wtorek, 3 grudnia 2013

12. You're so toxic.

Następnego dnia obudziłam się z niemiłosiernym bólem głowy, który przeszywał każdy nerw mojej czaszki. Ignorując chęć zwymiotowania na puchaty dywan z flagą Hiszpanii, niechętnie otworzyłam jedno oko, nie do końca zdając sobie spawy, gdzie tak naprawdę się znajduję. Kolory ścian pokoju, w którym przebywałam, sprawiały, że jeszcze bardziej miałam ochotę zwymiotować wszystkie moje organy. Znów zamknęłam oczy, starając się nie przywoływać do głowy wściekłożółtych ścian i krwisto czerwonych dodatków. Kiedy po kilku głębokich oddechach nieco doszłam do siebie, zaczęło do mnie docierać, co działo się wczorajszej nocy. Barbecue w ogrodzie Rodriguezów przybrało o wiele większy rozmach niż przypuszczałam. Z rozmyślań wyrwał mnie głośny jęk dochodzący z prawej strony. Delikatnie obróciłam głowę w tamtą stronę i w drugim końcu pokoju ujrzałam bezwładnie leżącą Penelope, której tyłek w czerwonych stringach wypinał się w moją stronę.
       - O mój Boże... - usłyszałam. - W życiu nie czułam się gorzej  - jęknęła, ociężale przekręcając się tak, że teraz widziałam jej twarz; z lekka się przeraziłam, kiedy ujrzałam jej okropne sińce pod oczami.
Spojrzałam na nią z miną zbitego psa, próbując poskładać do kupy to, co pozostało mi w pamięci - brat Penelope próbujący mnie poderwać, dziadek Martin, Cailin, która przyszła z Zaynem, tańce z Louisem, pijana Elena... Zaraz, czy Niall też tam był?
Na myśl o swoim chłopaku, momentalnie doszło do mnie, że to własnie dziś, Niall wybiera się do laboratorium oddać próbkę swojego DNA. Witamy w rzeczywistości.
       - Pen - powiedziałam słabo. - Co robiłam wczoraj?
       - Powinnaś raczej spytać, czego nie robiłaś  - prychnęła, a ja natychmiastowo podniosłam się z dywanu. Spojrzałam na nią z otwartą buzią.
       - Co takiego? Boże, Pen, powiedz, że nie zrobiłam czegoś głupiego. - jęknęłam błagalnie, z niecierpliwością oczekując odpowiedzi od przyjaciółki. Ta spojrzała na mnie, i przysunęła się bliżej.
       - Poza tym, że wyznawałaś mojemu dziadkowi miłość jakieś sześćset razy, pokłóciłaś się z Niallem, zebrało ci się na romantyczne spędzenie wieczoru z Zaynem, przez co Cailin postanowiła pojechać do domu i zarzyganiu połowy ogrodu, to wszystko było w porządku - spojrzała na mnie, a ja miałam wrażenie, że wszystkie wnętrzności ponownie podchodzą mi do gardła. O mój Boże, to nie może być prawda.
       - Co? - szepnęłam, czując, że robi mi się słabo. Miałam cholerną nadzieję, że Penelope robi sobie ze mnie żarty.
       - Jesteś idiotką, Mags. Już nigdy nie pozwolę pić ci sherry.
       - Czy ja i Zayn... - zaczęłam przerażona.
       - Och, oprócz tego, że połowę wieczoru spędziliście trzymając się za rączkę, i szepcąc sobie czułe słówka, a Zayn wyglądał jak pies, któremu przywieziono roczny zapas Pedigree, to nic więcej między wami się nie działo - odparła, a ja odetchnęłam z ulgą. Miałam już dość problemów, nie chciałam do tego jeszcze dokładać tego wątku z Zaynem. Boże, rzeczywiście byłam idiotką.
       - Powinnaś przeprosić Cailin. Mówiłam ci, abyś trzymała się z daleka od Zayna. Czy ty kiedykolwiek dasz mu spokój? Ilekroć coś złego dzieje się między tobą a Niallem, zawsze lądujesz w objęciach Malika. Jesteś popierdolona.
      - Powiedziałaś, że Niall to kutas!
      - Czyli jednak coś pamiętasz? Wiem, co mówiłam i nadal tak uważam. Mógł przecież zadzwonić i powiedzieć, że zabiera tą ciężarną ździrę do szpitala, a nie nie odbierać telefonu. Przysięgam, dzwoniłam do niego tyle razy, że zdążyłam nauczyć się formułki, którą nagrał sobie na sekretarce - westchnęła, masując sobie skronie.
      - Pen, on nagrał tylko "Hej, tu Niall, zostaw wiadomość." - spojrzałam na nią pobłażliwie.
      - Nie poprawiaj mnie i nie zmieniaj tematu. Wiesz, co myślę na temat twojej zażyłości z Malikiem - spojrzała na mnie oskarżycielsko.
Wiedziałam, że ma rację. Musiałam coś z tym  zrobić. Przeproszę Cailin i wyjaśnię sobie wszystko z Zaynem. Tylko najpierw wyleczę kaca. I spotkam się z Niallem. I... dlaczego mam wrażenie, że o czymś zapomniałam?
       - Poza tym, skup się teraz na najważniejszej sprawie. Walcz o fundację, a ja i Louis zadbamy o to, aby udowodnić wszystkim, że Sophie Ward kłamie - powiedziała bojowo, po czym wyprostowała się i wlepiła ze mnie wzrok. - A swoją drogą, kiedy spotykasz się z tym całym, skurwiałym prawnikiem? - zapytałam, a ja poczułam, jakby ktoś zrzucił mi cegłówką na głowę. Cholera, wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Nie zważając na ból głowy, w pośpiechu przyczołgałam się do swetra, gdzie miałam telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i spanikowana, momentalnie wstałam. Kurwa.
       - Za godzinę!- krzyknęłam, biegając w koło pokoju, nie bardzo zdając sobie sprawę dlaczego to robię. - Pomóż mi! - wrzasnęłam błagalnie, patrząc na Pen. Ta wstała jak oparzona, po czym ciągnąc mnie za sobą zaprowadziła do łazienki. Minutę później, wygładzałam swoją poplamioną sosem sukienkę, podczas kiedy Penelope, próbowała dojść do ładu z moimi włosami. Kompletnie zapomniałam o spotkaniu z Danielem Ramosem. Znów się zbłaźnię. Już to sobie wyobrażam - on w swoim idealnie skrojonym garniturze od Armaniego czy innego Hugo Bossa, a ja w poplamionej sosem czekoladowym kiecce. Cudownie.
W takim stroju moje szanse na odzyskanie fundacji na pewno będą większe.
Pięć minut później pakowałyśmy się do samochodu. Z racji tego, że wciąż byłam "wczorajsza", z lekkim wahaniem pozwoliłam prowadzić Penelope. Brunetka była najgorszym kierowcą na świecie i w obawie o swoje życie, wolałam z nią wsiadać do samochodu jako pasażer, jedynie w sytuacjach ekstremalnych, jaką niewątpliwie było dzisiaj spotkanie z Ramosem.
       - Ruszaj! - wrzasnęłam, a Pen pospiesznie wcisnęła pedał gazu, tak, że wbiło mnie w fotel. Z przerażeniem obserwowałam jej drogowe wyczyny, i zrozumiałam, że jazda z nią była wielkim błędem, w momencie, kiedy tylko wyjeżdżając z posesji, natychmiast potrąciła kaczkę swoich sąsiadów, która spokojnie spacerowała sobie po dróżce.
Przez całą drogę żarliwie modliłam się, abym dojechała cała, w duchu obiecując sobie, że już nigdy nie wsiądę z tą wariatką do samochodu. Kiedy w końcu znalazłyśmy się w Południowym Londynie, odetchnęłam z ulgą - byłyśmy prawie u celu; szkoda, że nie uświadomiłyśmy sobie, że poniedziałki o te porze są wręcz idealne dla korków. Głośno zaklnęłam, kiedy przy wjeździe do Chelsea, utknęłyśmy w gigantycznym zatorze. Spojrzałam na telefon, uświadamiając sobie, że jestem już spóźniona dobre piętnaście minut. Nie czekając na reakcję Penelope, pospiesznie wysiadłam z samochodu i omijając trąbiące auta, biegiem udałam się na miejsce wyznaczonego spotkania. W głowie wymyślałam już formułki, które choć trochę mnie usprawiedliwią w oczach Daniela Ramosa, jednak nie miałam pojęcia, jak on zareaguje na moje tłumaczenia. Postanowiłam grać na zwłokę; każde wytłumaczenie było lepsze, niż przyznanie się, że wczorajszego wieczoru zalałam się w trupa.
Kiedy byłam bliżej celu, zwolniłam nieco, starając się wyglądać, jakbym spóźnienie się na to cholernie ważne spotkanie miała w planach. Kiedy wyszłam zza rogu Poland Street, już z daleka widziałam sylwetkę blondwłosego mężczyzny w idealnie skrojonym, szarym garniturze. Stał oparty o ściankę przystanku autobusowego, czytając najnowszy numer "OK!". Zdziwiłam się; który facet samoistnie sięgnie bo największe siedlisko wydrukowanych ploteczek? Na pewno musi być z nim coś nie tak. Może jest gejem? Nie miałam czasu się na tym zastanawiać; nim zdążyłam zrobić kolejny krok, wzrok Daniela Ramosa uniósł się ku górze, napotykając moje spojrzenie. Jak najbardziej umiałam, zakryłam plamę na sukience, swoją brązową torbą, po czym z podniesioną głową, udałam się w jego kierunku. Blondyn natychmiast zamknął gazetę i uważnie wpatrywał się we mnie. Kiedy stanęłam naprzeciw niego, na jego twarzy pojawił się nikły uśmieszek. Intensywnie soczysta zieleń jego oczu, rozpraszała mnie za każdym razem, ilekroć spojrzałam w jego twarz. Cholerny prawnik był chyba jednym z najprzystojniejszych kawalerów w Londynie. A może nie jest już kawalerem? Zaraz, on czytał OK!. Na pewno jest gejem.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam jego głos.
       - Chyba nigdy nie przestanie mnie pani zadziwiać. Iście gustowny strój, jak na dzisiejsze spotkanie - powiedział, wolno lustrując moją sylwetkę. Spojrzałam na jego twarz, na której wciąż widniał uśmieszek, i coraz wyżej uniesione brwi, ilekroć jego wzrok kierował się w dół.
Zaczerwieniłam się; kompletnie mnie zatkało. Nie wiedziałam, jak mu odpyskować, przecież jego wypowiedź była niejednoznaczna. Tak czy inaczej postanowiłam być twarda - nie dam się wciągnąć w żadne gierki cholernego prawnika pana Millera. Diabelsko przystojnego prawnika. 
       - Przepraszam za spóźnienie. Miałam, um, małe problemy techniczne - powiedziałam, odgarniając włosy z czoła.  - Możemy przejść do rzeczy?
       - Oczywiście. Zapraszam - dłonią wskazał mi wejście to jednej z restauracji. Nie zaszczycając go spojrzeniem, otworzyłam drzwi, po czym weszłam do środka; dopiero wtedy uświadomiłam sobie, co tak naprawdę znaczyły słowa Daniela na początku. Zdecydowanie mój ubiór w żadnym stopniu nie pasował do okazji. Wnętrze restauracji było niezwykle eleganckie. Miałam wrażenie, że bogato zdobione żyrandole wręcz krzyczą do mnie wyjdź stąd, nie pasujesz tutaj!. Ignorując swoje dziwne myśli i wzrok kelnera, który prowadził nas do stolika, pozwoliłam, aby Daniel odsunął moje krzesło i usiadł naprzeciwko mnie. Onieśmielona, wpatrywałam się w szkarłatny odcień tapety, która kosztowała zapewne więcej niż kupno mojej fundacji. Z zaciekawieniem lustrowałam wzrokiem kolejne szczegóły zarąbiście drogiej restauracji, kątem oka zauważając intensywny wzrok prawnika. Kiedy chrząknięciem znacząco zaakcentował fakt, iż on również znajduje się tutaj ze mną, ośmieliłam się na niego spojrzeć.
       - Może coś zamówimy? Uważam, że sprawy lepiej rozwiązuje się o pełnym żołądku - powiedział, niezwykle mocnym, pewnym głosem.
Bez słowa wzięłam menu leżące przede mną, po czym z wysoko uniesionymi brwiami wodziłam wzrokiem po daniach, które widniały na karcie, a następnie po cenach, które z pewnością przyprawiłyby o zawrót głowy typowego, szarego mieszkańca Londynu. W tym mnie.
Po kilku minutach podszedł do nas kelner chcący odebrać nasze zamówienia.
       - Poproszę wodę - powiedziałam, kątem oka uchwycając zdziwione spojrzenie Daniela.
       - Dla mnie to samo - zwrócił się do kelnera, po czym spojrzał na mnie. - Jesteśmy w najlepszej restauracji w Londynie, a pani zamawia jedynie wodę? - pokręcił z niedowierzaniem głową.
       - Nie lubię przepychu - odparłam, prowokująco patrząc mu w oczy. Blondyn podtrzymywał kontakt wzrokowy, uśmiechając się pod nosem. - Poza tym - kontynuowałam - jestem tu tylko i wyłącznie z powodów zawodowych.
        - Ja również.
Jego uśmiech rozszerzył się, a ja za wszelką cenę próbowałam nie wybuchnąć. Pieprzony dupek, myśli, że dam się wciągnąć w jego gierkę. Co to, to nie. Sprawię, że on nieświadomie wplącze się w moją; ja już mu pokaże, kto będzie rozdawał karty, przez wszystkie nasze następne spotkania. O ile jakiekolwiek jeszcze będą.
       - Głowa wciąż boli? - Ramos spojrzał na mnie uważnie. Poprawiłam się na krześle, zaskoczona jego wypowiedzią. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dodał: - Mam nadzieję, że barbecue się udało. Twitter jest skarbnicą faktów i ciekawostek, szczególnie profil Penelope Rodriguez- jego uśmieszek znów pojawił się na twarzy.
Pieprzona Penelope i jej chęć dzielenia się wszystkim ze światem. Moja chęć zabicia jej była coraz większa.
       - Śledzisz mnie? - zapytałam, patrząc na niego z uniesionymi  brwiami.
       - Po prostu wiem więcej, niż ci się wydaje - odparł, wlepiając we mnie swoje niewiarygodnie piękne, zielone oczy. - Muszę wiedzieć, co się dzieje u moich przeciwników. Na tym polega moja praca.
       - Czyli twoją pracą jest stalkowanie biednych, nieświadomych ludzi, aby potem roztrząsać ich sprawy w sądzie?
       - W rzeczy samej.
Przez następną chwilę zapanowała między nami niezręczna cisza. Podczas, kiedy ja robiłam wszystko, aby na niego nie patrzeć, ten bez żadnego skrępowania wpatrywał się we mnie. Cholera, próbuję mnie rozproszyć. Westchnęłam, po czym spojrzałam na niego. Daniel nadal patrzył się na mnie; dopiero kiedy kelner przyniósł naszą wodę, blondyn przerwał kontakt wzrokowy.
        - Więc - zaczęłam niepewnie, nie bardzo wiedząc, do czego dążę. Nadal trzymał mnie kac. - Jak wygląda sprawa fundacji? Pan Miller już nie zmieni swej decyzji?
Uważnie obserwowałam, jak Daniel bierze do ręki szklankę z wodą, upija z niej łyk, po czym niespiesznie odstawia ją na stolik.
       - Nie sądzę. Gdyby chciał zmienić decyzję, tak po prostu, dziś nie siedzielibyśmy tutaj razem.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, znów usłyszałam głos blondyna:
       - A co, jeśli nie spotkaliśmy się przypadkiem? - spojrzał na mnie uważnie, ze swoim firmowym uśmieszkiem. Opadłam na oparcie krzesła,  uważnie go  obserwując.
      - Uważam, że ty i ja w jednym miejscu to zupełnie czysty przypadek. Poza tym, nie jesteśmy tu na plotach, tylko omawiać bardzo ważną dla mnie sprawę. Więc skończ snuć swoje głupie teorie, Ramos. Przejdźmy do rzeczy.
Z uniesionymi brwiami obserwowałam, jak uśmiech na jego twarzy powiększa się. Ten człowiek zaczynał doprowadzać mnie do szału.
       - Pyskata. Lubię takie - powiedział nazbyt pewnie, co całkowicie mnie rozjuszyło. Wiedziałam, że w tym momencie świadomie wplączę się w jego gierkę, jednak o konsekwencjach pomyślę potem. Cholerny dupek.
      - Takie? Czy osoba, w której to powiedziałeś na pewno jest właściwa? Czytałeś OK!, na pewno jesteś gejem - wypaliłam, i z zadowoleniem zauważyłam, że na moje słowa, źrenice Ramosa rozszerzają się. Trafiłam w czuły punkt; jeden zero dla mnie.
      - Znajomość najnowszych plotek ze świata showbiznesu punktuje w kontaktach z kobietami; to nie ma nic wspólnego z byciem homoseksualistą.
      - Więc robisz to tylko i wyłącznie z czysto egoistycznych pobudek?
Jego jedyną odpowiedzią na moje pytanie był jego intensywny wzrok i figlarny uśmieszek. A jednak. Pieprzony cwaniaczek.
      - Jesteś okropny.
      - Wiem. Ale to właśnie sprawia, że kobiety mnie kochają.
      - I zbyt pewny siebie.
      - A to nie znaczy, że cię onieśmielam.
      - Dość - przerwałam, uświadamiając sobie, na jak bardzo niewłaściwy tor zeszła nasza rozmowa.  - Porozmawiajmy o sprawie Trekstock. W końcu po to tutaj przyszliśmy.
Daniel spojrzał na mnie spod swoich ciemnych rzęs, opierając splecione dłonie na stole. Po chwili poruszył się i sięgnął do swojej teczki, wyjmując z niej plik dokumentów.
       - Proszę - podał mi je. - Tu jest pozew, a tu - wskazał na drugi dokument - dokument notarialny potwierdzający realną wartość budynku. Jak widzisz, cena, po której nabyłaś lokal, była zdecydowanie za niska - kontynuował, podczas gdy ja studiowałam jedną z kartek.
       - Myślałam, że pięćset pięćdziesiąt tysięcy funtów za taki lokal to wystarczająca kwota - mruknęłam, nadal wpatrując się w dokument.
       - Pięćset pięćdziesiąt tysięcy? - prawnik wyprostował się na krześle. - Miller mówił, że na jego konto wpłynęło jedynie dwieście piętnaście tysięcy. To dlatego zdecydował się na pozew.
Natychmiast spojrzałam na niego. Na jego twarzy po raz pierwszy widziałam zdezorientowanie.
       - To niemożliwe. Przecież pieniądze wpłacałyśmy od razu po otrzymaniu aktu od wnuczki Millera. Jak to się stało? Trzysta trzydzieści pięć tysięcy jakimś kurewsko magicznym sposobem zniknęły z jego konta? Co to wszystko ma znaczyć? - nie panowałam już nad sobą. Miałam w dupie to, co Ramos o mnie pomyśli. W tamtym momencie, jedyne o czym myślałam, to o nożu leżącym tuż obok talerza, zastanawiając się, czy jest wystarczająco ostry, aby za jednym razem przeciąć klatkę piersiową i wyjąć z siebie wszystkie wnętrzności. Chyba tylko to mi zostaje.
        - To znaczy, że masz kurewsko wielki problem - odparł Daniel. - Słuchaj, może nie powinienem tego robić, ale pieprzyć to. Pomogę ci. Postaram się wyciągnąć od Millera wyciągi bankowe z ostatnich kilku tygodni, a ty na następne spotkanie przynieś akt, który dostałaś od jego wnuczki.
       - Nie chcę twojej pomocy - odpowiedziałam natychmiastowo.  - To niedorzeczne, abyś pomagał wrogowi.
       - Lubię łamać zasady.
       - Nie w tym wypadku.
Czując, że rozmowa znów schodzi na inny temat, wstałam, powoli zbierając się do wyjścia. Ramos natychmiast podążył za mną i w kompletnej ciszy wyszliśmy na zewnątrz. Dzisiejsza pogoda w żadnym stopniu nie przypominała tej typowo londyńskiej. Całe miasto skąpane było w słońcu, a temperatura tego dnia, była wyższa niż w niejednym tropikalnym państewku.
W upajaniu się piękną pogodą przeszkodził mi blondyn, który stając naprzeciwko mnie, skutecznie zasłonił mi słońce.
       - Jeżeli zmienisz zdanie, zadzwoń - podał mi kremową wizytówkę, po czym spojrzał mi w oczy. Słońce i jasność na dworze, sprawiała, że zieleń jego oczu była jeszcze bardziej uwydatniona. Cholera, on miał naprawdę piękne oczy.  - Do zobaczenia, Mags - dodał, po czym oddalił się w stronę parkingu.
Spojrzałam na mały, prostokątny kartonik, na którym widniała, prosta, czarna czcionka. Daniel Ramos był niezaprzeczalnie najprzystojniejszym dupkiem, jakiego miałam okazję poznać w życiu, jednak nie zmieniało to faktu, że był moim przeciwnikiem. Z drugiej strony, ten typ strasznie mnie intrygował i tłumiłam w sobie chęć skorzystania z jego pomocy. Biłam się z myślami, jednak wiedziałam, że teraz miałam ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmyślanie o Ramosie - na przykład rozmowa z Zaynem, spotkanie z Niallem... Obie sprawy przyprawiały mnie o ucisk w żołądku. Znów zachowywałam się jak gówniara, znów nie wiedziałam czego tak naprawdę chcę; wiedziałam jedynie, że znów naważyłam sobie niewiarygodnie dużo piwa, które musiałam sama wypić. A wciąż miałam kaca.
Odwróciłam się i udałam się w kierunku stacji metra. Idąc chodnikiem nagle zauważyłam dziewczynę, która przykuła moją uwagę - jej długie nogi, które uwydatniały króciutkie szorty, luźna koszulka w paski, i niedbały, blond kok na głowie, sprawiały, że wiedziałam, że już ją widziałam. Miałam stuprocentową pewność, kiedy dziewczyna zdjęła swoje przeciwsłoneczne okulary, kiedy pochylała się nad swoim pieskiem, któremu własnie zapinała smycz. Niewiele zastanawiając się, przyspieszyłam kroku, idąc w jej stronę.
       - Hej, Cailin! - blondynka uniosła głowę, zdziwiona moją obecnością. Po chwili wyprostowała się i spojrzała na mnie.
       - Cześć - ton jej głosu był nadzwyczaj chłodny. Nie dziwiłam się - na jej miejscu przywaliłabym sobie w pysk.  - Jak impreza? Słyszałam, że dobrze się bawiliście.
       - Taaak - odparłam. - Słuchaj, chciałam cię przeprosić...
       - Daj spokój - przerwała mi, poprawiając swoją torbę na ramieniu. - Wiem, że kiedyś ciebie i Zayna coś łączyło. Naprawdę go lubię, ale chcę, żeby był szczęśliwy, skoro on nie czuje do mnie tego, co ja czuję do niego. - Nie miałam pojęcia, do czego dąży. - Zastanów się, czego chcesz i przestań robić mu nadzieję, Mags. Jesteście przecież przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. I postaraj się uświadomić mu to w końcu. - dodała. Zrobiło mi się głupio, poczułam się jak ostatnia zołza. Ona naprawdę coś do niego czuła, a ja znów weszłam w życie Malika, kolejny raz je komplikując. Spojrzałam na Cailin, kiwając głową.
      - Przepraszam - powiedziałam, wkładając w to słowo całe pokłady szczerości, jakie w sobie miałam. Blondynka uśmiechnęła się blado.
      - Nie przepraszaj. Po prostu pozwól mu w końcu ruszyć do przodu - odparła. - A teraz przepraszam, muszę już iść. Do zobaczenia - posłała mi uśmiech, po czym wyminęła mnie. Obejrzałam się za nią, po czym udałam się w swoim kierunku. Cholera, ona była taka mądra! Zazdrościłam jej takich pokładów spokoju. Przysięgłam sobie, że zrobię wszystko, aby Zailin nie była tylko wytworem mojej wyobraźni. Z drugiej strony, czy znów mam ochotę bawić się w swatkę? Wszyscy wiedzą, że jestem w tym totalnie beznadziejna.
Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu.
        - Pamiętasz o dzisiejszej wizycie w klinice? - usłyszałam głos Nialla. Żadnego powitania.
        - Tak. Co...
        -  Świetnie, w takim razie będę u ciebie za godzinę - oparł, po czym rozłączył się.
Schowałam telefon do torby, po czym przyspieszyłam kroku. Do listy rzeczy, które spieprzyłam w ostatnich dniach, powinnam dodać punkt o kłótni z Niallem. Świetnie, czy mogło być jeszcze gorzej?


Godzinę później siedziałam w samochodzie obok Nialla. Przez większość czasu milczeliśmy, wsłuchując się w jedną z balladek McFly, która właśnie leciała w radiu. Starałam się zachowywać spokój, jednak przychodziło mi to z trudem. W końcu nie wytrzymałam.
       - Przepraszam - powiedziałam cicho.
       - Dlaczego mi to robisz? Doskonale wiesz, że oboje przechodzimy ciężki okres i cholernie cię potrzebuję w takich momentach. Dlatego proszę, puśćmy wczorajszy wieczór w zapomnienie i po prostu bądź ze mną tutaj, teraz.
Kiwnęłam głową, po czym położyłam swoją dłoń na jego udzie. Niall nakrył ją swoją, nie odrywając wzroku od jezdni. Zdałam sobie sprawę, że pomimo tego, iż nie miałam zamiaru tolerować Sophie, byłam wplątana w to wszystko tylko i wyłącznie z jego powodu. A myśl, że chcę w tym wszystkim brać udział, oddalała się ode mnie coraz bardziej.
Po kilku minutach znaleźliśmy się w klinice. Na jednym z beżowych korytarzy czekała już na nas Sophie i... Zayn. Uścisk w moim żołądku zacieśnił się; spojrzałam pytająco na Nialla.
       - Musiał tu przyjść, przecież on nas tu umówił.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Niall w strusim tempie podbiegł do brunetki.
       - Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
Dziewczyna kiwnęła głową. Spojrzała na mnie uśmiechając się blado. Mruknęłam niezrozumiałe "cześć", po czym wpatrywałam się w Nialla, który traktował swoją byłą, ciężarną dziewczynę, jak najdelikatniejszą istotę na ziemi. Niewiele myśląc, opadłam na plastikowe krzesło tuż obok Zayna. Ten spojrzał na mnie.
       - Musimy pogadać - szepnął, a ja automatycznie kiwnęłam głową. Jeżeli mieliśmy sobie cokolwiek wyjaśniać, lepiej właśnie tutaj, w miejscu neutralnym, którym było laboratorium. Czas zacząć ogarniać swoje życie, nie mogę non stop być chodzącą papką.
Po kilku minutach zza drzwi wyszedł facet w białym kitlu, niosący koszyczek w wypełnionymi próbówkami. Zayn automatycznie podniósł się z krzesła, witając się z nim. Mężczyzna kazał nam poczekać jeszcze chwilę. Kiedy wrócił, zaprosił do gabinetu Zayna i Sophie. Odprowadziłam ich wzrokiem, po czym spojrzałam na Nialla, który właśnie przeglądał ulotki dotyczące zdrowych właściwości szpinaku. Zabolało mnie to, że nawet do mnie nie podszedł. Wyglądaliśmy jak dwójka zupełnie obcych dla siebie ludzi. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie byliśmy tak blisko siebie i jednocześnie tak daleko. To boleśnie dawało mi do zrozumienia, że być może to początek końca. Bezpowrotnego.

Po kilku sekundach Zayn wyszedł zza drzwi, podchodząc do Nialla.
       - Załatwione. Wyniki dostaniesz pod koniec dnia. A teraz idź tam - powiedział.
       - Jak to zrobiłeś? Przecież na takie wyniki czeka się z miesiąc!
       - Zapłaciłem mu.
Niall spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym obdarzył go uciskiem i wszedł do gabinetu. Zayn podszedł do mnie, po czym usiadł na swoim poprzednim miejscu.
        - Słuchaj, cały dzień rozmyślałem na ten temat i w końcu do mnie dotarło... To, co działo się wczoraj, zostaje między nami,ok? Byliśmy pijani, dobrze wiemy, że na trzeźwo, żadna ze wczorajszych sytuacji nie miała by miejsca - dodał. - Naprawdę zależy mi na Cailin... na tobie... i nie chcę, aby nasza przyjaźń ucierpiała. Straciłem cię na półtora roku, nie chcę tego znów. Kocham cię i wiedz, że jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
Niewiele myśląc przyciągnęłam go do siebie i mocno przytuliłam.
         - Zawsze możesz na mnie liczyć, Zayn - powiedziałam cicho, czując, że zbiera mi się na płacz. Podczas gdy Niall zajmował się czym innym, Malik poświęcał mi swój czas, wspierał mnie i nie pozwalał załamywać się bardziej, niż to możliwe. Siedząc w jego objęciach i wdychając zapach jego perfum, mój mózg odważył się pomyśleć, że może wtedy, półtora roku wcześniej powinnam była dokonać innego wyboru niż ten, przez który miałam teraz więcej zmartwień niż kiedykolwiek. Teraz, kiedy Zayn Malik dał mi do zrozumienia, że między nami nie ma już nic oprócz przyjacielskiej miłości, naprawdę zaczęłam czuć, że moje miłosne wybory sprzed półtora roku były całkowicie nietrafione. A ja już nie mogłam nic z tym zrobić. W końcu dostałam nauczkę.


Kiedy znalazłam się w Ealing, był już popołudnie. Niall po dość czułym, jak na ostatnie dni, pożegnaniu, odwiózł Sophie to jej mieszkania, a ja zadzwoniłam po Penelope, czując, że jej głupie gadanie jest jedyną rzeczą, która pozwoli mi zapomnieć o dzisiejszym dniu. I jak zwykle, nie myliłam się - gadanina mojej przyjaciółki o tym, jak wczorajszego wieczoru widziała Elenę całującą się z Louisem w ogrodowej altanie skutecznie zajęła moje myśli. Musiałam przyznać, że nie miałam pojęcia, co się działo wczorajszego wieczoru wśród moich znajomych, a z tego, co opowiadała mi Pen, to wymagało porządnej herbaty i kilku godzin do przegadania. Stojąc przed furtką domu, obie poczułyśmy charakterystyczny zapach kadzidełka drzewa sandałowego. Spojrzałyśmy na siebie zaniepokojone.
        - Zjarali się drzewem sandałowym? Ostro - Pen pokręciła z niedowierzaniem głową.
Bez słowa podbiegłam do drzwi, zastanawiając się, co takiego zastanę. Od momentu zerwania z Pen, Mateusz wpadał na coraz dziwniejsze pomysły radzenia sobie z tą sytuacją. A Josh, jako wierny przyjaciel, totalnie mu w tym pomagał.
Kiedy odważyłam się otworzyć drzwi, ze środka wydostały się kłęby dymu, a do uszu dobiegła mnie dziwna, indyjska muzyka. Razem z Penelope weszłyśmy do salonu, gdzie dym dosłownie kuł w płuca, a muzyka była głośniejsza. Z salonu zniknęło większość mebli, a te które zostały, były przykryte kolorowymi, satynowymi płachtami. Na środku salonu po turecku siedział Mateusz i Josh, z zamkniętymi oczami, medytując. Spojrzałam na zszokowaną Pen, która niczym zahipnotyzowana wpatrywała się w to, co właśnie wyprawiał mój kuzyn. Ich dziwne medytacje nie zrobiły na mnie największego wrażenia; dopiero kiedy ujrzałam, w co ubrani są chłopcy, udzielił mi się szok Penelope. Mateusz miał na sobie dziwne, pomarańczowe, luźne spodnie i tunikę w takim samym kolorze. Josh natomiast miał na sobie damskie sari. Obaj mieli na środku czoła czerwone kropki. To dostatecznie sprawiło, że stałam z doszczętnie rozdziawioną buzią. Po kilku chwilach faceci zauważyli nas, wolno wstając z podłogi.
       - Namastei, dziewczęta - Josh ukłonił się nisko, a Penelope ryknęła śmiechem. Spojrzałam na ich komiczne ciuchy, rodem z hinduskiego filmu, po czym dołączyłam do mojej przyjaciółki. Czy ja właśnie trafiłam na plan Czasem słońce, czasem deszcz? Kiedy tylko przestawałyśmy się śmiać, wystarczyło jedno spojrzenie na ich idiotyczne kropki między oczami, aby znów wybuchnąć śmiechem. Kiedy po kilku minutach udało nam się doprowadzić do stanu, w którym nie płakałyśmy ze śmiechu, Penelope wzięła parę głębokich oddechów, aby dojść do ładu ze sobą.
       - Przepraszam, czy was popierdoliło? - spytała, po czym znów się zaśmiała.
       - Najświętszy budda nie toleruje przekleństw - powiedział Josh, ponownie siadając na swoim dywaniku.
       - Co? - uniosłam wysoko brwi. Mateusz podszedł do mnie, przykładając swojego kciuka do mojego czoła.
       - Od dziś jestem buddystą. To jedyne wyjście, aby osiągnąć wewnętrzny spokój. Czuję, że moja nirvana jest blisko - odparł Mateusz, a ja uporczywie walczyłam z tym, aby nie zacząć się śmiać. Nirvana? O czym on mówi!? Każdy jego następny pomysł jest coraz gorszy. Już zaczęłam się bać, co wymyśli jutro.
        - Nirvana? Jak blisko!? Są w Londynie!? O mój Boże, Mags, koniecznie musimy iść na ich koncert! - wrzasnęła Pen, a ja spojrzałam na nią, zastanawiając się, czy ona naprawdę jest tak głupia, czy tylko udaje. Po chwili przeniosłam wzrok na Mateusza, który znów uraczył nas swoim głębokim głosem.
        - Pomedytujcie z nami, proszę. Jutro razem z Joshem wylatujemy do Tybetu.
        - Co? - razem z Pen spojrzałyśmy na niego. Ten nie zważając na nasze miny, kontynuował.
       - Potrzebujemy zmiany. Lecimy na parę dni do klasztoru. Będziemy medytować, synchronizować się z naturą, uczyć się, jak bardziej kochać świat...
       - Synchronizować z naturą?! - Pen spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Najpierw zsynchronizuj swój mózg! Nigdzie nie jedziesz, nie pozwalam ci! - wrzasnęła, rzucając się na niego. Ten postawił ją do pionu i odsunął od siebie na długość jego ramienia.
       - Nie krzycz, Penelope. Oddychaj... Właśnie tak... Usiądź, pomedytujmy... - mówił do niej spokojnie, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy ten koleś w pomarańczowych lumpach, to na pewno członek mojej rodziny. Po kilku minutach zauważyłam jak klatka Pen miarowo unosi się i opada, po czym odwraca się od Mateusza i podchodzi do mnie.
        - Ta medytacja to wcale nie taki głupi pomysł. No co się tak patrzysz, przebieraj się w dresy, i tak nie mamy co robić powiedziała, całkowicie ignorując fakt, że patrzę na nią jak na wariatkę. - Idę do samochodu, gdzieś tam mam spodnie do jogi - powiedziała, po czym natychmiastowo wybiegła z domu.
Stałam w swoim domu w Ealing, w kłębach dymu drzewa sandałowego, w uszach rozbrzmiewała mi hinduska muzyka, a moi przyjaciele wyglądają niczym wyjęci z bollywoodzkiej produkcji filmowej. Czy wszystko ze mną w porządku? Czy na pewno trafiłam do dobrego domu?
Mimo tego że uważałam ten cały chaos za najbardziej popieprzoną  rzecz, która przytrafiła mi się dzisiejszego dnia, postanowiłam dołączyć się do szajki tych popaprańców. Penelope miała racje, tak nie miałam co robić, a wszystko inne było lepsze, niż rozmyślanie o moim gównianym życiu; kto wie, może byłam jeszcze gorzej porąbana niż Josh, Mateusz i Penelope?
Pospiesznie udałam się na górę, aby przebrać swoje ciuchy, by po chwili siedzieć w salonie z pozostałą trójką, praktykując coś na kształt medytacji. O dziwo Pen miała rację - to faktycznie trochę podziałało. Może też powinnam wyjechać do jakiegoś Tybetu, aby zsynchronizować się z naturą? Buddyzm to faktycznie fajna religia.
Wieczorem faceci na chwilę porzucili swoje medytację, na rzecz drinka na patio. We czwórkę siedzieliśmy na wiklinowych fotelach, podczas kiedy chłopaki zażarcie dyskutowali z Pen o buddyzmie. Przysłuchiwałam się tej rozmowie, w rękach obracając telefon i zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Nialla. Kiedy już wybierałam jego numer, zauważyłam, że w kuchni ktoś zapala światło i po chwili w drzwiach patio stanął mój chłopak, w ręku trzymający białą kopertę. Wszyscy, widząc poważną minę blondyna, zamilkli i w wyczekiwaniu spoglądali na niego. Ten wbił we mnie swoje błękitne tęczówki. Koperta wciąż był zamknięta. Zdałam sobie sprawę, że ten kawałek papieru znajdujący się w środku jest odpowiedzią na dalszą przyszłość.
Przyszłość nie tylko Nialla, ale również każdego z naszych przyjaciół. Świadomość tego, co kryło w sobie wnętrze koperty, którą blondyn położył na stoliku, była bardziej przerażająca niż niejeden horror. A żadne z nas nie było gotowe, aby się z tym zmierzyć. I nikt nie miał odwagi sięgnąć po ten cholerny, biały prostokąt, który wciąż niewinnie leżał na stole.
W końcu nie wytrzymałam napięcia. Ostrożnie sięgnęłam po kopertę, po czym rozerwałam jeden z rogów. Serce waliło mi coraz mocniej, kiedy czytałam każdą następną linijkę. Po chwili odłożyłam kartkę tam, gdzie leżała przed kilkoma sekundami. Siedziałam nieruchomo, wpatrując się w Nialla, który miał minę, jakby miał się zaraz rozpłakać. Moim ciałem targały różne emocje - wszystko skumulowało się w jeden, wielki chaos. I znów nie potrafiłam sobie z tym poradzić.
Ja już wiedziałam. Wszystko już wiedziałam.
       - I co?  - spytała zaniepokojona Penelope. - No mów! - ponagliła mnie.
Wzięłam głęboki oddech.
       - To...


__________________________________________________________
Rozdział nie jest najwyższych lotów, ale mam nadzieję, że podobał się Wam choć trochę :)
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału w weekend, ale naprawdę nie miałam czasu :<
W następnym rozdziale będę miała dla Was niespodziankę, tyle na razie mogę powiedzieć :)
Do zobaczenia już nie długo, kocham Was xxx

41 komentarzy:

  1. Jak mogłaś przerwać w takim momencie! No jak?
    Tak nie można! Zabije cie normalnie cie zabije!
    A tak po za tym to rozdział świetny!
    I love it!
    Czekam na nexta! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam przerwać w takim momencie! :D Dzięki :* Nowy prawdopodobnie dziś :)

      Usuń
  2. O nie, ja Ciebie chyba zabije. Jak mogłaś przerwać w tym momencie?! Przecież miało być już wiadomo czy to jego dziecko czy nie. Dlaczego ja mam takie złe przeczucia, że to dziecko Nialla? Najbardziej podobał mi się ten moment z Mateuszem i Joshem, hhaha. Nigdy się tak nie śmiałam :D Pozdrawiam, Weronika x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam przerwać, trochę napięcia nie zaszkodzi :) Wszystko się wyjaśniło w nowym rozdziale :>
      Pozdrawiam x

      Usuń
  3. Jak? Nie masz uczuć! Nie przerywa się w takich momentach :(
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA dlaczego to zrobiłaś?
    Dobra koniec z tym dramatyzowaniem :D
    Rozdział jest jak zwykle świetny <3
    Tak skończyłam to czytać i tak nagle naszła mnie myśl,że to może być także dziecko Zayna....
    Rany jak bardzo kocham czyta c tego bloga <3 <3 <3
    Mam wielką nadzieję ,że jeszcze poukłada się tak na 100% miedzy Mad i Niallem *.*
    Ale o tym buddyzmie to miałaś serio wspaniały pomysł :D
    Po jaką cholerę ona się w********ła się z tym dzieckiem? Po co ja się pytam?
    No to ten :D
    Kocham tego bloga <3 <3 <3
    Czekam na następny rodział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bezuczuciowym potworem ;<
      Dziekuję, Jezu, nawet nie masz pojęcia jak się uśmiecham, kiedy czytam Twój komentarz :D
      To czy się poukłada czy nie, to wszystko się wyjaśni pod koniec opowiadania, mam nadzieję, że wytrwasz :D
      Pozdrawiam, ściskam i całuję <3

      Usuń
  4. Mam do was pytanie ostatnio czytalam bloga, tylko zapomnialam nazwy. Streszcze wam opis. Mlodej dziewczynie umiera ojciec, kuratorka szuka jej rodziny okazuje się ze jej wujkiem jest Louis Tomlinson, mlodszy brat jej ojca. Dziewczyna przeprowadza się do niego. Okazuje się ze przyjacielem jej wujka jest Zayn. Jej byly chlopak. Opowiesc pelna ciekawych zdarzen, zagadek i milosci. Proszę jeśli ktoras z was go czytala pomozcie. Dzięki. / Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, nie mam pojęcia.
      A co sądzisz o moim opowiadaniu? :)

      Usuń
  5. Jak mogłaś przerwać w tym momencie ? ;<
    Rozdział zajebisty jak zawsze ;D
    Po prostu fragment z Mateuszem i Joshem mnie rozwalił :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam tak zrobić! :<
      hahaha, Matty i Josh to już styl życia, aż boję się pomyśleć, co ta dwójka jeszcze wymyśli :D

      Usuń
  6. Nienawidzę cię.
    Dlaczego skończyłaś pisać akurat TERAZ?!?!?!?!?!?!?!
    UMARZYJ

    OdpowiedzUsuń
  7. gdzie Budda nie może, tam Mags pośle. ^^ pozwolę sobie zacząć dziś od nawiązania do końcowej części rozdziału, a dokładnie od momentu w którym do moich nozdrzy przedarł się zapach tego trampkowego drzewa, a w głowie nie wiedzieć czemu zagrało little black dress, które jest moją pieśnią na kolejną porę roku, mimo, iż do buddyjskiego wyciszenia zajebiście daleko tej piosence. :D jestem na absolutnym haju, gdzieś na końcu świata i jest mi ciepło. i przyjemnie. podczas czytania ta scena wyjątkowo wyraźnie zmaterializowała mi się przed oczami, byłam o krok od dołączenia do tych dziadów odprawianych na środku pokoju. normalnie krok od reinkarnacji, nowe wcielenia na wyciągnięcie ręki. ^^
    cholera, jesteś genialną wizjonerką Mags, absolutne zazdro tego, co siedzi Ci w głowie. chętnie bym tam zamieszkała i podkradła Ci parę pomysłów. tę scenę będę chyba przeżywać do końca roku i chrzanić tę końcówkę, której tak naprawdę się spodziewałam, że zostawisz nas w samym centrum problemu, cóż, same sobie wymyślcie co powie, a mnie aż wykręca z piekielnej ciekawości. :D
    powracając do początku, pokój biednej kaczce. +
    nie ma to jak biznesowe spotkania i pozostałość smaku sherry w ustach. kompletne szaleństwo. na pierwszy plan wysuwa się Daniel Idealny Ramos, którego nazwisko kojarzy mi się chyba z jakimś bogiem, więc wszystko jest na swoim miejscu. trochę zdradliwy charakterek, nie wiadomo czy spodziewać się pożądania w oczach i seksu w windzie, a może tylko formalnego spotkania z kijem stojącym w przełyku. muszę mówić, którą opcję bardziej preferuję?
    spotkanie Callin w niezbyt miłej atmosferze. Zayn, jesteś cholerną kością niezgody, zrób Ty człowieku chociaż raz coś dobrego.
    nie ogarniam tej pogłębiającej się przepaści uczuciowej między Niallem a Mags. Ty nam jakiegoś numeru nie wykręć przed świętami z tym niby horanowym dzieciakiem, bo przysięgam na Tybetańskie Koło Życia (hej, Twoje opowiadanie zmusza do pozyskiwania wiedzy!), że nie przystroję w tym roku choinki. :< tu powinny już pojawiać się bombki, czerwone wstążki przepasające ogromne prezenty, powinny być pierożki, śnieg w spray'u i kolędy puszczane z kaset, kocyk w kratę, kominek i dużo miłości, od której elektryzują się włosy. chcę to tu i teraz, w innym wypadku mój świat runie.
    wycofuję powyższe zdanie o Maliku, w końcu wyłożył kasę na badania, których wyniki oczekuje blogowy świat. ciekawe komu w udziale przypadnie zmiana pieluch i szukanie po omacku smoczka.
    czytając sobie jeszcze raz zdanie po zdanku, dochodzę do momentu Ujaranej Drużyny. to taki buddyzm w anielskim wydaniu, zakręcony kilka razy na diabelskim młynie i zalany hektolitrami alkoholu, który jest chyba nieodłącznym elementem każdego odcinka. ^^ muszę rozważyć urządzenia takiego kącika relaksacyjnego w akademikowym świecie, ciekawa jestem kto odważyłby się dzielić ze mną pokój po takim wyczynie. ^^
    żegnam się z kadzidełkami wychodzącymi z uszu, kwiatami lotosu wpiętymi we włosy, cocteau twins w tle i w postawie medytującej oczekuję następnego odcinka.
    namaste.

    ps: jako duchowego przewodnika w tym całym buddyjskim amoku wybieram Pen. może obie odrodzimy się jako dwa kwiatki w tej samej doniczce, a wtedy ja poprzez korzonki podkradnę jej tę część osobowości, którą tak wielbię. robisz mi wodę z mózgu, Mags. xD
    ps2: aha, i czekam na jakąś namiastkę Stylesa. gdzie on do jasnej cholery jest? podczas jogi zarzucił nogę na kark i nikt o tym nie wie?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Little black dress, bardziej przywołuje mi na myśl chłopców wystylizowanych na Axla Rose, ale jako nowy hymn buddyzmy, też może być; słyszałam, że Dalajlama ustawił sobie ten kawałek jako dzwonek :D
      okej, chętnie zamienię pomysły na Twój genialny styl pisania!
      Mrau, sama chętnie przeleciałabym Ramosa w windzie, toż to Bóg w ludzkim wydaniu! Ojej, nie pozwolę, aby święta zginęły! Mags nie dopuści do tego!
      "wycofuję powyższe zdanie o Maliku, w końcu wyłożył kasę na badania, których wyniki oczekuje blogowy świat." - o mój Boże, najlepsze zdanie, jakie kiedykolwiek przeczytałam. :D Odcinek bez alkoholu to odcinek stracony - chyba tak właśnie brzmi główny slogan mojego opowiadania :D z bólem serca muszę Ci powiedzieć, że niestety nie zostałybyśmy dobrymi kompankami w akademiku, myślę, że moje życiowe usposobienie zgorszyłoby Cię totalnie ;< xD
      Styles już jest! Co prawda połamany, ale w swojej własnej rezydencji bawi się na babskim piżama party! :D
      Żegnam Cię, moja ukochana kobieto, owacjami na stojąco, pokłonem od królowej Elżbiety i błogosławieństwem papieża. Jesteś cudowna, pamiętaj!

      Usuń
  8. Nigdy Ci tego nie wybaczę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak można zakończyć rozdział w takim momencie? Ale i tak mega. :))

    OdpowiedzUsuń
  10. Poważnie ?! W takim momencie ?! Mam złe orseczi które próbuje od siebie odgonić. Jeśli Niall'er bedzie ojcem to bedzie chyba totalna załamla. Cóż pozostaje tylko czekać na następny i do czasu dodania kolejnego modlić się żeby nic głupiego nie strzeliło ci do głowy. Apropo tego całego durnego prawnika od siedmiu boleści to jak czytam momenty z nim mam ochotę strzelić mu w jego zrozumiałą gębę. Widzę że wnuczka pana Millera najprawdopodobniej coś pokręciła... życzę weny kochana i błagam przemyśl 5 razy kolejny rozdział zanim dodasz go tutaj bo Nialler nie może mieć dziecka to by oznaczało koniec jego związku z Mags ! To mi się w głowie nie mieści normalnie xD / Lulu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam najmocniej piszę na telefonie i przekręcił mi się jeden wyraz zamiast orseczi powinno byc przeczucia / Lulu

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że nowy rozdział wszystko Ci wyjaśni i nie będziesz już miała żadnych przeczuć :) Przemyślałam pięć razy i nawet więcej! Mam nadzieję, że nie rozczaruję Cię nowym rozdziałem!
      + nie przepraszaj, każdemu się zdarza :)
      Pozdrawiam x

      Usuń
  11. Ale zawirowania xD Zayn troszczy sie o Mags, która na domiar złego oprócz kłopotów z tym dzieckiem Nialla ma problemy z fundacja, gdzieś zniknely jej pieniądze, a facet, którego nie zna chce jej pomoc, mimo ze pracuje dla właściciela apartamentu, który kupila... No nie... Trochę się pokićkało :P ale rozdzial extra, ciekawe co będzie z tymi wynikami badan ;)
    Buziaczki^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg, widzę, że ktoś w końcu nadąża za tym, co się tutaj dzieje :D Drama godni dramę xD
      Wyniki już są, mam nadzieję, że Cię nie rozczaruję :)
      Buziaki! :*

      Usuń
  12. Rozdział świetny! :)
    Kocham to opowiadanie i kocham sposób w jaki je piszesz. ;)
    Kurczę, ja nadal mam taką cichą nadzieję,że Mags będzie z Zaynem. xd
    Dobra,może i są z Niallem fajną parą,ale zdecydowanie wolę połączenie,które napisałam powyżej. ;)
    Mam nadzieje,że ta laska oszukała Nialla i to nie on będzie ojcem. :x
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Jeszcze nic nie wiadomo z kim będzie Mags, ma wiele opcji xd może zrobię demokratyczne głosowanie z kim ma być Mags? Czytelnicy zawsze wiedzą lepiej :D
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! xx

      Usuń
  13. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA jak mołaś przerwać w takim momencie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! o matko ile emocji w jednym rozdziale! Tak strasznie kocham tego bloga <3 13 będzie przełomowym rozdziałem! wszyscy czekamy na wyjaśnienia... błagam...
    Kocham, pozdrawiam/Add :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MUSIAŁAM PRZERWAĆ, WIĘKSZA DRAMA, A CO ;<
      Mam nadzieję, że nie zawiodłam Cię nowym rozdziałem!
      Kocham Cię, słonko i pozdrawiam :*

      Usuń
  14. oooooooooooo kurcze :O wiedziałam że przerwiesz w tym momencie :p kiedy możemy spodziewać się następnego rozdziału? :) też myśle że 13 będzie przełomowa :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 13 już jest, co prawda trochę długo trzeba było na nią czekać, ale rozdział jest baaardzo długi :) :*

      Usuń
  15. Boże.... piszesz nisamowicie... ;)
    Zakochałam się przez ciebie w Zayn'ie wiesz? On musi być z Magdą... stworzyłaś z nich idealną parę. Załamie sie jak bedzie z Niallem...
    kiedy rozdział? Pozdrawiam Lyssa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zayn jest cudowny <3 o tym, z kim będzie Mags, prawdopodobnie zdecydujecie wy :D
      Rozdział już jest :) pozdrawiam :*

      Usuń
  16. Super rozdział :* WYNIKI !!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Jeah ! Zajebisty :o Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  18. CZEKAM NA 13 <3 mam nadzieje ,że szczęśliwą NIALL AND MAGS FOREVER

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. już jest! to zależy dla kogo będzie ona szczęśliwa :)

      Usuń
  19. Ehh jakoś tak wyszło, że dopiero teraz udało mi się przeczytać rozdział :) Ahh teraz dużo nauki ;(
    Wracając do opowiadania :) Mags do cholery! Jaki jest wynik? Przerwane w takim momencie... Mateusz, Josh? Hahaha oni urwali się z jakiejś innej planety xD Myślałam że już mnie nie zaskoczą, a tu proszę! Buddyzm? No nigdy by mi to do głowy nie przyszło ;) (Czasem słońce, czasem deszcz- jejku ten film jest numerem jeden, jeżeli chodzi o bollywoodzką tematykę *.* Cudowny <3) Cailin bardzo mi zaimponowała :) Myślałam że będzie zła na Mags, pojedzie po niej ostro a ona tak mądrze odpowiada :) Jeej zależy jej na Zaynie :D Zailin <3
    I na dodatek Pan Tajemniczy xD (tak, jestem świadoma że on posiada imię, jednak jakoś tak nie bardzo pałam do niego entuzjazmem więc dla mnie pozostanie on nic nie znaczącym jednowątkowym bohaterem- przynajmniej taką mam wielką nadzieję)
    Hahaha Elena i Louis <3 Pasują do siebie :D Fajnie gdyby byli razem ;D
    Niall coś ty taki oschły? No niech oni się dogadają (wtedy zapewne byłby koniec tego ff, więc jak dla mnie mogą się kłócić w nieskończoność- żeby opowiadanie się nie kończyło) Mam nadzieję że wszystko będzie ok :)
    PS. Liam w końcu się dodzwonił <3 Powiedział że w 2169 roku się spotkamy, więc pozostaje mi czekać :)))
    Przepraszam za takie opóźnienie z komentarzem :)
    Pozdrawiam, całuję :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, po pierwsze, nigdy mnie nie przepraszaj za opóźnienia! Dla mnie możesz komentować kiedy chcesz, nawet za 500 lat :D
      Mateusz i Josh są jak brat i brat, jak symbioza, jak dobrana gejowska para :D oni są nieprzewidywalni do bólu, mogę Ci powiedzieć, że jeszcze zaskoczą nas nie raz ;> "Czasem słońce, czasem deszcz" jest genialny, zgadzam się z Tobą w 100%!
      Nie lubisz Tajemniczego?! Oj, spróbuję ograniczyć jego rolę do minimum ;> Elena i Louis - to może być coś poważniejszego :D Czy masz pomysł jak złączyć ich imiona? :D
      Koniec ff nastąpi na pewno, ale jeszcze nie teraz, możesz być o to spokojna ;)
      Wiedziałam, że Liam zadzwoni! Ten chłopak to solidna firma :D
      Pff, to tylko, 156 lat, myślę, że specjalnie dał Ci tyle czasu, abyś mogła dobrze przygotować się na to spotkanie :D Powiedz mi później jak przebiegało wasze spotkanie :D
      Pozdrawiam i ściskam! x

      Usuń
  20. jezu dziewczyno rzadzisz,jestes niesamowita,kocham,kocam.KCKCKCKCKCKCKC!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!teksty mateusz,pen i josha zawsze mnie rozwalaja KCKCKC zycze weny i pozdrowienia z RYBNIKA;**,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, TO TY RZĄDZISZ KOCHANIE <3333333333333333333333
      Dziękuję, gorące pozdrowienia z Trójmiasta ;*******

      Usuń