Za
oknem robiło się coraz jaśniej, a impreza w Trekstock wciąż
trwała w najlepsze. Co więcej, nikt nie miał zamiaru zbierać się
do domu. Razem z Liamem leżeliśmy niczym kłody na kanapie,
pozwalając, aby dudniący bas jednego z utworów Calvina Harrisa
miażdżył nam czaszki. Byłam całkowicie zalana w trupa, jednak
miałam to gdzieś. Miałam powody by sobie na to pozwolić – w
końcu wygrałam proces, z drugiej strony, jakiekolwiek szanse na
odzyskanie Nialla absolutnie i nieodwracalnie zniknęły. Myślę, że to był
całkowicie wystarczający powód, aby sięgnąć po jeszcze jedną
butelkę Smirnhoffa. A potem Metaxy. I Jacka Danielsa.
Z
całej siły walcząc z uporczywymi mroczkami przed oczami, starałam
się pozostać świadoma tego co wokół mnie się działo, poprzez
obserwowanie innych uczestników imprezy. Niestety, kompletnie nie
pomagał mi w tym Payne, który pijackim głosem opowiadał mi
właśnie o tym, jak zamierza założyć hodowlę biedronek gdzieś w
środkowym Meksyku.
Spojrzałam
przed siebie, gdzie ujrzałam Louisa i Elenę, który zdawali się
nie przejmować się tym, że ich taniec wygląda bardziej jak
pornoteledysk, gdzieś obok nich zauważyłam Zayna i Cailin, który
wyglądali na naprawdę zakochanych, Harry’ego, samotnie
polewającego sobie kolejne kolejki (jednak po jego minie, nie sądziłam, aby mu to przeszkadzało), Mateusza z Tessą, i Penelope,
która piorunowała wzrokiem towarzyszkę mojego kuzyna. Mój wzrok
lustrował kolejne sylwetki moich znajomych, zauważając, że
nigdzie nie dostrzegłam Ramosa. Nim zdążyłam zastanowić się
nad tym, gdzie on się podziewa, poczułam jak ktoś pochyla się
nade mną.
-
Chyba masz już dość na dziś – ciepły oddech muskał moją
szyję. Przez milisekundę poczułam ciarki na całym ciele.
Uwielbiałam kiedy to samo robił to Niall. Niall… Powinnam
poszukać sobie kolejnej butelki do opróżnienia i kompana lepszego
od Liama, który wciąż opowiadał o biedronkach.
-
Wyglądam jakbym była pijana? – uzbrojona w sztuczny uśmiech
odwróciłam się w stronę Ramosa, który wciąż pochylał się
nade mną. Jego oczy, zdradzały, że też wypił, jednak nie był
nawet w połowicznym stanie, co ja.
-
Absolutnie nie – Dan ściągnął brwi, po czym przeszedł przez
środek kanapy, usadawiając się pomiędzy mną a Liamem. – Jak
się trzymasz?
-
Cudownie – odparłam, sięgając po szklankę, która stała na
stoliku. Miałam gdzieś co w niej jest, potrzebowałam jeszcze
więcej alkoholu. – Mój były chłopak żeni się z twoją
siostrą. Myślisz, że mogłabym zostać świadkową?
Zamiast
odpowiedzi Ramos wywrócił oczami i usadowił się wygodniej.
-
Przestań już. Taka jest kolej rzeczy. Nic już nie zrobisz. Poza
tym, zapomnisz o tym, spokojnie. Czeka nas podróż życia!
No
tak, kompletnie zapomniałam. Wciąż nie byłam pewna, czy wyjazd
tuż po odebraniu dyplomu z LSE jest dobrym pomysłem. Zresztą, co
miałam lepszego do roboty? Torturowanie się codziennym czytaniem
newsów o Niallu, który był wniebowzięty tym, że zostanie tatą?
Hm, ja już to robiłam. Jak bardzo to żałosne? W każdym bądź
razie, dzięki Ramos. Teraz już nie wiem, co gorzej ci wychodzi –
prowadzenie przegrywanych spraw, czy pocieszanie.
Uważając
swoją sarkastyczną ripostę za dobrą, miałam zamiar odszczekać
mu się, jednak zamiast tego powiedziałam jedynie:
-
Idę rzygać.
Niezdarnie
podniosłam się z kanapy, po czym udałam się w kierunku toalety.
Torsje nasilały się z każdym następnym krokiem, z każdą
następną sekundą miałam coraz mniejszą pewność, iż uda mi się
dojść do łazienki zanim zwymiotuje.
Z
hukiem wpadłam do mikroskopijnej toalety, niemal taranując mojego
adwokata beztrosko całującego się z Jessie, znajomą z uczelni. No
proszę, kto by pomyślał, że najsztywniejszy facet Londynu puści
się w tango z dziewczyną, która w życiu nie miała chłopaka.
Wow, imprezy zbliżają ludzi. Ewentualnie alkohol. Albo
mikroskopijny kibel w mojej fundacji.
Padając
na kolana, oparłam się czołem o chłodną muszlę i oddychając
głęboko, próbowałam oczyścić swój umysł z wszystkich myśli,
które niczym niemy film, przewijały się w mojej głowie.
Widziałam przed oczami wszystko – pierwsze spotkanie z Niallem,
pierwszy pocałunek, jego Little things grane u mnie przed domem,
wesele, chwila w łazience Sophie… Czy ja już umieram?
Po
kilku minutach głębokiego oddychania, torsje przestały się
nasilać; nie odważyłam się jednak podnieść z podłogi. Było mi
dobrze. Miałam gdzieś, że leżę na podłodze w kiblu jak ostatnia
ciota i totalny zgon. Moja głowa wciąż oparta była o muszle i
wciągając zapach cytrynowej kostki Domestos, po prostu było
mi dobrze. Myśli przestały gnać, a ja czułam, że powoli wracam
do rzeczywistości.
Kiedy
rozważałam czy uda mi się naćpać toaletową kostką, drzwi
łazienki otworzyły się i stanęła w nich Penelope.
-
Tu jesteś – spojrzała na mnie beznamiętnie. – Mam nadzieję,
że zdajesz sobie sprawę, że wyglądasz jak niedorobiony zjeb? -
spytała, szczerząc się. Posłałam jej piorunujące spojrzenie, po
czym powróciłam do poprzedniego zajęcia, jakim było spokojnie
wegetowanie na muszli klozetowej.
-
Rozumiem, że też mnie olewasz? Co się z wami dzieje! Dlaczego on
nawet na mnie nie spojrzy?! Ubrałam najlepszą kieckę, w której
mnie uwielbia, robię seksowne pozy, co chwilę poprawiam makijaż, a
on co!? On ciągle patrzy tylko na nią! – głos Pen z każdą
następną chwilą był coraz bardziej piskliwy. Kompletnie nie
rozumiałam, o co jej chodzi. Przecież Harry od kilku godzin
samotnie siedział przy prowizorycznym barku, namiętnie z kimś esemesując. Więc może…
-
Kłopoty w raju? – spytałam słabo. Zamiast odpowiedzi usłyszałam
ciszy szelest i po chwili ujrzałam Pen na swoim poziomie. Brunetka
spojrzała na mnie żałośnie i schowała twarz w dłoniach.
-
Co ona ma czego ja nie mam? Czy potrafisz mi to wytłumaczyć, bez
używania dziwnych i długich słów? – zapytała, a ja miałam
wrażenie, że znów totalnie nie mam pojęcia o co chodzi. Czy odkąd
wyszłam z tej pieprzonej wesołej kolacyjki, cokolwiek ogarniałam?
-
O czym ty mówisz? – odważyłam się zadać to pytanie, jednak po
milisekundzie wiedziałam, że popełniłam karygodny błąd – oczy
mojej przyjaciółki ciosały we mnie burzą z piorunami, wzbogaconą
o ogniste tornado.
-
Jesteś tak wielką idiotką, Mags – prychnęła. – Matty. Matty
i ta wywłoka Tessa. Dlaczego on spędza z nią tyle czasu? Czy
naprawdę woli umawiać się z dziewczyną noszącą bojówki niż ze
sławną modelką? – jęknęła.
Wysłuchiwałam
jej żalów, będąc wciąż oparta o toaletę. Naprawdę staram się
być dobrą przyjaciółką. Najlepszą, jaką kiedykolwiek człowiek
miał. Zwykle w takiej sytuacji staję na głowie, aby pomóc drugiej
osobie; wysłuchać jej, doradzić, pomóc jej uporać się z tym
ciężkim okresem, wysłuchać, bądź po prostu posiedzieć w ciszy.
Zawsze to ja byłam tą, która stawiała szczęście przyjaciela i
wszystko inne nad swoim, jednak w obliczu tego, co działo się w
moim życiu przez ostatnie kilka tygodni, miałam dość. Może i
byłam egoistką, ale najzwyczajniej w świecie to ja teraz
potrzebowałam pomocy i wsparcia, jak nigdy wcześniej. Czułam się
okropnie; ciężar, który nosiłam ze sobą wciąż się powiększał,
a ja nic nie mogłam na to poradzić. Tak bardzo potrzebowałam
kogoś, kto będzie potrafił zrozumieć i pomóc mi ogarnąć to, co
właśnie działo. Ja sama nie miałam na to siły. Chciałam się
poddać. Najzwyczajniej w świecie poddać. Miałam wszystko gdzieś.
Chciałam po prostu zniknąć.
Było
mi wszystko jedno, dlatego zdecydowanym głosem przerwałam lamenty
Pen.
-
Mam to w dupie, Pen. Niall się żeni, nie mam już siły.
Brunetka
natychmiast umilkła i ten stan utrzymywał się więcej niż minutę,
co niezwykle mnie zdziwiło. Poczułam, że już nie wytrzymam. Nie
mam pojęcia, czy winny był tutaj alkohol, czy też te nieprzyjemne
uczucie przed rzyganiem, ale po prostu rozpłakałam się. Wielkie
krople łez zmieszane z tuszem do rzęs, bezlitośnie kapały na
muszlę, zostawiając po sobie czarne smugi. Czułam, że to koniec.
Mój koniec. Moja psychika znów przestała istnieć. Czułam
się tak emocjonalnie pusta, wyczerpana tym wszystkim. Mój szloch
spotęgował się, kiedy poczułam, jak delikatne dłonie Pen,
obejmują mnie, po czym lekko przesuwają do siebie. Brunetka
trzymała mnie w ramionach, po prostu milcząc, a ja wyciskałam z
siebie kolejne porcje łez. Który raz już płaczę? Może to już
tradycja? A może po prostu byłam stworzona do tego, aby ciągle
ryczeć? To była chyba najbardziej prawdopodobna opcja.
Dłonie
Pen gładziły mnie po plecach, a ja wtulona w nią niczym dziecko,
starałam się uspokoić. Nadaremnie. Moją głowę wciąż atakowały
wspomnienia z nim, które w połączeniu z I know you care, które
w tym momencie postanowił sobie puścić w głowie mój mózg,
sprawiły, że poczułam się beznadziejnie jak nigdy. Nie dlatego,
że cholernie nienawidziłam tych wspomnień i tej piosenki, ale
dlatego, że wiedziałam, że mimo tego, iż już nigdy nie będzie
dane nam być ze sobą, że mu zależy. Że zależy nam obojgu, a
świadomość tego sprawiała, że coraz bardziej pogrążałam się
w rozpaczy.
-
Dlaczego zawsze dostaje po dupie, Pen? – spytałam cicho. – Co
ja takiego zrobiłam?
-
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, Mags. Nie umiem.
Cisza
ponownie wypełniła pomieszczenie, jednak było to tylko chwilowe,
ponieważ po chwili znów usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
-
Poradzisz sobie, rozumiesz? Zawsze to robisz. A ja, my wszyscy ci w
tym pomożemy. Nie możesz wiecznie żyć w żałobie. Życie toczy
się dalej, musisz zrobić kolejny krok w przód, zamiast dwa w tył.
Pozbierasz się, choć nie gwarantuje ci, że będzie łatwo. Moja
Mags zawsze powstaje jak feniks w popiołów, nie? – powiedziała
dziarsko, a na mojej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Miała racje; nie
miałam innego wyboru, musiałam pozbierać się do kupy i ruszyć
dalej. W tamtym momencie moja podświadomość schowała białą
flagę głęboko do kieszeni i podniosła dumnie głowę na znak
rozpoczęcia nowego rozdziału. Ciekawe tylko, ile będzie trwać ten
bojowy stan? Dwa dni? Tydzień?
Znałam
siebie i wiedziałam, że moja chwilowa poprawa nastroju i chęć do
życia nie będą trwały długo. Z drugiej strony, ile można się
mazać!?
Otarłam
łzy z policzków, po czym nieudolnie podniosłam się z kafelków.
Mój wizerunek pozostawiał wiele do życzenia, jednak nie
przejmowałam się tym. Przecież zanim nie myślałam o Niallu,
nawet dobrze się bawiłam, dlaczego więc nie miałabym wrócić do
tego poprzedniego stanu?
-
Widzę, że w końcu postanowiłaś się ogarnąć – powiedziała
Pen, która również podniosła się z podłogi. – Zabawmy się
porządnie, urżnijmy się w trupa!
Pokiwałam
twierdząco głową, czując jak w kieszeni mojej sukienki zaczyna
wibrować telefon. Pen spojrzała na mnie pytająco, a ja w
odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
-
Nie odbierzesz?
-
To pewnie Ramos. Jego przesadna opiekuńczość zaczyna mnie drażnić.
Czy to nie podchodzi pod stalking?
Spojrzałyśmy
na siebie, po czym zachichotałyśmy. Penelope widząc moją
poprawę nastroju odwróciła się i nacisnęła klamkę, wychodząc
z łazienki, miałam dziwne przeczucie. Nie dawało mi to spokoju,
więc pospiesznie wyjęłam telefon z kieszeni. Przesuwając blokadę
i widząc nieodebrane połączenie zamarłam. Stałam jak słup
wpatrując się w te pięć liter, które ułożone w słowo Niall
, sprawiało, że moje serce kolejny raz przeszło przez
krajalnice. Niall. Do. Mnie. Zadzwonił. NIALL. A ja nie odebrałam
tego połączenia. Jestem taką straszną idiotką. Penelope widząc,
że stanęłam, podeszła bliżej.
-
Co się stało? Znów zmiana nastroju? – zapytała podirytowana. –
Chodź, słyszałam, że Liam załatwił jeszcze więcej alkoholu.
-
Niall dzwonił… - wymamrotałam. Pen spojrzała na mnie zaskoczona
i to było jedyne, co widziałam, ponieważ sekundę później
zgięłam się w pół, po czym zwymiotowałam wszystko co dotychczas
jadłam. Poczułam nieprzyjemny posmak w buzi, po czym nastąpiła
kolejna runda wymiocin. Miałam wielką nadzieję, że wyrzygałam
wszystkie wnętrzności, łącznie z sercem; jedyne o czym myślałam,
to to, że nie odebrałam tego cholernego telefonu, który
nieświadomie znów sprawił, że pojawił się jakiś płomyczek
nadziei. To zabawne jak jedno, głupie nieodebrane połączenie może
sprawić, że momentalnie odzyskujesz życiowe chęci. Ewentualnie
rzygasz jak pojebana.
Gorączkowo
zastanawiałam się co zrobić, zadzwonić i dalej żyć złudną
nadzieją, czy jednak odpuścić i nauczyć się żyć na nowo? Nim
zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, poczułam się
strasznie senna.
-
Pen? Tak bardzo chce mi się spać…
Dwa
dni później.
Razem
z Pen siedziałyśmy w mojej kuchni wpatrując się w mój telefon.
Sprawa telefonu Nialla wciąż nie była wyjaśniona, a ja nie miałam
za grosz odwagi, aby odezwać się do niego i zapytać o co chodziło.
Owszem, mogłabym to robić bez problemu, gdyby moją jedyną
wypowiedzią byłoby cokolwiek innego, niż hej, po co dzwoniłeś?
Dalej mnie kochasz?
Wiem,
że bez problemu mogłabym puścić ten epizod w niepamięć, (co tak
naprawdę miało miejsce; przecież następnego ranka po imprezie
byłam kompletnie nieżywa i kompletnie pozbawiona jakichkolwiek
urywków z poprzedniego wieczoru i jedynie rejestr mojego telefonu
utwierdził mnie w przekonaniu, że telefon Nialla nie był snem)
jednak moja ciekawość była na najwyższym poziomie od
niepamiętnych czasów. Koniecznie chciałam dowiedzieć się, czego
w środku nocy chciał ode mnie blondyn. Myślałam, że wszystko już
sobie wyjaśniliśmy i nie mieliśmy żadnych powodów aby do siebie
dzwonić – och, oprócz ostatniej rodzinnej kolacyjki u Sophie.
Jaki ten świat jest mały. Może już niedługo dowiem się o innych
przyrodnich braciach i siostrach patologicznej rodziny Ward-Ramos?
Chyba muszę wypytać Elenę o jej dokładne pochodzenie.
- Dzwoń
– Penelope podniosła swój wzrok na mnie. Zrobiłam to samo i
przed kolejne kilka sekund wpatrywałyśmy się w siebie. - No
dalej. Co ci szkodzi.
Co
mi szkodzi? Kolejna łzawa noc, których miało już nie być od
momentu mojej ponownej przeprowadzki do Londynu? Miałam być silna,
nie mazgaić się przy pierwszej, lepszej okazji! Kiedy już miałam
podzielić się swoimi spostrzeżeniami z Penelope, znów odezwała
się moja masochistyczna natura.
- Okej
– powiedziałam obojętnie, biorąc telefon do ręki. Brawo Mags,
jesteś tak bardzo popierdolona. - Dzwonię.
Kiedy
już miałam wybierać numer, na moim wyświetlaczu pojawiła się
twarz Daniela, sygnalizująca połączenie. Niewiele myśląc,
nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Doszłaś
już do siebie? - żadnego powitania. Och, to takie w kurewskim
stylu Ramosa.
- Nie
widać? Odebrałam telefon – powiedziałam, na co po drugiej
stronie usłyszałam śmiech Dana.
- Faktycznie,
kolosalne osiągnięcie. Zresztą, nie ważne. Załatwiłem nam
bilety. Za cztery dni lecimy do Dubaju!
- Co?
- tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Dubaj? Cztery dni? O
co do cholery chodzi!?
Nim
zdążyłam zadać to pytanie Ramosowi, moja podświadomość zaczęła
podsuwać mi urywki rozmów na temat wyjazdu. No tak, przecież się
zgodziłam. Wow, zaczynam coraz lepiej kojarzyć fakty. Chyba mój
mózg w stanie dochodzenia do siebie po suto zakrapianej imprezie
potrafi pracować jeszcze szybciej, niż zazwyczaj. Ekstra.
Cztery
dni. Wystarczająco, żeby skończyć studia, spakować manatki,
wyjechać i mieć wszystko w dupie, przynajmniej na jakiś czas. Cóż,
kurczowo trzymałam się myśli, że będzie fajnie, że może
trochę zapomnę o tym wszystkim, jednak wiedziałam, że prędzej
czy później zobaczę zdjęcia Sophie, Nialla i dziecka w jakimś
magazynie czy wiadomościach, a wtedy znów wszystko wróci. A ja
znów będę w rozpaczy. Pieprzone błędne koło. Może najlepszym
rozwiązaniem będzie samobójstwo? Może uda mi się trafić do
Gravesend, gdzie kiedyś skakałam na bungee? Już raz o mało mi się
udało ze sobą skończyć, poza tym śmierć w tym miejscu byłaby
niezwykle spektakularna, w dodatku na pewno mówiliby o tym we
wszystkich mediach!
Moje
rozmyślania nad tym, czy na moim pogrzebie pojawiłby się Niall,
ponownie przerwał głos Ramosa.
- Mags?
Jesteś tam jeszcze?
Penelope
spojrzała na mnie krzywo, po czym pospiesznie wyrwała mi telefon z
ręki.
- Halo?
Ramos? Tak się składa, że mamy z Mags bardzo ważną sprawę do
załatwienia, więc czy byłbyś tak uprzejmy i pozwolił nam
dokończyć? O nie, to zabrzmiało zbyt miło, a więc –
spierdalaj, Ramos. Buziaczki – powiedziała słodko, po czym
oddała mi telefon.
Widząc
jak osłupiała przyglądam jej się z otwartą buzią, wzruszyła
jedynie ramionami, po czym wybrała numer Nialla i podała mi
telefon. Ostrożnie przyłożyłam telefon do ucha i czułam
narastającą niepewność z każdym następnym sygnałem. Kiedy w
końcu usłyszałam głos Nialla nagrany na jego sekretarce,
rozłączyłam się czując ulgę. Naprawdę nie byłam gotowa na tą
rozmowę. A może on jedynie się pomylił wybierając numer?
Odłożyłam
telefon na blat, po czym spojrzałam na Pen, która wpatrywała się
we mnie z konsternacją. Naprawdę, nie miałam pojęcia, co jej
chodzi po głowie, miałam jedynie nadzieję, że nie wpadnie na
szalony pomysł pojechania do apartamentu Horana.
- Czuję
się beznadziejnie, Pen. Nic mi w życiu nie wychodzi –
westchnęłam, opierając się o krzesło.
- Nie
tylko tobie – odparła brunetka, nalewając do szklanek whisky.
Spojrzałam smętnie na to,co robi. Widocznie zasada nie picia do
południa już nikogo nie obowiązuje. - Zdrowie za naszą
beznadziejną egzystencję na tym świecie, Mags. Mam nadzieję, że
umrzemy marnie – powiedziała uroczyście, podając mi szklankę.
- Już
do końca życia będe sama. Chyba czas zacząć rozglądać się za
jakimś puszystym kotkiem – mruknęłam, kiedy pociągnęłam łyk
whisky.
- Ewentualnie
zamieścić ogłoszenie na jakieś lesbijskiej stronie – dodała
Pen, ponownie nalewając alkohol do szklanek.
- Daj
spokój, z tobą wcale nie jest tak źle. Przynajmniej masz wybór z
którym facetem być – odparłam, na co moja przyjaciółka
spojrzała na mnie jakbym była z kosmosu. Posłałam jej pytające
spojrzenie, lecz kiedy ta już otworzyła usta z zamiarem
powiedzenia czegoś, drzwi mojego domu otworzyły się i po chwili
ujrzałyśmy Mateusza ubranego w garnitur. Ten wchodząc do kuchni
pokręcił głową widząc naszą poranną alkoholizację.
- Niezłe
jesteście. Jeszcze wam mało po ostatniej imprezie? - zapytał, na
co wzruszyłam ramionami.
Swoją
drogą, przyganiał kocioł garnkowi. Zapewne już nie pamięta,
kiedy kompletnie zalany siedział jak ostatnia sierota pod ścianą
i porozumiewał się jedynie na migi, ponieważ wydawało mu się,
że zapomniał alfabetu.
Ukradkiem
spojrzałam na Pen, która zawsze miała w zwyczaju odszczekać się
mu jakąś ciętą ripostą. Dziś było jednak inaczej. Dziewczyna
siedziała cicho ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje
paznokcie. Ten widok sprawił, że moja podświadomość zapaliła
czerwoną lampkę. Halo, przecież Penelope nigdy tak się nie
zachowuje!
Widząc
ją w takim dziwnym stanie, spojrzałam oskarżycielsko na Mateusza.
- Czy
łaskawie powiesz mi co tu jest grane? Znów wylądowaliście razem
po ostatniej imprezie w jakiejś kanciapie i żałując tego co się
stało nie odzywacie się do siebie? A może...
- Zamknij
się już, Mags – podirytowana Penelope rzuciła we mnie swoim
notatnikiem. Nim zdążyłam ją nawyzywać, pociągnęła mnie za
rękę, mówiąc jedynie: - Na górę.
Kompletnie
zdezorientowana pozwoliłam aby brunetka holowała mnie do mojego
pokoju. Nie miałam pojęcia co się dzieje – być może w ciągu
dwóch dni, odkąd rozpaczałam po nieodebranym telefonie od Nialla
coś mnie ominęło? Sądząc po minie Pen, chyba miałam rację.
Kiedy
tylko przekroczyłyśmy próg mojego pokoju, dziewczyna puściła
moja rękę i odwróciła się do mnie. Nim zdążyłam się odezwać,
ona zrobiła to pierwsza.
- To
koniec – westchnęła, po czym rzuciła się na łóżko. - Matty
i ja to koniec.
- Co?
Jak to? - zapytałam, czując, że coraz mniej rozumiem z tej
sytuacji. Niezła ze mnie egoistka. Znów za dużo myślę o sobie.
- Na
tej imprezie w Trekstock, po tym kiedy wsadziłam cię
kompletnie nawaloną do taksówki, dosłownie wyrwałam Matty'ego z
rąk tej wywłoki. On strasznie się za to wkurzył. Kiedy
próbowaliśmy rozmawiać, powiedziałam mu, że wciąż o nim
myślę, a ten mały epizod z Harrym już się nie liczy. Myślałam,
że będzie się cieszył, jednak on powiedział jedynie, że on i
ta cała Tessa... Że to, co się dzieje między nimi ma sens. A ja
już mogę być tylko jego dobrą znajomą – powiedziała cicho.
Stałam
naprzeciwko niej i wiedziałam, że Mateusz po części ma racje.
Nastrój Penelope był bardziej zmienny niż pogoda. Może i była jednocześnie najgłupszym i najsłodszym człowiekiem na ziemi, ale...
- Dobrze
ci tak – skwitowałam, na co Pen obdarzyła mnie morderczym
spojrzeniem i pozdrowiła środkowym palcem. - Może w końcu
wyciągniesz wnioski z tego, że jesteś niezrównoważona
psychicznie.
Kiedy
spodziewałam się następnego ataku złości skierowanego w moją
stronę, Penelope podeszła do ściany, po czym kilka razy puknęła
o nią głową. Wzruszyłam ramionami widząc ten widok. Ona
niezaprzeczalnie była powalona, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
- Cóż,
jeśli chodzi o beznadziejność to przynajmniej nie jestem sama. O
swoją biedę umysłową musisz już sama się zatroszczyć.
Nim
zdołałam coś dodać, Pen natychmiastowo podeszła do mnie i
wymierzyła mi siarczysty policzek. A jednak, wet za wet. Widocznie
wciąż pamiętała tego liścia, którego dostała, kiedy znów
spóźniłyśmy się na sesję.
- Suka
– mruknęła Pen, kiedy wściekła masowałam sobie policzek.
- Wzajemnie!
Nawet psycholog ci już... - urwałam w połowie zdania widząc
minę mojej przyjaciółki. Wiedziałam, że właśnie przyszedł
jej do głowy genialny w jej mniemaniu pomysł, a ja zdążyłam już
pięćdziesiąt razy pożałować, że w ogóle się odezwałam.
- Psycholog!
- klasnęła w dłonie. - Umówmy się na wizytę! Może okaże
się, że nie jesteśmy jeszcze aż tak popierdolone.
Uśmiechnęłam
się sztucznie widząc jej entuzjazm. Teraz już serio pożałowałam,
że umiem mówić.
Największą
wadą Penelope, oprócz upierdliwości, nadmiernej gadatliwości,
głupoty i jeszcze większej głupoty, było ekspresowe wprowadzanie
swoich pomysłów w życie – i tak oto siedziałam w jednym z
centrów psychologicznych w centrum Londynu. Widocznie przychodził
tu nie byle kto sądząc po tym, jaki był wystrój tego wnętrza i
tego, że gdzieś wśród pacjentów mignął mi Tom Daley.
Siedziałyśmy grzecznie w poczekalni i czując na sobie pobłażliwy
wzrok pielęgniarek, zastanawiałam się czy na pewno jestem normalna.
Owszem, może i czasem za bardzo histeryzuje i ilekroć widzę Nialla
mam ochotę rzucić się z dużej wysokości na beton, nie czyni mnie
jeszcze nienormalną, prawda? Brunetka siedząca obok mnie miała zdecydowanie bardziej nie halo pod sufitem. Poza
tym moje masochistyczne myślenie nie było jeszcze na tyle
zaawansowane abym musiała lądować u psychologa. Moje problemy
przynajmniej w jakimś stopniu rozwiązuje wódka.
- Ten
pomysł oficjalnie wskakuje na numer jeden twoich najgłupszych
pomysłów – mruknęłam. Pen nie zareagowała – wciąż była
zajęta czytaniem broszurki dotyczącej zapobieganiu samobójstw.
Nim
zdążyłam sięgnąć po jeden z biuletynów leżących na stoliku w
celu zabicia czasu, zza błękitnej ściany wyłoniła się zgrabna
szatynka.
- Pani Walker zaprasza do swojego gabinetu – powiedziała, po czym razem
wstałyśmy i udałyśmy się do gabinetu wskazanego przez
szatynkę. Z każdym następnym krokiem byłam coraz bardziej
zażenowana, a moja żałosność osiągnęła zenitu, kiedy
zobaczyłam kto siedzi za biurkiem.
- Doktor
Margo?
W
odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się i zaprosiła nas na ciemną
skórzaną kanapę. Posłusznie usiadłyśmy, po czym dołączyła do
nas Margo.
- Um,
myślałam, że pani jest chirurgiem – mruknęłam, a kobieta
zachichotała. Serio, nie wiem co w tym śmiesznego. Swoją drogą,
nie zdziwiłabym się, gdyby to ona odbierała poród Sophie. Może
oprócz tego wszystkiego potrafi też żonglować siedmioma piłkami,
jednocześnie stąpając po rozżarzonych węglach?
- Więc,
co was tu sprowadza? Z Harrym wszystko w porządku? Przecież
umówiłam się z nim na kontrolę w następnym tygodniu –
mruknęła, zaglądając w notes.
- Tu
nie chodzi o Harry'ego – powiedziała Pen opadając na oparcie
kanapy. - No, tak jakby. Bo widzisz, Margo, to jest dość
skomplikowane...
- Penelope
jest po prostu popierdolona – odezwałam się, za co Pen
szturchnęła mnie łokciem w żebra. - No co? To nie moja wina, że
jesteś taką paniusią, która myślała, że każdy facet będzie
cierpliwie czekał, aż łaskawie podejmiesz decyzję z którym
chcesz być – prychnęłam.
- I
mówi to osoba, która sama jest psychiczna i nie potrafi pogodzić
się z tym, że Niall będzie ojcem!
- Dość!
– Margo spojrzała na nas sceptycznie, a my automatycznie
odwróciłyśmy głowy w jej kierunku. - Obie jesteście
niestabilnie emocjonalnie. I macie spore problemy z alkoholem. Ty –
wskazała na Pen – powinnaś dać sobie spokój ze związkami,
przynajmniej na jakiś czas. Wyraźnie się do nich nie nadajesz.
Pen
zszokowana patrzyła na Margo, po której minie można było
wywnioskować, że na tym jej monolog się nie skończy. Widząc jej
ściągnięte brwi, mogłam się domyślać, że mi dostanie się tak
samo jak Pen.
- A ty
– wskazała na mnie – najwyraźniej masz problem z przyswajaniem
faktów. Nie rozumiem czemu nie potrafisz zrobić kroku w przód?
Niall będzie miał dziecko, nic już nie zrobisz! Wiesz co może ci
pomóc? Wakacje. Porządne kilkutygodniowe wakacje z jakimś blond
przystojniakiem w luksusowych hotelach, kolorowe mocne drinki i
nastrojowa sensualna muzyka, abyście mogli przeżyć seks wszech
czasów – Margo rozmarzyła się, a ja zaczęłam się
zastanawiać, czy aby Ramos nie zapłacił jej za powiedzenie tego
zdania. Niemniej jednak zdenerwowało mnie jedno.
- Może
nie potrafisz zrobić kroku w przód, bo go najzwyczajniej w świecie
kocham? - spojrzałam na nią krzywo, jednak Margo niczym nie
wzruszona wpatrywała się we mnie. - Może to jest ten gigantyczny
powód, z którym nie umiem się uporać?
- I
właśnie dlatego powinnaś przespać się ze skurwielem Ramosem –
Pen wzięła stronę Margo, na co obdarzyłam ją morderczym
spojrzeniem. - Poza tym wszyscy wiemy, że coś wami jest, Mags.
Co?!
W życiu. Owszem, kiedy nie jest skurwysynem, Dan jest nawet całkiem
miły, jednak pomimo tego jednego pocałunku po pikniku, po którym
zresztą kazałam mu więcej tego nie robić, nic więcej się nie
wydarzyło! Ja go wcale tak bardzo nie lubię, jak im wszystkim się
wydaje. To Niall jest miłością mojego życia, czy to się
wszystkim podoba czy nie. Nawet, jeśli będę musiała ukrywać te
uczucie do końca życia.
- Jesteś
autentycznie i niezaprzeczalnie powalona, Mags – Pen z
niedowierzaniem pokręciła głową, a Margo zawtórowała jej. Nim
zdążyłam zadać pytanie, o co chodzi, oniemiałam. Chyba nie
powiedziałam tego wszystkiego na głos? O matko. - I właśnie
dlatego, pomimo tego jak bardzo Nialla nienawidzę i jednocześnie
jak bardzo chciałabym abyście byli razem, uważam, że nie warto
tracić już czasu na to beznadziejne uczucie. Powinnaś o nim
zapomnieć. Staraj się żyć tak, jak żyłaś zanim go poznałaś.
Myślę, że to jedyne rozwiązanie – powiedziała cicho Pen.
Westchnęłam.
Dlaczego akurat w gabinecie psychologicznym Pen ma najwyższy iloraz
inteligencji odkąd się urodziła? Wiedziałam, że ma rację,
jednak moja podświadomość za nic nie chciała przyjąć tego do
wiadomości. Cholera jasna. Chyba będę potrzebowała więcej wizyt
w gabinecie Margo.
- Penelope
ma rację – dodała lekarka. - Musisz dokładnie zrobić to, co
powiedziała twoja przyjaciółka. Plus te wakacje, o których
wspominałam wcześniej. Och i nie rycz tak dużo – uśmiechnęła
się.
Ta,
jasne. Na myśl o tym, że miałabym żyć jakbym nigdy nie poznała
Nialla, moje serce boleśnie łamało się na pół. To niewykonalne.
Naprawdę. Mój mózg już jest zaprogramowany aby myśleć o Niallu
dwadzieścia cztery na siedem. Inaczej nie umiem nawet przeliterować
swojego imienia. Słabo.
- Dobra,
koniec o tej idiotce – Penelope wróciła to dawnej postaci. Być
może powinna się zbadać, czy nie ma jakiegoś rozdwojenia
osobowości? W jej wypadku to byłoby bardzo prawdopodobne. - Margo,
co mam zrobić z Harrym? Skoro Matty wybrał inną, czym złamał
mi serce, to może Styles uratuje moją zranioną duszę?
- Niekoniecznie
– Margo wsadziła sobie do ust jedno z ciasteczek leżących na
talerzyku. - Myślę, że on też ma cię gdzieś.
- Jak
to? - Pen spojrzała na nią z niedowierzaniem. Ze zdumieniem
obserwowałam zaistniałą sytuację.
- Ponieważ
ja i Harry umówiliśmy w ten weekend.
- CO?!
- Nim zdążyłam zareagować, Penelope z morderczym instynktem
rzuciła się na Margo, przerwacając ją na podłogę. Nie zważając
na wszystko, szarpała kobietę za włosy, drąc się przy tym
niemiłosiernie. - Ty cholerna wywłoko! Jak mogłaś!? Przecież on
nie lubi starych pomarszczonych babć!
- Mam
dwadzieścia dziewięć lat! - wrzasnęła Margo, po czym role się
odwróciły i to ona okładała Penelope pięściami.
Patrzyłam
na ten obrazek wrzeszczących i bijących się dziewczyn i
zastanawiałam się, czy pozwolić im się pozabijać, jednak
uznałam, że nie chcę mieć na sumieniu dwóch trupów. Poza tym,
słyszałam, że zaznania na policji są niezwykle męczące, a jakoś
się nie złożyło, abym miała znajomości w tej instytucji.
Niewiele myśląc wkroczyłam do akcji, jednak bezskutecznie,
ponieważ po chwili któraś z nich wsadziła mi palca w oko, a druga
zwyzywała i kazała mi się nie wtrącać.
Cóż
- pomyślałam, chowając się w bezpieczne miejsce za kanapą i
masując sobie oko – faktycznie nie jestem dobra ani w swataniu
ludzi, ani w rozdzielaniu babskich bójek. Jedyne co wychodzi mi
perfekcyjne, to beznadziejne kochanie Nialla. I właśnie dlatego
wylądowałam tutaj, za kanapą zza której wciąż słyszałam
wrzaski i nawet tłuczone szkło, uświadamiając sobie, że
wszystkich nas powaliło do reszty.
- Jutro
oficjalnie przestajesz być studentką – Mateusz wyszczerzył się
do mnie, po czym wziął łyk piwa. Razem z nim, Joshem i Pen, któa
była nieco poobijana, siedzieliśmy na patio, pijąc i rozmawiając.
Wszystkim było na to potrzebne, już dawno nie spędzaliśmy tak
czasu, a ostatnio wydarzyło się tyle, że grzechem byłoby nie
opowiedzieć o tym.
- Taa
- mruknęłam. - Wszystko dzięki tej niezrównoważonej
psychicznie Penelope, która oddała mi miejsce w LSE –
uśmiechnęłam się do niej, a ona pokazała mi fucka. Wciąż wisi
mi dwieście funtów, które musiałam zapłacić w ramach kaucji,
aby wyszła na wolność po ataku na personel medyczny. Policja nie
postawiła jej zarzutów tylko dlatego, że na komisariacie
nakłamałam, że jestem jej opiekunką, a Pen ma schizofrenie i w
trakcie terapii u Margo włączył jej się w mózgu nie ten
guziczek co trzeba. Widocznie bójka rozwinęła się w zaawansowaną
walkę, sądząc po jej posiniaczonych rękach i znacznym braku
części włosów.
- Pamiętacie
jak to się zaczęło? Na początku byliśmy tylko my czworo –
Josh usadowił się wygodniej w wiklinowym fotelu, kładąc sobie
Ala Pacino na kolanach. - Nie uważacie, że mogłoby być tak cały
czas?
- Jasne.
Kiedy poznaliśmy chłopaków, zaczęły się same kłopoty –
mruknęła Pen, a wszyscy pokiwaliśmy głową w ramach aprobaty.
- Co
racja, to racja. Gdyby nie ta halloweenowa impreza, od której
wszystko się zaczęło, może teraz wszystko potoczyłoby się
inaczej, niż jest teraz? Może nigdy nie miałabym fundacji i razem
z Pen byłybyśmy jednymi z tysiąca szarych studentów, uczących
się na pamięć regułki prawa Kirchhoffa? Być może, jednak z
drugiej strony, w ciągu tych wszystkich lat, kiedy zaczęła się
nasza znajomość z chłopakami, moje życie nigdy wcześniej nie
przypominało takiego rollercoastera.
Może
i bywało raz lepiej, raz gorzej, w życiu nie chciałabym aby było
inaczej. Nawet, jeśli teraz jestem w totalnej żałobie.
- Jutro
koniec studiów, a później podróż życia – Pen stuknęła
swoją butelką o moją, po czym, upiła łyk.
- Jak
to? - Mateusz wbił we mnie pytający wzrok. Było mi trochę
głupio, że nie powiedziałam mu o tym wcześniej, skoro wiedziałam
o tym już parę dni.
- Wakacje.
Ja i Ramos. Dziesięć krajów, trzy miesiące. Pod moją nieobecność
Elena zajmie się fundacją, a Pen poszuka sobie zastępczego
menedżera – wzruszyłam ramionami.
- Wow.
Czyli ty i on... - zaczął Josh, jednak kiedy posłałam mu groźne
spojrzenie, natychmiast umilkł.
- Jedziemy
tylko jako przyjaciele – odparłam rzeczowo, na co Mateusz
kaszlnął tak, że dziwnym zbiegiem okoliczności, dało się
słyszeć: ta, jasne.
- Nie
podoba mi się ten wyjazd, ale cóż, to twoje życie Mags, nie mam
prawa w nie ingerować – powiedział, na co Pen z Joshem
przytaknęli. - Ale nie myśl sobie, że się nie wkurzę, kiedy
wrócisz i okaże się, że nagle potajemnie wzięliście ślub
gdzieś w środkowej Nowej Zelandii – Mateusz skrzyżował ręce.
- Naprawdę chciałbym się nawalić na twoim weselu.
Zażenowana
pokręciłam głową, jednocześnie wzdrygając się na myśl, że
Ramos mógłby być moim... ugh, to słowo nawet nie może przejść
mi przez gardło. W życiu nie wyjdę za mąż, poza tym jedynym
facetem, z którym mogła bym żyć, był Niall, ale on... cóż,
zdecydowanie muszę dostosować się do dzisiejszych rad doktor
Margo, zanim zacznę fiksować jak Penelope. Może okaże się, że
moja wola wcale nie jest taka słaba.
- Idę
po piwo – powiedziałam, wstając z krzesła. Kiedy wyjmowałam z
lodówki kolejny czteropak, jednocześnie przysłuchując się
śmiechom dochodzących z patio, poczułam w kieszeni dźwięk
mojego telefonu. Pospiesznie wyjęłam go, zastanawiając się,
czego może chcieć o tej porze Ramos, jednak kiedy spojrzałam w
wyświetlacz, moje serce znów przyspieszyło, widząc od kogo jest
przychodzące połączenie. Trzymając telefon w ręku walczyłam ze
sobą, gorączkowo zastanawiając się, co robić; z jednej strony
cholernie chciałam odebrać, jednak z drugiej strony, czy znów mam
ochotę mazać się całą noc i przeżywać? Mam już dosyć bycia
niedorobioną, płaczącą życiową pierdołą. Może to właśnie
doskonały moment, aby wprowadzić rady Margo w życie? Odpowiadając
sobie na to pytanie, westchnęłam, po czym ostatni raz spojrzałam
na połączenie od Nialla, nacisnęłam guzik wyciszający.
Położyłam telegon na blacie, po czym biorąc czteropak
pomaszerowałam dzielnie na patio. Byłam niesamowicie dumna, że
oparłam się tej pokusie. Moja podświadomość zapłakana biła mi
brawo za moją asertywność. Wiedziałam, że muszę w końcu wziąć
się do kupy. Widząc wzrok Penelope, kiedy wchodziłam na patio,
utwierdziło się moje przekonanie, że to była dobra decyzja.
I
mam nadzieję, że nigdy nie będę tego żałować, pomyślałam,
otwierając kolejne piwo i włączając się do rozmowy o naszych
najbardziej szalonych przeżyciach, odkąd przybyliśmy do Londynu.
Nie mogę uwierzyć, że dodałaś rozdział! Przez pierwsze kilka sekund ciągle odświerzałam, bo wydawało mi się, że mam jakieś omamy, ale na szczęście nie! Mam nadzieję, że dokończysz tą piękną historię i niedługo dodasz kolejny tak samo wspaniały jak ten rozdział. Chciałabym przeczytać kolejne przeżycia Mags i wiedzieć jak skończy się jej historia.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję do następnego xx .
Mój boże! Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą i tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że już nas nie opuścisz na tak długi okres :)
OdpowiedzUsuńBoże tak długo czekałam na kontynuację że aż zaczęłam skakać z radości jak to zobaczyłam. Jak zawsze niesamowity ♡ -Iza
OdpowiedzUsuńCO JA PATRZĘ, CO JA PATRZĘ. CZY TO MAGS?
OdpowiedzUsuńNo aż wręcz nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że śnię jak zobaczyłam, że napisałaś nowy rozdział. Tyle razy wchodziłam na twojego bloga, bo pokochałam tę historię. Później nawet się nie mogłam dostać na tego bloga, co mnie niezwykle zdenerwowało. Ale w końcu jesteś! Cieszę się, że jesteś. A więc tak, rozdział jest dobry, nawet bardzo, ale zdarzało ci się coś lepszego napisać. Zdecydowanie nie podoba mi się zachowanie Mags w tym rozdziale. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mnie denerwowała. Zresztą Penelope później też. Jeszcze ta akcja z lekarką, z którą się pobiła... No, ale nic, jest okej. Miałam nadzieję, że Mags jednak pogada z Niallem, ale nie wszystko zawsze musi iść po mojej myśli. Czekam na jej wycieczkę z Danielem, bo zdecydowanie może być ciekawie! Czekam też z niecierpliwością na kolejny rozdział i liczę, że szybko go dodasz. Pozdrawiam, Weronika :)
OH MAGS, TY OKROPNA... Tak się cieszę, że Cię widzę! Bałam się, że moja wyobraźnia płata mi figle, ale nie! Moja ulubiona Mags wróciła i znów bloggera podbiła! ( O KURDE, RYMUJE). Po upewnieniu się, że rozdział 18 naprawdę został dodany, udałam się galopem do zakładki ROZDZIAŁY i przeczytałam historię raz jeszcze. Odświeżyłam sobie wszystkie fakty i dodatkowo jestem gotowa przeżywać losy naszej Magdy Milewskiej, mocniej niż dotychczas.
OdpowiedzUsuńMimo, że jestem wściekła na Mags i Pen, jestem również dumna z tej pierwszej. Umiała stać się niezależna, trochę bardziej niż zwykle ;), nie lamentowała i mimo, że ubolewam nad losem jej i Nialla, to myślę, że ich czas na rozmowę jeszcze nadejdzie, a tamten moment nie był właściwy według mnie. Lubię Ramosa, baaaaaardzo, ale nie bardziej od Horana ( SORRY MÓJ HOT PRAWNIKU <3 ) Mam nadzieję, że u Zayna i reszty chłopaków również będzie wszystko w porządku, dodatkowo mam nadzieję, że Suka Sophie przejrzała na oczy i zachowa się chociaż raz honorowo.
Trzymam kciuki za Nialine! Do następnego i mam nadzieję, że już niedługo!
PS Brakowało mi Ciebie tutaj, bardzo. Mam nadzieję, ze mój poziom debilizmu nie osiągnął szczytu Mount Everestu i nie wywarłam zbyt złego wrażania! Buziaki xxx
O kurwa. O kurwa!
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że pojawił się kolejny rozdział. Nie widziałam nawet one shotu, bo od dłuższego czasu nie wchodzę na bloggera, ale kuźwa jakbym wiedziała to bym go włączyła od razu. Co ja mam ci napisać? Ja się po prostu cieszę, że wróciłaś. Mam nadzieję, że ten blog dotrwa jakoś do końca, bo jest zbyt zajebisty, żebyś straciła do niego chęć i wenę. Oni muszą być razem. piękny szablon i, mimo że chciałabym się rozpisać to nie umiem, bo brakuje mi słów. Czekam (mam nadzieje) na kolejny <3 <3 <3 <3
Ps. Piękny szablon
O matko nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś nowy rozdział :) Dzięki tobie ten dzień od razu stał się lepszy :-*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Mags w końcu porozmawia z Niallem. Oni są dla siebie stworzeniu i muszą być razem. Mam nadzieję że teraz jest już wszystko u cb w porządku i skończysz tą historię.
Pozdrawiam i mocno ściskam ♥♥♥♥
Mam pytanie
OdpowiedzUsuńZamierzasz skończyć ta historię??
Mam nadzieję, że tak, bo to opowiadanie jest świetnie, chyba najlepsze, jakie kiedykolwiek czytałam
Błagam odpowiedz na to pytanie, daj jakiś znak życia
Ojezu tyle czekałam!!! Najlepsze opowiadanie jakie czytałam!
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział??
OdpowiedzUsuńPo prawie trzech miesiącach ale co tam xd
OdpowiedzUsuńMAGS KOCHAM CIE DZIEWCZYNO <3 Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak się wkurzyłam kiedy zablokowałam bloga a potem się poryczałam ;-; W każdym bądź razie kiedy pewnego pięknego dnia zobaczyłam że twój blog jest już dostępny co więcej dodałaś nowy rozdział popadłam w stan patologicznej euforii oraz niekontrolowanego zachwytu. Przez ostatni czas czytałam twojego bloga od początku bo po dość sporym kawałku czasu zapomniałam co i jak dziś skończyłam i piszę do ciebie komenyarzyk mając gorącą nadzieję że przeczytasz go :)) Hmmm a więc ja tam i tak shippuje Mags z Danielem :p Niall za bardzo ją krzywdzi, Zayn ma Cailin a Jordan rozwija karierę więc Ramos jest moim namber łan *3* Wgl ciekawa jestem tego co będzie dalej bo zamierzasz pisać dalej prawda? Szczerze mam gdzieś czy dodasz rozdział jutro za rok czy za dziesięć ważne że dodasz i że historia Mags nie skończy się w taki sposób. Troszkę mi przykro że nie dałaś nam żadnej notki ale co mi tam nie będę sie już czepiać >.< Ściskam cieplutko i życzę ci weny i czasu na kolejne rozdziały :**
(To może głupie ale strasznie zirytował mnie konentarz bad moim -,-)
Ps pisze z telefonu więc przepraszam za błędy xd
Ps2 Kocham cie Mags x3
/ninja
http://ice-skating-ff.blogspot.com/2015/08/rozdzia-12-drunk.html?m=0 - zapraszam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny!!!! :* :* i dołączam się do pytania: czy zamierzasz skończyć tą historię? :)