niedziela, 5 kwietnia 2015

18. Midnight memories.

      Za oknem robiło się coraz jaśniej, a impreza w Trekstock wciąż trwała w najlepsze. Co więcej, nikt nie miał zamiaru zbierać się do domu. Razem z Liamem leżeliśmy niczym kłody na kanapie, pozwalając, aby dudniący bas jednego z utworów Calvina Harrisa miażdżył nam czaszki. Byłam całkowicie zalana w trupa, jednak miałam to gdzieś. Miałam powody by sobie na to pozwolić – w końcu wygrałam proces, z drugiej strony, jakiekolwiek szanse na odzyskanie Nialla absolutnie i nieodwracalnie zniknęły. Myślę, że to był całkowicie wystarczający powód, aby sięgnąć po jeszcze jedną butelkę Smirnhoffa. A potem Metaxy. I Jacka Danielsa.
     Z całej siły walcząc z uporczywymi mroczkami przed oczami, starałam się pozostać świadoma tego co wokół mnie się działo, poprzez obserwowanie innych uczestników imprezy. Niestety, kompletnie nie pomagał mi w tym Payne, który pijackim głosem opowiadał mi właśnie o tym, jak zamierza założyć hodowlę biedronek gdzieś w środkowym Meksyku.
     Spojrzałam przed siebie, gdzie ujrzałam Louisa i Elenę, który zdawali się nie przejmować się tym, że ich taniec wygląda bardziej jak pornoteledysk, gdzieś obok nich zauważyłam Zayna i Cailin, który wyglądali na naprawdę zakochanych, Harry’ego, samotnie polewającego sobie kolejne kolejki (jednak po jego minie, nie sądziłam, aby mu to przeszkadzało), Mateusza z Tessą, i Penelope, która piorunowała wzrokiem towarzyszkę mojego kuzyna. Mój wzrok lustrował kolejne sylwetki moich znajomych, zauważając, że nigdzie nie dostrzegłam Ramosa. Nim zdążyłam zastanowić się nad tym, gdzie on się podziewa, poczułam jak ktoś pochyla się nade mną.
     - Chyba masz już dość na dziś – ciepły oddech muskał moją szyję. Przez milisekundę poczułam ciarki na całym ciele. Uwielbiałam kiedy to samo robił to Niall. Niall… Powinnam poszukać sobie kolejnej butelki do opróżnienia i kompana lepszego od Liama, który wciąż opowiadał o biedronkach.
- Wyglądam jakbym była pijana? – uzbrojona w sztuczny uśmiech odwróciłam się w stronę Ramosa, który wciąż pochylał się nade mną. Jego oczy, zdradzały, że też wypił, jednak nie był nawet w połowicznym stanie, co ja.
     - Absolutnie nie – Dan ściągnął brwi, po czym przeszedł przez środek kanapy, usadawiając się pomiędzy mną a Liamem. – Jak się trzymasz?
- Cudownie – odparłam, sięgając po szklankę, która stała na stoliku. Miałam gdzieś co w niej jest, potrzebowałam jeszcze więcej alkoholu. – Mój były chłopak żeni się z twoją siostrą. Myślisz, że mogłabym zostać świadkową?
Zamiast odpowiedzi Ramos wywrócił oczami i usadowił się wygodniej.
     - Przestań już. Taka jest kolej rzeczy. Nic już nie zrobisz. Poza tym, zapomnisz o tym, spokojnie. Czeka nas podróż życia!
     No tak, kompletnie zapomniałam. Wciąż nie byłam pewna, czy wyjazd tuż po odebraniu dyplomu z LSE jest dobrym pomysłem. Zresztą, co miałam lepszego do roboty? Torturowanie się codziennym czytaniem newsów o Niallu, który był wniebowzięty tym, że zostanie tatą? Hm, ja już to robiłam. Jak bardzo to żałosne? W każdym bądź razie, dzięki Ramos. Teraz już nie wiem, co gorzej ci wychodzi – prowadzenie przegrywanych spraw, czy pocieszanie.
     Uważając swoją sarkastyczną ripostę za dobrą, miałam zamiar odszczekać mu się, jednak zamiast tego powiedziałam jedynie:
     - Idę rzygać.
Niezdarnie podniosłam się z kanapy, po czym udałam się w kierunku toalety. Torsje nasilały się z każdym następnym krokiem, z każdą następną sekundą miałam coraz mniejszą pewność, iż uda mi się dojść do łazienki zanim zwymiotuje.
Z hukiem wpadłam do mikroskopijnej toalety, niemal taranując mojego adwokata beztrosko całującego się z Jessie, znajomą z uczelni. No proszę, kto by pomyślał, że najsztywniejszy facet Londynu puści się w tango z dziewczyną, która w życiu nie miała chłopaka. Wow, imprezy zbliżają ludzi. Ewentualnie alkohol. Albo mikroskopijny kibel w mojej fundacji.
     Padając na kolana, oparłam się czołem o chłodną muszlę i oddychając głęboko, próbowałam oczyścić swój umysł z wszystkich myśli, które niczym niemy film, przewijały się w mojej głowie. Widziałam przed oczami wszystko – pierwsze spotkanie z Niallem, pierwszy pocałunek, jego Little things grane u mnie przed domem, wesele, chwila w łazience Sophie… Czy ja już umieram?
Po kilku minutach głębokiego oddychania, torsje przestały się nasilać; nie odważyłam się jednak podnieść z podłogi. Było mi dobrze. Miałam gdzieś, że leżę na podłodze w kiblu jak ostatnia ciota i totalny zgon. Moja głowa wciąż oparta była o muszle i wciągając zapach cytrynowej kostki Domestos, po prostu było mi dobrze. Myśli przestały gnać, a ja czułam, że powoli wracam do rzeczywistości.
     Kiedy rozważałam czy uda mi się naćpać toaletową kostką, drzwi łazienki otworzyły się i stanęła w nich Penelope.
      - Tu jesteś – spojrzała na mnie beznamiętnie. – Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że wyglądasz jak niedorobiony zjeb? - spytała, szczerząc się. Posłałam jej piorunujące spojrzenie, po czym powróciłam do poprzedniego zajęcia, jakim było spokojnie wegetowanie na muszli klozetowej.
      - Rozumiem, że też mnie olewasz? Co się z wami dzieje! Dlaczego on nawet na mnie nie spojrzy?! Ubrałam najlepszą kieckę, w której mnie uwielbia, robię seksowne pozy, co chwilę poprawiam makijaż, a on co!? On ciągle patrzy tylko na nią! – głos Pen z każdą następną chwilą był coraz bardziej piskliwy. Kompletnie nie rozumiałam, o co jej chodzi. Przecież Harry od kilku godzin samotnie siedział przy prowizorycznym barku, namiętnie z kimś esemesując. Więc może…
     - Kłopoty w raju? – spytałam słabo. Zamiast odpowiedzi usłyszałam ciszy szelest i po chwili ujrzałam Pen na swoim poziomie. Brunetka spojrzała na mnie żałośnie i schowała twarz w dłoniach.
     - Co ona ma czego ja nie mam? Czy potrafisz mi to wytłumaczyć, bez używania dziwnych i długich słów? – zapytała, a ja miałam wrażenie, że znów totalnie nie mam pojęcia o co chodzi. Czy odkąd wyszłam z tej pieprzonej wesołej kolacyjki, cokolwiek ogarniałam?
     - O czym ty mówisz? – odważyłam się zadać to pytanie, jednak po milisekundzie wiedziałam, że popełniłam karygodny błąd – oczy mojej przyjaciółki ciosały we mnie burzą z piorunami, wzbogaconą o ogniste tornado.
     - Jesteś tak wielką idiotką, Mags – prychnęła. – Matty. Matty i ta wywłoka Tessa. Dlaczego on spędza z nią tyle czasu? Czy naprawdę woli umawiać się z dziewczyną noszącą bojówki niż ze sławną modelką? – jęknęła.
     Wysłuchiwałam jej żalów, będąc wciąż oparta o toaletę. Naprawdę staram się być dobrą przyjaciółką. Najlepszą, jaką kiedykolwiek człowiek miał. Zwykle w takiej sytuacji staję na głowie, aby pomóc drugiej osobie; wysłuchać jej, doradzić, pomóc jej uporać się z tym ciężkim okresem, wysłuchać, bądź po prostu posiedzieć w ciszy. Zawsze to ja byłam tą, która stawiała szczęście przyjaciela i wszystko inne nad swoim, jednak w obliczu tego, co działo się w moim życiu przez ostatnie kilka tygodni, miałam dość. Może i byłam egoistką, ale najzwyczajniej w świecie to ja teraz potrzebowałam pomocy i wsparcia, jak nigdy wcześniej. Czułam się okropnie; ciężar, który nosiłam ze sobą wciąż się powiększał, a ja nic nie mogłam na to poradzić. Tak bardzo potrzebowałam kogoś, kto będzie potrafił zrozumieć i pomóc mi ogarnąć to, co właśnie działo. Ja sama nie miałam na to siły. Chciałam się poddać. Najzwyczajniej w świecie poddać. Miałam wszystko gdzieś. Chciałam po prostu zniknąć.
Było mi wszystko jedno, dlatego zdecydowanym głosem przerwałam lamenty Pen.
     - Mam to w dupie, Pen. Niall się żeni, nie mam już siły.
Brunetka natychmiast umilkła i ten stan utrzymywał się więcej niż minutę, co niezwykle mnie zdziwiło. Poczułam, że już nie wytrzymam. Nie mam pojęcia, czy winny był tutaj alkohol, czy też te nieprzyjemne uczucie przed rzyganiem, ale po prostu rozpłakałam się. Wielkie krople łez zmieszane z tuszem do rzęs, bezlitośnie kapały na muszlę, zostawiając po sobie czarne smugi. Czułam, że to koniec. Mój koniec. Moja psychika znów przestała istnieć. Czułam się tak emocjonalnie pusta, wyczerpana tym wszystkim. Mój szloch spotęgował się, kiedy poczułam, jak delikatne dłonie Pen, obejmują mnie, po czym lekko przesuwają do siebie. Brunetka trzymała mnie w ramionach, po prostu milcząc, a ja wyciskałam z siebie kolejne porcje łez. Który raz już płaczę? Może to już tradycja? A może po prostu byłam stworzona do tego, aby ciągle ryczeć? To była chyba najbardziej prawdopodobna opcja.
     Dłonie Pen gładziły mnie po plecach, a ja wtulona w nią niczym dziecko, starałam się uspokoić. Nadaremnie. Moją głowę wciąż atakowały wspomnienia z nim, które w połączeniu z I know you care, które w tym momencie postanowił sobie puścić w głowie mój mózg, sprawiły, że poczułam się beznadziejnie jak nigdy. Nie dlatego, że cholernie nienawidziłam tych wspomnień i tej piosenki, ale dlatego, że wiedziałam, że mimo tego, iż już nigdy nie będzie dane nam być ze sobą, że mu zależy. Że zależy nam obojgu, a świadomość tego sprawiała, że coraz bardziej pogrążałam się w rozpaczy.
     - Dlaczego zawsze dostaje po dupie, Pen? – spytałam cicho. – Co ja takiego zrobiłam?
     - Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, Mags. Nie umiem.
Cisza ponownie wypełniła pomieszczenie, jednak było to tylko chwilowe, ponieważ po chwili znów usłyszałam głos mojej przyjaciółki.
     - Poradzisz sobie, rozumiesz? Zawsze to robisz. A ja, my wszyscy ci w tym pomożemy. Nie możesz wiecznie żyć w żałobie. Życie toczy się dalej, musisz zrobić kolejny krok w przód, zamiast dwa w tył. Pozbierasz się, choć nie gwarantuje ci, że będzie łatwo. Moja Mags zawsze powstaje jak feniks w popiołów, nie? – powiedziała dziarsko, a na mojej twarzy pojawił się słaby uśmiech. Miała racje; nie miałam innego wyboru, musiałam pozbierać się do kupy i ruszyć dalej. W tamtym momencie moja podświadomość schowała białą flagę głęboko do kieszeni i podniosła dumnie głowę na znak rozpoczęcia nowego rozdziału. Ciekawe tylko, ile będzie trwać ten bojowy stan? Dwa dni? Tydzień?
Znałam siebie i wiedziałam, że moja chwilowa poprawa nastroju i chęć do życia nie będą trwały długo. Z drugiej strony, ile można się mazać!?
     Otarłam łzy z policzków, po czym nieudolnie podniosłam się z kafelków. Mój wizerunek pozostawiał wiele do życzenia, jednak nie przejmowałam się tym. Przecież zanim nie myślałam o Niallu, nawet dobrze się bawiłam, dlaczego więc nie miałabym wrócić do tego poprzedniego stanu?
     - Widzę, że w końcu postanowiłaś się ogarnąć – powiedziała Pen, która również podniosła się z podłogi. – Zabawmy się porządnie, urżnijmy się w trupa!
Pokiwałam twierdząco głową, czując jak w kieszeni mojej sukienki zaczyna wibrować telefon. Pen spojrzała na mnie pytająco, a ja w odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
     - Nie odbierzesz?
     - To pewnie Ramos. Jego przesadna opiekuńczość zaczyna mnie drażnić. Czy to nie podchodzi pod stalking?
Spojrzałyśmy na siebie, po czym zachichotałyśmy. Penelope widząc moją poprawę nastroju odwróciła się i nacisnęła klamkę, wychodząc z łazienki, miałam dziwne przeczucie. Nie dawało mi to spokoju, więc pospiesznie wyjęłam telefon z kieszeni. Przesuwając blokadę i widząc nieodebrane połączenie zamarłam. Stałam jak słup wpatrując się w te pięć liter, które ułożone w słowo Niall , sprawiało, że moje serce kolejny raz przeszło przez krajalnice. Niall. Do. Mnie. Zadzwonił. NIALL. A ja nie odebrałam tego połączenia. Jestem taką straszną idiotką. Penelope widząc, że stanęłam, podeszła bliżej.
     - Co się stało? Znów zmiana nastroju? – zapytała podirytowana. – Chodź, słyszałam, że Liam załatwił jeszcze więcej alkoholu.
     - Niall dzwonił… - wymamrotałam. Pen spojrzała na mnie zaskoczona i to było jedyne, co widziałam, ponieważ sekundę później zgięłam się w pół, po czym zwymiotowałam wszystko co dotychczas jadłam. Poczułam nieprzyjemny posmak w buzi, po czym nastąpiła kolejna runda wymiocin. Miałam wielką nadzieję, że wyrzygałam wszystkie wnętrzności, łącznie z sercem; jedyne o czym myślałam, to to, że nie odebrałam tego cholernego telefonu, który nieświadomie znów sprawił, że pojawił się jakiś płomyczek nadziei. To zabawne jak jedno, głupie nieodebrane połączenie może sprawić, że momentalnie odzyskujesz życiowe chęci. Ewentualnie rzygasz jak pojebana.
Gorączkowo zastanawiałam się co zrobić, zadzwonić i dalej żyć złudną nadzieją, czy jednak odpuścić i nauczyć się żyć na nowo? Nim zdążyłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, poczułam się strasznie senna.
     - Pen? Tak bardzo chce mi się spać…




Dwa dni później.

Razem z Pen siedziałyśmy w mojej kuchni wpatrując się w mój telefon. Sprawa telefonu Nialla wciąż nie była wyjaśniona, a ja nie miałam za grosz odwagi, aby odezwać się do niego i zapytać o co chodziło. Owszem, mogłabym to robić bez problemu, gdyby moją jedyną wypowiedzią byłoby cokolwiek innego, niż hej, po co dzwoniłeś? Dalej mnie kochasz?
Wiem, że bez problemu mogłabym puścić ten epizod w niepamięć, (co tak naprawdę miało miejsce; przecież następnego ranka po imprezie byłam kompletnie nieżywa i kompletnie pozbawiona jakichkolwiek urywków z poprzedniego wieczoru i jedynie rejestr mojego telefonu utwierdził mnie w przekonaniu, że telefon Nialla nie był snem) jednak moja ciekawość była na najwyższym poziomie od niepamiętnych czasów. Koniecznie chciałam dowiedzieć się, czego w środku nocy chciał ode mnie blondyn. Myślałam, że wszystko już sobie wyjaśniliśmy i nie mieliśmy żadnych powodów aby do siebie dzwonić – och, oprócz ostatniej rodzinnej kolacyjki u Sophie. Jaki ten świat jest mały. Może już niedługo dowiem się o innych przyrodnich braciach i siostrach patologicznej rodziny Ward-Ramos? Chyba muszę wypytać Elenę o jej dokładne pochodzenie.
     - Dzwoń – Penelope podniosła swój wzrok na mnie. Zrobiłam to samo i przed kolejne kilka sekund wpatrywałyśmy się w siebie. - No dalej. Co ci szkodzi.
Co mi szkodzi? Kolejna łzawa noc, których miało już nie być od momentu mojej ponownej przeprowadzki do Londynu? Miałam być silna, nie mazgaić się przy pierwszej, lepszej okazji! Kiedy już miałam podzielić się swoimi spostrzeżeniami z Penelope, znów odezwała się moja masochistyczna natura.
     - Okej – powiedziałam obojętnie, biorąc telefon do ręki. Brawo Mags, jesteś tak bardzo popierdolona. - Dzwonię.
Kiedy już miałam wybierać numer, na moim wyświetlaczu pojawiła się twarz Daniela, sygnalizująca połączenie. Niewiele myśląc, nacisnęłam zieloną słuchawkę.
    - Doszłaś już do siebie? - żadnego powitania. Och, to takie w kurewskim stylu Ramosa.
    - Nie widać? Odebrałam telefon – powiedziałam, na co po drugiej stronie usłyszałam śmiech Dana.
    - Faktycznie, kolosalne osiągnięcie. Zresztą, nie ważne. Załatwiłem nam bilety. Za cztery dni lecimy do Dubaju!
     - Co? - tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Dubaj? Cztery dni? O co do cholery chodzi!?
Nim zdążyłam zadać to pytanie Ramosowi, moja podświadomość zaczęła podsuwać mi urywki rozmów na temat wyjazdu. No tak, przecież się zgodziłam. Wow, zaczynam coraz lepiej kojarzyć fakty. Chyba mój mózg w stanie dochodzenia do siebie po suto zakrapianej imprezie potrafi pracować jeszcze szybciej, niż zazwyczaj. Ekstra.
Cztery dni. Wystarczająco, żeby skończyć studia, spakować manatki, wyjechać i mieć wszystko w dupie, przynajmniej na jakiś czas. Cóż, kurczowo trzymałam się myśli, że będzie fajnie, że może trochę zapomnę o tym wszystkim, jednak wiedziałam, że prędzej czy później zobaczę zdjęcia Sophie, Nialla i dziecka w jakimś magazynie czy wiadomościach, a wtedy znów wszystko wróci. A ja znów będę w rozpaczy. Pieprzone błędne koło. Może najlepszym rozwiązaniem będzie samobójstwo? Może uda mi się trafić do Gravesend, gdzie kiedyś skakałam na bungee? Już raz o mało mi się udało ze sobą skończyć, poza tym śmierć w tym miejscu byłaby niezwykle spektakularna, w dodatku na pewno mówiliby o tym we wszystkich mediach!
Moje rozmyślania nad tym, czy na moim pogrzebie pojawiłby się Niall, ponownie przerwał głos Ramosa.
    - Mags? Jesteś tam jeszcze?
Penelope spojrzała na mnie krzywo, po czym pospiesznie wyrwała mi telefon z ręki.
    - Halo? Ramos? Tak się składa, że mamy z Mags bardzo ważną sprawę do załatwienia, więc czy byłbyś tak uprzejmy i pozwolił nam dokończyć? O nie, to zabrzmiało zbyt miło, a więc – spierdalaj, Ramos. Buziaczki – powiedziała słodko, po czym oddała mi telefon.
Widząc jak osłupiała przyglądam jej się z otwartą buzią, wzruszyła jedynie ramionami, po czym wybrała numer Nialla i podała mi telefon. Ostrożnie przyłożyłam telefon do ucha i czułam narastającą niepewność z każdym następnym sygnałem. Kiedy w końcu usłyszałam głos Nialla nagrany na jego sekretarce, rozłączyłam się czując ulgę. Naprawdę nie byłam gotowa na tą rozmowę. A może on jedynie się pomylił wybierając numer?
Odłożyłam telefon na blat, po czym spojrzałam na Pen, która wpatrywała się we mnie z konsternacją. Naprawdę, nie miałam pojęcia, co jej chodzi po głowie, miałam jedynie nadzieję, że nie wpadnie na szalony pomysł pojechania do apartamentu Horana.
    - Czuję się beznadziejnie, Pen. Nic mi w życiu nie wychodzi – westchnęłam, opierając się o krzesło.
    - Nie tylko tobie – odparła brunetka, nalewając do szklanek whisky. Spojrzałam smętnie na to,co robi. Widocznie zasada nie picia do południa już nikogo nie obowiązuje. - Zdrowie za naszą beznadziejną egzystencję na tym świecie, Mags. Mam nadzieję, że umrzemy marnie – powiedziała uroczyście, podając mi szklankę.
    - Już do końca życia będe sama. Chyba czas zacząć rozglądać się za jakimś puszystym kotkiem – mruknęłam, kiedy pociągnęłam łyk whisky.
    - Ewentualnie zamieścić ogłoszenie na jakieś lesbijskiej stronie – dodała Pen, ponownie nalewając alkohol do szklanek.
    - Daj spokój, z tobą wcale nie jest tak źle. Przynajmniej masz wybór z którym facetem być – odparłam, na co moja przyjaciółka spojrzała na mnie jakbym była z kosmosu. Posłałam jej pytające spojrzenie, lecz kiedy ta już otworzyła usta z zamiarem powiedzenia czegoś, drzwi mojego domu otworzyły się i po chwili ujrzałyśmy Mateusza ubranego w garnitur. Ten wchodząc do kuchni pokręcił głową widząc naszą poranną alkoholizację.
    - Niezłe jesteście. Jeszcze wam mało po ostatniej imprezie? - zapytał, na co wzruszyłam ramionami.
Swoją drogą, przyganiał kocioł garnkowi. Zapewne już nie pamięta, kiedy kompletnie zalany siedział jak ostatnia sierota pod ścianą i porozumiewał się jedynie na migi, ponieważ wydawało mu się, że zapomniał alfabetu.
Ukradkiem spojrzałam na Pen, która zawsze miała w zwyczaju odszczekać się mu jakąś ciętą ripostą. Dziś było jednak inaczej. Dziewczyna siedziała cicho ze spuszczoną głową, wpatrując się w swoje paznokcie. Ten widok sprawił, że moja podświadomość zapaliła czerwoną lampkę. Halo, przecież Penelope nigdy tak się nie zachowuje!
Widząc ją w takim dziwnym stanie, spojrzałam oskarżycielsko na Mateusza.
    - Czy łaskawie powiesz mi co tu jest grane? Znów wylądowaliście razem po ostatniej imprezie w jakiejś kanciapie i żałując tego co się stało nie odzywacie się do siebie? A może...
    - Zamknij się już, Mags – podirytowana Penelope rzuciła we mnie swoim notatnikiem. Nim zdążyłam ją nawyzywać, pociągnęła mnie za rękę, mówiąc jedynie: - Na górę.
Kompletnie zdezorientowana pozwoliłam aby brunetka holowała mnie do mojego pokoju. Nie miałam pojęcia co się dzieje – być może w ciągu dwóch dni, odkąd rozpaczałam po nieodebranym telefonie od Nialla coś mnie ominęło? Sądząc po minie Pen, chyba miałam rację.
Kiedy tylko przekroczyłyśmy próg mojego pokoju, dziewczyna puściła moja rękę i odwróciła się do mnie. Nim zdążyłam się odezwać, ona zrobiła to pierwsza.
    - To koniec – westchnęła, po czym rzuciła się na łóżko. - Matty i ja to koniec.
    - Co? Jak to? - zapytałam, czując, że coraz mniej rozumiem z tej sytuacji. Niezła ze mnie egoistka. Znów za dużo myślę o sobie.
    - Na tej imprezie w Trekstock, po tym kiedy wsadziłam cię kompletnie nawaloną do taksówki, dosłownie wyrwałam Matty'ego z rąk tej wywłoki. On strasznie się za to wkurzył. Kiedy próbowaliśmy rozmawiać, powiedziałam mu, że wciąż o nim myślę, a ten mały epizod z Harrym już się nie liczy. Myślałam, że będzie się cieszył, jednak on powiedział jedynie, że on i ta cała Tessa... Że to, co się dzieje między nimi ma sens. A ja już mogę być tylko jego dobrą znajomą – powiedziała cicho.
Stałam naprzeciwko niej i wiedziałam, że Mateusz po części ma racje. Nastrój Penelope był bardziej zmienny niż pogoda. Może i była jednocześnie najgłupszym i najsłodszym człowiekiem na ziemi, ale...
    - Dobrze ci tak – skwitowałam, na co Pen obdarzyła mnie morderczym spojrzeniem i pozdrowiła środkowym palcem. - Może w końcu wyciągniesz wnioski z tego, że jesteś niezrównoważona psychicznie.
Kiedy spodziewałam się następnego ataku złości skierowanego w moją stronę, Penelope podeszła do ściany, po czym kilka razy puknęła o nią głową. Wzruszyłam ramionami widząc ten widok. Ona niezaprzeczalnie była powalona, a ja nic nie mogłam na to poradzić.
    - Cóż, jeśli chodzi o beznadziejność to przynajmniej nie jestem sama. O swoją biedę umysłową musisz już sama się zatroszczyć.
Nim zdołałam coś dodać, Pen natychmiastowo podeszła do mnie i wymierzyła mi siarczysty policzek. A jednak, wet za wet. Widocznie wciąż pamiętała tego liścia, którego dostała, kiedy znów spóźniłyśmy się na sesję.
    - Suka – mruknęła Pen, kiedy wściekła masowałam sobie policzek.
    - Wzajemnie! Nawet psycholog ci już... - urwałam w połowie zdania widząc minę mojej przyjaciółki. Wiedziałam, że właśnie przyszedł jej do głowy genialny w jej mniemaniu pomysł, a ja zdążyłam już pięćdziesiąt razy pożałować, że w ogóle się odezwałam.
    - Psycholog! - klasnęła w dłonie. - Umówmy się na wizytę! Może okaże się, że nie jesteśmy jeszcze aż tak popierdolone.
Uśmiechnęłam się sztucznie widząc jej entuzjazm. Teraz już serio pożałowałam, że umiem mówić.


Największą wadą Penelope, oprócz upierdliwości, nadmiernej gadatliwości, głupoty i jeszcze większej głupoty, było ekspresowe wprowadzanie swoich pomysłów w życie – i tak oto siedziałam w jednym z centrów psychologicznych w centrum Londynu. Widocznie przychodził tu nie byle kto sądząc po tym, jaki był wystrój tego wnętrza i tego, że gdzieś wśród pacjentów mignął mi Tom Daley. Siedziałyśmy grzecznie w poczekalni i czując na sobie pobłażliwy wzrok pielęgniarek, zastanawiałam się czy na pewno jestem normalna. Owszem, może i czasem za bardzo histeryzuje i ilekroć widzę Nialla mam ochotę rzucić się z dużej wysokości na beton, nie czyni mnie jeszcze nienormalną, prawda? Brunetka siedząca obok mnie miała zdecydowanie bardziej nie halo pod sufitem. Poza tym moje masochistyczne myślenie nie było jeszcze na tyle zaawansowane abym musiała lądować u psychologa. Moje problemy przynajmniej w jakimś stopniu rozwiązuje wódka.
    - Ten pomysł oficjalnie wskakuje na numer jeden twoich najgłupszych pomysłów – mruknęłam. Pen nie zareagowała – wciąż była zajęta czytaniem broszurki dotyczącej zapobieganiu samobójstw.
Nim zdążyłam sięgnąć po jeden z biuletynów leżących na stoliku w celu zabicia czasu, zza błękitnej ściany wyłoniła się zgrabna szatynka.
    - Pani Walker zaprasza do swojego gabinetu – powiedziała, po czym razem wstałyśmy i udałyśmy się do gabinetu wskazanego przez szatynkę. Z każdym następnym krokiem byłam coraz bardziej zażenowana, a moja żałosność osiągnęła zenitu, kiedy zobaczyłam kto siedzi za biurkiem.
    - Doktor Margo?
W odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się i zaprosiła nas na ciemną skórzaną kanapę. Posłusznie usiadłyśmy, po czym dołączyła do nas Margo.
    - Um, myślałam, że pani jest chirurgiem – mruknęłam, a kobieta zachichotała. Serio, nie wiem co w tym śmiesznego. Swoją drogą, nie zdziwiłabym się, gdyby to ona odbierała poród Sophie. Może oprócz tego wszystkiego potrafi też żonglować siedmioma piłkami, jednocześnie stąpając po rozżarzonych węglach?
    - Więc, co was tu sprowadza? Z Harrym wszystko w porządku? Przecież umówiłam się z nim na kontrolę w następnym tygodniu – mruknęła, zaglądając w notes.
    - Tu nie chodzi o Harry'ego – powiedziała Pen opadając na oparcie kanapy. - No, tak jakby. Bo widzisz, Margo, to jest dość skomplikowane...
    - Penelope jest po prostu popierdolona – odezwałam się, za co Pen szturchnęła mnie łokciem w żebra. - No co? To nie moja wina, że jesteś taką paniusią, która myślała, że każdy facet będzie cierpliwie czekał, aż łaskawie podejmiesz decyzję z którym chcesz być – prychnęłam.
    - I mówi to osoba, która sama jest psychiczna i nie potrafi pogodzić się z tym, że Niall będzie ojcem!
    - Dość! – Margo spojrzała na nas sceptycznie, a my automatycznie odwróciłyśmy głowy w jej kierunku. - Obie jesteście niestabilnie emocjonalnie. I macie spore problemy z alkoholem. Ty – wskazała na Pen – powinnaś dać sobie spokój ze związkami, przynajmniej na jakiś czas. Wyraźnie się do nich nie nadajesz.
Pen zszokowana patrzyła na Margo, po której minie można było wywnioskować, że na tym jej monolog się nie skończy. Widząc jej ściągnięte brwi, mogłam się domyślać, że mi dostanie się tak samo jak Pen.
    - A ty – wskazała na mnie – najwyraźniej masz problem z przyswajaniem faktów. Nie rozumiem czemu nie potrafisz zrobić kroku w przód? Niall będzie miał dziecko, nic już nie zrobisz! Wiesz co może ci pomóc? Wakacje. Porządne kilkutygodniowe wakacje z jakimś blond przystojniakiem w luksusowych hotelach, kolorowe mocne drinki i nastrojowa sensualna muzyka, abyście mogli przeżyć seks wszech czasów – Margo rozmarzyła się, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy aby Ramos nie zapłacił jej za powiedzenie tego zdania. Niemniej jednak zdenerwowało mnie jedno.
    - Może nie potrafisz zrobić kroku w przód, bo go najzwyczajniej w świecie kocham? - spojrzałam na nią krzywo, jednak Margo niczym nie wzruszona wpatrywała się we mnie. - Może to jest ten gigantyczny powód, z którym nie umiem się uporać?
    - I właśnie dlatego powinnaś przespać się ze skurwielem Ramosem – Pen wzięła stronę Margo, na co obdarzyłam ją morderczym spojrzeniem. - Poza tym wszyscy wiemy, że coś wami jest, Mags.
Co?! W życiu. Owszem, kiedy nie jest skurwysynem, Dan jest nawet całkiem miły, jednak pomimo tego jednego pocałunku po pikniku, po którym zresztą kazałam mu więcej tego nie robić, nic więcej się nie wydarzyło! Ja go wcale tak bardzo nie lubię, jak im wszystkim się wydaje. To Niall jest miłością mojego życia, czy to się wszystkim podoba czy nie. Nawet, jeśli będę musiała ukrywać te uczucie do końca życia.
    - Jesteś autentycznie i niezaprzeczalnie powalona, Mags – Pen z niedowierzaniem pokręciła głową, a Margo zawtórowała jej. Nim zdążyłam zadać pytanie, o co chodzi, oniemiałam. Chyba nie powiedziałam tego wszystkiego na głos? O matko. - I właśnie dlatego, pomimo tego jak bardzo Nialla nienawidzę i jednocześnie jak bardzo chciałabym abyście byli razem, uważam, że nie warto tracić już czasu na to beznadziejne uczucie. Powinnaś o nim zapomnieć. Staraj się żyć tak, jak żyłaś zanim go poznałaś. Myślę, że to jedyne rozwiązanie – powiedziała cicho Pen.
Westchnęłam. Dlaczego akurat w gabinecie psychologicznym Pen ma najwyższy iloraz inteligencji odkąd się urodziła? Wiedziałam, że ma rację, jednak moja podświadomość za nic nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Cholera jasna. Chyba będę potrzebowała więcej wizyt w gabinecie Margo.
    - Penelope ma rację – dodała lekarka. - Musisz dokładnie zrobić to, co powiedziała twoja przyjaciółka. Plus te wakacje, o których wspominałam wcześniej. Och i nie rycz tak dużo – uśmiechnęła się.
Ta, jasne. Na myśl o tym, że miałabym żyć jakbym nigdy nie poznała Nialla, moje serce boleśnie łamało się na pół. To niewykonalne. Naprawdę. Mój mózg już jest zaprogramowany aby myśleć o Niallu dwadzieścia cztery na siedem. Inaczej nie umiem nawet przeliterować swojego imienia. Słabo.
    - Dobra, koniec o tej idiotce – Penelope wróciła to dawnej postaci. Być może powinna się zbadać, czy nie ma jakiegoś rozdwojenia osobowości? W jej wypadku to byłoby bardzo prawdopodobne. - Margo, co mam zrobić z Harrym? Skoro Matty wybrał inną, czym złamał mi serce, to może Styles uratuje moją zranioną duszę?
    - Niekoniecznie – Margo wsadziła sobie do ust jedno z ciasteczek leżących na talerzyku. - Myślę, że on też ma cię gdzieś.
    - Jak to? - Pen spojrzała na nią z niedowierzaniem. Ze zdumieniem obserwowałam zaistniałą sytuację.
    - Ponieważ ja i Harry umówiliśmy w ten weekend.
    - CO?! - Nim zdążyłam zareagować, Penelope z morderczym instynktem rzuciła się na Margo, przerwacając ją na podłogę. Nie zważając na wszystko, szarpała kobietę za włosy, drąc się przy tym niemiłosiernie. - Ty cholerna wywłoko! Jak mogłaś!? Przecież on nie lubi starych pomarszczonych babć!
    - Mam dwadzieścia dziewięć lat! - wrzasnęła Margo, po czym role się odwróciły i to ona okładała Penelope pięściami.
Patrzyłam na ten obrazek wrzeszczących i bijących się dziewczyn i zastanawiałam się, czy pozwolić im się pozabijać, jednak uznałam, że nie chcę mieć na sumieniu dwóch trupów. Poza tym, słyszałam, że zaznania na policji są niezwykle męczące, a jakoś się nie złożyło, abym miała znajomości w tej instytucji. Niewiele myśląc wkroczyłam do akcji, jednak bezskutecznie, ponieważ po chwili któraś z nich wsadziła mi palca w oko, a druga zwyzywała i kazała mi się nie wtrącać.
Cóż - pomyślałam, chowając się w bezpieczne miejsce za kanapą i masując sobie oko – faktycznie nie jestem dobra ani w swataniu ludzi, ani w rozdzielaniu babskich bójek. Jedyne co wychodzi mi perfekcyjne, to beznadziejne kochanie Nialla. I właśnie dlatego wylądowałam tutaj, za kanapą zza której wciąż słyszałam wrzaski i nawet tłuczone szkło, uświadamiając sobie, że wszystkich nas powaliło do reszty.



    - Jutro oficjalnie przestajesz być studentką – Mateusz wyszczerzył się do mnie, po czym wziął łyk piwa. Razem z nim, Joshem i Pen, któa była nieco poobijana, siedzieliśmy na patio, pijąc i rozmawiając. Wszystkim było na to potrzebne, już dawno nie spędzaliśmy tak czasu, a ostatnio wydarzyło się tyle, że grzechem byłoby nie opowiedzieć o tym.
    - Taa - mruknęłam. - Wszystko dzięki tej niezrównoważonej psychicznie Penelope, która oddała mi miejsce w LSE – uśmiechnęłam się do niej, a ona pokazała mi fucka. Wciąż wisi mi dwieście funtów, które musiałam zapłacić w ramach kaucji, aby wyszła na wolność po ataku na personel medyczny. Policja nie postawiła jej zarzutów tylko dlatego, że na komisariacie nakłamałam, że jestem jej opiekunką, a Pen ma schizofrenie i w trakcie terapii u Margo włączył jej się w mózgu nie ten guziczek co trzeba. Widocznie bójka rozwinęła się w zaawansowaną walkę, sądząc po jej posiniaczonych rękach i znacznym braku części włosów.
    - Pamiętacie jak to się zaczęło? Na początku byliśmy tylko my czworo – Josh usadowił się wygodniej w wiklinowym fotelu, kładąc sobie Ala Pacino na kolanach. - Nie uważacie, że mogłoby być tak cały czas?
    - Jasne. Kiedy poznaliśmy chłopaków, zaczęły się same kłopoty – mruknęła Pen, a wszyscy pokiwaliśmy głową w ramach aprobaty.
    - Co racja, to racja. Gdyby nie ta halloweenowa impreza, od której wszystko się zaczęło, może teraz wszystko potoczyłoby się inaczej, niż jest teraz? Może nigdy nie miałabym fundacji i razem z Pen byłybyśmy jednymi z tysiąca szarych studentów, uczących się na pamięć regułki prawa Kirchhoffa? Być może, jednak z drugiej strony, w ciągu tych wszystkich lat, kiedy zaczęła się nasza znajomość z chłopakami, moje życie nigdy wcześniej nie przypominało takiego rollercoastera.
Może i bywało raz lepiej, raz gorzej, w życiu nie chciałabym aby było inaczej. Nawet, jeśli teraz jestem w totalnej żałobie.
    - Jutro koniec studiów, a później podróż życia – Pen stuknęła swoją butelką o moją, po czym, upiła łyk.
    - Jak to? - Mateusz wbił we mnie pytający wzrok. Było mi trochę głupio, że nie powiedziałam mu o tym wcześniej, skoro wiedziałam o tym już parę dni.
    - Wakacje. Ja i Ramos. Dziesięć krajów, trzy miesiące. Pod moją nieobecność Elena zajmie się fundacją, a Pen poszuka sobie zastępczego menedżera – wzruszyłam ramionami.
    - Wow. Czyli ty i on... - zaczął Josh, jednak kiedy posłałam mu groźne spojrzenie, natychmiast umilkł.
    - Jedziemy tylko jako przyjaciele – odparłam rzeczowo, na co Mateusz kaszlnął tak, że dziwnym zbiegiem okoliczności, dało się słyszeć: ta, jasne.
    - Nie podoba mi się ten wyjazd, ale cóż, to twoje życie Mags, nie mam prawa w nie ingerować – powiedział, na co Pen z Joshem przytaknęli. - Ale nie myśl sobie, że się nie wkurzę, kiedy wrócisz i okaże się, że nagle potajemnie wzięliście ślub gdzieś w środkowej Nowej Zelandii – Mateusz skrzyżował ręce. - Naprawdę chciałbym się nawalić na twoim weselu.
Zażenowana pokręciłam głową, jednocześnie wzdrygając się na myśl, że Ramos mógłby być moim... ugh, to słowo nawet nie może przejść mi przez gardło. W życiu nie wyjdę za mąż, poza tym jedynym facetem, z którym mogła bym żyć, był Niall, ale on... cóż, zdecydowanie muszę dostosować się do dzisiejszych rad doktor Margo, zanim zacznę fiksować jak Penelope. Może okaże się, że moja wola wcale nie jest taka słaba.
    - Idę po piwo – powiedziałam, wstając z krzesła. Kiedy wyjmowałam z lodówki kolejny czteropak, jednocześnie przysłuchując się śmiechom dochodzących z patio, poczułam w kieszeni dźwięk mojego telefonu. Pospiesznie wyjęłam go, zastanawiając się, czego może chcieć o tej porze Ramos, jednak kiedy spojrzałam w wyświetlacz, moje serce znów przyspieszyło, widząc od kogo jest przychodzące połączenie. Trzymając telefon w ręku walczyłam ze sobą, gorączkowo zastanawiając się, co robić; z jednej strony cholernie chciałam odebrać, jednak z drugiej strony, czy znów mam ochotę mazać się całą noc i przeżywać? Mam już dosyć bycia niedorobioną, płaczącą życiową pierdołą. Może to właśnie doskonały moment, aby wprowadzić rady Margo w życie? Odpowiadając sobie na to pytanie, westchnęłam, po czym ostatni raz spojrzałam na połączenie od Nialla, nacisnęłam guzik wyciszający. Położyłam telegon na blacie, po czym biorąc czteropak pomaszerowałam dzielnie na patio. Byłam niesamowicie dumna, że oparłam się tej pokusie. Moja podświadomość zapłakana biła mi brawo za moją asertywność. Wiedziałam, że muszę w końcu wziąć się do kupy. Widząc wzrok Penelope, kiedy wchodziłam na patio, utwierdziło się moje przekonanie, że to była dobra decyzja.

I mam nadzieję, że nigdy nie będę tego żałować, pomyślałam, otwierając kolejne piwo i włączając się do rozmowy o naszych najbardziej szalonych przeżyciach, odkąd przybyliśmy do Londynu.

12 komentarzy:

  1. Nie mogę uwierzyć, że dodałaś rozdział! Przez pierwsze kilka sekund ciągle odświerzałam, bo wydawało mi się, że mam jakieś omamy, ale na szczęście nie! Mam nadzieję, że dokończysz tą piękną historię i niedługo dodasz kolejny tak samo wspaniały jak ten rozdział. Chciałabym przeczytać kolejne przeżycia Mags i wiedzieć jak skończy się jej historia.
    Mam nadzieję do następnego xx .

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój boże! Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą i tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że już nas nie opuścisz na tak długi okres :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże tak długo czekałam na kontynuację że aż zaczęłam skakać z radości jak to zobaczyłam. Jak zawsze niesamowity ♡ -Iza

    OdpowiedzUsuń
  4. CO JA PATRZĘ, CO JA PATRZĘ. CZY TO MAGS?
    No aż wręcz nie mogę w to uwierzyć. Myślałam, że śnię jak zobaczyłam, że napisałaś nowy rozdział. Tyle razy wchodziłam na twojego bloga, bo pokochałam tę historię. Później nawet się nie mogłam dostać na tego bloga, co mnie niezwykle zdenerwowało. Ale w końcu jesteś! Cieszę się, że jesteś. A więc tak, rozdział jest dobry, nawet bardzo, ale zdarzało ci się coś lepszego napisać. Zdecydowanie nie podoba mi się zachowanie Mags w tym rozdziale. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mnie denerwowała. Zresztą Penelope później też. Jeszcze ta akcja z lekarką, z którą się pobiła... No, ale nic, jest okej. Miałam nadzieję, że Mags jednak pogada z Niallem, ale nie wszystko zawsze musi iść po mojej myśli. Czekam na jej wycieczkę z Danielem, bo zdecydowanie może być ciekawie! Czekam też z niecierpliwością na kolejny rozdział i liczę, że szybko go dodasz. Pozdrawiam, Weronika :)

    OdpowiedzUsuń
  5. OH MAGS, TY OKROPNA... Tak się cieszę, że Cię widzę! Bałam się, że moja wyobraźnia płata mi figle, ale nie! Moja ulubiona Mags wróciła i znów bloggera podbiła! ( O KURDE, RYMUJE). Po upewnieniu się, że rozdział 18 naprawdę został dodany, udałam się galopem do zakładki ROZDZIAŁY i przeczytałam historię raz jeszcze. Odświeżyłam sobie wszystkie fakty i dodatkowo jestem gotowa przeżywać losy naszej Magdy Milewskiej, mocniej niż dotychczas.
    Mimo, że jestem wściekła na Mags i Pen, jestem również dumna z tej pierwszej. Umiała stać się niezależna, trochę bardziej niż zwykle ;), nie lamentowała i mimo, że ubolewam nad losem jej i Nialla, to myślę, że ich czas na rozmowę jeszcze nadejdzie, a tamten moment nie był właściwy według mnie. Lubię Ramosa, baaaaaardzo, ale nie bardziej od Horana ( SORRY MÓJ HOT PRAWNIKU <3 ) Mam nadzieję, że u Zayna i reszty chłopaków również będzie wszystko w porządku, dodatkowo mam nadzieję, że Suka Sophie przejrzała na oczy i zachowa się chociaż raz honorowo.
    Trzymam kciuki za Nialine! Do następnego i mam nadzieję, że już niedługo!
    PS Brakowało mi Ciebie tutaj, bardzo. Mam nadzieję, ze mój poziom debilizmu nie osiągnął szczytu Mount Everestu i nie wywarłam zbyt złego wrażania! Buziaki xxx

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurwa. O kurwa!
    Nie mogę uwierzyć, że pojawił się kolejny rozdział. Nie widziałam nawet one shotu, bo od dłuższego czasu nie wchodzę na bloggera, ale kuźwa jakbym wiedziała to bym go włączyła od razu. Co ja mam ci napisać? Ja się po prostu cieszę, że wróciłaś. Mam nadzieję, że ten blog dotrwa jakoś do końca, bo jest zbyt zajebisty, żebyś straciła do niego chęć i wenę. Oni muszą być razem. piękny szablon i, mimo że chciałabym się rozpisać to nie umiem, bo brakuje mi słów. Czekam (mam nadzieje) na kolejny <3 <3 <3 <3
    Ps. Piękny szablon

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś nowy rozdział :) Dzięki tobie ten dzień od razu stał się lepszy :-*
    Mam nadzieję że Mags w końcu porozmawia z Niallem. Oni są dla siebie stworzeniu i muszą być razem. Mam nadzieję że teraz jest już wszystko u cb w porządku i skończysz tą historię.
    Pozdrawiam i mocno ściskam ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam pytanie
    Zamierzasz skończyć ta historię??
    Mam nadzieję, że tak, bo to opowiadanie jest świetnie, chyba najlepsze, jakie kiedykolwiek czytałam
    Błagam odpowiedz na to pytanie, daj jakiś znak życia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojezu tyle czekałam!!! Najlepsze opowiadanie jakie czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy będzie nowy rozdział??

    OdpowiedzUsuń
  11. Po prawie trzech miesiącach ale co tam xd
    MAGS KOCHAM CIE DZIEWCZYNO <3 Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak się wkurzyłam kiedy zablokowałam bloga a potem się poryczałam ;-; W każdym bądź razie kiedy pewnego pięknego dnia zobaczyłam że twój blog jest już dostępny co więcej dodałaś nowy rozdział popadłam w stan patologicznej euforii oraz niekontrolowanego zachwytu. Przez ostatni czas czytałam twojego bloga od początku bo po dość sporym kawałku czasu zapomniałam co i jak dziś skończyłam i piszę do ciebie komenyarzyk mając gorącą nadzieję że przeczytasz go :)) Hmmm a więc ja tam i tak shippuje Mags z Danielem :p Niall za bardzo ją krzywdzi, Zayn ma Cailin a Jordan rozwija karierę więc Ramos jest moim namber łan *3* Wgl ciekawa jestem tego co będzie dalej bo zamierzasz pisać dalej prawda? Szczerze mam gdzieś czy dodasz rozdział jutro za rok czy za dziesięć ważne że dodasz i że historia Mags nie skończy się w taki sposób. Troszkę mi przykro że nie dałaś nam żadnej notki ale co mi tam nie będę sie już czepiać >.< Ściskam cieplutko i życzę ci weny i czasu na kolejne rozdziały :**
    (To może głupie ale strasznie zirytował mnie konentarz bad moim -,-)
    Ps pisze z telefonu więc przepraszam za błędy xd
    Ps2 Kocham cie Mags x3
    /ninja

    OdpowiedzUsuń
  12. http://ice-skating-ff.blogspot.com/2015/08/rozdzia-12-drunk.html?m=0 - zapraszam :)

    Świetny!!!! :* :* i dołączam się do pytania: czy zamierzasz skończyć tą historię? :)

    OdpowiedzUsuń