Niechętnie otworzyłam jedno oko, z
całych sił starając się ignorować uporczywe dzwonienie budzika i
wielkiego kaca. Czułam się jak po jednej z mega zakrapianych imprez
w Londynie.
Po kilkakrotnym uderzeniu tego
szatańskiego urządzenia znów moje uszy wypełniła błoga cisza.
Taaak, to jest to, czego teraz
potrzebuję. No, może też wody. Ledwie zamknęłam oczy, a
usłyszałam jak ktoś otwiera moje drzwi, szura stopami po podłodze
a następnie kładzie się bezceremonialnie obok mnie.
- Mags, umarłam. - jęknęła
Penelope, wchodząc pod kołdrę.
Chciałam
powiedzieć, że czuję się tak samo źle jak ona, jednak z moich
ust wydobył się jedynie dziwny pomruk. Chyba miałyśmy wstać,
chyba miałyśmy dziś coś zaplanowane. Wczorajsza noc
zniszczyła nas całkowicie. Jak to się stało, że po czterech
drinkach już byłam pijana!? O nie, klimat Nowego Jorku zdecydowanie
nie służy piciu. To zdecydowanie nie było stare, dobre Ealing.
Wczorajszy wieczór pamiętam jak przez
mgłę. Razem z Penelope i Rickiem wyskoczyliśmy do klubu, aby opić wszystkie sukcesy. Świętując, wznosiliśmy toasty za branżowy sukces Pen, mój Cosmowywiad, z którego byłam cholernie dumna, ponieważ nie dałam się totalnie sprowokować dziennikarce, złote buty Ricka, zielone światło na Times Square, kota z białą łapką, którego widziałam z Pen tuż obok naszego hotelu czy zgniecione pudełko po Big Macu, leżące nieopodal śmietnika koło Central Parku. Jak widać, nasza kreatywność nie miała końca, więc z perspektywy czasu nie dziwię się, że skończyłyśmy tak, jak skończyłyśmy. Piliśmy, tańczyliśmy, śmialiśmy
się. Tańczyłam z Rickiem, a potem z kimś jeszcze i z kimś
jeszcze... A potem jeden drink, drugi i jeszcze jeden... o nie, jak
mogłam doprowadzić się do takiego stanu!? Przecież już dawno wyrosłam z takich pijackich wypadów! Jasne.
Pomimo kaca wciąż zastanawiałam się
dlaczego nastawiłam budzik. Nigdy nie nastawiam go bez powodu, a
dziś nie miałam pojęcia po co to zrobiłam. W ogóle,
zastanawiałam się, po co żyć, skoro i tak czuję się jakbym
umarła.
- Pen – po pięciu próbach udało
mi się cokolwiek powiedzieć. - Czy dziś musimy gdzieś jechać?
Mamy jakieś spotkania? - zapytałam słabo.
Przez kilka minut panowała cisza,
jednak wiedziałam, że brunetka wciąż się zastanawia. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zadałam jej zbyt trudnego pytania o tak wczesnej porze, zresztą, Penelope nie ogarniała niczego poza... cóż, tak naprawdę, ona nie ogarniała niczego. Kiedy już miałam zamiar się odezwać, usłyszałam głos Penelope.
- Nie, Mags, dzisiaj mamy wolne, a
jutro idziemy na twoją imprezę charytatywną w Londynie -
powiedziała zaspana.
Już miałam zamknąć oczy, ciesząc
się błogim day off, kiedy zerwałam się z łóżka, zwalając z
niego przy okazji Penelope.
- Samolot! - krzyknęłam, nie
zważając na ból głowy. - Pen, za dwie godziny mamy samolot!
- Kurwa! - brunetka natychmiast
podniosła się z podłogi i w szybkim tempie pobiegła do swojego
pokoju.
Pospiesznie rzuciłam się pakować
walizkę, wrzucając do niej co popadnie. Nie miałam zbytnio czasu
myśleć o tym co pakuję, ani o tym, że będę w Londynie pierwszy
raz od półtora roku. A ta ostatnia myśl sprawiała, że wszystkie
moje wnętrzności podeszły do gardła. Nie denerwowałam się
faktem bycia w tym mieście, ale tego kogo tam spotkam... Jednak z
drugiej strony wizja spotkania Nialla w tym samym miejscu wydawała
mi się nierealna. Z tego co pamiętam o tej porze wylatują do
Meksyku na następną część swojej trasy koncertowej. Ta myśl
poprawiła mi troszkę humor, bo czego jak czego, ale chęć
spotkania Horana to ostatnie czego chcę. To zniszczyłoby mnie. A ja
nie chciałam znów cierpieć z powodu złamanego serca, które
Jordan pozbierał i posklejał swoją dobrocią i miłością. Nie chciałam tak prędko wracać do miejsca, gdzie moje życie przewróciło się do góry nogami i postawiło w miejscu, gdzie obecnie się znajduję. Z drugiej strony, Londyn nie był obecny w moich myślach przez całe półtora roku. W duchu niechętnie przyznałam się sama sobie, że pomimo tego, że mój rozsądek postawił wielki szlaban przed myślami o Londynie, to miasto nigdy nie opuściło mojego serca. Jednak kiedy zdecydowałam się założyć Trekstock, musiałam schować swoją urażoną dumę do kieszeni. Impreza, którą organizowałam, miała być moim przełomem. Elena oraz Penelope zadbały, aby na imprezie pojawiło się szereg gwiazd, które będą gotowe dofinansować konto mojej fundacji. Początkowo rękami, nogami, oczami i brzuchem, kurczowo trzymałam się opcji impreza w Leeds, jednak Elena skutecznie wyparła mi ten pomysł z głowy. Jak słusznie zauważyła, droga z Leeds do Londynu nie trwa dziesięć minut, więc jeżeli mam zamiar cokolwiek zdziałać na rzecz mojej fundacji, impreza musiała odbyć się w Londynie. Przez następne dwie godziny chodziłam naburmuszona, jednak wiedziałam, że musiałam przyznać jej rację. Swoją drogą, kompletnie zapomniałam, że to już jutro. W duchu smagałam się w twarz wierzbową witką, za to, że cała organizacja spoczęła na głowie Eleny. Wszystko ze względu na Pen, która w tamtym momencie załatwiała wraz ze mną charytatywne pokazy mody, z których część dochodów zostanie przeznaczona na Trekstock. To było niezmiernie miłe, jak ludzie chętnie godzili się pomagać potrzebującym, jednak wiedziałam, że w tym całym showbiznezowym gównie uruchamia to mechanizm typu: pomagasz - ludzie to widzą - kupują twoje towary. Chore, aczkolwiek cholernie skuteczne.
Dziesięć minut później
rozczochrana, nieumalowana i w rozciągniętym dresie razem z
Penelope próbowałyśmy złapać taksówkę.
- Lotnisko JFK! Płacę podwójnie,
jeżeli wyrobi się pan w czterdzieści minut! - wydarła się
Penelope.
Taksówkarz słysząc ile może zarobić
na takim kursie, nacisnął gaz do dechy i odjechaliśmy z piskiem
opon. Jadąc przez zatłoczone ulice powoli traciłam nadzieję, że
wyrobimy się na ten lot, jednak wtedy zdarzył się cud: zaczęliśmy
trafiać na same zielone światła. Boże, dzięki Ci za to!
Pół godziny później później stałyśmy już w kolejce na odprawę,
komentując minę kierowcy, kiedy Pen wręczyła mu studolarowy
banknot.
Będąc w samolocie, mój kac podwoił
swoją siłę, sprawiając, że każdy dźwięk czy też zapach
przyprawiał mnie o mdłości. Tuż przed wylotem napisałam
szybkiego smsa do Jordana, po czym błyskawicznie usnęłam.
Dwadzieścia godzin później, mimo
zmęczenia, w uśmiechem rzuciłam się w ramiona Mateuszowi, który
uparł się przyjechać po nas na Heathrow. W Londynie dochodziła
właśnie czwarta rano. Skurczybyk nie zmienił się nic a nic odkąd
widziałam go ostatni raz dwa miesiące temu na chrzcinach małego
Tomka, synka Michała i Darii. Tak, zostałam ciocią. Maluch jest
przesłodki i ciągle zasypuję go gradem prezentów, pomimo
protestów Darii, która uważa że zbytnio rozpieszczam mojego
chrześniaka. No ale, na miłość boską, rozpieszczanie swojego
jedynego bratanka chyba należy do obowiązków matki chrzestnej, co
nie?
- Cześć, światowa kobieto sukcesu, która w tym momencie wygląda jak bezdomny alkoholik -
powiedział zadziornie nadal trzymając mnie w ramionach.
- Och, zamknij się - rzuciłam, po
czym wtuliłam się w niego.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę,
ile czasu mnie tu nie było. Półtora roku. 18 miesięcy. Szmat
czasu, który uświadomił mi jak cholernie tęskniłam za tym
miejscem. Za tą intrygującą mieszanką akcentów za tą obrzydliwą pogodą, nawet
za tym zgiełkiem i wiecznymi korkami na Picadilly. To było takie dziwne, a
jednocześnie fajne uczucie. To tak, jakbym po dłuższej podróży wróciła do domu. Uśmiechnęłam się na taką myśl. Tak było. Wróciłam do domu.
W drodze powrotnej do domu z uśmiechem
wsłuchiwałam się w sprzeczkę Pen i Mateusza. O Święci nad Świętymi, jak mi tego
brakowało! Od razu przypomniały mi się dawne, stare dobre czasy.
Czasy, w których całą moją uwagę skupiał Niall. Moje obawy dotyczące przyjazdu tutaj nasiliły się w ekspresowym tempie, a w gardle znów uformowała się gula trudna do przełknięcia. Nie miałam pojęcia jak to możliwe - denerwowałam się, chociaż nawet nie wiedziałam czy Niall znajdował się w obrębie tej metropolii. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, dlaczego myślałam o nim za dnia? Chcąc odwrócić
moją uwagę, wyjęłam z torby telefon. Włączyłam go i zobaczyłam
dwie nieprzeczytane wiadomości.
Od:
Jordan
Bezpiecznego
lotu x
Od:
Jordan
Kotku, nie
będę mógł pojawić się na tej imprezie, dostałem zlecenie dla
japońskiego Vogue'a. Przepraszam, jakoś ci to wynagrodzę. Kocham
cię xx
Westchnęłam. Kolejny raz to samo. Znów nie miał czasu, choć wiedział, jak bardzo mi zależy na tym, aby pojawił się tam ze mną. Kiedy organizowałam imprezę z okazji otwarcia Trekstock, mój chłopak był na zdjęciach w
Brazylii. Rozumiem, obowiązki zawodowe i tak dalej, jednak czasem
miło by było, gdybyśmy razem gdzieś wyskoczyli. Niby mi to nie przeszkadzało, jednak.. ugh, to powoli stawało się uciążliwe.
- Przestań zrzędzić, już
wszystko ustalone. – powiedział Mateusz, a Penelope skrzyżowała
ręce na piersi. - Zayn i Harry wszystkiego dopilnują.
- Dopilnują czego? - zapytałam
zainteresowana.
- Niczego, co mogłoby cię
zainteresować, młoda. - zbył mnie, a ja opadłam nadąsana na
tyle siedzenie. Znów jakieś cholerne tajemnice.
Resztę drogi do domu spędziliśmy
rozmawiając na różne tematy. Kiedy podjechaliśmy pod dom, miałam
łzy w oczach. Moje kochane Ealing. Tak bardzo za tobą tęskniłam.
Błyskawicznie wpadłam do domu i
skierowałam się na piętro. Mój pokój nie zmienił się nic,
odkąd ostatni raz tu byłam. No, może oprócz tony kurzu, która
pokrywała meble. Na myśl o tym, że spędzę tutaj więcej czasu,
uśmiechnęłam się. Boże, to takie świetne. Opadłam na łóżko, po czym tumany kurzu ogarnęły każdą ścianę mojego pokoju. W głowie znów usłyszałam Elenę, enty raz namawiającą mnie na przeniesienie sidziby Trekstock do stolicy Wielkiej Brytanii. Brunetka jak zawsze miała logiczne i mało kiedy podważalne argumenty, więc obiecałam jej, że się nad tym zastanowię. Wiedziałam, jednak, że moja pomocniczka ma całkowitą rację - Londyn jest o wiele większym miastem niż Leeds, a co za tym idzie - więcej możliwości, więcej ludzi skłonnych do pomocy i większa możliwość spotykania osób, których tak bardzo nie chciałam widzieć. Kolejny raz spoliczkowałam się w myślach. Cholerna egoistka. Zamiast pakować tonę dokumentów z swojego biura i przenosić wszystko w jakiś lokal w centrum, ja swoją decyzję o zmianie lokalizacji Trekstock opieram na swoich emocjonalnych problemach. Jestem tak strasznie głupia. Chyba muszę umówić się na sesję terapeutyczną do psychiatry Ricka.
Pomimo tego, że dochodziła szósta
rano, byłam pełna energii. Ignorowałam radę mojej podświadomości,
aby położyć się spać, przecież za czternaście godzin muszę
być na swojej imprezie.
Miałam to gdzieś, tak bardzo
cieszyłam się, że znów wróciłam na stare śmieci. Słońce
powoli wschodziło. Postanowiłam wyjść na spacer. Po cichu
wymknęłam się z domu, ignorując skrzypienie łóżka i głośne
przerywane oddechy i jęki w pokoju Mateusza. Och, stęsknieni kochankowie. Jestem pewna, że od tego momentu przez najbliższe trzy dni Mateusz nie będzie mówił "codziennie moje życie skraca się o 10 minut, przez to, co z tobą przeżywam". Penelope i jej wysportowane ciało potrafiło doprowadzić do wrzenia nie tylko jej chłopaka ale zapewne również niewidomego.
Wyszłam na zewnątrz i moje nozdrza
wypełniło rześkie, poranne powietrze, tak inne od tego w Nowym
Jorku. Nie spiesząc się, szłam, patrząc jak dzielnica powoli
budzi się do życia. Mijałam miejsca, które napawały mnie mniej
lub bardziej pozytywnymi wspomnieniami. Piekarnia Aliny, gdzie co
rano rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Polski spożywczak,
gdzie tylko tam można było dostać normalny twaróg na leniwe.
Wysoki dąb, pod którym któregoś dnia namiętnie całowaliśmy się
z Niallem. Starałam się bronić przed tymi wspomnieniami. Wciąż
pamiętałam tamten kwietniowy dzień, kiedy przypadkiem poznałam tą
okrutną prawdę. To było jak kubeł zimnej wody. Przecież przez
kilka następnych tygodni byliśmy na dobrej drodze do zostania
przyjaciółmi... Naprawdę staraliśmy się, jednak moje całowanie
się z Zaynem przekreśliło wszelkie dobre rokowania. Wiedziałam,
że to go zabolało. Doskonale słyszałam zawód w jego głosie,
kiedy rozmawialiśmy przez telefon. Ale to było nic w porównaniu z
tym, co on zrobił mi. Naprawdę chciałam, żebyśmy to naprawili.
Ale po tej kłótni, kiedy przestaliśmy się do siebie odzywać,
wiedziałam, że to naprawdę koniec. A potem pojawił się Jordan, a
dla Nialla nie było już miejsca w moim życiu. Mimo tego miałam
straszne wyrzuty sumienia, przez to, że ciągle o nim myślałam.
Że porównywałam go do Jordana. Że robiłam to do tej pory. To
było chore.
Nadal nie potrafiłam odpowiedzieć
sobie na pytanie, dlaczego nie przestaję myśleć o niebieskookim
blondynie, mimo że minęło tyle czasu. Nie miałam ułatwionego
zadania, aby całkowicie o nim zapomnieć. Raz po raz widziałam z
nimi wywiad w telewizji czy urywki ich koncertów w internecie.
Wpatrywałam się wtedy w Nialla. Widziałam, że pomimo tego, że
wygłupia się i żartuje jak dawniej, w jego oczach nie ma tej
wesołej iskry. Zbyt dobrze go znałam, aby tego nie zauważyć.
Miałam wrażenie, że naprawdę się
załamał po naszym rozstaniu, że może ta miłość była
prawdziwa. Tak bardzo chciałam w to wierzyć, jednak strach przed
kolejnym odrzuceniem był silniejszy. Nie chciałam już płakać,
chciałam żyć normalnie. Pomógł mi w tym Jordan, jednak to i tak
nie było to samo. Głęboki, niebieski odcień tęczówek zamieniłam
na brązowe, a irlandzki akcent na typowo amerykański. I tak już
pozostanie. Drugi raz do tej samej rzeki nie wejdę.
Z rozmyślań wyrwała mnie kropla
deszczu, która skapnęła na mój policzek. Mrugnęłam kilka razy i
zdałam sobie sprawę, że siedzę na ławce godzinę. Nie ruszyłam
się jednak. Pozwoliłam aby kolejna kropla odbiła się od mojej
twarzy. Kiedy wychodziłam, świeciło słońce. Teraz ciemne chmury
zebrały się nad miastem. Cholerna, londyńska pogoda. Tak bardzo
tobą tęskniłam. Uśmiechnęłam się lekko. Hi London.
Again.
Siedziałam przy
stole popijając kawę i przyglądając się, jak Penelope wiąże
Mateuszowi muchę. Pomimo tego, że do kolacji zostały jeszcze dwie
godziny, brunetka już była gotowa. Za każdym razem widząc ją w
takiej otoczce, przeklinałam niebiosa, że zesłali na ziemię taką
piękną istotę jak ona. Miała na sobie czerwona sukienkę do kolan
z rozcięciem na plecach. Włosy upięła w klasyczny kok, a jej
długie nogi podkreślały złote szpilki Christiana Louboutina.
Mateusz nie
wyglądał gorzej. W swoim garniturze wyglądał prawie jak Ryan
Gossling. Klasycznie i z pazurem. A ja? Ja również wyglądałam
pięknie ze swoimi podkrążonymi oczami i w szarym workowatym
dresie.
- No –
Penelope ostatnim ruchem poprawiła muchę - w końcu wyglądasz jak
człowiek. A teraz czas na naszego chomiczka - spojrzała na mnie, a
ja pokazałam jej język.
Brunetka podeszła
do mnie i spojrzała na moją mizerną aparycję.
- Z takim
wyglądem to nie wylicytują cię nawet za funta - powiedziała, a
Mateusz zachichotał.
Zupełnie
zapomniałam, że razem z Pen biorę udział w aukcji. Razem z Eleną wymyśliły licytację, gdzie główną nagrodą będzie kolacja z dziewczyną, którą zlicytują. Na początku wyśmiałam je, mówiąc, że naczytały się za dużo Christiana Greya, jednak kiedy Pen powiedziała mi, że udało się jej zwerbować aniołki Victoria's Secret, zamilkłam. Tak czy inaczej, nie byłam zadowolona z tego
pomysłu, jednak kiedy setny raz powiedziałam sobie, że to w ramach
szczytnego celu, przeszło mi.
Godzinę później
Penelope skończyła swoją robotę. Doprowadziła mnie do stanu
używalności i co najważniejsze – naprawdę wyglądałam ładnie.
Delikatny makijaż, włosy układające się w delikatne fale,
sukienka bez ramiączek w kolorze pudrowego różu i jasne szpilki od
Jimmiego Choo.
Cholera, nie dość,
że jest ładna, to jeszcze jest cudotwórczynią.
W pośpiechu
wzięłam swoją kopertówkę i całą trójką wyszliśmy z domu,
gdzie czekała na nas limuzyna zamówiona przez Penelope oraz Josh.
- A gdzie
Jordan? - zapytał Mateusz.
- Nie będzie go
- powiedziałam smętnie, a blondyn wypuścił powietrze z ust i
uniósł brwi.
- Mags, wiesz co
o tym myślę. Daj sobie z nim spokój. Przecież równie dobrze
mogłabyś być sama - powiedziała, patrząc mi w oczy.
Hm, który raz w
tym miesiącu już to słyszałam? Nie chciałam się wdawać w
dyskusję na temat mojego chłopaka, na którego temat Penelope miała
twarde i niezmienne zdanie.
Chcąc odwrócić
uwagę od tego tematu, zapytałam:
- Hej, a z kim
właściwie dzielimy stolik? - znów ogarnęły mnie wyrzuty sumienia oraz dozgonne uwielbienie dla Eleny. Byłam tak zaabsorbowana sprawami Pen, że nawet nie wiedziałam, z kim siedzimy przy stoliku w sali balowej Hotelu Hilton, gdzie mieściła się impreza.
- O – Penelope
wyraźnie się ożywiła i wiedziałam, że wygrałam. - Będzie John Newman, Kate Upton i jeszcze jakiś facet, którego
nie pamiętam.
- Kate Upton? -
tym razem to Mateusz ożywił się słysząc to. - Extra –
uśmiechnął się szeroko, jednak kiedy Penelope zdzieliła do w
głowę swoją torebką, natychmiast umilkł.
Zaśmiałam się.
Wciąż nie potrafiłam uwierzyć jak ta dwójka pasuje i nie pasuje
do siebie jednocześnie. Mimo wszystko kochałam ich najmocniej w
świecie.
Im byliśmy bliżej
hotelu, w którym odbywała się kolacja, tym bardziej byłam
zdenerwowana. Nie lubiłam zbytnio błysków fleszy i kiedy tylko
mogłam unikałam tego jak ognia. Nerwowo miętosiłam rąbek swojej
sukienki, czekając aż nasza limuzyna podjedzie pod hotel. Wiedziałam, że jako prezes fundacji, moim obowiązkiem było pojawienie się na "ściance". Cóż, dla fundacji wszystko.
Kiedy nastąpił
ten moment wzięłam głęboki wdech a na mojej twarzy pojawił się
uśmiech numer siedem. Zgrabnie wyszłam z limuzyny i cierpliwie
pozowałam fotografom najpierw na zewnątrz, a później w środku na
ściance. Wciąż słyszałam Madeline, spójrz tutaj! Madeline!
Dwadzieścia minut później, zamroczona tymi wszystkimi fleszami,
weszłam na salę, gdzie czekali na mnie Mateusz i Pen. Sala
wyglądała naprawdę ekskluzywnie. Dopiero teraz zdałam sobie
sprawę, jak wysokiej rangi jest ta impreza. Wzrokiem odnalazłam Elenę i z wielkim uśmiechem podążyłam w jej stronę. Miałam ochotę paść przed nią na kolana i wychwalać pod niebiosa. Chyba założę sobie taki ołtarzyk, podobny do tego, do którego Penelope modliła się kiedyś w uczelnianej łazience, z tym wyjątkiem, że mój będzie z wizerunkiem Eleny Davis.
Z zachwytem spoglądałam na wystrój sali. Brunetka spisała się na medal. Stało tam chyba z
czterdzieści okrągłych stołów pokrytych ręcznie haftowanymi obrusami z piękną, porcelanową zastawą,
kieliszki do wina z diamentowymi nóżkami, krzesła obwiązane
białym jedwabiem, które idealnie komponowały się ze złotymi ścianami sali oraz wielkimi, wystawnymi żyrandolami. Z przodu znajdował się podest, na której znajdowały się instrumenty muzyczne, a przed nimi znajdował się
parkiet do tańca. Widok, który miałam przed sobą, dodatkowo spotęgowany przez elegancko ubranych gości powoli przybywających na salę, zapierał mi dech w piersiach. Spojrzałam na Elenę, która uśmiechnęła się szeroko.
- Dałyśmy radę, szefie - powiedziała zadziornie. Ukłoniłam się nisko przed nią, co sprawiło, że brunetka zachichotała.
- Jesteś niesamowita - powiedziałam, kolejny raz z rozmarzeniem podziwiając salę. Zauważyłam, że na podest wchodzi czwórka mężczyzn w eleganckich smokingach wraz z kobietą, która miała na sobie długą, prostą suknię. Cała piątka podeszła do instrumentów, przygotowując się do koncertu.
- Jaki plan? - zapytałam rzeczowo moją towarzyszkę, a ta nie wiadomo skąd wyjęła swój czarny notes i otworzyła go na pożądanej stronie.
- No więc... - zaczęła, wodząc wzrokiem po treści - równo o ósmej wchodzisz na scenę, dziękujesz za przybycie, bla bla bla, wiesz, o co chodzi. Później kolacja, tańce, licytacja, zabawa, a gdzieś koło jedenastej jeden z gości da mini recital. A później - Elena zamknęła swój notes. - chlanie, żarcie i rozpusta do samego rana - powiedziała z arystokratyczną dykcją, a ja wybuchnęłam śmiechem.
W uśmiechem na ustach, wzrokiem odprowadziłam moją asystentkę do podestu dla muzyków. Widziałam, że jeden z mężczyzn nachyla się w jej kierunku, wysłuchując ostatnich wskazówek dziewczyny. Postanowiłam poszukać "swojego" stolika, rozglądając się za swoimi przyjaciółmi. Lawirując między stolikami dostrzegłam
Penelope. Idąc w jej stronę niechcący kogoś potrąciłam
ramieniem. Odwróciłam się, aby przeprosić i wtedy zamurowało
mnie, serce stanęło, a moje ciało w zastraszającym tempie zostało pozbawione tlenu. To niemożliwe. Houston, mam zawał.
Miał być jutro, ale z racji tego, że kompletnie nie mam pojęcia, o której jutro wrócę do domu,
macie go dziś :) Dziękuję Wam za tyle świetnych komentarzy, mam nadzieję, że kiedyś Was poznam i pójdziemy na jakąś flaszkę/piwo/tanie wino :D Pozdrawiam i czekam na komentarze :)
Świetny rozdział kocham i czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńdziękuję, ja Ciebie też! <3
UsuńMags<3 Mówię sobie tak: przeczytam ale skomentuje jutro, bo czuje się umierająco. Znowu chora? Jak najbardziej -,-
OdpowiedzUsuńJejku, 18 miesięcy bez Londynu ;o Jak Mags to wytrzymała?
Irytuje mnie ten związek z Jordanem, myślę tak samo jak Pen. Poza tym widząc zwiastun dostałam zawału, że nowa osoba jaka się pojawi w opowiadaniu, będzie taka seksowna ( ACH TO MOJE OCENIANIE, wcale nie po wyglądzie) Dan, będzie ogromną konkurencją dla Horana.
Ciągle mam nadzieje, że stare uczucie powróci, chociaż oboje nie są już tacy sami.
Taraararararaamtaam tam, nwm co jeszcze powiedzieć. Czekam na przypływ myśli i weny.
O JEST!- dobra nic nie ma-
Chociaż w sumie intryguje mnie, kogo może spotkać Mags. Niall'a, Zayn'a, a może Sophie? ( zawsze wiedziałam, że wygląda jak suka, a zwiastun mnie w tym utwiedził)
Okey, nwm co jeszcze napisać, gadam bez ładu i składu ( CAŁA JA) więc pozdrawiam Cię mocno i czekam na kolejny xoxo
Kochana, nawet nie wiesz jak kocham Twoje komentarze, niezależnie od tego czy są chaotyczne, czy nie <3
UsuńSpoko, ja Dana też pokochałam od razu po wyglądzie, więc nie przejmuj się :D Dziękuję za Twój komentarz, również Cię pozdrawiam i mocno ściskam xx
Wracam z wielkiego świata i oto jestem.
OdpowiedzUsuńPoczątek był całkiem w moim stylu, takie tam zaspanie. Jestem pod wrażeniem że dziewczyny zdążyły.
O jeju, 1,5 roku poza Londynem! Teraz powrót może zszokować naszą bohaterkę, ponieważ to miasto naznaczone jest wspomnieniami związanymi z naszą fav parką Mags i Niall. Dobrze że Mags ma dobrą duszę w postaci Eleny :D Ta to ją przekona do wszystkiego!
Btw jeśli chodzi o fundacje, ona jest non-profit? Czy jest źródłem utrzymania bohaterki? Na marginesie podziwiam ją, że tak się poświęca w sprawie innych :) super, że jest dla niej miejsce w tym wielkim świecie nawet jeśli tylko przez fundacje. Pomysł z licytacjami i pokazem mody napawdę dobry, zastanawiam się kto wylosuje kolację z M. Obstawiam Nialla, który magicznie zjawi się na przyjęciu z resztą łan di (wnioskuje to po szeptach Matiego i Pen) albo myślę że tajemniczy Alex może ruszyć do akcji. Wyobrażam sobie go jako bogatego przystojniaczka, szalenie tajemniczy i szalenie pociągający.
Też dochodzę do konkluzji, że Mags zobaczyła albo Nialla na przyjęciu albo tego oszałamiającego przystojniaka.
Jeszcze zastanawia mnie skąd wzięła się nazwa fundacji?
Pen i Mati pasują do siebie ale i tak czekam na jakiś zwrot akcji z Harrym, lubie jak leje się krew, wiadomka <3
Może mój koment nie jest perfekt, ale padam trochę po tej wycieczce, przepraszam :x
#MAGSCATS
Czekam na nexta! Czekam na krew! Czekam na akcje!
Będzie zwrot, będzie krew (dosłownie ;>) będą szybkie samochody, piękne kobiety i morze gorzały!
Usuńxx
Coś czuję, że Mags wpadła na Nialla :)
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, już nie mogę się doczekać kolejnego :*
dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3
Usuńbardzo lubię czwartkowe niespodzianki w postaci kolejnego odcinka. <3 myślałam, że utopię się w nudzie dzisiejszego dnia. kobieto, moja nieposkromiona radość po wejściu tutaj starczyłaby na ogrzanie całej planety!
OdpowiedzUsuńpowiem tak - wraca stary, dobry Londyn! czuję to w powietrzu, choć szczerze przyznam, że nie satysfakcjonuje mnie końcówka, już dziś chciałam uczestniczyć w cholerne bogatej imprezie, gdzie ludziom z tyłków wychodzą cekiny i złoto, orkiestra podgrywa jakieś retro kawałki, kłęby dymu z cygara unoszą się pod kryształowym żyrandolem a na głowę przypada 6 butelek wódki. tak właśnie chciałam się poczuć. zagryzam nerwowo paluszki,a Ty mi tu kończysz. no weź.
jako że Mags jest niezwykle przywiązana do Londynu i to miejsce wyzwala w niej wiele uczuć, wspomnień i w ogóle, liczę na to, że spotka nareszcie Tego Jedynego, który kręci się po londyńskich ulicach. poćwiartujcie mnie, jeśli w następnym odcinku nie przeczytam tego, czego spodziewam się po ostatnim zdaniu dzisiejszego rozdziału.
teksty Penelope, jej sposób bycia, zachowania, oddychania i w ogóle wszystko co związane z tą postacią to majstersztyk. chyba przejdę na buddyzm by w ponownym wcieleniu stać się tą kobietą!
trochę mi tęskno za chłopakami, jednak wierzę, że kiedy w końcu się pojawiają, będzie niezła pompa, mogę w chwili ich wejścia stać gdzieś w ukryciu i obsypać ryżem na szczęście. na Mags i Nialla to chyba kilogram przeznaczę!
dobra, dosyć tych wypocin. niech właściciel potrąconego ramienia natychmiast się ujawni!
wykwintny odcinek, nie ma co. jak szlachta się bawi to koszta się nie liczą. :D
o Matko, Panie i Boże Wszechmogący! Jak Margo pisze mi tak zajebiste komentarze, to nie sposób łazić bez uśmiechu :D Nie mam po prostu słów, aby wyrazić jak cieszą mnie Twoje komentarze i jak bardzo na nie czekam :> Pozdrawiam Cię mocno ix
UsuńJesteś niesamowita, Twoje opowiadanie jest niesamowite, i w ogóle jgbefiknfjksnx. Zazwyczaj się rozpisuję, ale mam właśnie zamiar położyć się spać, bo 3 matematyki w piątek to nie przelewki, haha. Czytam ten ff od początku, ale zawsze za bardzo się leniłam żeby skomentować. Tak, wiem, wiem, jaka to ja jestem podła i zła, ale rozumiesz sama jak to jest kiedy dopadnie Cię ten stan. Z tym nie wygrasz! Mimo wszystko chciałabym powiedzieć (raczej napisać, ale huk) jak bardzo uwielbiam tę historię, bohaterów i ich imprezy. Pierwszy raz odkąd zaczęłam czytać blogi spotykam się z tak wyluzowaną fabułą. Ludzie, którzy zabrali się za opisywanie scen imprez i picia, robili to tak wymuszenie i totalnie niefajnie. Jednym słowem. U Ciebie jest inaczej i może to wydać Ci się śmieszne, ale przez to zawsze miałam ochotę pójść z Tobą na flaszkę/piwo/tanie wino, bo jeśli chociaż w jakimś minimalnym stopniu jesteś tak zakręcona jak Mags, albo Pen to ta noc była by nie zapomniana (a przede wszystkim porządnie zakrapiana) ! Pamiętaj, zawsze masz chętną na party all night, wiesz gdzie się zwracać :D Z pozdrowieniami, Bells. Xx
OdpowiedzUsuńPierwszy raz się spotykam z tym, że ktoś mi mówi, że jest z moim opowiadaniem od początku :) To takie mega świetne uczucie!
UsuńJak wszyscy wiemy 3/4 opowiadań jest z kanonu dramatu/akcji, a z racji tego, że ja jestem człowiekiem nie ogarniającym życia, nie potrafię pisać na poważnie (czego strasznie zazdroszczę innym autorkom), więc postanowiłam pisać komedię :) Strasznie Ci dziękuję za ten komentarz, bo pewnie jak wiesz, to mega motywuje do dalszego pisania :D Pójście na alkohol, ze mną, zawsze i wszędzie :D Pozdrawiam!
Tęskniłam za Niags
OdpowiedzUsuńKto wie, może jeszcze do siebie wrócą? ;>
UsuńOooo to MUSI byc NIALL <3 Bo jak nie to znajdę cię choćby na drugim końcu świata xD A po za tym świetny rozdział czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńChowam się do bunkra i nie wychodzę do końca świata! :D Dziękuję i pozdrawiam :*
UsuńTo pewnie był Niall. Jestem tego pewna. xd. I rozdział jak zwykle świetny *.*
OdpowiedzUsuńO jejku, a co, jeśli będzie to ktoś inny? ;> Dziękuję bardzo :*
UsuńNiech ona tego swojego obecnego boya zostawi bo ten związek jest bez sensu i sama to wie :D wróciła do Londynu i taraz się zacznie juz się nie mogę doczekać następnych rozdziałów:D powala to twoje opowiadanie jest świetne :))) czekam na następny niecierpliwie bo wydaje mi się ze na naszego horanka wpadla a jak tak to to będzie bardzo ciekawe spotkanie :D
OdpowiedzUsuńBoże, dziękuję za tyle pięknych słów <3 W następnym wszystko się wyjaśni i zobaczymy co dalej :D Pozdrawiam :*
UsuńHahahha Mags skąd jesteś? flaszka/piwo/tanie wino ZAWSZE i wszędzie :p
OdpowiedzUsuńCzy ja w każdym komentarzu piszę ,że jest rozdział jest niesamowity? TAK! Naprawdę jesteś wielka, nie ma 2 takiego bloga gdzie autorka wrzucałaby swoje prace tak regularnie jak Ty + dłuuugie <3 Dziękuje Ci za to. ( Naprawdę musisz być genialną osobą skoro piszesz takie dialogi ,że sikam ze śmiechu :D Uwielbiam takich pozytywnych ludzi :D)
Oh, Jordan mało obecny w życiu Mags... Ciekawe ile ten związek przetrwa. Hihihihi ciekawe na kogo wpadła :3 Mags&Niall FOREVER <3/Add
Mags okupuje swoją obecnością Pomorze :D O Boże, rozpływam się pod wpływem Twoich słow, czasem mam takie myśli, że to niemożliwe, że nigdy nic nie piszesz, ze jest niedobrze, głupio, albo Mags ma zjebany outfit :D Dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że widzimy się w następnym! <3
UsuńCzekam na kolejny rozdział ! ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Meg i Niall będą razem .
Rozdział superowy tak samo jak blog ;)
Z ciekawością czekam na kolejne rozdziały ! :D ;p
*Mags :) Dziękuję bardzo, rozdział już niedługo :)))
UsuńJeju! Jeju! Jaki cudowny rozdział. <3 Ta impreza i samolot- widzę, że stara Mags powraca xD Jestem ciekawa czy przeniesie fundację do Londynu :) I cholera, na kogo ona wpadła? Zżera mnie ciekawość xD Jordan kolejny raz ją zawiódł :(( Szkoda że mają dla siebie tak mało czasu :( Ale coś czuję że wkrótce to się zmieni xD
OdpowiedzUsuńCóż mogę jeszcze dodać... Cudowny blog, cudowne opowiadanie, cudowna autorka... Czegóż chcieć więcej?
PS A co do Twojego poprzedniego komentarza: Nawet nie wiesz jak się cieszę że to czytam. Mags stała się dla mnie częścią życia. Gdy tylko na bloggerze pojawia się powiadomienie, automatycznie poprawia mi się humor :)) Potem czytając twoje ff doznaję tak wspaniałych emocji... Śmieję się, płaczę, tęsknię, cierpię... tak jak bohaterowie. Dziękuję Ci bardzo :))))) Żadne słowa nie będą w stanie wyrazić moich podziękowań <3
Pisz dalej, rób to co kochasz i pamiętaj że Dominice, to co napiszesz zawsze się spodoba <3
(Aha :) I nie musisz mi dziękować, ja tylko wyrażam swoje zdanie. Uważam że masz ogromny talent *.* )
Pozdrawiam <3
Jest rozdział, jest i Dominika <3 :D Boże jedyny, wstyd się przyznać, ale czytając czwarty raz z rzędu Twój komentarz, siedzę przed kompem i wyję do monitora, jak wilk, bo to niemożliwe, że komuś aż tak się podoba to, co robię. To cholernie niesamowite i w tym miejscu chciałabym Ci serdecznie podziękować, że jesteś tak wspaniałą czytelniczką! Ubóstwiam Cię! Pozdrawiam, ściskam i pięknie dziękuję <3
Usuń