poniedziałek, 14 października 2013

5. You, my everything.

 Penelope wyszczerzyła się do mnie, ukazując szereg swoich idealnie białych zębów.
Właśnie skończyłam jej opowiadać do działo się poprzedniego wieczoru, pomijając pewne szczegóły, jak na przykład nowy nurt sztuki abstrakcyjnej, który stworzyliśmy razem z Niallem. Moja przyjaciółka nie była zaskoczona tym, jaki obrót przybrały sprawy pomiędzy mną a blondynem.
       - Widziałam, że to się tak skończy. To oczywiste, że jesteście dla siebie stworzeni! - stwierdziła.
Zamyśliłam się. Może faktycznie to jakiś znak? Z drugiej strony, on jutro będzie na innym kontynencie. Mexico City i Londyn dzieli spora odległość, prawda? Na upartego mogłabym wsiąść w samolot i za kilkanaście godzin przechadzać się z nim po jednych z malowniczych plaż w Cancun, jednak widziałam, że taka opcja byłaby najgorszą z możliwych. Nie, to nie tak, że nie chcę z nim się spotykać. Paparazzi i ich chore sposoby uzyskania zdjęć byłym skutecznym powodem, poza tym, miałam masę spraw do załatwienia w fundacji. Zbliżał się charytatywny pokaz Victoria's Secret, a później dziesięciodniowy wyjazd Eleny do Somalii, co oznaczało, że Treksctock zostanie wyłącznie ze mną. Praca, dom, eventy, fundacja... I gdzie tu czas na Nialla? 
       - Pen, nie mam pojęcia co dalej - wzruszyłam ramionami. - On jutro wyjeżdża.
       - Och. - Penelope była wyraźnie zaskoczona. Jak to, przecież niegdyś była największym chodzącym informatorem jeżeli chodziło o One Direction. Wciąż mam przed oczami tą okropną bluzkę Harry'ego z pieskiem.
       - Trasa koncertowa. Dwa miesiące, dwadzieścia miast.
Brunetka usiadła naprzeciwko mnie, biorąc do ręki kubek z kakao. Spojrzała na mnie uważnie.
       - Nic nie zniszczy tego co was łączy, Mags. Niezależnie czy Niall będzie tuż obok ciebie czy w Irlandii, Australii, Ameryce, w kosmosie, na Marsie albo w innym wymiarze, i tak będziecie się kochać. Nie umiecie bez siebie żyć - powiedziała jakby żyła na tym świecie co najmniej siedemdziesiąt lat. - Spójrz na mnie i Matty'ego. Tyle czasu razem, pomimo naszego życia w biegu.
Spuściłam wzrok, miętosząc skrawek bluzy Nialla. Wiedziałam, że Penelope miała rację. Ilekroć widziałam ich razem, strasznie zazdrościłam im tego, że zawsze, ale to zawsze mimo ich szalonych kłótni potrafili spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. To było cholernie słodkie i czasem denerwujące. Wciąż pamiętam opowieść Josha, kiedy to Pen wparowała w kusym szlafroczku do siedziby firmy chłopaków, i kocimi ruchami weszła do gabinetu swojego chłopaka, kiedy on, razem z Joshem,  mieli spotkanie z jakimś szejkiem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Mateusz o mało nie spalił się ze wstydu i z relacji Josha wynikało, że w tamtym momencie wynikało, że mój współlokator gotowy był ją zabić ot tak, jednak szejk był na tyle zachwycony Penelope, że z miejsca zaproponował chłopakom kontrakt. 
Cóż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kontrakt na grube miliony został podpisany, a Mateusz zabronił Pen wchodzić do jego firmy, no, chyba, że w ubraniu zakonnicy. Cóż, Pen nie trzeba dwa razy powtarzać. Szkoda tylko, że ponownie idąc do firmy chłopaków habit pomyliła z burką.
Ocknęłam się ze swoich myśli, po czym westchnęłam. Czas wrócić do rzeczywistości. Przeniosłam wzrok na moją przyjaciółkę, którą w najlepsze pochłonęło malowanie paznokci.
       - A teraz czas zająć się twoim grafikiem, pokemonie - powiedziałam, i natychmiast zostałam zaatakowana pędzelkiem upaćkanym lakierem. Natychmiast odsunęłam się i obdarzyłam morderczym wzrokiem brunetkę, a następnie spojrzałam w ekran telefonu. - Jutro masz pokaz u Karla, to z samego rana, potem przerwa na dojazd do hali, gdzie idziesz u Balmain i Very Wang. A później - odłożyłam telefon na blat - cholerny pokaz Victoria's Secret.
       - Ekstra - mruknęła Pen. - Ciekawe kto wystąpi. Elena wspominała ostatnio, że udało jej się nakłonić Rihannę. Z jednej strony, nie dziwie się, że się zgodziła, w końcu teraz czas na odbudowanie wizerunku, po tej jej całej sekstaśmie. W sumię lubię Rihannę, ale mogłyście się bardziej postarać, hm, może Justin Timberlake? Albo...
Nie słuchałam jej. Szczerze powiedziawszy, pierwszy raz miałam gdzieś swoje obowiązki. Będąc tutaj przez trzy dni tyle się działo.  Nowa siedziba Trekstock, kolacja charytatywna, Niall, jeszcze więcej Nialla... Zupełnie zapomniałam, że technicznie rzecz biorąc przyleciałam tutaj do pracy. Moje myśli ze zdwojoną siłą krążyły wokół blondyna i wydarzeń z wczorajszej nocy. Co teraz? Zadzwonić? Spotkać się znowu? Tak czy inaczej chyba znów jesteśmy razem, prawda? Kiedy setny raz rozważałam za i przeciw, które pomogłyby mi rozwiązać problem odezwania się do Nialla, z telefonu Penelope wydobyła się melodia nowego singla Little Mix. Spojrzałam na nią, jak ze zrezygnowaniem odbiera telefon.
       - Cześć, mamo - powiedziała znudzona. Znając panią Rodriguez, moja przyjaciółka spędzi godzinę na wysłuchiwaniu o zabiegu usunięcia wrastającego paznokcia dziadka Martina albo o skręconej kostce Alexa, brata Penelope, podczas treningu w szkółce Barcelony.
Z rozbawieniem obserwowałam jak moja przyjaciółka przymyka bezradnie oczy ignorując trajkotanie swojej mamy. Cóż, przynajmniej wiem po kim Penelope odziedziczyła swoje chorobliwe gadulstwo. Korzystając z chwili spokoju, wzięłam do ręki telefon i zaczęłam stukać w ekran.

Do: Liam
Masz ochotę na kawę?

Po chwili dostałam odpowiedź.

Od: Liam
Taras nad Tamizą, za godzinę.

Potrzebowałam rozmowy, a najbardziej ogarnięty z moich przyjaciół nadawał się do tego jak mało kto. Owszem, Penelope była moim doradcą życiowym, jednak z biegiem czasu nauczyłam się, że moja przyjaciółka po rozmowie z mamą jest kompletnie bezużyteczną osobą. Jej matka, nie wiedzieć czemu, kompletnie rozstrajała ją psychicznie. Nie wiedziałam czy postępuje właściwie. W ogóle nie wiedziałam, co robić. Miałam nadzieję, że to właśnie Liam pomoże mi uporać się z tym całym galimatiasem.
Moje rozmyślania przerwała wchodząca do pomieszczenia Penelope, z miną, jakby ktoś zmusił ją do zjedzenia bakłażana. Zaraz, coś jest nie tak. Rozmowa była o wiele krótsza niż zazwyczaj. Mimo tego postanowiłam trochę ją podenerwować.
       - Jak tam paznokcie twojego dziadka? - zagaiłam.
Penelope, całkowicie ignorując moje pytanie, podeszła do lodówki, po czym zaczęła uderzać głową w jej drzwi.
       - Moja mama właśnie jedzie do mnie z lotniska - jęknęła.
       - Ekstra, w końcu ją poznam - klasnęłam w dłonie. Penelope spojrzała na mnie z miną „really?"
       - Taa... Mamę i tatę i Alexa, Thomasa, Laurę, babcię Josefinę, dziadka Martina, wujka Luisa, ciotkę Julię...
       - Boże. - To jedyne na co było mnie stać. Skoro powiedziała, że przyjeżdża jej mama, miałam na myśli jedną osobę a nie pół Hiszpanii. Ale z drugiej strony to była rodzina Pen, powinnam była to przewidzieć. - Co teraz? - zapytałam widząc jak moja przyjaciółka w pośpiechu zabiera torebkę i kieruje się do wyjścia.
       - Nie mam pojęcia, Mags! - krzyknęła z korytarza. - Jadę do siebie, a potem spędzę pół dnia na przekonywaniu mojej rodziny, że poznanie Matty'ego to nie jest dobry pomysł. Nie wiem czy to mi się uda, więc w razie czego zabarykadujcie drzwi i spuście psy z łańcuchów, pa! - usłyszałam jedynie trzask drzwi. Nie zdążyłam się zapytać skąd mamy wziąć psy. Przecież nie mamy psów.
Oparłam łokcie o kuchenną wyspę, wpatrując się w drzwi, przez które minutę temu wyszła Penelope. Nigdy wcześniej nie widziałam jej w takim stanie, a to sprawiało, że jeszcze bardziej chciałam poznać szalony klan Rodriguezów.
Po kilku minutach ruszyłam swój tyłek na górę, aby ogarnąć się przed spotkaniem z Liamem. Przecież nie mogę pójść w ubraniach Nialla, chociaż nie wiem jak bardzo bym tego chciała.
W ekspresowym tempie wzięłam prysznic, strasznie nas tym ubolewając. Moja podświadomość rzewnie łkała, podczas gdy kolejne strumienie wody zmywały ze mną pocałunki i zapach Nialla.
Niall. Czy kogoś może łączyć bardziej skomplikowana relacja niż nasza? Ja to nie wiedzę niczego skomplikowanego, moja podświadomość wstała z kąta, ocierając swoje łzy. Chcąc nie chcąc musiałam przyznać jej racje. Może powinnam zacząć myśleć jak Niall – metodą siedmiolatka?
Ubrałam swoją morelową spódniczkę i szary top. Na ramiona zarzuciłam czarną ramoneskę, a na nogi ubrałam, jak zwykle, moje ukochane conversy. Wyszłam z domu, gdzie na gdzie na dzień dobry przywitało mnie gorące powietrze i intensywne promienie słoneczne. Fenomen angielskiej pogody nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Powinna powstać o tym osobna zakładka w Wikipedii, serio. Zakładając swoje ciemne okulary, skierowałam się w stronę stacji metra.
Dwadzieścia minut później z ulgą wysiadłam z podziemnej kolejki. Ścisk był niemiłosierny, o wiele większy niż zazwyczaj. Zaczęłam się sobie dziwić jak ja to kiedyś wytrzymywałam. O nie, czyżbym zamieniała się w divę?
[muzyka]
Wolnym krokiem skierowałam się w stronę tarasu widokowego, gdzie miałam się spotkać z Liamem. Czekał już na mnie, wraz z papierową podstawką, na której stały dwie kawy ze Starbucksa. Uśmiechnęłam się promiennie, zarzucając mu ręce na szyję. Stęskniłam się za nim, mimo że nie widzieliśmy się dwa dni.
       - Jak randka? - zapytał. Spojrzałam na niego w brwiami uniesionymi do góry.
       - Serio?  To nie była randka tylko kolacja, Poza tym, nie wierzę, że Niall nic wam nie powiedział. 
       - Och, okej. Zadzwonił od razu jak wyszłaś, dobra? - Uśmiechnęłam się triumfalnie, biorąc łyk gorącej waniliowej latte. - Więc znowu razem, huh? - oparł się łokciami o barierkę, po czym spojrzał na mnie wyczekująco.
Wzruszyłam ramionami. Wpatrywałam się w Tamizę, której wody połyskiwały od promieni słonecznych.
       - Nie wiem, Liam. Nie mam pojęcia co dalej. - powiedziałam. Wiatr niemiłosiernie targał moje włosy.
       - Myślę, że doskonale wiesz, Mags. Wiedziałaś to od momentu kiedy spotkałaś go na kolacji charytatywnej. Niall świata nie widzi poza tobą. Nawet nie masz pojęcia jak dobrze było znów zobaczyć go w takim stanie. Dużo przeszedł w ostatnim czasie. Po tej aferze z Sophie naprawdę było z nim źle.
       - Jak bardzo? - zapytałam.
Liam zmrużył oczy, patrząc na mnie.
       - Przez dwa tygodnie nie chciał wychodzić z domu. Nie dziwię mu się, tak go wrobić... - brunet zamyślił się. - Ale teraz to nie ma znaczenia, znów jesteście razem, co przypieczętowaliście w bardzo fajny sposób. Ał! - śmiejąc się, odskoczył ode mnie, zanim zdążyłam obdarzyć go kolejnym ciosem w ramie. - Wiem co robiliście! Naprawdę znasz takie pozycje?
       - Payne, zamknij się, na miłość boską, albo zaraz znajdziesz się po drugiej stronie tego tarasu. - krzyknęłam, a Liam widząc moje ognistoczerwone policzki, zaczął się śmiać jeszcze głośniej. Naprawdę, uduszę Nialla.
       - W każdym razie musimy uczcić comeback Nialine! - Liam wyszczerzył się do mnie, ruszając przy tym brwiami. Doskonale wiedziałam co ten gest oznacza.
       - Nie - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Nie żartuj, Payne! Jutro mam totalnie zawalony dzień! - powiedziałam.
       - A ja lecę do Meksyku - odparł, spoglądając mi w oczy.
Bez słowa puściliśmy się pędem w stronę parku. Kilka minut później znaleźliśmy się w miejscu, o którym nie wiedział mało kto. Odkryliśmy je któregoś razu podczas porannego joggingu. Od tamtej pory to właśnie w tym bunkrze spotykaliśmy się i odreagowywaliśmy cały nasz stres: ja po kłótniach z Niallem, a Liam po kłótniach z chłopakami albo z Danielle.
Po kilku minutach szybkiego sprintu znaleźliśmy się w naszym magicznym bunkrze. Usiedliśmy obok siebie na wilgotnej posadzce. Spojrzałam na Liama, który z kieszeni swojej bluzy wyciągnął dwa skręty, po czym z szerokim uśmiechem podał mi jednego z nich. Wsadziłam go sobie pomiędzy wargi, czekając aż brunet poda mi zapalniczkę. Obserwowałam jak Liam wyciąga nogi przed siebie i wypuszcza dym z ust, delektując się jointem niczym ojciec chrzestny swoim cygarem. Zaciągnęłam się, czując jak gęsty dym rozprzestrzenia się z moich płucach.
       - Boże, jak mi tego brakowało – Liam uśmiechnął się leniwie.
Wpatrywałam się w jego błogi wyraz twarzy. Jeżeli kiedykolwiek myśleliście, że Liam Payne był najbardziej ułożonym, najpoważniejszym i najspokojniejszym z Directions, to... cóż, muszę Was rozczarować. Liam, oprócz tego, że był najlepszym przyjacielem we wszechświecie, był też jednym z najbardziej nienormalnych ludzi, jakich kiedykolwiek miałam okazję poznać w swoim życiu. Poza One Direction, Liam klnął jak szewc, upijał się do nieprzytomności i jarał zioło na potęgę. Nie wspominając o panienkach, które przeleciał, kiedy rozstał się z Danielle. A te opowiastki o jednej nerce chłopaka? Bzdury.
        - Kiedy ostatni raz tu byliśmy? - spytałam, nie mogąc sobie przypomnieć naszego ostatniego spotkania tutaj.
       - Miesiąc przed twoim wyjazdem. Wtedy, kiedy Niall nas tutaj nakrył. - Liam wypuścił dym z ust.
No tak. Jak mogłam o tym zapomnieć?! To chyba nic złego, że raz na jakiś czas spalę skręta ze swoim przyjacielem. Niall jednak doszukał się w tej czynności czegoś niestosownego, bo zamiast zrozumienia i wzruszenia ramionami dostałam reprymendę i wykład dotyczący szkodliwości marihuany. Serio? Do tej pory raczej słyszałam same pozytywy dotyczące palenia zioła. Zresztą, wtedy zachowywał się tak jakby wcale nigdy nie palił skrętów.
Zamknęłam oczy i rozkoszując się coraz większym rozluźnieniem ciała, wspominałam sobie z Liamem stare czasy. Z minuty na minutę nasze ciała rozluźniały się coraz bardziej, a my śmieliśmy się z byle czego. Uroki palenia zioła od Luisa Suareza. Za każdym razem zastanawiałam się, czy w tych skrętach na pewno jest tylko zioło. No cóż, w każdym bądź razie, po jednym skręcie w towarzystwie Payne'a stawałam się zrelaksowana na co najmniej trzy dni.
Siedzieliśmy więc w tym bunkrze nieopodal Tamizy, paląc Luisowe skręty, śmiejąc się wniebogłosy i mając wszystko gdzieś. Było jak dawniej. Znów byliśmy sobą.


Weszłam do domu, trzaskając drzwiami o wiele głośniej niż zazwyczaj. Weszłam w głąb korytarza, gdzie spotkałam się z ciekawskim wzrokiem Mateusza.
       - Znów jarałaś z Paynem – stwierdził z chytrym uśmieszkiem. Cholera, jak on dobrze mnie zna.
       - Spadaj, Mateusz. - pokazałam mu środkowy palec, po czym ciężko opadłam na kanapę, tuż obok mojego kuzyna.
Przez następną godzinę oglądaliśmy jakiś film o kolesiu, który przez większość akcji stał na krawędzi budynku. Po obejrzeniu podniosłam się z kanapy, kierując się do kuchni, biorąc przy okazji talerze i puszki po piwie, które opróżniliśmy podczas oglądania.
       - Dzwoniła do ciebie Penelope? - Mateusz oparł się o kuchenną wyspę i spojrzał na mnie wyczekująco.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszeliśmy trzask drzwi i po chwili w kuchni pojawiła się zdyszana Penelope, wyglądająca jakby goniło ją stado rozwścieczonych jeleni.
       - Nic nie mów - powiedziała, patrząc jak Mateusz otwiera usta, aby coś powiedzieć.
       - Sytuacja opanowana? - spytałam wolno, jednak widząc mordercze spojrzenie mojej przyjaciółki natychmiastowo zamilkłam.
       - Moja szalona mama urządza w przyszłym tygodniu barbecue. Wszyscy musimy się tam pojawić, inaczej Andrea Rodriguez nigdy nie zostawi nas w spokoju. A ty – wskazała na Mateusza – do tego czasu nie masz prawa wstąpić w progi mojego domu, inaczej zrobię sobie urocze korale z twoich jaj. Zrozumiano?
Mateusz przestraszony pokiwał głową. Mój mózg próbował z całych sił nie dopuścić do tego, abym zaczęła się śmiać na cały regulator. Penelope chyba zauważyła moje nieudolne próby powstrzymania chichotu.
       - Nie ma się z czego śmiać, Mags. Jestem ciekawa jakbyś ty zareagowała, kiedy zakomunikowałabyś swojej matce, że umawiasz się z kimś na poważnie, a ta po całych pięciu minutach od usłyszenia tego faktu, zaczyna oglądać zaproszenia ślubne na eBay'u.
Nie wytrzymałam. Mój śmiech słyszało chyba pół Ealing. Po chwili do mnie dołączył się Mateusz, chociaż nie wiem, czy powodem jego śmiechu było to, co powiedziała Pen, czy to, że spadłam ze stołka i wciąż śmiałam się trzymając się za brzuch.
       - Kochanie, czy naprawdę myślisz, że ktokolwiek na tym świecie chciałby ożenić się z taką straszną jędzą, jak ty? - zapytał Mateusz, wciąż chichocząc.
Z podłogi (co było skrajnie niewygodne) obserwowałam jak na twarzy Penelope malowała się chęć morderstwa z premedytacją, a później z całych sił starała się nie roześmiać.
       - Jesteś palantem, Matt! - wrzasnęła, wykonując profesjonalny rzut kartonem po płatkach śniadaniowych, który Bóg wie czemu winny, musiał stać się ofiarą tej konfrontacji.
Leżałam na kuchennych kawałkach nie zważając na ganiających się nawzajem Mateusza i Penelope, którzy rzucali w siebie czym popadnie. Zastanawiałam się czy zadzwonić do Nialla. Przecież jutro z rana już ich tutaj nie będzie. To chyba normalne, że chciałabym się z nim pożegnać.
Mozolnie wstałam z podłogi i skierowałam się do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na telefon leżący obok. Biłam się z myślami. Zadzwonić czy nie? Wzięłam do ręki telefon i niepewnie wybrałam numer Nialla. Nagle usłyszałam znajomy dźwięk dochodzący zza mojego okna. Podeszłam do okna i moim oczom ukazał się Niall jedną ręką szarpiący zamek bluzy, a drugą podtrzymując się rynny. Zakończyłam połączenie i ze zdziwieniem spojrzałam na blondyna, który uśmiechał się do mnie promiennie, niezdarnie wchodząc do pokoju.
       - Co tutaj robisz? - zapytałam, całkowicie zaskoczona jego pojawieniem się w moim pokoju.
       - Byłem w okolicy – uśmiechnął się zadziornie, otrzepując z liści swoją bluzę. - A tak na poważnie, chciałem się z tobą pożegnać – dodał, podchodząc do mnie.
Spojrzałam mu oczy i zapomniałam o Bożym świecie. Moje uczucia do niego spotęgowały się. W jego tęczówkach znów ujrzałam wesołe iskierki. W jednej chwili zapragnęłam wpaść mu w ramiona i nigdy z nich nie wychodzić. Moje serce znów biło tylko i wyłącznie da niego.
       - Nie jedź – szepnęłam, wtulając się w niego.
Tak bardzo chciałam go mieć przy sobie, tak bardzo chciałam, żeby został. Niall kołysał mnie niczym dziecko. Jego silne ramiona, znów stały się moim domem, do którego powróciłam po półtora roku.
       - Moja propozycja jest nadal aktualna – mruknął, obejmując mnie mocniej. Wiedziałam, że w tamtym momencie się uśmiecha.
Pomimo tego, że jego propozycja była bardzo kusząca, wiedziałam, że jest to niemożliwe. Oboje mieliśmy obowiązki.
       - Obiecasz mi coś? - jego szept był ledwie słyszalny.
Podniosłam głowę, skupiając całą uwagę na nim. W sumie, zawsze kiedy przebywałam z nim, cała moja uwaga skupiała się na Niallu.
       - Już zawsze będziesz moja, dobrze? - szepnął patrząc mi w oczy.
Nie odrywając od niego wzroku, kiwnęłam głową, po czym moje usta napotkały jego. Nie liczyło się nic innego. To z nim chciałam iść przez życie, to on był tym właściwym. Czując nas coraz bardziej namiętny pocałunek, nie miałam już żadnych wątpliwości. Nic nas nie powstrzyma. 

______________________________________________
Hej, rozdział nie powala, ale obiecuję, że w następnym będzie się działo o wiele więcej ;>
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem, nawet nie wiecie jak mi
miło xxx
Dziękuję jeszcze raz i do zobaczenia w następnym! :)
  

13 komentarzy:

  1. idylla jeszcze trwa, Niall nadal ugania się za Mags, pokonując dla niej barierę w postaci rynny, a Pen jest wierna swoim tekstom. żyć nie umierać, drogie Panie, Mags dodała odcinek!
    hiszpańskie korzenie mają swoją moc. nie ma to jak nagły zwrot akcji w postaci kochanej rodzinki zwalającej się na głowę bez uprzedzenia. co zrobić w takiej sytuacji? nagotować gar rosołu? ukryć się w piwnicy i udawać nieobecność? a może przyjąć wesołą gromadkę z otwartymi ramionami i udać się na przymiarki sukni ślubnej? Pen, wierzę, że dasz radę w tym temacie. :D
    naszej bohaterce bardzo się powodzi skoro pozwala sobie na takie chwile kompletnego odprężenia i luzu. zazdroszczę. odlot w doborowym towarzystwie. Liam, też chętnie coś bym sobie zajarała w jakimś bunkrze, z dala od bawiącej się ze mną w berka codzienności.
    'urocze korale z Twoich jaj' - Mags, przechodzisz samą siebie. xD Twoje teksty powinny być rozdawane w postaci małych książeczek podczas porannej przepychanki w środkach komunikacji miejskiej. ludzie by lali!
    lekko śpieszę się z komentarzem, kto wie, może poniedziałek będzie dla mnie łaskawy i będę pierwszy raz w życiu pierwszą komentującą na tym blogu! łuhu!
    pod koniec niezwykle rozczulająca scenka ever - romantyczne obietnice wyszeptane między pocałunkami. ou. <3 Niall, mam nadzieję, że nie odwiniesz żadnego numeru podczas trasy, a Twoja nieobecność jedynie zaostrzy głód tęsknoty. matko, tak naprawdę to nigdzie nie wyjeżdzaj.
    pozdrawiam, odliczam do następnego rozdziału i chcę dodać, że jako internetowa sierota zapomniałam wspomnieć, że miejsce mojego obecnego pobytu wyświetla się na profilu. teraz możesz policzyć kilometry. :D
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. napisałam długi wywód na Twoim blogu, co tu dodawać więcej ;>

      Usuń
  2. JEZU NAPRAWDĘ ZAMNKNĘŁAM KARTE ZANIM DODAŁAM KOMENTARZ? -,-
    Więc tak słucham sb mega świetnej piosenki :O <3 http://www.youtube.com/watch?v=oHKpXAPTVNU

    Wgl miałam skomentować tamten rozdział c'nie? ZAPOMNIAŁAM! Przepraszam, po prostu tyle się zmieniło, że nawet nie umiem się na blogu otworzyć.... Ale dość moich problemów emocjonalnych itp. WRÓĆMY TO OCENIANIA TWOJICH DZIEŁ HAHA :D
    Po prostu jesteś zwycięzcą w kategorii- Niall ( KIM JESTEŚ? JESTEŚ ZWCIĘSCĄ! ) Za dużo interntów -,- xD
    Ostatni rozdział HUH to było coś! Ten też świetny. Zakochałam się w klanie Rodriguezów, i w śmiechy Mags, i w Liamie, i w ich wspólnym paleniu skrętów, i w Niall'u na rynnie, oj tak w Niall'u najbardziej :3
    Wgl nie mam pojęcia co jeszcze napisać. Po prostu cieszę się, że jest ta kolejna część, że coś się dzieje i ciągle mi głupio, bo KOCHAM MOJEGO HORANKA jednak ten nowy blondyn jest mega kuszący. A tak powtórzę moje pytanie to co z Zayn'em i Dan'em mogę ich przygarnąć? *oczy słodkiego psiaka*
    Pozdrawiam Cię kochana xx
    #LOVEMAGS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham internety :D ale kochana, jeżeli coś się dzieje i chciałabyś pogadać to wal śmiało :D Ja też nigdy nie umiem odpowiadać na komentarze bo nigdy nie wiem, co napisać, na blondynka trzeba poczekać z 4 rozdziały, potem będzie do dużo, duuuużo :D
      Pozdrawiam i dziękuję <3 #loveoliviaw

      Usuń
    2. Nie chciałabyś słuchać o moich problemach, których nie ma ale ciągle mnie meczą. DZIWNE? Taak, to cała ja :D Poza tym daje sb radę xx

      Usuń
  3. scena Liam i Mags rozmawiają później palą blanta świetna tak samo jak ostatnia Nialla i Mags :D uwielbiam to :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Seksy, blanty, imprezy, demoralizujesz nas w tym opowiadaniu!
    Analiza poszczególnych scen nie ma większego znaczenie, ponieważ mam do powiedzenia coś bardzo ważnego, dokładniej mówiąc, styl jaki reprezentujesz w tym momencie jest inny niż w poprzedniej części, w mojej opinii lepszy. Język w poprzednich chapterach był jak fajerwerki, wybuchowy, szałowy i widowiskowy, ten który teraz reprezentujesz jest dużo bardziej złożony, głupim określeniem byłoby "doroślejszy" czy dojrzalszy, ponieważ nadal zachowujesz młodzieżowy ton, który tak kochamy. Chodzi mi o subtelniejsze określanie wszystkiego, co czyni wszystko bardziej wysmakowanym i dopracowanym, podoba mi się to z jednej strony, ale z drugiej wiem, że rośnie mi wielka konkurencja, z racji że ostatnio ja nie jestem zbyt zadowolona ze swojego stylu w CYWM, to przyjmuje to jako wyzwanie, które postaram się podjąć. Naprawdę mnie zaskoczyłaś tonem całego rozdziału i to wielki, niesamowity plus, ale jak już wcześniej wspominałam, motywuje mnie to do popracowania nad samą sobą, bo czuję że mój ostatni rozdział w porównaniu z Twoją fabułą i słownictwem znacznie odstaje i to w tym negatywnym znaczeniu! Jeśli mamy kontynuować naszą przygodę z pisaniem w przyszłości(doskonale wiesz o czym mówię) to muszę nadgonić, choć pewnie dostanę zadyszki, to zrobię to :D
    Cudowne jest to co robisz z Liamem, odchodzenie od stereotypów to coś co kocham, a marysia w starych bunkrach Londynu to zaprawdę świetna idea, sama bym chciała by mnie Liam wziął na taki jogging :D
    Zwariowana rodzinka, to coś co nie jest mi obce, więc doskonale rozumiem grozę sytuacji! Pen może czuć się zagrożona, skoro jej familia+ jej znajomi=pewna katastrofa.
    Na sam koniec scenka Nialine i mogę iść uczyć się fizy(ale i tak zacznę to robić o jakiejś 2 w nocy, ale co tam)
    Dzisiaj tak recenzjowo wyszło, ale co tam, mam nadzieję, że Ci się spodoba mój koment, see ya!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahahahaha xD
    Ale rozdział :) Genialny :) Pen mnie rozwaliła, ponownie :D Uwielbiam ją :)
    Tajemnicze miejsce Liama i Mags.. to takie 'tajemnicze' xD Podoba mi się taki inny Liam :D Jego inna strona :)
    Mags i Niall tego nie da się opisać słowami... Normalnie no! Idealni <3
    Cóż, nic dodać, nic ująć -wspaniały rozdział *.* Chciałabym zobaczyć Nialla wchodzącego przez okno ^^
    Dzisiaj jakoś tak krótko wyszło, ale to nie znaczy, że rozdział mi się nie podoba :)
    Nie mogę doczekać się następnego *.* Coś czuję, że jeszcze nie jedno stanie na przeszkodzie do szczęścia Nialine...
    Pozdrawiam :)
    PS jakby Liam'owi zachciało się skakać po rurach, to ja chętnie podeślę adres :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec ze św. Liamem, dajmy mu trochę rozrywkowego życia, a co! :D
      Niall i Mags, Mags i Niall, cóż, idealna parka, ale idealne parki nie istnieją prawda? ;> Oczywiście, że nie będzie lekko, coś musi się dziać :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! <3
      ps, ok, przekażę mu, na pewno się ucieszy :D

      Usuń