piątek, 20 listopada 2015

20. If I go

 Na początek parę słów wyjaśnienia:


Strasznie Was przepraszam za moją nieobecność :( Przez ten cały czas gdy nie było, walczyłam z laptopem, maturą, początkiem studiów. Wobec natłoku spraw nie starczało mi czasu na bloga, a nie chciałam też wstawiać tutaj jakiegoś gówna, którego potem mogłabym się przed Wami wstydzić. Cały rok praktycznie zbierałam się, żeby coś napisać, jednak mi to nie wychodziło. Pochłonęło mnie studenckie życie. Było mi mega ciężko czytać Wasze komentarze dotyczące mojej nieobecności, jednak wiem, że zasłużyłam sobie na to jak mało kto. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie, bo mam jeszcze pięćset milionów pomysłów na opowiadania! Mimo wszystko dziękuję nielicznym, którzy śledzą jeszcze to opowiadanie i niecierpliwie czekają następny rozdział.  Jeżeli kolokwia mnie nie przerosną, postaram się za kilka tygodni wrzucić Wam wszystkie części opowiadania w wersji pdf :) Być może warto będzie je przeczytać, gdyż niektóre rozdziały są nieco zmodyfikowane :) Ale to za niedługo, a tymczasem zapraszam na konkretną jazdę bez trzymanki! Pamiętajcie, że kocham Was najmocniej! A przed Wami kolejny rozdział: 



       Stało się – w Ealing zapanowały stare, dobre czasy. Kupa ludzi, muzyka dudniąca z każdego kąta domu i morze alkoholu przypomniały mi, jak wspaniałe chwile spędziłam tutaj zanim nasze spotkania alkoholizacyjne siłą rzeczy przeniosły się na do saloniku w siedzibie mojej fundacji. Byłam już nieźle wstawiona i wraz z Eleną i Harrym z zapałem tańczyliśmy do najnowszego Justina Biebera. Zaabsorbowana zabawą zapomniałam o tym, że nie dalej niż trzy godziny temu odwiedził mnie Niall i ponownie rozkruszył mnie psychicznie. Miałam to wszystko gdzieś, miałam alkohol i przyjaciół, a tego wieczoru to całkowicie mi wystarczyło. Potrzebowałam takiej chwili wyluzowania. Tłum ludzi w naszym salonie był niesamowity i można by pomyśleć, że trafiło się do jakiegoś super modnego klubu, gdzie na podestach tańczą półnagie dziewczyny, a drinki serwują faceci z gołymi, umięśnionymi klatami. Liam jako pierwszorzędny didżej naszych spotkań, całkiem nieźle wywiązywał się ze swojego zadania. Doznawszy kolejnej dawki euforii zaczęłam jeszcze bardziej skakać do piosenki, którą właśnie puścił. Nawet nie zauważyłam, że ktoś położył mi ręce na biodrach i po chwili zaczął obracać w swoją stronę. Mając chwilowe zaćmienia mózgu i uaktywniony w tym stanie tryb slow motion, dopiero po jakiś dziesięciu sekundach zobaczyłam przed sobą twarz Ramosa. Niewiele myśląc, uśmiechnęłam się do niego leniwie i zarzuciłam ręce na szyje. Blondyn odwzajemnił mój uśmiech i zaczął poruszać się w rytm muzyki. Cholera, czy można być tak idealnym we wszystkim co się robi!? Ramos zdecydowanie należał do tej kategorii ludzi. Miał niewiarygodne poczucie rytmu, zupełnie jakby przed chwilą zszedł z planu Step Up. Rozejrzałam się po pokoju i wśród ludzi ujrzałam Louisa, który ocierał swoje krocze o tyłek Eleny, Penelope wciskała swój język w usta naszego kolegi z uczelni, a na prowizorycznej didżejce ujrzałam tańczącą Margo. No nieźle. W mikrosukience nie wyglądała jak wszechstronna pani doktor. Nagle poczułam jak moja głowa odwraca się w stronę Dana i czuję miękkość i słodycz jego warg. Co? Jak to? Pocałował mnie, czy może to ja jego? Niewiele mnie obchodziło kto zaczął, bez zahamowania oddałam się tej czynności, wciąż tańcząc. Kiedy w końcu oderwaliśmy się od siebie, wyłapałam pełne odrazy spojrzenie Harry’ego i dezaprobatę Liama. Wzruszyłam ramionami odwracając od nich wzrok. Jezu, to przecież tylko całowanie. Przecież nie wyznałam Ramosowi miłości, ani nie oświadczyłam, że chcę spędzić z nim resztę życia. Zupełnie ich nie rozumiałam – przecież byłam dorosła, wolna i miałam prawo układać życie jak mi się podoba. Skoro Niall mógł, to dlaczego nie ja?
        Kocham cię, Ramos – wybełkotałam.
        Powiesz mi to jutro na trzeźwo – odpowiedział szybko, a moja mina zrzedła. Jezu, czy ja naprawdę to powiedziałam? Mam nadzieję, że jutro nie będę tego pamiętać. I on też… ale zaraz. On na każdej imprezie jest jedynie lekko wstawiony i nigdy nie był w stanie, w którym ja pokazuje się ludziom praktycznie na każdym spotkaniu na którym jest alkohol. Musiałam coś z tym naprędce zrobić.  Pospiesznie odwróciłam się od niego i przeciskając się przez tłok w salonie postanowiłam poszukać Mateusza, który, miałam nadzieję, że mi pomoże i zrozumie mój bełkot. Kiedy byłam pijana zdawało mi się, że mówię w innym języku niż wszyscy, on był jedyną osobą, która pod wpływem potrafiła mnie mniej więcej zrozumieć. Nim zdążyłam przekroczyć próg kuchni, poczułam szarpnięcie i z impetem wpadłam na Harry’ego.
       – Jesteś taką idiotką, Mags – powiedział jedynie, po czym zniknął. Przez następne dwie minuty próbowałam zarejestrować że coś do mnie powiedział i co to było. Byłam tak pijana, że mało mnie obchodziło, co ma mi do powiedzenia. Wzruszyłam ramionami i weszłam do kuchni. Dostrzegłam go razem z Tessą przy kuchennej wyspie, gdzie nalewał drinki.
       – Co znów zrobiłaś? Zabiłaś Dana swoim kiepskim żartem? – zapytał, kiedy darłam się, że potrzebuję jego pomocy, na co Tessa zachichotała, a ja pokazałam mu środkowego palca.
       – Gorzej. Powiedziałam mu, że go kocham. – Tym razem uśmiech zszedł z twarzy Tessy, a Mateusz spojrzał na mnie jak na kretynkę.
       – Gratuluję pomysłu. I co ja mam mieć z tym wspólnego? Też mam mu wyznać miłość? – Mateusz najwidoczniej nie podzielał mojej paniki. Pospiesznie wyrwałam mu kubek i wypiłam całą zawartość. Paliło jak diabli, widocznie do wódki nie zdążył wlać soku. Walić to, musiałam jak najszybciej odkręcić sprawę z Ramosem.
       – Wystarczy, że go upijesz tak, żeby nic na pamiętał – powiedziałam, wielce dumna ze swojego pomysłu.
       – Nic z tego, Mags. Dan nie pije dużo na imprezach na których przebywasz ty. Wiesz, chce mieć na ciebie oko i takie tam – powiedziała zaczepnie Tessa, puszczając mi oczko. Opuściłam bezradnie ręce. Świetnie, gorzej być nie mogło. Błagam, niech oni coś zrobią. Mateusz był ostatnią deską ratunku.
       Pospiesznie wyszłam z kuchni, gdzie w progu natknęłam się na Ramosa. No świetnie, lepiej być nie mogło.  Cholera. No dalej, Mags, wysil swoje szare komórki, które jeszcze pozostały w twojej kretyńskiej główce. Podczas kiedy ja rozpaczliwie próbowałam odkręcić to, co nabroiłam i wysilałam się aby powiedzieć coś sensownego i nie urażającego jednocześnie, on, najwidoczniej zachęcony moim wcześniejszym wyznaniem, nachylił się nad moim uchem.
       – Szukałem cię – wymruczał.
       – Chce mi się pić – wypaliłam, siląc się na uśmiech. Ten spojrzał na mnie zdziwiony.
       – Przecież właśnie wyszłaś z wodopoju – powiedział, wskazując Mateusza ponownie zajmującego się produkcją drinków.
       – To, co przynieś mi coś do picia – wypaplałam z prędkością światła, po czym minęłam go i skierowałam się do salonu. Miałam nadzieję, że nie polezie za mną. W tamtym momencie potrzebowałam spokoju i ogromnej ilości alkoholu. Musiałam się znieczulić bo: a) powiedziałam kocham komuś, kto nie powinien teraz tego usłyszeć i b) kocham kogoś, kto już nigdy nie będzie należał do mnie. Tkwiłam w totalnej beznadziejności i już nie wiedziałam, co robić. Nie miałam siły nawet o tym myśleć. Wizje Nialla i Ramosa przeplatające się w mojej głowie jednocześnie zaczynały doprowadzać mnie do szału, czułam, że wariuje. Czy może być gorzej? Chyba pójdę potańczyć.


Ramos
       – Drzwi są obok – zachichotała Mags, kiedy próbowałem wnieść ją do pokoju. Zawtórowałem jej i po omacku zacząłem szukać klamki, ignorując dziewczynę, która masowała sobie tył głowy. Impreza już dawno się skończyła i oboje byliśmy mocno zmęczeni. Od godziny marzyłem żeby w końcu się położyć i żeby świat wokół mnie przestał przypominać karuzelę. Niestety razem z Mags nie potrafiliśmy wejść po schodach. Kiedy w końcu nam się udało, wziąłem ją na ręce i postanowiłem zanieść do łóżka. Nie skalkulowałem dokładnie w którym miejscu są drzwi do jej pokoju i cóż, przywaliłem jej głową o framugę. Najwyżej będzie miała sine czoło przez kilka dni. Podobno są na to jakieś dobre kosmetyki.
       Nie miałem najmniejszego pojęcia jakim cudem byłem tak mocno wstawiony. Przecież kiedy tylko wszedłem do kuchni porozmawiałem chwilę z Tessą i Mattym, który zaproponował mi grę. Ochoczo się zgodziłem, zapominając o Mags. Nie miałem pojęcia, że będzie to gra w alkohol., która mnie totalnie zniszczyła.
       – Jestem wykończona – powiedziała, kiedy rzuciłem ją na łóżko. – Rozbierz mnie, chcę spać. Niewiele myśląc w moim stanie, niezdarnie ściągnąłem jej spodnie i podkoszulek, po czym bezceremonialnie rzuciłem w któryś kąt. Na widok jej bielizny zrobiło mi się gorąco i postanowiłem czym prędzej zakryć ją zanim rzucę się na nią.
       – Chodź spać ze mną.
Cztery słowa wystarczyły, żebym w ciągu sekundy rozebrał się i położył obok Mags, która spała już w najlepsze. Delikatnie przyciągnąłem jej ciało do siebie. Była niezwykle drobna. Czułem jej lekkie unoszenie i opadanie klatki piersiowej. Uśmiechnąłem się sam do siebie. W końcu czułem, że jestem we właściwym miejscu i czasie. Miałem ją całą dla siebie, nie musiałem się z nią nikim dzielić, a to było fantastyczne uczucie. Wiedziałem, że ona doskonale podniosła mnie po mojej porażce z Julie, dzięki niej znów stałem się taki jak kiedyś. Ona zmieniła mnie na lepsze. Nie miałem pojęcia, co takiego ma w sobie, że tak doskonale potrafiła zjednać w sobie człowieka, sprawić, że chociaż na chwilę zapominało się o tym, co w życiu cię trapiło, pomimo tego że sama miała nieźle pojebane życie. Wiedziałem jednak, że ona nigdy się nie podda, zawsze zawalczy o to, co jest dla niej najważniejsze. Taka już była. Uśmiechnąłem się i wtuliłem twarz w zgłębienie pomiędzy jej głową a ramieniem. Świetnie czułem się w jej towarzystwie. Zastanawiałem się jak ona odbiera naszą relację. Czy brała to wszystko tak samo na poważnie jak ja? Na myśl o tym, momentalnie wytrzeźwiałem. Jakoś nie potrafiłem wyobrazić sobie Mags, która bawi się kogokolwiek uczuciami, w szczególności moimi. Ostatnimi czasy przeżyliśmy sytuacje, po których niejeden człowiek by się załamał. Ale nie my. Przetrwaliśmy to i staliśmy sobie bliżsi  jak nigdy. Nie było dnia, kiedy bym o niej nie myślał  Wiedziałem, że to, co do niej czuje jest silniejsze niż wszystko inne, co dotychczas czułem do innych kobiet. To było dla mnie całkowicie nowe uczucie, jednak bardzo intensywne i przyjemne.  Nie mogłem jednak wyrzucić z głowy pytania, które powracało do mnie – kim ja dla niej byłem?
Nagle poczułem, jak blondynka przekręca się w moją stronę i wygodnie sytuuje się na moim torsie. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czubek głowy. Gdzieś w środku miałem cichą nadzieję, że te gesty, którymi mnie obdarza, znaczą o wiele więcej, niż zwykła przekazywać mi słowami.


Mags
Następny dzień przywitał mnie koszmarnym bólem głowy. Jak mogłam się tak upić!? Czy takie zachowanie przystoi kobiecie? Nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie. Jestem taką okropną idiotką, czułam się strasznie. Zastanawiałam się, czy na świecie żyje gorsza kretynka ode mnie, jednak kiedy tylko pomyślałam sobie o Pen, zrobiło mi się jakoś mniej źle.
Z trudem przekręcając się na drugi bok, zamarłam. Tuż obok mnie leżał śpiący w najlepsze Ramos. Ostatkiem sił próbowałam dojść, czy zaszło coś między nami, ale w głowie miałam jedną, wielką pustkę. Podniosłam kołdrę i zauważyłam, że mam na sobie bieliznę. Uf, to znaczy, że wczoraj byłam zbyt pijana aby robić cokolwiek innego poza położeniem się do własnego łóżka.
Zamknęłam oczy. To mój ostatni dzień tutaj. Jutro wsiądę w samolot i podobnie jak dwa lata temu rozpocznę nowe życie. Pogodziłam się już ze stratą Nialla, więc dlaczego nie pójść na przód i od nowa poszukać  w sobie tego ognia, który tlił się we mnie, za każdym razem, kiedy spędzałam z nim czas? Miałam prawo poukładać sobie to wszystko od nowa. Chciałam znów żyć i nie tracić czasu na bezsensowne kłótnie, płacz czy zastanawianie się co by było, gdyby. To już nie wróci, a ja musiałam w końcu przyznać się do tego sama przed sobą.
Spojrzałam Ramosa. Zupełnie nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Przecież ja go nie znoszę! Nie ma prawa być między nami ta chemia, która z każdą następna sekundą przyciąga nas do siebie jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Kolejny raz naszła mnie wątpliwość wobec naszego wspólnego wyjazdu. Nie bałam się tego, że spędzę z nim trzy miesiące od tego całego zgiełku. Nie bałam się podróży w nowe i zamknięcia  drzwi ze starym życiem, ale tego co zaczynałam do niego czuć.  Nie potrafiłam zdefiniować tego dziwnego związku. O ile można to nazwać związkiem. Nie rozumiałam nawet własnych uczuć. Nie rozumiałam siebie. Chyba stałam się robotem.
Moje żałosne przemyślenia przerwała Pen, z hukiem otwierając drzwi do pokoju. Niemiłosierny trzask źle odbił się na moim samopoczuciu; czułam że za sekundę zwymiotuję wszystkie wnętrzności, łącznie z mózgiem.
Co prawda nie widziałam jeszcze siebie przed lustrem, jednak z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że moja przyjaciółka wyglądała miliard razy gorzej ode mnie. Brunetka spojrzała smętnie na mnie i leżącego obok Dana, po czym bez słowa wskoczyła na łóżko i usadowiła się między nami. Spojrzałam na nią pytająco.
       – Chyba się z kimś całowałam – szepnęła rozpaczliwie.
       – To chyba oczywiste. Cały wieczór chodziłaś z Jessym. Przynajmniej do momentu, w którym urwał mi się film.
       – Nie, nie o to mi chodzi, idiotko. Całowałam się z dziewczyną – Pen zażenowana schowała głowę pod kołdrę
       – Co? – to już było za dużo na moją biedną, skacowaną głowę. Z drugiej strony, było coraz mniej rzeczy, które mnie w niej dziwiły. Ta wiadomość akurat nie zrobiła na mnie żadnego większego wrażenia.  – I jak? Mam nadzieję, że zbytnio jej nie obśliniłaś. Wiesz, że właśnie włożyłaś palce w żebra Danowi, zamiast mi? – zachichotałam cicho, widząc minę Pen. Ach ten Ramos, nawet we śnie przyjmuje ciosy przeznaczone dla mnie. Chyba powinnam poważnie zastanowić się nad tym wszystkim.
       – Nie to chodzi kretynko – moja przyjaciółka spojrzała na mnie z odrazą, po czym pochyliła się w moim kierunku. – Ona nie była  byle kim. mam nadzieję, że tego nie pamięta, bo jeśli tak, to mam przerąbane u jej chłopaka – szepnęła pośpiesznie.
Kompletnie nie miałam pojęcia o kim mówi. Wiedziałam jednak, że Pen ma zdolność do przesadzania, jednak pod wpływem alkoholu to, co powiedziała może mieć faktyczne odzwierciedlenie w realu.
       – W coś ty znów się wpakowała? Kim była twoja ofiara? – próbowałam powstrzymać się przed śmiechem, jednak nie wyszło mi. Po chwili masowałam sobie ramię. Tym razem Pen trafiła w kogo trzeba.
Przed kilka minut Pen siedziała cicho, zupełnie jakby bała się przyznać z kim to zrobiła. W tym czasie do głowy przychodziły mi różne dziewczyny. Ja odpadałam, nie miałam chłopaka, po za tym już to raz zrobiłyśmy. Elena również posiadała lesbijskie zapędy, byłam jednak pewna, że wczoraj jedyną osobą, którą wkładał jej język do buzi, był Louis. W głowie pojawiło mi się jeszcze parę innych imion, jednak im więcej o tym myślałam, tym głupsze odpowiedzi przychodziły mi do głowy. Kiedy wyobrażałam sobie Pen całującą się z Kylie Jenner, brunetka postanowiła w końcu się przyznać. Ponownie nachyliła się nade mną.
       – To była Margo.
No nie. Ona chyba nie mówiła poważnie. Całowała się z dziewczyną,  na której nie dalej niż pięć dni planowało morderstwo, za które dostałaby dożywocie? Jeszcze sekunda, a moja głowa eksploduje od nadmiaru informacji i emocji. Dlaczego nie mogłam mieć normalnych przyjaciół?  
       – Nie masz się czego bać, Pen. Harry sam was do tego namawiał – nagle usłyszałyśmy głos Ramosa. Razem z Pen pospiesznie złapałyśmy go za bok i obróciłyśmy go na swoją stronę.
       – Gadaj co wiesz – brunetka spojrzała na niego złowrogo. – Co widziałeś?
       – Wszystko. Nawet byłem przy tym – uśmiechnął się leniwie, spoglądając na nas obie. Widok Ramosa tuż po przebudzeniu sprawił, że moje wnętrzności znów niebezpiecznie się skręciły. I tym razem nie chodziło o chęć wymiotów.
Blondyn zdawał się mieć świetny ubaw z tej sytuacji, podczas kiedy Pen próbowała ratować swoje życie. Ja niestety mogłam jedynie biernie się temu wszystkiego przyglądać, widocznie za szybko wczoraj skończyłam imprezę.
       – Siedzieliśmy wtedy w kuchni, razem z Tessą, Mattym , Liamem i Joshem. Nie pamiętasz? Po jakimś czasie przyszli do nas Harry z Margo. Zachowywałyście się jakbyście były najlepszymi przyjaciółkami – Dan ciągnął swoją opowieść, na co spojrzałam w wyrzutem na Pen. Ta odpowiedziała mi skruszonym wzrokiem.  – Zaczęliśmy grać w butelkę. Mi przypadła Margo, z którą nie za bardzo miałem ochotę się całować. Na szczęście ty stwierdziłaś, że chętnie zrobisz to za mnie – ciągnął, a mina Pen z każdym następnym słowem była coraz bardziej przerażona. – Przylgnęłyście do siebie i całowałyście się z dobre pięć minut. Z resztą, to było wczoraj, po co to rozpamiętujesz?
       – Bo zrobiła mi malinkę! – Pen wrzeszcząc, odkryła kawałek szyi, na której widniało sporej wielkości zaczerwienie.
       – Nieźle – ocenił, przyglądając się rance. – Wyżarła cię prawie do mięsa.
Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. Poprzez łzy widziałam, jak wściekła brunetka rzuca się z pięściami na Dana. Nie zauważyłam jak do pokoju niepostrzeżenie weszła Tessa i pytająco patrzy na naszą trójkę.
       – Trójkącik z rana? Dlaczego mnie nie zawołaliście? Dan, dupku, doskonale wiesz, że lubię takie rzeczy – powiedziała zadziornie, puszczając mi oczko. Pen słysząc to, momentalnie przestała szarpać się z Ramosem. Obie patrzyłyśmy, jak chichocząc wkrada się do łóżka obok Dana. Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się. Być może jestem ostatnią kretynką, jednak ci ludzie sprawiali, że byłam szczęśliwa. I nigdy się nie poddam.

Pozostała część upłynęła mi na leczeniu kaca, oglądaniu beznadziejnych programów z Pen, Mateuszem i Joshem. Cieszyłam się, że to właśnie z nimi spędzę swoje ostatnie godziny przed wylotem. Dokładnie tak wszystko się zaczęło ponad dwa lata temu. Nasza czwórka była najbliższymi sobie przyjaciółmi i niezależnie od tego co nas dzieliło, pomimo wszystkich burz i awantur nadal byliśmy razem. Spojrzałam na Pen i Mateusza. Nawet oni potrafili się jakoś dogadać po tym wszystkim co przeszli. Coś w środku kazało mi myśleć, że robią to nie tylko ze względu na mnie.
       – I jaki macie plan wycieczki? – Josh podniósł się z moich nóg, kiedy na ekranie pojawiła się reklama.  Zamyśliłam się na chwilę. Plan wycieczki? Jutro zapewne razem z Ramosem wsiądziemy do samolotu lecącego do Nowej Zelandii, a potem Tokio, Kanada, Stany, Ameryka Łacińska. Dalej już nie pamiętałam. Grenlandia? - Ambitnie – odparł,  kiedy podzieliłam się tym z nimi, na co pozostali pokiwali głowami.
       – Nie chcę, żebyś jechała – jęknęła po chwili Pen, opierając głowę na moim ramieniu. – Nie wytrzymam tyle bez ciebie, to już nie będzie to samo. Dobrze wiedziała, że jadę tylko na trzy miesiące i po tym czasie znów wrócę do Londynu. Po prostu jest czasem w życiu taki czas, że trzeba sięgnąć po przycisk reset. Ja po ostatnich zawirowaniach z Niallem, fundacją i próbą odnalezienia siebie w tym wszystkim potrzebowałam tego jak nikt inny. To na pewno wyjdzie mi na dobre, pytanie natomiast, czy dobrze robię wyjeżdżając tam z Danem?!  
       – Obyś nie wpakowała się w większe gówno – mruknął Mateusz, jakby czytał mi w myślach. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Nie miałam zamiaru pakować się w związek z Danem. Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.
       – I raz na jakiś czas lubicie się ze sobą przespać  - dodała Pen, nabierając sobie do buzi popcornu. Cholera, znów powiedziałam to na głos. Zdecydowanie muszę bardziej kontrolować swoje myśli. Pół biedy, że nie powiedziałam im o wieczornej wizycie Nialla.
       – Nie pakuj się w to, Mags. Nie rozumiem po co z nim jedzie, serio, nie mam nic do niego, ale nie sądzę, żeby nadawał się do naszej rodziny. Oczywiście nie tak bardzo jak Pen, ale to już osobny temat.
       – Śmieć – krzyknęła Pen, rzucając w Mateusza ziarenkami popcornu. Dostrzegłam jednak ich uśmiechy i wiedziałam, że wszystko wróciło do normy. Zastanawiałam się nad słowami kuzyn. Być może miał rację, jednak ze swojego zamiłowania do pakowania się w kłopoty, postanowiłam zaryzykować. Dlaczego zatem w mojej głowie ciągle siedziało stwierdzenie, że to wszystko nie idzie tak jak powinno i powód dla którego mogłabym tu zostać jest bliżej niż mi się wydaje!?
Nagle mój telefon zawibrował, a na ekranie pojawiła się twarz Cailin. Odrzuciłam połączenie. Zadzwonię do niej przed wylotem, dziś zamierzałam poświęcić czas trzem ludziom, bez których moje życie w Londynie  byłoby pozbawione kompletnego sensu.
       
       
       – Wiedziałam, że to się tak skończy – mruknęła Pen, kładąc głowę na blacie. Ochoczo podążyłam za jej pomysłem. Znając swoje zdolności masochistyczne, nie zdziwiłam się zbytnio, że nasz wieczorek telewizyjny przekształcił się w klasyczne spożywanie alkoholu w dużych ilościach. Jeżeli kaca można by było obsadzić w jakiś ramach liczbowych, moje natężenie znajdowałoby się gdzieś pomiędzy milion a milion jeden. Kiedy myślałam o tym powodzie, który miał mnie tu zatrzymać, niekoniecznie miałam na myśli wódkę. Bądź co bądź, moje paskudne samopoczucie skutecznie pozbawiło mnie jakichkolwiek chęci do latania po świecie. Chciałam po prostu położyć się do łóżka i przeczekać te szalejące tsunami w moim wnętrzu.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. To były tylko dwa dźwięki, a ja miałam wrażenie, że siedzę w jakiejś filharmonii i orkiestra przygrywa wyjątkowo zrąbany kawałek. Nim zdążyłam zejść ze stołka, w kuchni pojawiła się Cailin. Wszyscy spojrzeliśmy na nią zaskoczeni. Co robiła tu o takiej porze?
       – Coś się stało? – zapytałam. Widząc jej minę, mój kac minął całkowicie. Miałam wrażenie, że dziewczyna zaraz zrzuci na nas bombę.
       – Musimy pogadać. – Jej stanowczość była dla mnie nowością. Chyba nigdy nie widziałam jej w takim stanie. – Wiem, że dziś wyjeżdżasz, ale mam coś, co na pewno przykuje twoją uwagę. Ty mi kiedyś pomogłaś, więc teraz ja mogę zrobić to samo – uśmiechnęła się blado, podając mi czarną teczkę, którą trzymała w ręku.
Sięgnęłam po teczkę, patrząc podejrzliwie na Cailin. Nic już nie rozumiałam. Spojrzałam na kawałek czarnego kartonu z gumką. Bałam się sprawdzać zawartość. A co, jeśli okaże się, że jestem adoptowana? Albo to moje nagie zdjęcia, które zrobił Ramos kiedy byłam pijana i nieświadoma?!
Próbując się uspokoić, drżącymi rękami otworzyłam teczkę. Wyjęłam z niej kilka kartek i zaczęłam uważnie je czytać.  Moje oczy robiły się coraz większe, a oddech i tętno przyspieszyło. Nie rozumiałam za wiele z tego, co widniało w tych dokumentach, jednak wiedziałam, że powód, o którym wczoraj myślałam, trzymam w rękach.
Próbując nie zapomnieć oddychać spojrzałam na Cai.
       – Skąd to masz? – szepnęłam.
       – Znalazłam to przypadkowo w papierach Zayna. Chciałam ci to dać wczoraj, ale nie odbierałaś telefonu.
Patrzyłam na nią tępo, starając się ogarnąć to wszystko, co właśnie działo się wokół mnie.  Jak to było możliwe? Poczułam niesamowitą suchość w gardle. Szok powoli zabierał moje wszystkie funkcje życiowe. Wiedziałam jednak, że muszę wziąć się z garść, teraz tylko ode mnie zależało, to jak to wszystko się potoczy.
       – Mags? Co to jest? – Pen spojrzała na mnie. Jej głos niemal drżał. Nie odpowiedziałam na jej pytanie. Z bijącym go dranic możliwości sercem znów wpatrywałam się w te dwie kartki papieru, które sprawiły, że znów mój świat zawalił się i to w takim stopniu, że nie wiedziałam, czy kiedykolwiek to wszystko odbuduje. Z uporem wpatrywałam się w jedno zdanie, które kłuło w oczy i porażało swoją prawdziwością. Laboratorium nie stwierdza żadnego pokrewieństwa pomiędzy Niallem Horanem a dzieckiem Sophie Ward.  Jak to możliwe, ze takie rzeczy przydarzały się tylko w moim życiu?
       Nagle mój umysł postanowił przywrócić mnie do rzeczywistości. W jednej chwili usłyszałam odgłos rozbijającego się kubka, który wypadł mi z dłoni, szczekanie psa Josha i trzy pary oczu wpatrującym się we mnie z wyczekiwaniem. Spojrzałam na Cailin, która patrzyła smutno w swoje spodnie. To było oczywiste, że cierpiała. Skoro znalazła te dokumenty w teczce Zayna, to mogło jedynie oznaczać, że  to całe zamieszanie było jego sprawką. Nie potrafiłam pojąć dlaczego? Dlaczego chłopak, którego uważałam za swojego przyjaciela postanowił spieprzyć mi i innym życie? W głowie mi się to mieściło. To było za dużo.
       Być może było to głupie, ale zastanawiałam się, czy warto znów przewracać swoje życie do góry nogami. Niall już się przyzwyczaił do świadomości bycia ojcem, a ja też powoli układałam sobie życie. W grę wchodziło także uczucia to Ramosa. Nie miałam pojęcia co działo się między nami przez ostatnie tygodnie, jednak wyobrażając go sobie, że stoi tu i widzi te cholerne dokumenty, miał nadzieję, że wybiorę go, po czym podrę te dokumenty i pozwolę żyć Niallowi i reszcie świata w niewiedzy do końca życia. Bardzo chciałam to zrobić, jednak wiedziałam, że nie mogę.  To Niall był moją jedyną prawdziwą miłością. Wiedziałam to już wtedy na lotnisku, kiedy wzięłam go za członka super popularnego youtubera i myślałam, że gra covery Coldplay. Zawsze to ja byłam tą która pomagała wszystkim wokół, jednak teraz przyszedł czas, abym pomogła sama sobie. I niezależnie ile osób stracę przez swoją decyzję, wiedziałam, że w grę wchodzi tylko jedna opcja. Spojrzałam ponownie na Cailin, która chyba czytała w moich myślach, bo uśmiechnęła się lekko, a jej usta bezgłośne wypowiedziały idź. W moich oczach pojawiły się łzy.
       – Cai, nie mów o tym nikomu – z całej siły starałam się panować nad drżącym głosem. – Penelope, chodź! – dodałam, po czym skierowałam się w stronę wyjścia. Wiedziałam, że wszyscy oczekują, że powiem im co się dzieje, jednak nie było na to teraz czasu. Za plecami usłyszałam jedynie, jak Mateusz rzuca Pen kluczyki do samochodu.
       – Możesz mi do cholery powiedzieć co się tu dzieje? – wrzasnęła, patrząc na mnie wyczekująco.
       – Niall nie jest ojcem. – Beznamiętnie podałam jej papiery. Penelope z każdą następną sekundą coraz szerzej otwierała buzię. Spojrzała na mnie zaskoczona i przez chwilę siedziałyśmy w ciszy.
       – Musimy do niego jechać, Mags! – Pen przerwała nasze milczenie, po czym zaczęła pakować się na siedzenie kierowcy. Spojrzałam na nią pytająco. – Nie marudź, po za tym nie pozwolę ci jechać na takim kacu. Jasne, to wcale nie tak, że ona czuła się pięćset razy gorzej ode mnie. Szczerze, miałam gdzieś kto prowadzi, chciałam jak najszybciej dostać się do… właśnie, gdzie on w tej chwili przebywał?!
       – Na co czekasz Dzwoń do Nialla! – Pen jako jedyna nie traciła zdrowego rozsądku. Pospiesznie wyjęłam telefon i znalazłam jego numer.
       – Kurwa – łzy znów napłynęły mi do oczu. – Poczta.  Penelope spojrzała na mnie jak na idiotkę. No tak, mogłam się nagrać, a potem dzwonić do każdej możliwej osoby, która miała z nim kontakt. Opadłam na fotel kręcąc głową. Taki właśnie był Niall – zawsze kiedy działo się coś ważnego, on miał wyłączony telefon albo nie odbierał go. Kurwa, kurwa, kurwa. Bezradnie spojrzałam na Pen, która właśnie wybierała jakiś numer z listy.
       – Dokąd dzwonisz? – zapytałam, kiedy usłyszałam pierwszy sygnał połączenia. Pospiesznie wyrwałam jej telefon z ręki. – Nikt nie może się o tym dowiedzieć!
       – Jak to? – Pen spojrzała na mnie jak na idiotkę.  Przecież o to chodzi! Wszyscy muszą dowiedzieć się, jak Zayn nas wszystkich oszukał! Liam? – zapytała, kiedy po drugiej stronie usłyszała zaspanego chłopaka.  Gdzie jest Niall?
       – Nie mam pojęcia, nie rozmawiałem z nim od dwóch dni – odparł, ziewając. – Coś się stało?
Pospiesznie spojrzałam błagalnie na moją przyjaciółkę, aby nic mu nie mówiła. Wolałam mu jako pierwsza przedstawić tą informację. Dziewczyna spojrzała na mnie z niepokojem, po czym westchnęła i powiedziała jedynie, że nic i że ma sprawę do niego, po czym rozłączyła się. Pełna wdzięczności pocałowałam ją w policzek, po czym ruszyłyśmy w kierunku autostrady. To, co się działo było kompletnie surrealistyczne. Działałam jak w amoku. Podczas kiedy Pen co chwilę wykonywała telefony do wszystkich pytając czy jakimś cudem ktoś widział wczoraj Nialla,  ja siedziałam i próbowałam nagrać jakąś sensowną wiadomość do niego. Miałam nadzieję, że odsłucha ją jak najszybciej. Pierwszy raz byłam tak mocno zdeterminowana, ale wiedziałam, że to szansa, której nie mogłam przegapić i jej zaprzepaścić. Napojona takimi myślami, ponownie wzięłam telefon i rozpoczęłam szturm na telefon Nialla.


Niall
Niechętnie otworzyłem oczy. Kolejny raz źle przespana noc. Spojrzałem w okno, gdzie dzień przywitał mnie deszczem i tabunem chmur, przez które nic nie było widać. Londyn w niczym nie przypominał  lata, które powinno trwać już w najlepsze. Być może pogoda czując moje rozterki postanowiła się ze mną zsolidaryzować?
       Odwróciłem się i za plecami ujrzałem śpiącą Sophie. Wyglądała tak pięknie i niewinnie… Jej klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała. Z jednej strony już nie mogłem doczekać się aż zobaczę swojego syna, ale z drugiej strony przerastało mnie to jak nic innego wcześniej. Nie czułem do Sophie tego, co czułem do Mags, jednak zdrowy rozsądek kazał mi porzucić miłość na rzecz rodziny. Nie chciałem, żeby moje dziecko dorastało w niepełnej rodzinie. Może kiedyś to wszystko obróci się w korzystną dla mnie stronę i będę mógł być szczęśliwy, nie raniąc przy tym nikogo. Zastanawiałem się tylko kiedy to nastąpi i czy Mags będzie wtedy sama… Z westchnieniem opadłem na poduszki. Miałem już dosyć tego wszystkiego co wokół mnie się działo. Coraz częściej zastanawiałem się, czy nie skończyć tego wszystkiego, spakować walizkę i wyjechać gdziekolwiek, jednak kiedy pomyślałem, że gdzieś mógłbym spotkać Mags z Ramosem, przechodziła mi ochota na jakiekolwiek wyjazdy. Odkąd widziałem ją ostatni raz, znów nie mogłem przestać o niej myśleć. Tak bardzo chciałem wtedy zostać u niej, położyć się obok niej i zapomnieć o całym świecie. Kochałem ją do szaleństwa, a uczucie, które do niej żywiłem było sto razy mocniejsze od normalnej miłości. Jednak to wszystko musiało zejść na dalszy plan. Liam miał rację – musiałem się ogarnąć i wziąć na swoje barki rodzinę, którą chcąc nie chcąc już założyłem. Moim obowiązkiem było opiekowanie się Soph i dzieckiem, które już za chwilę miało się urodzić. Nie istniało już inne wyjście. Rozważania na temat mojego beznadziejnego życia, przerwał dzwoniący telefon Soph. Poczułem jak dziewczyna zaspana bierze do ręki telefon, po czym wstaje w łóżka i kieruje się w stronę salonu.
Niewiele myśląc sięgnąłem po telefon i kiedy go włączyłem, oniemiałem. Chyba w życiu nie miałem tylu nieodebranych połączeń. Z uniesionymi brwiami przewijałem listę, widząc kto do mnie dzwonił. Ciągle przewijały się te same osoby – Penelope, Liam, Harry i… Mags. Na widok jej imienia serce zabiło mi mocniej. Domyślałem się, że musiało coś się chodzić o nią, skoro dzwonili wszyscy, którzy w jakiś sposób byli z nią powiązani. Nagle spojrzałem na malutką słuchawkę w kopertą, która widniała przy jej imieniu. Drżącymi rękami i z gulą w gardle postanowiłem odsłuchać jej wiadomość. Nagle w moich uchu zabrzmiały wrzaski Penelope. Z mieszaniny głosów zdążyłem wyłapać tylko swoje imię. Nie zastanawiałem się nad tym zbytnio, bo nagle usłyszałem drżący głos Mags.
       – Niall? Gdzie jesteś? Włącz ten pierdolony telefon, proszę – jej błagalny głos niemal rozdzierał mi serce. – Zadzwoń do mnie jak to odsłuchasz.
Z bijącym sercem natychmiast wybrałem jej numer, jednak linia była zajęta. Wybrałem numer Liama – to samo. Zrezygnowany wstałem z łóżka, po czym wszedłem do salonu, gdzie ujrzałem Sophie, która wciąż rozmawiając przez telefon była blada jak ściana. Jej spojrzenie przepełnione było przerażeniem. Spojrzałem na nią pytająco, kiedy tylko skończyła rozmawiać.
       – Co się dzieje, Soph? – Dziewczyna wyglądała jakby za chwilę miała się rozpłakać. Wciąż patrzyła na mnie, w jej oczach dostrzegłem łzy. Ta sytuacja, mimo że nie miałem pojęcia co się dzieje, zaczynała mnie przerażać. Z wyczekiwaniem wpatrywałem się w nią, nie mając nawet pojęcia co mógłbym powiedzieć. Nic już z tego nie rozumiałem. – Soph? - powtórzyłem.
Nagle usłyszałem kapanie na podłogę, zupełnie jakby ktoś nie dokręcił kranu. Instynktownie spojrzałem w stronę kuchni – nic stamtąd nie kapało. Ponownie przeniosłem wzrok na Sophie, która tym razem z przerażeniem wpatrywała się w swoje spodnie do piżamy, które były wilgotne, a pomiędzy jej nogami widniała spora kałuża.
       – Niall… - szepnęła.
Niewiele myśląc pobiegłem do sypialni, wyciągając z niej torbę i pakując rzeczy dziewczyny i kilka ubranek dla dziecka. W myślach wielokrotnie odtwarzałem tą scenkę, jednak na miłość boską, było za wcześnie! Panikowałem, jednak ostatkiem rozsądku próbowałem uspokoić się i doprowadzić się do porządku. Nie było teraz czasu na przemyślenia, teraz liczyło się tylko to, aby jak najszybciej zawieźć Soph do szpitala.

Mags
       – Wyłączył telefon – powiedziałam rozpaczliwie do Pen. Stałyśmy przed drzwiami jego apartamentu, co sekundę dzwoniąc dzwonkiem i pukając. Jeżeli nie było go w domu, w grę wchodziło jeszcze jedno miejsce, do którego bałam się jechać. Nie wiem czy chciałabym być tą, która przekaże Niallowi to wszystko w obecności Sophie. Wystarczy, że słyszałam, jak ogłaszała mu swoją ciążę. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym pomysłem, kiedy z letargu wyrwał mnie dzwoniący telefon.
       – Niall? – powiedziałam z nadzieją. Po drugiej stronie usłyszałam zdziwionego Ramosa.
       – Niekoniecznie – odparł z przekąsem. – Gdzie jesteś? Pamiętasz, że o czwartej jedziemy na lotnisko?
       – Muszę kończyć – powiedziałam pospiesznie. Zupełnie zapomniałam o mojej podróży z Ramosem, wydarzenia i informacje z ostatniej godziny spowodowały, że zapomniałam o całym świecie. Kiedy Penelope powiedziała, że Liam nadal nie mógł skontaktować się z Niallem, zrezygnowana osunęłam się na podłogę.  No to świetnie. Sytuacja, zamiast klarować się coraz bardziej, znów się nieźle skomplikowała. Miałam już dosyć, jednak chciałam doprowadzić tą historię do końca. Nie ważne jak to wszystko miało się skończyć, miałam zamiar osiągnąć spokój, a aby to zrobić potrzebowałam Nialla, a on zniknął. Ignorowałam lamenty Pen, która wyzywała Zayna od najgorszych i obiecała wysłać do gazety jego nekrolog, a za Niallem posłać list gończy. W połowie rozmyślań o tym jaki jest numer kierunkowy do brytyjskiego wywiadu, dziewczyna nagle zamilkła. 
- Wiem, gdzie możemy go znaleźć – Penelope odezwała się po chwili, po czym wzięła mnie za rękę i obie pobiegłyśmy w stronę wind. Nie miałam pojęcia co się dzieje, jednak kierując wzrok na papiery, które wciąż trzymałam w dłoni, uzmysłowiłam sobie, że te całe zamieszanie może zaraz się skończyć, a ja wtedy już na zawsze będę szczęśliwa.

Liam
       – Owszem, wczoraj nie wyglądałeś na pijanego, ale żeby mieć prawie cztery promile we krwi… – dałbym sobie rękę uciąć, że w głosie Margo usłyszałem podziw. – Wstydź się, Harry.
Siedzieliśmy z Harrym w jednym z gabinetów zabiegowych. Mój głupi przyjaciel widocznie wczorajszego wieczoru przeliczył się z tym ile może wypić. Sam byłem nieźle skacowany po imprezie u Mags, jednak nie byłem w chociaż w połowie w takim stopniu jak ten idiota Styles. Więc kiedy zobaczyłem go w swoim domu, bez życia leżącego na mojej kanapie w morzu wymiocin, postanowiłem zadzwonić do Margo i zapytać czy coś można zrobić, zanim Harry nie zarzyga mi całego salonu. Niestety, kobieta kazała przywieźć do na oddział, co nie wpłynęło dobrze na mojego kaca. Jechałem przepisowo, jak nigdy wcześniej. Nie chciałem narazić się patrolom policji i menago zespołu. Myślę, że nie byłby zadowolony, kiedy na jutrzejszych gazetach pojawiłbym się na zdjęciach skuty kajdankami.
       Kiedy Margo podratowała kroplówką mało świadomego Harry’ego, wykopała nas z gabinetu i kazała poczekać na korytarzu do momentu kiedy organizm całkowicie pochłonie kroplówkę. Patrząc na ciecz skapującą do żył chłopaka, sam zastanawiałem się czy nie wkuć sobie tego samego.
- Podziel się trochę tym płynnym życiem, stary – mruknąłem do niego. Kiedy byłem bliski odłączenia rurek przyjacielowi, nagle usłyszałem głośny krzyk Nialla. Mimo pulsującego bólu głowy, odwróciłem się w tamtym kierunku. Niall prowadził  Sophie, która wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć. Momentalnie razem z Harrym i jego kroplówką podnieśliśmy się z krzeseł i ruszyliśmy w jego kierunku. 
       – Zawołajcie pomoc, ona zaczęła rodzić! – wrzasnął rozhisteryzowany, po tym, jak z ust Sophie wydobył się głośny jęk. Harry, widząc co się dzieje, natychmiast pobladł, a ja pędem pobiegłem po jakąś pielęgniarkę. Po chwili zza rogu wyłoniła się Margo. Zaskoczona spojrzała na Sophie i Nialla.
       – Dobra, Molly, zabieraj ją na salę A, za moment przyjdę. – Pielęgniarka przytaknęła, po czym posadziła Sophie na wózku i pospiesznie skierowała się w stronę wind. Margo spojrzała na nas ponownie.
       – Matko, co za porąbany dzień – rozłożyła ręce. – Aż boję się pomyśleć, co będzie później.
Odprowadziłem wzrokiem Nialla, Margo i Sophie, po czym mój telefon zawibrował. Z całych sił ignorując ból głowy, odczytałem wiadomość. Byłem nieźle wkurzony. Miałem kaca, litery z esemesa nie zlewały mi się z jedną zielono – czarną plamę, byłem zmęczony i w dodatku z niewiadomych przyczyn Penelope postanowiła dziś uprzykrzać mi życie wysyłając miliard wiadomości. Siedziałem w tym głupim szpitalu, zastanawiając się, po jaką cholerę szukają Nialla. Sceptycznie podchodziłem do jej wiadomości, tym, że ma mega ważną wiadomość, która zwali nas z nóg. Ilekroć tak pisala, zawsze okazywało się, że dostała angaż w jakimś piśmie modowym, albo po prostu zapraszała nas na wódkę. Dla świętego spokoju odpisałem jej, mając nadzieję, że w końcu się ode mnie odpierdoli i będę miał święty spokój.


Mags
       – Powiesz mi łaskawie, gdzie, do cholery, mnie wieziesz?!  byłam już szczerze podirytowana sytuacją. - Mullingar, serio?! – wrzasnęłam, kiedy dziewczyna mi odpowiedziała. Jesteś kompletnie pojebana, ja wysiadam. Nim zdążyłam otworzyć drzwi i rzucić się na pełną samochodów jezdnię, poczułam jak telefon Pen wibruje.
Niall. Szpital w Whitechapel. Sophie rodzi.
       – Pen! – wrzasnęłam, kiedy odczytałam na jej telefonie wiadomość od Liama, na co brunetka gwałtownie zahamowała. – Jedziemy do Royal Hospital, natychmiast!
Penelope nie zadając zbędnych pytań, niczym zawodowy kierowca, z piskiem opon zawróciła, o mały włos nie zderzając się z samochodem jadącym z naprzeciwka. Wspaniałomyślna Pen, chcąc uniknąć stania w korku, postanowiła jak gdyby nic wjechać na chodnik.
       – Co ty wyprawiasz!? – wrzasnęłam przerażona. – Patrz na drogę! – dodałam, kiedy ta zaczęła pokazywać środkowy palec kierowcy, któremu zajechałyśmy jezdnię. Nagle znów poczułam szarpnięcie. – Przesiadaj się, ja prowadzę, skoro ty nie umiesz – wściekła położyłam dłoń na klamce i spojrzałam na Pen, która wpatrywała się we mnie przerażona. - Co się tak patrzysz? Prawie złamałam kark przez to twoje gwałtowne hamowanie – obruszyłam się.
       – Chyba ktoś nam wpadł pod koła! – krzyknęła, po czym wyszła z samochodu. Zszokowana podążyłam za nią. Tego już było za wiele. Przed maska faktycznie leżał pogięty rower, a obok niego masujący sobie rękę jakiś chłopak. Penelope widząc, że wszytko z nim w miarę w porządku, odetchnęła z ulgą i niezadowolona podeszła do poszkodowanego łapiąc go za ramię.
       – Hej, ty – Pen zwróciła się do bruneta patrzącego z przerażeniem na nas obie – sorki, że cię przejechałam, ale mamy ważną sprawę, tu chodzi o jej miłość! Musimy jak najszybciej dojechać do Whitechapel zanim jej przyszły mąż weźmie na ręce nie swoje dziecko i szepnie szczęśliwy „ cześć synku”! – powiedziała, wskazując na mnie. No świetnie, jeszcze brakowało żeby mnie w to wciągnęła. A ja chciałam przecież tylko odnaleźć Nialla. A może to jakiś znak? Ciągle się mijaliśmy. Ale kto powiedział, że to będzie łatwa miłość? W kompletnie ciężkim szoku obserwowałam, jak Penelope ponownie klepie chłopaka po jego obitym ramieniu, po czym sprawnie bierze, z hukiem odrzuca jego rower na pobocze i wsiada do samochodu ze spokojem. Wyglądała jakby takie sytuacje przytrafiały się jej codziennie. Widząc jej ponaglający wzrok, wciąż nie mogąc wydusić z siebie słowa, podążyłam za nią.
       – Co ty robisz? – zapytałam szokowana, patrząc to na obcego, to na nią. – Czy ty jesteś normalna? – Nie odpowiedziała, zamiast tego poczułam jak znów rusza z piskiem opon. – Policja! – dodałam, widząc w lusterku dwa migające koguty. Ta pozostała niewzruszona.
       – Penelope! – darłam się. Tego już było za wiele. – Uspokój się! Najpierw prawie nas zabijasz, potem prawie tego biednego człowieka, uciekłaś z miejsca wypadku, a teraz uciekasz przed policją!
Brunetka słysząc moje słowa, natychmiast przycisnęła gaz do dechy, po czym spojrzała na mnie szczerząc się od ucha to ucha.
       – Nie zapominaj, że jesteśmy w tym wszystkim razem! Robię to wszystko dla ciebie. Na tym polega przyjaźń!
Mimowolnie uśmiechnęłam się na jej słowa. Miała rację. Byłyśmy dla siebie jak siostry. Ja wpakowałam ja w moje gówniane życie, a ona pomagała mi się z niego wydostać, nieważne jakim kosztem. Trzymając jej rękę, pędziłyśmy ulicami Londynu, po to, aby odzyskać mój powód do szczęścia i swój dawny świat.

       – Idź, ja zaraz przyjdę! – krzyknęła Pen, która właśnie próbowała przekupić swoimi wdziękami policjanta, aby zamiast jej aresztować za złamanie miliona przepisów drogowych, dał jej jedynie gigantyczny mandat. Przez chwilę zastanawiałam się, czy dobrze robię, jednak po chwili skierowałam się do holu szpitala, w którym był Niall. Kiedy wbiegłam do środka, w poczekalni ujrzałam Liama i Harry’ego podłączonego do kroplówki.
       – Gdzie on jest? – zapytałam pośpiesznie.  Miałam gdzieś, że wszyscy się na mnie patrzą, chciałam znaleźć Nialla zanim będzie za późno. Kiedy usłyszałam odpowiedź, bez zastanowienia rzuciłam się w stronę wind. Nie zauważyłam, że Liam z Harrym podążają w tym samym kierunku. Wjeżdżając na trzecie piętro, modliłam się do wszystkich świętych, aby w porę pokazać Niallowi te cholerne dokumenty. cholernie się bałam, że mnie wyśmieje, mówiąc, że to jakiś kosmicznie głupi żart, jednak miałam nadzieję, że mi uwierzy, w końcu nie jechałabym tutaj narażając swoje życie.
Idąc szybkim krokiem, rezolutnie lustrowałam każdą salę, którą zobaczyłam, w nadziei, że w któreś z nich ujrzę Nialla. Nagle w oddali usłyszałam jego głos i zachęcona tym, pobiegłam w stronę, z której on dochodził. Trzymając papiery w dłoni już miałam wchodzić do sali, kiedy zamarłam. Moja ręka opadła wzdłuż tułowia, a ja ze ściśniętym sercem oglądałam tą całą scenkę. Niall.  Szczęśliwy Niall, który właśnie trzymał w ramionach dziecko. Spojrzałam na zmęczoną Sophie, która z równie wielkim uśmiechem przypatrywała się tej dwójce. A więc to koniec. Sophie i Zayn wygrali. Równie dobrze mogłam tam wejść i zepsuć ich rodzinną sielankę, ale nie potrafiłam. Widząc bijące szczęście z chłopaka, którego kochałam nad życie, nie umiałam i nie mogłam im tego popsuć. Z ciężkim sercem uzmysłowiłam sobie, że czas odpuścić i dać Niallowi spokój. Kochałam go mocniej niż kogokolwiek i to na jego szczęściu mi najbardziej zależało. Był szczęśliwy nawet jeśli to nie było jego dziecko. Łzy popłynęły na mojej twarzy w momencie, kiedy Niall przybliżył swoje usta do głowy dziecka i delikatnie ją pocałował. To ostatecznie dało mi do zrozumienia, że sekret, który powierzyła mi Cailin zabiorę do grobu. Niewiedza Nialla dobrze mu zrobi. Nie chciałam tego psuć, za bardzo mi na nim zależało.
       – Mags – z letargu przywrócił mnie głos Penelope. Odwróciłam się w jej stronę i zauważyłam, że ona także z niedowierzaniem wpatruje się w scenę, która rozgrywała się za ścianą. – Co teraz? – szepnęła, wskazując skinieniem głowy na dokumenty. instynktownie spojrzałam na nie, po czym zgniotłam je.
       – Teraz? Teraz jadę do domu, biorę walizki i jadę na lotnisko. Pewnie Ramos już tam czeka. Trzeba o tej całej sprawie zapomnieć – powiedziałam cicho, wciąż łkając.
       – O jakiej sprawie? – Liam był skołowany tym, co się właśnie działo. Spojrzałam smętnie na niego, po czym odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych. Jeżeli miałam jeszcze jakiekolwiek nadzieję, że wszystko się ułoży, to to wszystko runęło jak domek z kart. Nie było już nic. Byłam tak cholernie beznadziejna. Głupia. Zła. Zmęczona. Dzień pełen wrażeń, nie ma co. Nie miałam już najmniejszych wątpliwości, że los znów spłatał mi figla. Jeżdżenie jak szalona po całym mieście wcale nie przysporzyło mi szczęśliwego zakończenia i spotkania się z Niallem, ale jedynie problemów. Mogłam od razu wrzucić te cholerne papiery. Kiedy znów zrobiłam sobie nadzieję, że Cailin pokazała mi wyjście z mojego największego koszmaru, było już za późno.  Nienawidzę czasu. Nienawidzę życia. Miałam wrażenie, że jestem największą przegraną dzisiejszego dnia. Nie miałam nawet siły płakać. To był definitywny koniec tego, co nas łączyło. Musiałam pozbierać się w garść, może tak właśnie miało być. Próbowałam z całych sił odrzucać myśli o Niallu, skupiając się na tym, że muszę dostać się do domu i przygotować się na to, że w jutrzejszych wydaniach gazet razem z Penelope pojawimy się na okładkach. A potem wrócę do życia, które wiodłam bez Nialla.


       Kiedy weszłam do domu i  zostałam zasypana pytaniami ze strony Josha i Mateusza i natychmiast zapewniłam, że wszystko jest w porządku, spojrzeli na mnie jak na idiotkę. Rzeczywiście, musiałam ich przekonać, sądząc po moim makijaży spływającym z mojej twarzy. Czym prędzej pobiegłam na górę, za wszelką cenę starając się nie myśleć o tym, jak wielką kretynką byłam.
–        Nie myśl, że pozwolę ci wyjechać w takim stanie. – Mateusz zagrodził mi drogę, kiedy próbowałam znieść walizki z piętra. – Powiem nam co się co cholery dzieje? Gdzie jest Penelope?  I co dała ci Cailin? Niall jednak nie jest ojcem?
Na dźwięk tego pytania, momentalnie znieruchomiałam. Nie mogłam zdradzić im tej tajemnicy. Losy moje i Nialla i tak już obrały inny kierunek i nic już nie można było zrobić, aby to naprostować. Trzeba było żyć dalej. Westchnęłam.
       – Nie żartuj sobie. Po prostu musiałam załatwić ostatnią sprawę tutaj i tyle. A teraz pozwól, że zrobię sobie trzy miesiące relaksu gdzie będzie nieskończenie wiele alkoholu i tona słońca. Więc nie próbuj mnie zatrzymywać, wiesz że i tak zrobię co będę chciała.
Moje słowa chyba nie uspokoiły Mateusza, bo nadal wpatrywał się we mnie oskarżycielsko. Spojrzałam na Josha, który najwidoczniej miał mętlik w głowie. Zmartwiony przenosił wzrok to na mnie, to na niego, po czym westchnął, biorąc kluczyki do swojego auta.
       – Ona i tak by to zrobiła, Matty. Chodź, zawiozę cię na lotnisko.
Mateusz obdarzył mnie zrezygnowanym spojrzeniem po czym, odsunął się i pozwolił mi przejść.
       – Do zobaczenia niedługo – wtuliłam się w niego. Wiedziałam, że jest mu ciężko z moją decyzją, ale tylko tak mogłam ukoić mój wewnętrzny ból. Nie chciałam nikogo w to mieszać, wolałam to przeżywać sama. 
       – Uważaj na siebie – mruknął, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Mając jego słabe błogosławieństwo, mogłam bez przeszkód ruszać na przygodę mojego marnego, żałosnego życia.


Praktycznie od momentu wyjechania z Ealing to wjazdu na autostradę Josh próbował mnie w typowy dla niego sposób pocieszyć. Mimowolnie zaśmiałam się, kiedy opowiadał o przygodach z Alem Pacino. Tego było mi trzeba – prostego humoru Josha, który mimo swojego dziwnego charakteru był niesamowicie wiernym i oddanym przyjacielem. Dzięki niemu chociaż na chwilę zapomniałam o widoku w jednej z Sali w Royal Hospital.
       – Ale to nie wszystko. Poczekaj, zaraz pokażę ci co ten mały kutas zrobił ostatnio – powiedział, na co zaśmiałam się. Josh schylił się, aby znaleźć telefon. – Kurde, wpadł mi pod siedzenie…
       – Poczekaj, pomogę ci – razem z nim schyliłam się pod siedzenie. Kiedy znalazłam jego telefon, usłyszałam głośny wrzask Josha.
       – Kurwa! – przez naszą nieuwagę samochód o mało nie wjechał w barierki zabezpieczające. Nim odetchnęłam z ulgą, samochód wpadł w poślizg. Josh próbował z całych sił zapanować nad pojazdem, a ja darłam się wniebogłosy modląc się abyśmy wyszli z tego cało. Kiedy tylko wydawało się, że jest na dobrej drodze do opanowania auta, usłyszałam głośny huk. Poczułam ogromną siłę uderzenia, na co moje ciało zareagowało bólem. Potem nastąpił kolejny trzask. Krzyczałam, a łzy płynęły z mojej twarzy mieszając się ze strużką krwi.  Poczułam niewiarygodny ból w okolicach klatki piersiowej. Usłyszałam kolejny trzask i odgłos łamanej blachy. Cały świat wirował mi przed oczami, wszystkie wspomnienia przesuwały się w mojej głowie niczym kadry filmu. Niemal wszędzie widziałam piękne, błękitne, hipnotyzujące spojrzenie najważniejszego dla mnie człowieka na świecie. Nie chciałam umierać. Nie w ten sposób. Czy to była moja kara, za wszystkie złe czyny, które zrobiłam? Wow, nie sądziłam, że przyjdzie mi zabrać sekret do grobu tak szybko. W głowie znów pojawił mi się uśmiechnięty Niall. Jeżeli było coś, co mogło mnie zatrzymać, to właśnie on. Niezależnie od tego, czy dane mi było z nim być czy nie. On zawsze był moim kołem ratunkowym i człowiekiem, który dawał mi nadzieję. Miłość do niego była silniejsza, jednak czy w tym wypadku wystarczająca? Ostatkiem sił modliłam się i próbowałam zachować świadomość, jednak ból i chęć osiągnięcia spokoju okazały się silniejsze ode mnie. Ostatnie co udało mi się zapamiętać to krople deszczu cicho odbijające się od tego potrzasku w którym tkwiłam. A potem? Potem była już tylko błoga cisza. 

15 komentarzy:

  1. Nie!! Jak ty mogłaś?! Rycze i przestać nie mogę! Cudowny jest tem rozdział no ale nie! Mam nadzieję że w następny będzie bardziej pozytywny. Dziękuję że dodałaś ten rozdział, bardzo mnie tym zaskoczyłaś xx już czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie płacz! :* Nie mogłam napisać banalnego rozdziału, jak kończyć sezon, to z przytupem! :)

      Usuń
  2. O Jezu kochany! Wypadek, naprawdę?! I tak już ma spieprzone całe życie!!! Nie mogę w to uwierzyć, tak bardzo szkoda mi Mags i Caitlyn. A Zayn to taki duoek, że w głowie się nie mieści. Ugh, jakbym mogła to wydłubałabym mu oczy w tym momencie.
    Mags musi koniecznie powiedzieć o dziecku wszystkim, a Soph musi dostać kopa w dupę za te swoje wszystkie intrygi.
    Chcę też żeby Penelope znalazła szczęście, tak samo jak Cait. I oczywiście żeby nie ucierpieli za bardzo w wypadku.

    Kocham to odpowiadanie i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Ten był fantastyczny.

    Pozdrawiam, KK.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę finał wzbudził niemałe zamieszanie :D Opowiadanie już nie będzie takie samo jak kiedyś. Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Coś. Ty. Najlepszego. Zrobiła?!
    Mags musi żyć i to żyć z Niallem, nie z jakimś kurde Ramosem, nie z kimkolwiek innym, tylko z Niallem! Dlaczego zrobiłaś coś takiego?
    Wolę nie wiedzieć, jaki napiszesz epilog... Bo chyba został już tylko epilog.
    Piszesz wspaniale, ale takich zakończeń to ja nie lubię. Wszystko powinno być dobrze...
    Pozdrawiam i liczę na happy end, choć się na niego wcale nie zanosi :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wyjaśni się już niedługooooooooooo! Zakończenie nie mogło być banalne i przewidywalne :) Wkrótce wszystko się wyjaśni, niekoniecznie w epilogu :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Czyżbyś planowała trzecią część? ^^ bo w spisie treści po "If I go" już nic nie ma.

      Usuń
    3. Wszystko w swoim czasie :>

      Usuń
  4. płaczę czy płaczę? :( jejku! z jednej strony megaaaaaa się cieszę, że wracasz, ale z drugiej... co się kurka wyprawia z Mags i Niallem, boże! Przysięgam, moje łzy zaraz wypełnią pustą butelkę po wodzie, która leży obok, bez kitu! Tyle rzeczy się wydarzyło na raz, że już przestałam ogarniać. Najważniejsze: Zayn ty ciulu! Pomyśleć, że kiedyś shippowałam Cię z Mags, bez jaj! Ale siara...

    Pamiętam, kiedy zaczęłam czytać to opowiadanie w lato 2013 i od tamtej pory jestem od niego uzależniona. Zawsze z niecierpliwością czekałam na kolejne rozdziały i byłam taka smutna, kiedy tak długo Cię tutaj nie było. :( Nie zmienia to faktu, że nie właziłam tu codziennie (mimo, że przeniosłam się na wattpada) i sprawdzałam czy postanowiłaś coś dodać. Raz nawet dostałam zawału, kiedy zamiast zdjęć bohaterów, które witały za każdym razem, zobaczyłam napis: blog jest otwarty tylko dla zaproszonych czytelników. Załamka! Nie myśl sobie, że wtedy przestałam tutaj wchodzić, ha! Nie. :D W końcu się doczekałam i mega się jaram, że dodałaś kolejne części. :) Nie ukrywam, że nie takiego zakończenia się spodziewałam, teraz moje serce będzie rozdarte przez kolejne tysiąc lat. :(((

    Mam jeszcze na koniec krótkie pytanie... Planujesz coś zrobić ze swoim drugim blogiem? (tam gdzie był Liam, Harry i Kat) Jeśli to widzisz, to mi odpowiedz, proszę! :D

    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg wydarzeń. :) (przepraszam za chaos w tym komentarzu xd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Nieogarnięta, mimo że czasy świetności tego opowiadania już daaaawno minęły, cieszę się, że ktoś jeszcze czyta moje wypociny i się tym ekscytuje! :) jest mi bardzo miło! To jeszcze nie koniec :> obiecuję, że wszystko się niedługo wyjaśni :)
      Co do bloga o Kat - mam już napisane całe opowiadanie o niej i pewnie je opublikuje może na Wattpadzie albo gdzieś indziej :P
      Pozdrawiam i ściskam mocno!

      Usuń
    2. Ooo! Jak wznowisz opowiadanie to koniecznie daj znać, było cudowne. Te Twoje fanfiction to jedne z pierwszych jakie zaczęłam czytać, mam do nich ogromny sentyment. ;)

      Usuń
  5. o rany! tak się cieszę , że wróciłaś!
    wiem, co to znaczy studia, bo też je zaczęłam w zeszłym roku. co studiujesz? :D
    martwiłam się o Ciebie, ale teraz już wiem, że wszystko ok, więc mogę się zająć czytaniem rozdziału!!!!
    dużooooo weny i super pomysłów!!!! :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciłam i zostaję na dobre :)
      Studia to ciężki kawałek chleba, chociaż drugi rok nie jest taki zły :D
      Wyobraź sobie, że byłam taka ambitna i studiuję dwa kierunki - dziennikarstwo i komunikację społeczną oraz international management :P
      Pozdrawiam i dziękuję! :*

      Usuń
  6. Omg co za emocjonujący rozdział!! Nie wierze ze Josh i Mags mieli wypadek, oby nic sie nim nie stało 😭

    OdpowiedzUsuń