To ostatecznie dało mi do zrozumienia, że sekret, który powierzyła mi Cailin
zabiorę do grobu. Niewiedza Nialla dobrze mu zrobi. Nie chciałam tego psuć, za
bardzo mi na nim zależało.
– Mags – z letargu przywrócił mnie głos Penelope.
Odwróciłam się w jej stronę i zauważyłam, że ona także z niedowierzaniem
wpatruje się w scenę, która rozgrywała się za ścianą. – Co teraz? – szepnęła,
wskazując skinieniem głowy na dokumenty. instynktownie spojrzałam na nie, po
czym zgniotłam je.
– Teraz? Teraz jadę do domu, biorę walizki i jadę na
lotnisko. Pewnie Ramos już tam czeka. Trzeba o tej całej sprawie zapomnieć –
powiedziałam cicho, wciąż łkając.
– O jakiej sprawie? – Liam był skołowany tym, co się
właśnie działo. Spojrzałam smętnie na niego, po czym odwróciłam się na pięcie i
skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych. Jeżeli miałam jeszcze jakiekolwiek
nadzieję, że wszystko się ułoży, to to wszystko runęło jak domek z kart. Nie
było już nic. Byłam tak cholernie beznadziejna. Głupia. Zła. Zmęczona. Dzień
pełen wrażeń, nie ma co. Nie miałam już najmniejszych wątpliwości, że los znów
spłatał mi figla. Jeżdżenie jak szalona po całym mieście wcale nie przysporzyło
mi szczęśliwego zakończenia i spotkania się z Niallem, ale jedynie problemów.
Mogłam od razu wrzucić te cholerne papiery. Kiedy znów zrobiłam sobie nadzieję,
że Cailin pokazała mi wyjście z mojego największego koszmaru, było już za późno. Nienawidzę czasu. Nienawidzę życia. Miałam
wrażenie, że jestem największą przegraną dzisiejszego dnia. Nie miałam nawet
siły płakać. To był definitywny koniec tego, co nas łączyło. Musiałam pozbierać
się w garść, może tak właśnie miało być. Próbowałam z całych sił odrzucać myśli
o Niallu, skupiając się na tym, że muszę dostać się do domu i przygotować się na
to, że w jutrzejszych wydaniach gazet razem z Penelope pojawimy się na
okładkach. A potem wrócę do życia, które wiodłam bez Nialla.
Kiedy weszłam do domu i zostałam zasypana pytaniami ze
strony Josha i Mateusza i natychmiast zapewniłam, że wszystko jest w porządku,
spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Rzeczywiście, musiałam ich przekonać, sądząc
po moim makijaży spływającym z mojej twarzy. Czym prędzej pobiegłam na górę, za
wszelką cenę starając się nie myśleć o tym, jak wielką kretynką byłam.
– Nie myśl, że pozwolę ci wyjechać w takim stanie. –
Mateusz zagrodził mi drogę, kiedy próbowałam znieść walizki z piętra. – Powiem nam
co się co cholery dzieje? Gdzie jest Penelope?
I co dała ci Cailin? Niall jednak nie jest ojcem?
Na dźwięk tego pytania, momentalnie znieruchomiałam. Nie
mogłam zdradzić im tej tajemnicy. Losy moje i Nialla i tak już obrały inny
kierunek i nic już nie można było zrobić, aby to naprostować. Trzeba było żyć
dalej. Westchnęłam.
– Nie żartuj sobie. Po prostu musiałam załatwić
ostatnią sprawę tutaj i tyle. A teraz pozwól, że zrobię sobie trzy miesiące
relaksu gdzie będzie nieskończenie wiele alkoholu i tona słońca. Więc nie
próbuj mnie zatrzymywać, wiesz że i tak zrobię co będę chciała.
Moje słowa chyba nie uspokoiły Mateusza, bo nadal wpatrywał
się we mnie oskarżycielsko. Spojrzałam na Josha, który najwidoczniej miał mętlik
w głowie. Zmartwiony przenosił wzrok to na mnie, to na niego, po czym
westchnął, biorąc kluczyki do swojego auta.
– Ona i tak by to zrobiła, Matty. Chodź, zawiozę cię
na lotnisko.
Mateusz obdarzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem po
czym, odsunął się i pozwolił mi przejść.
– Do zobaczenia niedługo – wtuliłam się w niego. Wiedziałam,
że jest mu ciężko z moją decyzją, ale tylko tak mogłam ukoić mój wewnętrzny
ból. Nie chciałam nikogo w to mieszać, wolałam to przeżywać sama.
– Uważaj na siebie – mruknął, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
Mając jego słabe błogosławieństwo, mogłam bez przeszkód ruszać na przygodę mojego marnego, żałosnego życia.
Praktycznie od momentu wyjechania z Ealing to wjazdu na autostradę Josh próbował mnie w typowy dla niego sposób pocieszyć. Mimowolnie zaśmiałam się, kiedy opowiadał o przygodach z Alem Pacino. Tego było mi trzeba – prostego humoru Josha, który mimo swojego dziwnego charakteru był niesamowicie wiernym i oddanym przyjacielem. Dzięki niemu chociaż na chwilę zapomniałam o widoku w jednej z Sali w Royal Hospital.
– Ale to nie wszystko. Poczekaj, zaraz pokażę ci co
ten mały kutas zrobił ostatnio – powiedział, na co zaśmiałam się. Josh schylił
się, aby znaleźć telefon. – Kurde, wpadł mi pod siedzenie…
– Poczekaj, pomogę ci – razem z nim schyliłam się pod
siedzenie. Kiedy znalazłam jego telefon, usłyszałam głośny wrzask Josha.
– Kurwa! – przez naszą nieuwagę samochód o mało nie
wjechał w barierki zabezpieczające. Nim odetchnęłam z ulgą, samochód wpadł w
poślizg. Josh próbował z całych sił zapanować nad pojazdem, a ja darłam się wniebogłosy
modląc się abyśmy wyszli z tego cało. Kiedy tylko wydawało się, że jest na
dobrej drodze do opanowania auta, usłyszałam głośny huk. Poczułam ogromną siłę
uderzenia, na co moje ciało zareagowało bólem. Potem nastąpił kolejny trzask. Krzyczałam,
a łzy płynęły z mojej twarzy mieszając się ze strużką krwi. Poczułam niewiarygodny ból w okolicach klatki
piersiowej. Usłyszałam kolejny trzask i odgłos łamanej blachy. Cały świat
wirował mi przed oczami, wszystkie wspomnienia przesuwały się w mojej głowie
niczym kadry filmu. Niemal wszędzie widziałam piękne, błękitne, hipnotyzujące
spojrzenie najważniejszego dla mnie człowieka na świecie. Nie chciałam umierać.
Nie w ten sposób. Czy to była moja
kara, za wszystkie złe czyny, które zrobiłam? Wow, nie sądziłam, że przyjdzie
mi zabrać sekret do grobu tak szybko. W głowie znów pojawił mi się uśmiechnięty
Niall. Jeżeli było coś, co mogło mnie zatrzymać, to właśnie on. Niezależnie od
tego, czy dane mi było z nim być czy nie. On zawsze był moim kołem ratunkowym i
człowiekiem, który dawał mi nadzieję. Miłość do niego była silniejsza, jednak
czy w tym wypadku wystarczająca? Ostatkiem
sił modliłam się i próbowałam zachować świadomość, jednak ból i chęć
osiągnięcia spokoju okazały się silniejsze ode mnie. Ostatnie co udało mi się zapamiętać
to krople deszczu cicho odbijające się od tego potrzasku w którym tkwiłam. A
potem? Potem była już tylko błoga cisza.
Nie!! Jak ty mogłaś?! Rycze i przestać nie mogę! Cudowny jest tem rozdział no ale nie! Mam nadzieję że w następny będzie bardziej pozytywny. Dziękuję że dodałaś ten rozdział, bardzo mnie tym zaskoczyłaś xx już czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńNie płacz! :* Nie mogłam napisać banalnego rozdziału, jak kończyć sezon, to z przytupem! :)
UsuńO Jezu kochany! Wypadek, naprawdę?! I tak już ma spieprzone całe życie!!! Nie mogę w to uwierzyć, tak bardzo szkoda mi Mags i Caitlyn. A Zayn to taki duoek, że w głowie się nie mieści. Ugh, jakbym mogła to wydłubałabym mu oczy w tym momencie.
OdpowiedzUsuńMags musi koniecznie powiedzieć o dziecku wszystkim, a Soph musi dostać kopa w dupę za te swoje wszystkie intrygi.
Chcę też żeby Penelope znalazła szczęście, tak samo jak Cait. I oczywiście żeby nie ucierpieli za bardzo w wypadku.
Kocham to odpowiadanie i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Ten był fantastyczny.
Pozdrawiam, KK.
Widzę finał wzbudził niemałe zamieszanie :D Opowiadanie już nie będzie takie samo jak kiedyś. Pozdrawiam!
UsuńCoś. Ty. Najlepszego. Zrobiła?!
OdpowiedzUsuńMags musi żyć i to żyć z Niallem, nie z jakimś kurde Ramosem, nie z kimkolwiek innym, tylko z Niallem! Dlaczego zrobiłaś coś takiego?
Wolę nie wiedzieć, jaki napiszesz epilog... Bo chyba został już tylko epilog.
Piszesz wspaniale, ale takich zakończeń to ja nie lubię. Wszystko powinno być dobrze...
Pozdrawiam i liczę na happy end, choć się na niego wcale nie zanosi :(
Wszystko wyjaśni się już niedługooooooooooo! Zakończenie nie mogło być banalne i przewidywalne :) Wkrótce wszystko się wyjaśni, niekoniecznie w epilogu :) Pozdrawiam!
UsuńCzyżbyś planowała trzecią część? ^^ bo w spisie treści po "If I go" już nic nie ma.
UsuńWszystko w swoim czasie :>
Usuńpłaczę czy płaczę? :( jejku! z jednej strony megaaaaaa się cieszę, że wracasz, ale z drugiej... co się kurka wyprawia z Mags i Niallem, boże! Przysięgam, moje łzy zaraz wypełnią pustą butelkę po wodzie, która leży obok, bez kitu! Tyle rzeczy się wydarzyło na raz, że już przestałam ogarniać. Najważniejsze: Zayn ty ciulu! Pomyśleć, że kiedyś shippowałam Cię z Mags, bez jaj! Ale siara...
OdpowiedzUsuńPamiętam, kiedy zaczęłam czytać to opowiadanie w lato 2013 i od tamtej pory jestem od niego uzależniona. Zawsze z niecierpliwością czekałam na kolejne rozdziały i byłam taka smutna, kiedy tak długo Cię tutaj nie było. :( Nie zmienia to faktu, że nie właziłam tu codziennie (mimo, że przeniosłam się na wattpada) i sprawdzałam czy postanowiłaś coś dodać. Raz nawet dostałam zawału, kiedy zamiast zdjęć bohaterów, które witały za każdym razem, zobaczyłam napis: blog jest otwarty tylko dla zaproszonych czytelników. Załamka! Nie myśl sobie, że wtedy przestałam tutaj wchodzić, ha! Nie. :D W końcu się doczekałam i mega się jaram, że dodałaś kolejne części. :) Nie ukrywam, że nie takiego zakończenia się spodziewałam, teraz moje serce będzie rozdarte przez kolejne tysiąc lat. :(((
Mam jeszcze na koniec krótkie pytanie... Planujesz coś zrobić ze swoim drugim blogiem? (tam gdzie był Liam, Harry i Kat) Jeśli to widzisz, to mi odpowiedz, proszę! :D
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg wydarzeń. :) (przepraszam za chaos w tym komentarzu xd)
Droga Nieogarnięta, mimo że czasy świetności tego opowiadania już daaaawno minęły, cieszę się, że ktoś jeszcze czyta moje wypociny i się tym ekscytuje! :) jest mi bardzo miło! To jeszcze nie koniec :> obiecuję, że wszystko się niedługo wyjaśni :)
UsuńCo do bloga o Kat - mam już napisane całe opowiadanie o niej i pewnie je opublikuje może na Wattpadzie albo gdzieś indziej :P
Pozdrawiam i ściskam mocno!
Ooo! Jak wznowisz opowiadanie to koniecznie daj znać, było cudowne. Te Twoje fanfiction to jedne z pierwszych jakie zaczęłam czytać, mam do nich ogromny sentyment. ;)
Usuńo rany! tak się cieszę , że wróciłaś!
OdpowiedzUsuńwiem, co to znaczy studia, bo też je zaczęłam w zeszłym roku. co studiujesz? :D
martwiłam się o Ciebie, ale teraz już wiem, że wszystko ok, więc mogę się zająć czytaniem rozdziału!!!!
dużooooo weny i super pomysłów!!!! :DD
Wróciłam i zostaję na dobre :)
UsuńStudia to ciężki kawałek chleba, chociaż drugi rok nie jest taki zły :D
Wyobraź sobie, że byłam taka ambitna i studiuję dwa kierunki - dziennikarstwo i komunikację społeczną oraz international management :P
Pozdrawiam i dziękuję! :*
Omg co za emocjonujący rozdział!! Nie wierze ze Josh i Mags mieli wypadek, oby nic sie nim nie stało 😭
OdpowiedzUsuńJuż niedługo wszystko się wyjaśni :)
Usuń