UWAGA!
W opowiadaniu zgadza się jedynie wygląd chłopaków z 1D, charaktery i reszta rzeczy są jedynie urojeniem autorki :)
Środa. Jeden z moich ulubionych dni tygodnia (tylko dlatego, że zajęcia na Uniwersytecie trwają do czternastej, a następny dzień jest dniem wolnym). Dzisiaj ten dzień był jeszcze lepszy, ponieważ cały kraj świętował ożenek księcia Harry'ego, i w związku z tym dzisiejsza środa była dniem wolnym od wszelkiej pracy.
Zamknęłam laptopa, wzdychając. Byłam w Londynie od dwóch miesięcy, a już zaczęłam tęsknić za domem, czy to normalne? Po rozmowie z mamą zaczęłam sobie uświadamiać, ile mnie ominęło w moich rodzinnych stronach, odkąd wyjechałam. Mój brat zaręczył się ze swoją dziewczyną, wypadek samochodowy jednej z moich koleżanek z liceum, przeprowadzka sąsiada na drugi koniec wsi... Niby rzeczy, które w żadnym stopniu nie przydadzą mi się w życiu, jednak przez to uświadomiłam sobie, jak bardzo tęsknię za tą małą miejscowością, gdzie każdy każdego zna i gdzie największą atrakcją były gminne dożynki, gdzie do kotleta radośnie przygrywała jakaś podupadająca gwiazdka disco polo.
Spojrzałam na telefon. Nie widziałam się z Niallem od dwóch dni, odkąd byłam w jego apartamencie po tej całej aferze ze zdjęciami w internecie. Nie widzieliśmy się, nie dlatego, że byliśmy na siebie źli, czy coś, po prostu od dwóch dni chłopaki przesiadywali w studio, nagrywając nowe wokale na ich płytę. Pospiesznie wystukałam krótką wiadomość dla blondyna życząc mu miłego dnia, po czym znów westchnęłam. Wciąż nie zaliczyliśmy swojego pierwszego pocałunku. W sumie mogło do tego dojść, ale głupia istota imieniem Magda... spanikowała. Tak, Magda Milewska spanikowała na myśl o pocałunku z Niallem Horanem, członkiem One Direction, za którego dałoby się zabić trzy czwarte fanek. Jakie to żenujące...
Spojrzałam na telefon. Nie widziałam się z Niallem od dwóch dni, odkąd byłam w jego apartamencie po tej całej aferze ze zdjęciami w internecie. Nie widzieliśmy się, nie dlatego, że byliśmy na siebie źli, czy coś, po prostu od dwóch dni chłopaki przesiadywali w studio, nagrywając nowe wokale na ich płytę. Pospiesznie wystukałam krótką wiadomość dla blondyna życząc mu miłego dnia, po czym znów westchnęłam. Wciąż nie zaliczyliśmy swojego pierwszego pocałunku. W sumie mogło do tego dojść, ale głupia istota imieniem Magda... spanikowała. Tak, Magda Milewska spanikowała na myśl o pocałunku z Niallem Horanem, członkiem One Direction, za którego dałoby się zabić trzy czwarte fanek. Jakie to żenujące...
Myślami wróciłam do wydarzeń sprzed dwóch dni.
Jego usta wciąż były niebezpiecznie blisko moich.
- Falling in love - ponownie szepnął w moje usta, a ja wciąż byłam sparaliżowana.
Jak zaczarowana wpatrywałam się w jego, tak bardzo idealne, wargi. Nawet nie zauważyłam kiedy przestał grać. Nie zauważyłam, jak jego dłoń pojawiła się na moim policzku. Nasze usta dzieliły mikromilimetry, a ja nadal nie wykonałam żadnego ruchu. Co robić, co robić??? Moja podświadomość krzyczała z całych sił:" pocałuj go, do cholery!", a ja dalej siedziałam w bezruchu. Tak bardzo chciałam poczuć jego usta na swoich, już w głowie widziałam nasze namiętne pocałunki. Gorączkowo myślałam nad tym, jak wybrnąć z tej sytuacji. A jeżeli okaże się, że jestem beznadziejna w całowaniu?! Albo dostanę ślinotoku? Albo mam nieświeży oddech? Boże, daj mi jakiś znak, co robić?!
- Naprawdę cię lubię. - słowa blondyna wyrwały mnie z letargu.
Spojrzałam w jego błyszczące oczy. Nagle jego twarz nieznacznie przesunęła się w moją stronę, a ja odskoczyłam jak oparzona, przerywając tym samym naszą radosną, romantyczną sielankę. Milewska, ty zajebany debilu.
- Um, ja... ja już muszę wracać - wstałam, gorączkowo poprawiając swoje ubranie. Taa, świetne wybrnięcie z sytuacji. Zachowałam się jak szesnastolatka, która konsekwentnie przestrzega godziny policyjnej. Tyle, że ja nie mam już szesnastu lat i mam gdzieś godziny policyjne. Boże, jaka jestem głupia.
- Och. - Niall spojrzał na mnie skołowany - Jasne, odwiozę cię - wstał w kanapy, podchodząc do kuchennego blatu, gdzie trzymał kluczyki.
- Nie, nie trzeba - uśmiechnęłam się blado, jednak w duchu łkałam z rozpaczy. "Chciałaś, to masz.", mruknęła moja, bardzo wkurzona podświadomość.
Niall zatrzymał się w połowie drogi i spojrzał na mnie.
- Jak chcesz. - wzruszył ramionami. Zdziwiło mnie jego zachowanie, w sumie z drugiej strony, to nie, narobiłam mu nadziei a potem uciekam. Och, to takie w moim stylu.
Blondyn odprowadził mnie do drzwi. Aż nadto widziałam jego kompletne rozczarowanie. A może tylko mi się wydawało?
- To... do zobaczenia - uśmiechnęłam się nieznacznie w jego stronę.
- T-tak, na razie. - chłopak przerwał intensywne zastanawianie się, po czym odwzajemnił mój gest.
Wspięłam się na palce, dając mu buziaka w policzek, po czym szybkim krokiem wyszłam z jego apartamentu. Kiedy tylko zamknęły się za mną drzwi windy, zaczęłam walić głową w ścianę pomieszczenia, jakbym próbowała zrobić jakieś wgniecenie, czy coś. Chociaż w moim przypadku prędzej wgniotłabym sobie czaszkę niż ścianę windy.
Głupia, głupia, głupia. Tak, proszę, bierzcie ze mnie przykład, jak zawieźć siebie i chłopaka, na którym Ci zależy! Wchodźcie na mojego Twittera, opowiem wszystko ze szczegółami, jak zepsuć wspaniały wieczór!
Boże, jestem taka głupia. Mogę już zapomnieć o następnych spotkaniach, nawet o przyjaźni. Co on sobie o mnie teraz myśli. Wysyłałam wszelkie sygnały, że chcę go pocałować, a kiedy jest na to okazja, tchórzę. Może zamiast zjeżdżać windą na dół, powinnam wjechać na górę i wykonać profesjonalny skok na bungee bez żadnego zabezpieczenia?
Sekundy dzieliły mnie od wybuchnięcia płaczem. Wszystko popsułam. On już nawet do mnie nie zadzwoni. Jestem taka głupia.
Tak mniej więcej to wyglądało. Cały następny dzień chodziłam kompletnie skołowana, a kiedy byłam na uczelni, koszulka Penelope z chłopakami z zespołu, sprawiła, że zawyłam z rozpaczy jak strażacka syrena, przerywając tym samym fascynujący wykład profesora Higginsa na temat krzywej Engla.
Zdziwiona Penelope zabrawszy mnie do łazienki na drugim piętrze, po wysłuchaniu moich gorzkich żalów, stwierdziła, że jestem debilem. No dobra, debil to mało ciekawe określenie na " porąbaną idiotkę, która niczym rozpędzony buldożer przejechała uczucia biednego Nialla Horana".
Miała rację - byłam buldożerem. Okropnym, złym i nieumalowanym buldożerem.
Jednak nie było źle jak mogło się wydawać - Niall zadzwonił do mnie jeszcze tego samego wieczoru, z pytaniem, czy dotarłam bezpiecznie do domu. Nasza rozmowa była niezwykle drętwa, więc skończyliśmy ją po minucie i czterdziestu sześciu sekundach, a ja przez następne dwie godziny tonęłam we łzach.
Spojrzałam na zegarek - był kwadrans po jedenastej. Po południu miała wpaść do nas Penelope, a ja do tego czasu nie miałam nic do roboty. Zeszłam na dół, z zamiarem zjedzenia czegoś dobrego, jednak w połowie drogi do lodówki usłyszałam trzask wejściowych drzwi, po czym ujrzałam Mateusza niosącego wielkie, papierowe torby.
- Myślałam, że dzisiaj nikt nie pracuje - powiedziałam, biorąc do ręki jedno jabłko.
- Nie Turek z Internationala. Powiedział, że bojkotuje rodzinę królewską. Jak dla mnie może robić co chce, ale na jego miejscu skusiłbym się na dodatkowy dzień wolnego. - powiedział, rozpakowując zakupy. - Co dzisiaj robimy? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. Mateusz wrócił do rozpakowywania toreb, a ja pomyślałam, że to będzie najnudniejszy dzień ever.
Siedzieliśmy rozwaleni na kanapie, objadając się paluszkami rybnymi i frytkami, oglądając orędzie Królowej. Wiem, patriotyzm na sto procent. W dłoniach obracałam brytyjską flagę, która dołączona była do dzisiejszego wydania gazety. Nagle usłyszeliśmy huk, po czym dziki wrzask Penelope.
- Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu księcia Harry'ego! - wyszczerzyła się, machając brytyjskimi flagami.
Spojrzałam na nią beznamiętnie, wkładając do buzi kolejną porcję frytek.
- No co jest? Nie cieszycie się!? Halo! - brunetka spojrzała na nas.
- Hura - mruknął Mateusz, nie odrywając wzroku od telewizora. - A teraz usiądź, wyjdź, cokolwiek, bylebyś nie zasłaniała mi telewizora.
- Jesteś idiotą, Matty. - Penelope usiadła koło mnie, a Mateusz spojrzał na nią morderczym wzrokiem, a następnie w jej stronę poleciała mała, niewinna frytka.
Wiedziałam co to znaczy. Cisza przed burzą. Musiałam szybko coś wymyślić, zanim za trzy minuty salon wypełni się wrzaskami, wyzwiskami i wyrażeniami, których w życiu bym nie użyła. Naprawdę, nie chciałam kolejnej wizyty Albańczyka mieszkającego obok, który kilka dni wcześniej przyszedł z zamiarem poderżnięcia gardeł tych dwojga, ostrzem od krajalnicy do chleba, kupionej w Morrison's. Dziwne? Cóż, witamy w Ealing, dzielnicy, gdzie dzieci bawią się na ulicach, samochody jeżdżą po chodnikach, a sąsiedzi chcą cię zabić ostrzem krajalnicy o średnicy dwunastu centymetrów.
Pospiesznie weszłam do kuchni szukając czegoś, co mogłoby złagodzić sytuację pomiędzy Pen a Mateuszem, chociaż na moment. W końcu mnie olśniło. Wyszłam na patio, gdzie z magicznej walizki wyjęłam taniego, ruskiego szampana oraz "krowę" Absolwenta, po czym biorąc to wszystko do salonu, głośno postawiłam na stoliku.
Jak wszyscy wiemy, alkohol łagodzi obyczaje. Czasem też je zaostrza, ale ja wolałam kurczowo trzymać się tego pierwszego przekonania.
- Niech żyje książę Harry! - zaćwierkałam słodko, a na oboje spojrzeli w moją stronę. Podziałało.
Penelope klasnęła w dłonie, a Mateusz poszedł do kuchni po kieliszki, RedBulle i więcej frytek i paluszków rybnych. Wiwatując wraz z ludźmi z telewizora, niezdarnie otworzyłam szampana, przy czym korek nie omieszkał polecieć prosto na żyrandol i zbić jedną z żarówek. Świetny początek świętowania, aż boję się pomyśleć, co będzie potem.
Po godzinie otwieraliśmy kolejną butelkę wódki, gorąco debatując jak długo będzie trwało małżeństwo Harry'ego. Cała nasza trójka przekrzykiwała się, chcąc podać swoje propozycje, kiedy usłyszałam dźwięk swojego telefonu.
Wyszłam na patio, po czym przesunęłam święcący kwadracik.
- Cześć, skarbie - głos Nialla wypełnił moje uszy. - Co robisz?
- Cieszę się ze ślubu księcia Harry'ego - odpowiedziałam. Zaraz, czy on powiedział do mnie SKARBIE?! - Jak w studio?
- Normalnie, bez szału, przez dwa dni wałkujemy non stop tą samą piosenkę, to już robi się uciążliwe.
Tak właśnie wygląda urlop chłopaków. Zaledwie dwa miesiące temu skończyli tą światową trasę koncertową, a już ciągają ich po studiach, telewizjach, radiach i gazetach, a przecież mają wolne do kwietnia, kiedy wychodzi ich nowa płyta.
- Och - wyrwało mi się. - To może... to może wpadniesz z chłopakami na małą imprezę z okazji...
- ...ślubu księcia Harry'ego, już to mówiłaś - przerwał, a ja zachichotałam. Byłam już trochę wstawiona. - Zobaczymy, jak to będzie, na razie idziemy coś zjeść. Odezwę się do ciebie później, narka! - po drugiej stronie usłyszałam jedynie dźwięk zakończonego połączenia.
Kurwa mać. Totalnie nie rozumiem tego wszystkiego. Najpierw mówi do mnie skarbie, a później traktuje mnie jak jakiegoś chłopa. Przecież nie chłopak nie mówi do dziewczyny "narka". Zrobiło mi się smutno.
Z posępną miną wróciłam do salonu, gdzie Mateusz i Penelope śpiewali hymn Wielkiej Brytanii.
- Co się stało? - spytała Pen, kiedy skończyli swój występ.
Nie odpowiedziałam. Usiadłam na kanapie, nalewając sobie do kieliszka wódki.
- Niall. - opróżniłam kieliszek. Pen i Mateusz spojrzeli na siebie.
- Boże, znów? - brunet wywrócił oczami. - Czas na prawdziwą imprezę. Ty - wskazał palcem na Penelope - doprowadź ją do porządku, a ja zadzwonię po Josha i resztę, zrobimy sobie prawdziwie królewskie wesele - powiedział, słysząc jak kolejny raz wyłam niczym syrena.
- Jak mogłam być taka głupia? - chlipałam. - Naprawdę chciałam to zrobić!
- Och, zamknij się, Mags. - brunetka wywróciła oczami - zrobicie to jeszcze nie raz. A teraz rusz dupę, ogarnijmy ten burdel, goście nadchodzą.
Dzięki, Pen. Wiesz jak pocieszać ludzi, nie ma tobie równych. Naprawdę.
Dziesięć minut później do naszego domu zapukał Josh wraz ze wspólną koleżanką chłopaków z pracy, Sophie. Widząc jak metr sześćdziesiąt pięć czystego piękna wkracza nieśmiało do naszego salonu, chciałam wpełznąć pod kanapę i nigdy spod niej nie wychodzić. Sophie była niezaprzeczalnie piękną dziewczyną. Ciemne włosy, błyszczące, zielone oczy, wielkie cycki i zgrabny tyłek - idealna. O Panie, zachowuję się jak facet, i jak tu się dziwić, że Niall mnie tak potraktował?! W sumie to nawet dobrze się składa, że raczej do nas nie wpadną. Jeżeli ja miałam sprośne myśli dotyczące Sophie (ups!), to bałam się pomyśleć, co działoby się w głowach facetów.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się Harry, a za nim kilka innych osób.
- Niech żyje książe, mój imiennik! - wiwatował, po czym przytulił mnie. Zszokowana spojrzałam jak omija mnie i wchodzi do salonu, głośno się przy tym drąc. Za nim do domu weszli Niall, Liam i Zayn. Blondyn widząc mnie rzucił jedynie, krótkie "cześć", po czym poszedł przywitać się z innymi, znacznie cieplej niż ze mną.
Spojrzałam pytająco na Liama, który wzruszył ramionami, po czym otworzył sobie puszkę RedBulla, stojącego na stoliku obok innych wykwintnych trunków, które mieliśmy zamiar spożyć dzisiejszego wieczoru. A było tego sporo. Ale cóż, wolno nam, przecież musimy uczcić książęcy ślub. Tak nakazuje tradycja, w końcu teraz mieszkamy w Wielkiej Brytanii.
Impreza trwała w najlepsze. Mateusz ledwie trzymał się na nogach, Liam był w nie lepszym stanie. Obaj siedzieli obok siebie opowiadając sobie najbardziej kompromitujące rzeczy z ich życia. Penelope prowadziła żywą rozmowę z Harrym i Zaynem, Josh majstrował przy sprzęcie muzycznym, próbując puścić jakiś kawałek, który w jego mniemaniu mogliby puszczać na królewskim weselu, a Niall rozmawiał z Sophie. Stałam oparta o ścianę ze szklanką w ręku, wpatrując się w tą dwójkę. Blondyn od momentu ujrzenia tej idealnej dziewczyny nie odstępował jej na krok. Jak on mógł mi to robić, na moich oczach?! Och, tak, przecież o wiele lepiej stać sobie w kącie z piękną Sophie, której cycki na pewno są sztuczne, i szeptać jej do ucha jakieś radosne rzeczy, po których wybucha ona niezwykle dźwięcznym śmiechem, tak jak miało to miejsce chwilę temu, niż zamienić słówko z dziewczyną, z którą codziennie wymieniał tysiące esemesów. Przez kilka minut zastanawiałam się, czy moje następne stypendium wydać na jakąś kapsułę, która pozwoliłaby mi wystrzelić Idealną-Dziewczynę-Sophie w kosmos, aby nigdy więcej tutaj się nie pokazywała w towarzystwie Nialla. Później pomyślałam sobie, że zawsze mogę prosić o pomoc sąsiada Albańczyka i jego ostrze od krajalnicy, jednak wybrałam ostatni wariant, który nie wymagał rozlewu krwi ani trwonienia stypendium - po prostu wyszłam z salonu.
Stałam w ogródku, opierając się o kamienny murek. Byłam wściekła. Cholernie wściekła. Na dodatek trzęsłam się z zimna, a przecież miałam na sobie czyjąś kurtkę, którą pospiesznie wzięłam z wieszaka, wychodząc na dwór. Wpatrywałam się w swoje skarpetki, wciąż trzymając w ręce butelkę z szampanem, którą znalazłam w lodówce. Musiałam ochłonąć zanim zrobiłabym coś głupiego. W duchu szalałam i już wyobrażałam sobie jak piękne, lśniące loki Sophie, przy mojej małej pomocy, wycierają podłogę w naszym salonie. Pociągnęłam łyka z butelki. To niesprawiedliwe. Nie mogą istnieć na świecie ludzie tak perfekcyjni. W sumie nie dziwie się, że on uganiał się za nią jak jakiś obśliniony pies. No bo jeśli do wyboru mielibyście piękną brunetkę z nieskazitelną cerą w opinających leginsach, i nieumalowaną blondynkę w rozciągniętych dresach, którą byście wybrali? Nie mówcie swojej odpowiedzi głośno, nie dołujcie mnie bardziej, proszę. W każdym bądź razie bolało mnie to, że Niall spędzał z nią tyle czasu, podczas kiedy nasza dzisiejsza rozmowa ograniczała się do zwykłego "cześć" przy powitaniu. Nie to, że byłam zazdrosna, nie miałam nic do tego, że rozmawia z innymi dziewczynami, po prostu... och, no dobra, wkurzało mnie to strasznie, że on na moich oczach podrywał Sophie. To ja powinnam być na jej miejscu, halo! Przecież on był... mój.
- Zazdrosna? - usłyszałam.
Odwróciłam głową i ujrzałam uśmiechniętego Zayna, który odpalał papierosa.
- Zazdrosna, ja? Niby o co? - prychnęłam.
Zayn spojrzał na mnie, a jego uśmiech powiększył się.
- Może o tego głupka, który flirtuje z tą cholernie gorącą brunetką ze sztucznymi cyckami? - zapytał retorycznie, wypuszczając dym z płuc.
- Wiedziałam, że ma sztuczne cycki! - wrzasnęłam, a Malik parsknął śmiechem. - I ona wcale nie jest taka gorąca - dodałam złowrogo, moja podświadomość spojrzała na mnie z politowaniem. Jasne, w ogóle nie jest gorąca.
- Daj spokój, Mags. Ja na jego miejscu wybrałbym ciebie. Zawsze i wszędzie - powiedział, a ja uśmiechnęłam się blado.
- Chociaż ty, Zayn - odparłam, zabierając mu papierosa. Zaciągnęłam się dymem. Chłopak spojrzał na mnie.
- Zawsze i wszędzie - powtórzył, a moje ciało przeszedł dreszcz. Zaraz, dlaczego Zayn Malik działa na mnie w taki sposób?! Chyba znów za dużo wypiłam.
- Dlaczego nie masz na kurtki? - zapytałam. Dopiero teraz dostrzegłam, że stoi przede mną w krótkim rękawku.
- Bo masz ją właśnie na sobie - odpowiedział, a ja oblałam się rumieńcem, którego, dzięki Bogu, nie było widać.
- Och. - pospiesznie zdjęłam ją z ramion i podałam brunetowi. Ten jednak podszedł do mnie bliżej, po czym okrył mnie i siebie, co sprawiło, że byliśmy naprawdę blisko siebie.
Siedziałam na tym głupim murku i wdychając perfumy Malika, którymi przesiąknięta była jego koszulka, zaczęłam się uspokajać. Nie wiem dlaczego. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on założył ręce na moją szyję. Tkwiliśmy w ciszy. Naprawdę podobało mi się, że przytulałam się do niego. Może nie znaliśmy się nie wiadomo ile czasu, jednak już teraz wiedziałam, że Zayn był osobą niezwykle godną zaufania i miałam pewność, że wszystko co mu powiem, zostanie między nami. Cóż, może w tamtym momencie potrzebowałam takiego uścisku, pewnego rodzaju pocieszenia. Skoro w salonie Niall i Sophie prowadzą sobie uroczą konwersację i Bóg wie co jeszcze robią, to dlaczego ja nie miałabym być gorsza? Wiem, w tamtym momencie to mogło wyglądać jakbym wykorzystywała Zayna, aby zemścić(?) się na Niallu, ale wtedy czułam się naprawdę dobrze z Malikiem. I nie miałam na to żadnego wytłumaczenia.
Nagle zaczęłam się śmiać. Zayn spojrzał na mnie zaskoczony.
- Wiesz - powiedziałam, widząc jego pytający wzrok. - Przypomniało mi się, że kiedy wychodziłam z łazienki na piętrze, na schodach dołączył do mnie Mateusz i jakoś tak źle stanęliśmy i... - znów zaczęłam głośno się śmiać.
- I? - Zayn spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Urwaliśmy poręcz - spojrzałam na chłopaka, a ten odchylił głowę do tyłu śmiejąc się wniebogłosy.
Nasz śmiech przerwało głośne trzaśnięcie drzwi od patio. Automatycznie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Wydawało mi się, że widziałam kawałek koszulki, którą miał na sobie Niall. Na myśl o nim, mój humor zmalał o jakieś trzydzieści trzy procent.
- Um, wracajmy już - wyswobodziłam się, spod kurtki Malika, który niechętnie wziął swoje ręce z mojej szyi.
- Jasne. - Zayn uśmiechnął się nieznacznie, po czym weszliśmy do środka.
W salonie została już tylko Penelope, Liam i Josh, który z kartonem po moich ulubionych Kellogg's Choco Krispies na głowie skakał w rytm Party Rock Anthem. Idealnej Sophie już nie było, co przyjęłam z ulgą, jednak nie widziałam również Nialla, co sprawiło, że mój żołądek przewrócił się na drugą stronę, powodując, że wszystko co jadłam/piłam dzisiejszego dnia podeszło mi do gardła. Było bardzo duże prawdopodobieństwo, że wyszli razem. Cholera jasna. Kurwa mać.
Razem z Malikiem podeszliśmy do dwójki siedzącej na kanapie i razem z nimi i Joshem wznieśliśmy 1584784781 toast. Wypiłam małego shota, powymieniałam parę zdań, po czym wyszłam. Zgłodniałam.
- Możemy pogadać? - zza drzwi lodówki wyłonił się Niall. Spojrzałam na niego z kawałkiem kiełbasy w buzi. No pięknie, kolejny raz dzisiejszego wieczoru mam ochotę zapaść się po ziemię.
- Wydawało mi się, że miałeś inną, lepszą towarzyszkę do rozmów - odpowiedziałam chłodno, wpatrując się w jego oczy, dla których gotowa byłam rzucić się z London Bridge.
- Daj spokój - prychnął - nie byłaś lepsza. Więc ty i Zayn, huh? - zapytał lekceważąco, co podziałało na mnie jak płachta na byka.
- Daruj sobie, Horan. Nic ci do tego co robię. Równie dobrze mogę zapytać cię o Idealną Sophie - spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Ten zaśmiał się, co wyprowadziło mnie z równowagi jeszcze bardziej.
- Co cię tak śmieszy?! - wrzasnęłam, a głupi uśmieszek zszedł mu z twarzy. - To, że od trzech, pieprzonych godzin nie zwracasz na mnie uwagi i wcale się do mnie nie odzywasz? - grzmiałam i podziwiałam jak Niall powoli traci swoją cierpliwość.
- Ja się nie odzywam? Szukałem cię, a kiedy cię znalazłem, co ty robisz? Siedzisz i obściskujesz się z Malikiem! Wyborny widok, lepszego sobie wymarzyć nie mogłem! - krzyknął, a ja zadrżałam pod wpływem tonu, jakim do mnie mówił. A raczej krzyczał.
- Z nikim się nie obściskiwałam! Zayn i ja... - nie zdążyłam dokończyć, bo Niall gwałtownie mi przerwał:
- Daj spokój, nie mam zamiaru tego słuchać. - znów podniósł na mnie głos.
Wyszedł, a ja podążyłam za nim. Tak łatwo ze mną nie wygra.
- No tak, idź do niej, ona jest na pewno o wiele lepsza, niż ja. Powodzenia! - zawzięcie gestykulowałam i darłam się jak nigdy wcześniej. Dopiero teraz zauważyłam, że znaleźliśmy się w salonie, a Pen i reszta z przerażeniem wpatrywali się to we mnie, to w blondyna.
- Ona w porównaniu do ciebie, wie czego chce! -Niall spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Słucham?! Ja nie wiem, czego chcę?! - prychnęłam, a oczy blondyna momentalnie pociemniały. Był bardzo wkurzony. O wiele bardziej niż ja.
- Przypomnieć ci wieczór dwa dni wcześniej? I ty mówisz mi, że wiesz czego chcesz!? Zachowujesz się jak dzieciak! Myślisz, że jesteś jakaś wyjątkowa? To się grubo mylisz, inne oddałyby wszystko, żeby być na twoim miejscu. Najpierw kręcisz ze mną, jest wszystko świetnie, a później co? Lecisz do Zayna! Mogłem się, kurwa, domyślić. Kolejna pieprzona groupie, dwulicowa suka! - krzyknął, a ja nie wytrzymałam. Wpadłam w szał. Pusta butelka po wódce poleciała w jego stronę. Niall zrobił unik, a szkło z impetem rozbiło się o ścianę salonu. Blondyn spojrzał na mnie zszokowany, a ja miałam ochotę zamordować go za to, co powiedział. Jak on śmiał? Kątem oka zauważyłam, że Liam podnosi się z kanapy z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Uspokójcie się! - razem z Niallem spojrzeliśmy w jego stronę. W niczym nie przypominał już pijanego chłopaczka sprzed godziny. Miałam go gdzieś, wróciłam do swojego zajęcia, jakim było rzucanie z Horana pomarańczami.
- To ona zaczęła! Jest nienormalna! - krzyknął blondyn, a ja już miałam w rękach kolejną pustą butelkę, którą z krzykiem wyrwała mi Penelope.
- Ja jestem nienormalna?! Spójrz na siebie, ty cholerny, głupi frajerze! - dalej wrzeszczałam.
- Dajcie już spokój - usłyszeliśmy cichy głos Zayna. Oboje zignorowaliśmy go.
Razem z blondynem podeszliśmy do siebie. Lodowaty wzrok chłopaka przeszywał mnie na wskroś.
- Wiesz co? Myślałem... myślałem, że ty i ja... - zaczął.
- Nie kończ - przerwałam mu. - Nic z tego nie będzie - wysyczałam.
Niall spojrzał na mnie, a w jego oczach ujrzałam cień zaskoczenia, któremu natychmiast ustąpiło to mordercze spojrzenie.
- Tak - zaczął - nic z tego nie będzie.
Nadal wściekła ominęłam go, kierując się na piętro. Pieprz się, Horan. Cholerny dupek. Gdyby te wszystkie fanki wiedziały, jak naprawdę się zachowuje. Jak mógł nazwać mnie suką? Nie wybaczę mu tego. Nigdy.
Nagle potknęłam się o stopień i runęłam jak długa, a dłonią przejechałam po ostrzu śrubki, która wypadła, kiedy popsuliśmy poręcz.
- Kurwa- mruknęłam, kiedy zobaczyłam jak z wnętrza mojej dłoni wydobywa się coraz więcej krwi. Przecież to tylko zadrapanie! Zamiast pójść do łazienki, siedziałam jak sierota na tych schodach, przykładając dłoń do mojej bluzy, która momentalnie przesiąkła czerwoną cieczą.
- Mags? - usłyszałam wołanie Penelope. - Mags! Tu jes... o cholera, co ty zrobiłaś? - przestraszona spojrzała na moją, coraz większą plamę na bluzie. - Liam? - krzyknęła, a brunet po chwili zjawił się u jej boku.
- O Matko - mruknął, biorąc do ręki moją zranioną dłoń. - Wstań, idziemy do łazienki. Trzeba to przemyć. Niall - zwrócił się do blondyna, który również pojawił się przy schodach. - Pozbierajcie z Joshem, te cholerne śrubki, Zayn - spojrzał na bladego chłopaka - nie patrz na krew - powiedział. Blondyn spojrzał na mnie, kiedy razem z Liamem i Penelope szliśmy na piętro.
Nadal nic nie mówiłam, po prostu stałam i wpatrywałam się tępo w swoją dłoń, której krew starali zatamować Pen i Liam. Dopiero teraz zaczęło docierać do mnie jak się zachowałam i co zrobiłam. Rzuciłam z niego butelką. A co byłoby gdyby on wcale się nie odsunął? On ma racje, jestem nienormalna. Ale zasłużył. Nie musiał nazywać mnie suką, wystarczyło idiotka, czy coś. Łzy popłynęły po moich policzkach. Penelope spojrzała na mnie niepewnie.
- Aż tak cię boli? - zapytała, a ja potrząsnęłam głową. Nadal nic nie mówiłam. Po prostu płakałam nad swoją żałosną osobą, własną głupotą i faktem, że prawdopodobnie to było ostatnie spotkanie moje i Nialla. Świetnie, jestem takim nieudacznikiem życiowym.
- To nic nie daje, Pen - jęknął Liam, widząc, jak opłukiwanie rany nie przynosi żadnego efektu. - Musimy jechać do szpitala. Siedź tu z nią, ja zadzwonię po taksówkę - dodał, po czym wyszedł z pomieszczenia. Penelope spojrzała na mnie, nadal trzymając moją dłoń pod bieżącą wodą.
- Nic nie mów - powiedziałam cicho, wpatrując się w moją rękę. - Pieprzona, idealna Sophie.
- Oboje jesteście głupi. O co tyle krzyku? Ty siedziałaś z Zaynem, on z tamtą. Przesadziłaś. On też. To było nie potrzebne - odparła, a ja niechętnie przyznałam jej rację. Po raz drugi Penelope Rodriguez miała rację i mówiła całkiem do rzeczy. Miała rację, że Niall wypił zdecydowanie za dużo i jutro nie będzie nic pamiętał. Miała rację, że ja też wypiłam za dużo i nie musiałam rzucać w niego wszystkim, co wpadło mi w ręce, a w szczególności tą butelką. A ja po raz enty dzisiejszego wieczoru miałam pewność, że jestem totalną idiotką i Niall już nigdy nie będzie chciał mnie widzieć. Tryb depresja uaktywniony, czas nie wychylać się z pokoju przez trzy dni i trzy noce.
Leżałam na łóżku. Przez szpary w zasłonach do środka wpadało światło, które dobitnie informowało mnie, że już środek dnia. Przetarłam oczy, po czym podparłam się na łokciach. Spojrzałam na stolik stojący obok łóżka, na którym znajdowały się jakieś leki i liścik od Penelope, która napisała, że wpadnie do mnie popołudniu. Spojrzałam na rękę, która była szczelnie owinięta bandażem i czymś jeszcze. Do końca życia zapamiętam zdziwioną minę lekarza, kiedy powiedziałam, że ranę mam od przejechania dłonią po małej śrubce od poręczy. Powinnam dodać, że moja mina była jeszcze bardziej zdziwiona, kiedy on oznajmił mi, że rana wygląda, jakbym co najmniej przejechała sobie po dłoni bardzo ostrym nożem. No tak, to potrafi tylko Magda Milewska.
O wiele bardziej niż moja pokiereszowana dłoń, martwiła mnie moja relacja z Niallem, która została puszczona z dymem razem z wczorajszym dniem. To w większej części jego wina, ja tylko dodałam oliwy do ognia poprzez swoje zachowanie. Miałam za swoje, przez mój atak szału mogłam zapomnieć o wszystkim, co do tej pory przeżyliśmy razem. A najgorsze jest, że w większej mierze to ja wszystko sprowokowałam. Nawet nie mogę zwalić winy na alkohol. Zresztą, oboje się nie popisaliśmy wczorajszego wieczoru. Jeszcze brakowało sąsiada z krajalnicą. I w tym wypadku sama podeszłabym do niego i nadstawiła gardło. Zraziłam do siebie wszystkich. Niall miał rację - byłam nikim. Nic nie wartą dziewczyną, która samoistnie dokonała autodestrukcji. Przekręciłam się na bok, z całych sił walcząc z łzami. W końcu się poddałam. I tak nikt mnie nie widzi. Czasami wydaję mi się, że robię problemy z niczego. Chyba nie umiem żyć jak normalny człowiek. W myślach wróciłam do wczorajszego popołudnia, kiedy podczas orędzia Królowej, po jej lewej stronie siedział William ze swoim uroczym synkiem. Też bym chciała być dwulatkiem, wolnym od wszelkich zmartwień i trosk. Bardzo chciałabym, aby moim jedynym zajęciem było obślinianie krawata taty. Tak, Boże, spraw, abym znów była takim dwulatkiem, no może troszkę bardziej uroczym niż byłam w rzeczywistości. Mama opowiadała, że dostawała ze mną pierdolca i zastanawiała się, czy aby na pewno jestem jej córką. Cóż, jesteśmy podobne do siebie jak dwie krople wody, więc przepraszam mamo, będziesz musiała żyć z piętnem porąbanej córki, ale nie martw się - kiedy już będę zarabiać wystarczająco dużo, opłacę ci psychologa.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi, które po chwili otworzyły się. Nie odwróciłam się. Chciałam być sama, chciałam nadal tkwić w swoim prywatnym kraju czarnej rozpaczy.
Poczułam ciężar drugiego ciała na moim łóżku. Odwróciłam się i doznałam szoku. Obok mnie siedział Niall wpatrując się we mnie bez żadnego wyrazu twarzy. Siedział sobie ot, tak, podczas kiedy ja wyglądałam jak sto tysięcy nieszczęść - podpuchnięte oczy, rozczochrane i rozciągnięta piżama wcale nie sprawiały dobrego wrażenia. Zresztą, ostatnio jakoś w ogóle nie robię na nim dobrego wrażenia.
[muzyka]
- Jak ręka? - zapytał, a ja nadal patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana.
Wzruszyłam ramieniem, po czym wróciłam do poprzedniej pozycji, w której leżałam. Nie mogłam na niego patrzeć, z każdą sekundą bombardowały mnie coraz bardziej wyrzuty sumienia i poczucie winy.
- Przepraszam - wyszeptałam.
Zero reakcji, tak jak podejrzewałam. Przecież chyba nie myślałam, że po jednym słowie on, ot tak, wszystko mi wybaczy. Ja byłam gotowa wybaczyć mu wszystko, co powiedział, byleby nigdy więcej nie doszło do takiej sytuacji jaka miała miejsce wczoraj. Bo myśl o tym, że już więcej nie zobaczę tych cholernie uzależniających, błyszczących niebieskich oczu, skutecznie pokonywały moją urażoną dumę.
Nagle poczułam jak Niall położył się obok mnie, a jego prawa ręka objęła moją talię, po czym przyciągnęła do siebie. Zaskoczył mnie.
- Ja też przepraszam. - wtulił swoją twarz w moje włosy. - Oboje za dużo powiedzieliśmy, ja powiedziałem. Dobrze wiesz, że wcale tak nie myślę - dodał. Pokiwałam głową. Z moich oczu zaczęły lecieć nowe pokłady łez.
- Naprawdę jestem nienormalna - chlipnęłam. - Gdyby coś ci się stało...
- Ćśś - uciszył mnie - ja też nie byłem lepszy. Obojgu nam odbiło. Po prostu zapomnijmy o wczorajszym wieczorze.
Obrócił mnie do siebie, po czym ponownie zamknął mnie w silnym uścisku.
- Już dobrze. - blondyn pocałował czubek mojej głowy, ja wtuliłam się w niego mocniej. - Od teraz żadnego rzucania butelkami - dodał poważnie, a ja pociągając nosem, pokiwałam głową.
- I żadnej Sophie - powiedziałam. - Wiem, że właśnie wywróciłeś oczami - dodałam, na co Niall zachichotał.
Podniosłam swoją głowę, a on delikatnie musnął swoimi wargami moje czoło.
- Oboje jesteśmy głupi - przerwałam ciszę, która panowała między nami od kilku chwil.
- I dlatego do siebie pasujemy - odparł, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który po raz pierwszy od dwudziestu czterech godzin był naprawdę szczery.
_______________________________________________________
Napisałam takie o, to coś powyżej.
Odkryłam coś takiego jak automatyczne ustawienie dodania postów *mistrz*
Zapewne teraz siedzę sobie z mojej fantastycznej pracy, pozdrowienia z Cabot Circus! :)
Wciąż nie mam weny.
#help
x
Blondyn odprowadził mnie do drzwi. Aż nadto widziałam jego kompletne rozczarowanie. A może tylko mi się wydawało?
- To... do zobaczenia - uśmiechnęłam się nieznacznie w jego stronę.
- T-tak, na razie. - chłopak przerwał intensywne zastanawianie się, po czym odwzajemnił mój gest.
Wspięłam się na palce, dając mu buziaka w policzek, po czym szybkim krokiem wyszłam z jego apartamentu. Kiedy tylko zamknęły się za mną drzwi windy, zaczęłam walić głową w ścianę pomieszczenia, jakbym próbowała zrobić jakieś wgniecenie, czy coś. Chociaż w moim przypadku prędzej wgniotłabym sobie czaszkę niż ścianę windy.
Głupia, głupia, głupia. Tak, proszę, bierzcie ze mnie przykład, jak zawieźć siebie i chłopaka, na którym Ci zależy! Wchodźcie na mojego Twittera, opowiem wszystko ze szczegółami, jak zepsuć wspaniały wieczór!
Boże, jestem taka głupia. Mogę już zapomnieć o następnych spotkaniach, nawet o przyjaźni. Co on sobie o mnie teraz myśli. Wysyłałam wszelkie sygnały, że chcę go pocałować, a kiedy jest na to okazja, tchórzę. Może zamiast zjeżdżać windą na dół, powinnam wjechać na górę i wykonać profesjonalny skok na bungee bez żadnego zabezpieczenia?
Sekundy dzieliły mnie od wybuchnięcia płaczem. Wszystko popsułam. On już nawet do mnie nie zadzwoni. Jestem taka głupia.
Tak mniej więcej to wyglądało. Cały następny dzień chodziłam kompletnie skołowana, a kiedy byłam na uczelni, koszulka Penelope z chłopakami z zespołu, sprawiła, że zawyłam z rozpaczy jak strażacka syrena, przerywając tym samym fascynujący wykład profesora Higginsa na temat krzywej Engla.
Zdziwiona Penelope zabrawszy mnie do łazienki na drugim piętrze, po wysłuchaniu moich gorzkich żalów, stwierdziła, że jestem debilem. No dobra, debil to mało ciekawe określenie na " porąbaną idiotkę, która niczym rozpędzony buldożer przejechała uczucia biednego Nialla Horana".
Miała rację - byłam buldożerem. Okropnym, złym i nieumalowanym buldożerem.
Jednak nie było źle jak mogło się wydawać - Niall zadzwonił do mnie jeszcze tego samego wieczoru, z pytaniem, czy dotarłam bezpiecznie do domu. Nasza rozmowa była niezwykle drętwa, więc skończyliśmy ją po minucie i czterdziestu sześciu sekundach, a ja przez następne dwie godziny tonęłam we łzach.
***
Spojrzałam na zegarek - był kwadrans po jedenastej. Po południu miała wpaść do nas Penelope, a ja do tego czasu nie miałam nic do roboty. Zeszłam na dół, z zamiarem zjedzenia czegoś dobrego, jednak w połowie drogi do lodówki usłyszałam trzask wejściowych drzwi, po czym ujrzałam Mateusza niosącego wielkie, papierowe torby.
- Myślałam, że dzisiaj nikt nie pracuje - powiedziałam, biorąc do ręki jedno jabłko.
- Nie Turek z Internationala. Powiedział, że bojkotuje rodzinę królewską. Jak dla mnie może robić co chce, ale na jego miejscu skusiłbym się na dodatkowy dzień wolnego. - powiedział, rozpakowując zakupy. - Co dzisiaj robimy? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami. Mateusz wrócił do rozpakowywania toreb, a ja pomyślałam, że to będzie najnudniejszy dzień ever.
Siedzieliśmy rozwaleni na kanapie, objadając się paluszkami rybnymi i frytkami, oglądając orędzie Królowej. Wiem, patriotyzm na sto procent. W dłoniach obracałam brytyjską flagę, która dołączona była do dzisiejszego wydania gazety. Nagle usłyszeliśmy huk, po czym dziki wrzask Penelope.
- Wszystkiego najlepszego z okazji ślubu księcia Harry'ego! - wyszczerzyła się, machając brytyjskimi flagami.
Spojrzałam na nią beznamiętnie, wkładając do buzi kolejną porcję frytek.
- No co jest? Nie cieszycie się!? Halo! - brunetka spojrzała na nas.
- Hura - mruknął Mateusz, nie odrywając wzroku od telewizora. - A teraz usiądź, wyjdź, cokolwiek, bylebyś nie zasłaniała mi telewizora.
- Jesteś idiotą, Matty. - Penelope usiadła koło mnie, a Mateusz spojrzał na nią morderczym wzrokiem, a następnie w jej stronę poleciała mała, niewinna frytka.
Wiedziałam co to znaczy. Cisza przed burzą. Musiałam szybko coś wymyślić, zanim za trzy minuty salon wypełni się wrzaskami, wyzwiskami i wyrażeniami, których w życiu bym nie użyła. Naprawdę, nie chciałam kolejnej wizyty Albańczyka mieszkającego obok, który kilka dni wcześniej przyszedł z zamiarem poderżnięcia gardeł tych dwojga, ostrzem od krajalnicy do chleba, kupionej w Morrison's. Dziwne? Cóż, witamy w Ealing, dzielnicy, gdzie dzieci bawią się na ulicach, samochody jeżdżą po chodnikach, a sąsiedzi chcą cię zabić ostrzem krajalnicy o średnicy dwunastu centymetrów.
Pospiesznie weszłam do kuchni szukając czegoś, co mogłoby złagodzić sytuację pomiędzy Pen a Mateuszem, chociaż na moment. W końcu mnie olśniło. Wyszłam na patio, gdzie z magicznej walizki wyjęłam taniego, ruskiego szampana oraz "krowę" Absolwenta, po czym biorąc to wszystko do salonu, głośno postawiłam na stoliku.
Jak wszyscy wiemy, alkohol łagodzi obyczaje. Czasem też je zaostrza, ale ja wolałam kurczowo trzymać się tego pierwszego przekonania.
- Niech żyje książę Harry! - zaćwierkałam słodko, a na oboje spojrzeli w moją stronę. Podziałało.
Penelope klasnęła w dłonie, a Mateusz poszedł do kuchni po kieliszki, RedBulle i więcej frytek i paluszków rybnych. Wiwatując wraz z ludźmi z telewizora, niezdarnie otworzyłam szampana, przy czym korek nie omieszkał polecieć prosto na żyrandol i zbić jedną z żarówek. Świetny początek świętowania, aż boję się pomyśleć, co będzie potem.
Po godzinie otwieraliśmy kolejną butelkę wódki, gorąco debatując jak długo będzie trwało małżeństwo Harry'ego. Cała nasza trójka przekrzykiwała się, chcąc podać swoje propozycje, kiedy usłyszałam dźwięk swojego telefonu.
Wyszłam na patio, po czym przesunęłam święcący kwadracik.
- Cześć, skarbie - głos Nialla wypełnił moje uszy. - Co robisz?
- Cieszę się ze ślubu księcia Harry'ego - odpowiedziałam. Zaraz, czy on powiedział do mnie SKARBIE?! - Jak w studio?
- Normalnie, bez szału, przez dwa dni wałkujemy non stop tą samą piosenkę, to już robi się uciążliwe.
Tak właśnie wygląda urlop chłopaków. Zaledwie dwa miesiące temu skończyli tą światową trasę koncertową, a już ciągają ich po studiach, telewizjach, radiach i gazetach, a przecież mają wolne do kwietnia, kiedy wychodzi ich nowa płyta.
- Och - wyrwało mi się. - To może... to może wpadniesz z chłopakami na małą imprezę z okazji...
- ...ślubu księcia Harry'ego, już to mówiłaś - przerwał, a ja zachichotałam. Byłam już trochę wstawiona. - Zobaczymy, jak to będzie, na razie idziemy coś zjeść. Odezwę się do ciebie później, narka! - po drugiej stronie usłyszałam jedynie dźwięk zakończonego połączenia.
Kurwa mać. Totalnie nie rozumiem tego wszystkiego. Najpierw mówi do mnie skarbie, a później traktuje mnie jak jakiegoś chłopa. Przecież nie chłopak nie mówi do dziewczyny "narka". Zrobiło mi się smutno.
Z posępną miną wróciłam do salonu, gdzie Mateusz i Penelope śpiewali hymn Wielkiej Brytanii.
- Co się stało? - spytała Pen, kiedy skończyli swój występ.
Nie odpowiedziałam. Usiadłam na kanapie, nalewając sobie do kieliszka wódki.
- Niall. - opróżniłam kieliszek. Pen i Mateusz spojrzeli na siebie.
- Boże, znów? - brunet wywrócił oczami. - Czas na prawdziwą imprezę. Ty - wskazał palcem na Penelope - doprowadź ją do porządku, a ja zadzwonię po Josha i resztę, zrobimy sobie prawdziwie królewskie wesele - powiedział, słysząc jak kolejny raz wyłam niczym syrena.
- Jak mogłam być taka głupia? - chlipałam. - Naprawdę chciałam to zrobić!
- Och, zamknij się, Mags. - brunetka wywróciła oczami - zrobicie to jeszcze nie raz. A teraz rusz dupę, ogarnijmy ten burdel, goście nadchodzą.
Dzięki, Pen. Wiesz jak pocieszać ludzi, nie ma tobie równych. Naprawdę.
Dziesięć minut później do naszego domu zapukał Josh wraz ze wspólną koleżanką chłopaków z pracy, Sophie. Widząc jak metr sześćdziesiąt pięć czystego piękna wkracza nieśmiało do naszego salonu, chciałam wpełznąć pod kanapę i nigdy spod niej nie wychodzić. Sophie była niezaprzeczalnie piękną dziewczyną. Ciemne włosy, błyszczące, zielone oczy, wielkie cycki i zgrabny tyłek - idealna. O Panie, zachowuję się jak facet, i jak tu się dziwić, że Niall mnie tak potraktował?! W sumie to nawet dobrze się składa, że raczej do nas nie wpadną. Jeżeli ja miałam sprośne myśli dotyczące Sophie (ups!), to bałam się pomyśleć, co działoby się w głowach facetów.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się Harry, a za nim kilka innych osób.
- Niech żyje książe, mój imiennik! - wiwatował, po czym przytulił mnie. Zszokowana spojrzałam jak omija mnie i wchodzi do salonu, głośno się przy tym drąc. Za nim do domu weszli Niall, Liam i Zayn. Blondyn widząc mnie rzucił jedynie, krótkie "cześć", po czym poszedł przywitać się z innymi, znacznie cieplej niż ze mną.
Spojrzałam pytająco na Liama, który wzruszył ramionami, po czym otworzył sobie puszkę RedBulla, stojącego na stoliku obok innych wykwintnych trunków, które mieliśmy zamiar spożyć dzisiejszego wieczoru. A było tego sporo. Ale cóż, wolno nam, przecież musimy uczcić książęcy ślub. Tak nakazuje tradycja, w końcu teraz mieszkamy w Wielkiej Brytanii.
Impreza trwała w najlepsze. Mateusz ledwie trzymał się na nogach, Liam był w nie lepszym stanie. Obaj siedzieli obok siebie opowiadając sobie najbardziej kompromitujące rzeczy z ich życia. Penelope prowadziła żywą rozmowę z Harrym i Zaynem, Josh majstrował przy sprzęcie muzycznym, próbując puścić jakiś kawałek, który w jego mniemaniu mogliby puszczać na królewskim weselu, a Niall rozmawiał z Sophie. Stałam oparta o ścianę ze szklanką w ręku, wpatrując się w tą dwójkę. Blondyn od momentu ujrzenia tej idealnej dziewczyny nie odstępował jej na krok. Jak on mógł mi to robić, na moich oczach?! Och, tak, przecież o wiele lepiej stać sobie w kącie z piękną Sophie, której cycki na pewno są sztuczne, i szeptać jej do ucha jakieś radosne rzeczy, po których wybucha ona niezwykle dźwięcznym śmiechem, tak jak miało to miejsce chwilę temu, niż zamienić słówko z dziewczyną, z którą codziennie wymieniał tysiące esemesów. Przez kilka minut zastanawiałam się, czy moje następne stypendium wydać na jakąś kapsułę, która pozwoliłaby mi wystrzelić Idealną-Dziewczynę-Sophie w kosmos, aby nigdy więcej tutaj się nie pokazywała w towarzystwie Nialla. Później pomyślałam sobie, że zawsze mogę prosić o pomoc sąsiada Albańczyka i jego ostrze od krajalnicy, jednak wybrałam ostatni wariant, który nie wymagał rozlewu krwi ani trwonienia stypendium - po prostu wyszłam z salonu.
Stałam w ogródku, opierając się o kamienny murek. Byłam wściekła. Cholernie wściekła. Na dodatek trzęsłam się z zimna, a przecież miałam na sobie czyjąś kurtkę, którą pospiesznie wzięłam z wieszaka, wychodząc na dwór. Wpatrywałam się w swoje skarpetki, wciąż trzymając w ręce butelkę z szampanem, którą znalazłam w lodówce. Musiałam ochłonąć zanim zrobiłabym coś głupiego. W duchu szalałam i już wyobrażałam sobie jak piękne, lśniące loki Sophie, przy mojej małej pomocy, wycierają podłogę w naszym salonie. Pociągnęłam łyka z butelki. To niesprawiedliwe. Nie mogą istnieć na świecie ludzie tak perfekcyjni. W sumie nie dziwie się, że on uganiał się za nią jak jakiś obśliniony pies. No bo jeśli do wyboru mielibyście piękną brunetkę z nieskazitelną cerą w opinających leginsach, i nieumalowaną blondynkę w rozciągniętych dresach, którą byście wybrali? Nie mówcie swojej odpowiedzi głośno, nie dołujcie mnie bardziej, proszę. W każdym bądź razie bolało mnie to, że Niall spędzał z nią tyle czasu, podczas kiedy nasza dzisiejsza rozmowa ograniczała się do zwykłego "cześć" przy powitaniu. Nie to, że byłam zazdrosna, nie miałam nic do tego, że rozmawia z innymi dziewczynami, po prostu... och, no dobra, wkurzało mnie to strasznie, że on na moich oczach podrywał Sophie. To ja powinnam być na jej miejscu, halo! Przecież on był... mój.
- Zazdrosna? - usłyszałam.
Odwróciłam głową i ujrzałam uśmiechniętego Zayna, który odpalał papierosa.
- Zazdrosna, ja? Niby o co? - prychnęłam.
Zayn spojrzał na mnie, a jego uśmiech powiększył się.
- Może o tego głupka, który flirtuje z tą cholernie gorącą brunetką ze sztucznymi cyckami? - zapytał retorycznie, wypuszczając dym z płuc.
- Wiedziałam, że ma sztuczne cycki! - wrzasnęłam, a Malik parsknął śmiechem. - I ona wcale nie jest taka gorąca - dodałam złowrogo, moja podświadomość spojrzała na mnie z politowaniem. Jasne, w ogóle nie jest gorąca.
- Daj spokój, Mags. Ja na jego miejscu wybrałbym ciebie. Zawsze i wszędzie - powiedział, a ja uśmiechnęłam się blado.
- Chociaż ty, Zayn - odparłam, zabierając mu papierosa. Zaciągnęłam się dymem. Chłopak spojrzał na mnie.
- Zawsze i wszędzie - powtórzył, a moje ciało przeszedł dreszcz. Zaraz, dlaczego Zayn Malik działa na mnie w taki sposób?! Chyba znów za dużo wypiłam.
- Dlaczego nie masz na kurtki? - zapytałam. Dopiero teraz dostrzegłam, że stoi przede mną w krótkim rękawku.
- Bo masz ją właśnie na sobie - odpowiedział, a ja oblałam się rumieńcem, którego, dzięki Bogu, nie było widać.
- Och. - pospiesznie zdjęłam ją z ramion i podałam brunetowi. Ten jednak podszedł do mnie bliżej, po czym okrył mnie i siebie, co sprawiło, że byliśmy naprawdę blisko siebie.
Siedziałam na tym głupim murku i wdychając perfumy Malika, którymi przesiąknięta była jego koszulka, zaczęłam się uspokajać. Nie wiem dlaczego. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on założył ręce na moją szyję. Tkwiliśmy w ciszy. Naprawdę podobało mi się, że przytulałam się do niego. Może nie znaliśmy się nie wiadomo ile czasu, jednak już teraz wiedziałam, że Zayn był osobą niezwykle godną zaufania i miałam pewność, że wszystko co mu powiem, zostanie między nami. Cóż, może w tamtym momencie potrzebowałam takiego uścisku, pewnego rodzaju pocieszenia. Skoro w salonie Niall i Sophie prowadzą sobie uroczą konwersację i Bóg wie co jeszcze robią, to dlaczego ja nie miałabym być gorsza? Wiem, w tamtym momencie to mogło wyglądać jakbym wykorzystywała Zayna, aby zemścić(?) się na Niallu, ale wtedy czułam się naprawdę dobrze z Malikiem. I nie miałam na to żadnego wytłumaczenia.
Nagle zaczęłam się śmiać. Zayn spojrzał na mnie zaskoczony.
- Wiesz - powiedziałam, widząc jego pytający wzrok. - Przypomniało mi się, że kiedy wychodziłam z łazienki na piętrze, na schodach dołączył do mnie Mateusz i jakoś tak źle stanęliśmy i... - znów zaczęłam głośno się śmiać.
- I? - Zayn spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Urwaliśmy poręcz - spojrzałam na chłopaka, a ten odchylił głowę do tyłu śmiejąc się wniebogłosy.
Nasz śmiech przerwało głośne trzaśnięcie drzwi od patio. Automatycznie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Wydawało mi się, że widziałam kawałek koszulki, którą miał na sobie Niall. Na myśl o nim, mój humor zmalał o jakieś trzydzieści trzy procent.
- Um, wracajmy już - wyswobodziłam się, spod kurtki Malika, który niechętnie wziął swoje ręce z mojej szyi.
- Jasne. - Zayn uśmiechnął się nieznacznie, po czym weszliśmy do środka.
W salonie została już tylko Penelope, Liam i Josh, który z kartonem po moich ulubionych Kellogg's Choco Krispies na głowie skakał w rytm Party Rock Anthem. Idealnej Sophie już nie było, co przyjęłam z ulgą, jednak nie widziałam również Nialla, co sprawiło, że mój żołądek przewrócił się na drugą stronę, powodując, że wszystko co jadłam/piłam dzisiejszego dnia podeszło mi do gardła. Było bardzo duże prawdopodobieństwo, że wyszli razem. Cholera jasna. Kurwa mać.
Razem z Malikiem podeszliśmy do dwójki siedzącej na kanapie i razem z nimi i Joshem wznieśliśmy 1584784781 toast. Wypiłam małego shota, powymieniałam parę zdań, po czym wyszłam. Zgłodniałam.
- Możemy pogadać? - zza drzwi lodówki wyłonił się Niall. Spojrzałam na niego z kawałkiem kiełbasy w buzi. No pięknie, kolejny raz dzisiejszego wieczoru mam ochotę zapaść się po ziemię.
- Wydawało mi się, że miałeś inną, lepszą towarzyszkę do rozmów - odpowiedziałam chłodno, wpatrując się w jego oczy, dla których gotowa byłam rzucić się z London Bridge.
- Daj spokój - prychnął - nie byłaś lepsza. Więc ty i Zayn, huh? - zapytał lekceważąco, co podziałało na mnie jak płachta na byka.
- Daruj sobie, Horan. Nic ci do tego co robię. Równie dobrze mogę zapytać cię o Idealną Sophie - spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Ten zaśmiał się, co wyprowadziło mnie z równowagi jeszcze bardziej.
- Co cię tak śmieszy?! - wrzasnęłam, a głupi uśmieszek zszedł mu z twarzy. - To, że od trzech, pieprzonych godzin nie zwracasz na mnie uwagi i wcale się do mnie nie odzywasz? - grzmiałam i podziwiałam jak Niall powoli traci swoją cierpliwość.
- Ja się nie odzywam? Szukałem cię, a kiedy cię znalazłem, co ty robisz? Siedzisz i obściskujesz się z Malikiem! Wyborny widok, lepszego sobie wymarzyć nie mogłem! - krzyknął, a ja zadrżałam pod wpływem tonu, jakim do mnie mówił. A raczej krzyczał.
- Z nikim się nie obściskiwałam! Zayn i ja... - nie zdążyłam dokończyć, bo Niall gwałtownie mi przerwał:
- Daj spokój, nie mam zamiaru tego słuchać. - znów podniósł na mnie głos.
Wyszedł, a ja podążyłam za nim. Tak łatwo ze mną nie wygra.
- No tak, idź do niej, ona jest na pewno o wiele lepsza, niż ja. Powodzenia! - zawzięcie gestykulowałam i darłam się jak nigdy wcześniej. Dopiero teraz zauważyłam, że znaleźliśmy się w salonie, a Pen i reszta z przerażeniem wpatrywali się to we mnie, to w blondyna.
- Ona w porównaniu do ciebie, wie czego chce! -Niall spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Słucham?! Ja nie wiem, czego chcę?! - prychnęłam, a oczy blondyna momentalnie pociemniały. Był bardzo wkurzony. O wiele bardziej niż ja.
- Przypomnieć ci wieczór dwa dni wcześniej? I ty mówisz mi, że wiesz czego chcesz!? Zachowujesz się jak dzieciak! Myślisz, że jesteś jakaś wyjątkowa? To się grubo mylisz, inne oddałyby wszystko, żeby być na twoim miejscu. Najpierw kręcisz ze mną, jest wszystko świetnie, a później co? Lecisz do Zayna! Mogłem się, kurwa, domyślić. Kolejna pieprzona groupie, dwulicowa suka! - krzyknął, a ja nie wytrzymałam. Wpadłam w szał. Pusta butelka po wódce poleciała w jego stronę. Niall zrobił unik, a szkło z impetem rozbiło się o ścianę salonu. Blondyn spojrzał na mnie zszokowany, a ja miałam ochotę zamordować go za to, co powiedział. Jak on śmiał? Kątem oka zauważyłam, że Liam podnosi się z kanapy z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
- Uspokójcie się! - razem z Niallem spojrzeliśmy w jego stronę. W niczym nie przypominał już pijanego chłopaczka sprzed godziny. Miałam go gdzieś, wróciłam do swojego zajęcia, jakim było rzucanie z Horana pomarańczami.
- To ona zaczęła! Jest nienormalna! - krzyknął blondyn, a ja już miałam w rękach kolejną pustą butelkę, którą z krzykiem wyrwała mi Penelope.
- Ja jestem nienormalna?! Spójrz na siebie, ty cholerny, głupi frajerze! - dalej wrzeszczałam.
- Dajcie już spokój - usłyszeliśmy cichy głos Zayna. Oboje zignorowaliśmy go.
Razem z blondynem podeszliśmy do siebie. Lodowaty wzrok chłopaka przeszywał mnie na wskroś.
- Wiesz co? Myślałem... myślałem, że ty i ja... - zaczął.
- Nie kończ - przerwałam mu. - Nic z tego nie będzie - wysyczałam.
Niall spojrzał na mnie, a w jego oczach ujrzałam cień zaskoczenia, któremu natychmiast ustąpiło to mordercze spojrzenie.
- Tak - zaczął - nic z tego nie będzie.
Nadal wściekła ominęłam go, kierując się na piętro. Pieprz się, Horan. Cholerny dupek. Gdyby te wszystkie fanki wiedziały, jak naprawdę się zachowuje. Jak mógł nazwać mnie suką? Nie wybaczę mu tego. Nigdy.
Nagle potknęłam się o stopień i runęłam jak długa, a dłonią przejechałam po ostrzu śrubki, która wypadła, kiedy popsuliśmy poręcz.
- Kurwa- mruknęłam, kiedy zobaczyłam jak z wnętrza mojej dłoni wydobywa się coraz więcej krwi. Przecież to tylko zadrapanie! Zamiast pójść do łazienki, siedziałam jak sierota na tych schodach, przykładając dłoń do mojej bluzy, która momentalnie przesiąkła czerwoną cieczą.
- Mags? - usłyszałam wołanie Penelope. - Mags! Tu jes... o cholera, co ty zrobiłaś? - przestraszona spojrzała na moją, coraz większą plamę na bluzie. - Liam? - krzyknęła, a brunet po chwili zjawił się u jej boku.
- O Matko - mruknął, biorąc do ręki moją zranioną dłoń. - Wstań, idziemy do łazienki. Trzeba to przemyć. Niall - zwrócił się do blondyna, który również pojawił się przy schodach. - Pozbierajcie z Joshem, te cholerne śrubki, Zayn - spojrzał na bladego chłopaka - nie patrz na krew - powiedział. Blondyn spojrzał na mnie, kiedy razem z Liamem i Penelope szliśmy na piętro.
Nadal nic nie mówiłam, po prostu stałam i wpatrywałam się tępo w swoją dłoń, której krew starali zatamować Pen i Liam. Dopiero teraz zaczęło docierać do mnie jak się zachowałam i co zrobiłam. Rzuciłam z niego butelką. A co byłoby gdyby on wcale się nie odsunął? On ma racje, jestem nienormalna. Ale zasłużył. Nie musiał nazywać mnie suką, wystarczyło idiotka, czy coś. Łzy popłynęły po moich policzkach. Penelope spojrzała na mnie niepewnie.
- Aż tak cię boli? - zapytała, a ja potrząsnęłam głową. Nadal nic nie mówiłam. Po prostu płakałam nad swoją żałosną osobą, własną głupotą i faktem, że prawdopodobnie to było ostatnie spotkanie moje i Nialla. Świetnie, jestem takim nieudacznikiem życiowym.
- To nic nie daje, Pen - jęknął Liam, widząc, jak opłukiwanie rany nie przynosi żadnego efektu. - Musimy jechać do szpitala. Siedź tu z nią, ja zadzwonię po taksówkę - dodał, po czym wyszedł z pomieszczenia. Penelope spojrzała na mnie, nadal trzymając moją dłoń pod bieżącą wodą.
- Nic nie mów - powiedziałam cicho, wpatrując się w moją rękę. - Pieprzona, idealna Sophie.
- Oboje jesteście głupi. O co tyle krzyku? Ty siedziałaś z Zaynem, on z tamtą. Przesadziłaś. On też. To było nie potrzebne - odparła, a ja niechętnie przyznałam jej rację. Po raz drugi Penelope Rodriguez miała rację i mówiła całkiem do rzeczy. Miała rację, że Niall wypił zdecydowanie za dużo i jutro nie będzie nic pamiętał. Miała rację, że ja też wypiłam za dużo i nie musiałam rzucać w niego wszystkim, co wpadło mi w ręce, a w szczególności tą butelką. A ja po raz enty dzisiejszego wieczoru miałam pewność, że jestem totalną idiotką i Niall już nigdy nie będzie chciał mnie widzieć. Tryb depresja uaktywniony, czas nie wychylać się z pokoju przez trzy dni i trzy noce.
***
Leżałam na łóżku. Przez szpary w zasłonach do środka wpadało światło, które dobitnie informowało mnie, że już środek dnia. Przetarłam oczy, po czym podparłam się na łokciach. Spojrzałam na stolik stojący obok łóżka, na którym znajdowały się jakieś leki i liścik od Penelope, która napisała, że wpadnie do mnie popołudniu. Spojrzałam na rękę, która była szczelnie owinięta bandażem i czymś jeszcze. Do końca życia zapamiętam zdziwioną minę lekarza, kiedy powiedziałam, że ranę mam od przejechania dłonią po małej śrubce od poręczy. Powinnam dodać, że moja mina była jeszcze bardziej zdziwiona, kiedy on oznajmił mi, że rana wygląda, jakbym co najmniej przejechała sobie po dłoni bardzo ostrym nożem. No tak, to potrafi tylko Magda Milewska.
O wiele bardziej niż moja pokiereszowana dłoń, martwiła mnie moja relacja z Niallem, która została puszczona z dymem razem z wczorajszym dniem. To w większej części jego wina, ja tylko dodałam oliwy do ognia poprzez swoje zachowanie. Miałam za swoje, przez mój atak szału mogłam zapomnieć o wszystkim, co do tej pory przeżyliśmy razem. A najgorsze jest, że w większej mierze to ja wszystko sprowokowałam. Nawet nie mogę zwalić winy na alkohol. Zresztą, oboje się nie popisaliśmy wczorajszego wieczoru. Jeszcze brakowało sąsiada z krajalnicą. I w tym wypadku sama podeszłabym do niego i nadstawiła gardło. Zraziłam do siebie wszystkich. Niall miał rację - byłam nikim. Nic nie wartą dziewczyną, która samoistnie dokonała autodestrukcji. Przekręciłam się na bok, z całych sił walcząc z łzami. W końcu się poddałam. I tak nikt mnie nie widzi. Czasami wydaję mi się, że robię problemy z niczego. Chyba nie umiem żyć jak normalny człowiek. W myślach wróciłam do wczorajszego popołudnia, kiedy podczas orędzia Królowej, po jej lewej stronie siedział William ze swoim uroczym synkiem. Też bym chciała być dwulatkiem, wolnym od wszelkich zmartwień i trosk. Bardzo chciałabym, aby moim jedynym zajęciem było obślinianie krawata taty. Tak, Boże, spraw, abym znów była takim dwulatkiem, no może troszkę bardziej uroczym niż byłam w rzeczywistości. Mama opowiadała, że dostawała ze mną pierdolca i zastanawiała się, czy aby na pewno jestem jej córką. Cóż, jesteśmy podobne do siebie jak dwie krople wody, więc przepraszam mamo, będziesz musiała żyć z piętnem porąbanej córki, ale nie martw się - kiedy już będę zarabiać wystarczająco dużo, opłacę ci psychologa.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi, które po chwili otworzyły się. Nie odwróciłam się. Chciałam być sama, chciałam nadal tkwić w swoim prywatnym kraju czarnej rozpaczy.
Poczułam ciężar drugiego ciała na moim łóżku. Odwróciłam się i doznałam szoku. Obok mnie siedział Niall wpatrując się we mnie bez żadnego wyrazu twarzy. Siedział sobie ot, tak, podczas kiedy ja wyglądałam jak sto tysięcy nieszczęść - podpuchnięte oczy, rozczochrane i rozciągnięta piżama wcale nie sprawiały dobrego wrażenia. Zresztą, ostatnio jakoś w ogóle nie robię na nim dobrego wrażenia.
[muzyka]
- Jak ręka? - zapytał, a ja nadal patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana.
Wzruszyłam ramieniem, po czym wróciłam do poprzedniej pozycji, w której leżałam. Nie mogłam na niego patrzeć, z każdą sekundą bombardowały mnie coraz bardziej wyrzuty sumienia i poczucie winy.
- Przepraszam - wyszeptałam.
Zero reakcji, tak jak podejrzewałam. Przecież chyba nie myślałam, że po jednym słowie on, ot tak, wszystko mi wybaczy. Ja byłam gotowa wybaczyć mu wszystko, co powiedział, byleby nigdy więcej nie doszło do takiej sytuacji jaka miała miejsce wczoraj. Bo myśl o tym, że już więcej nie zobaczę tych cholernie uzależniających, błyszczących niebieskich oczu, skutecznie pokonywały moją urażoną dumę.
Nagle poczułam jak Niall położył się obok mnie, a jego prawa ręka objęła moją talię, po czym przyciągnęła do siebie. Zaskoczył mnie.
- Ja też przepraszam. - wtulił swoją twarz w moje włosy. - Oboje za dużo powiedzieliśmy, ja powiedziałem. Dobrze wiesz, że wcale tak nie myślę - dodał. Pokiwałam głową. Z moich oczu zaczęły lecieć nowe pokłady łez.
- Naprawdę jestem nienormalna - chlipnęłam. - Gdyby coś ci się stało...
- Ćśś - uciszył mnie - ja też nie byłem lepszy. Obojgu nam odbiło. Po prostu zapomnijmy o wczorajszym wieczorze.
Obrócił mnie do siebie, po czym ponownie zamknął mnie w silnym uścisku.
- Już dobrze. - blondyn pocałował czubek mojej głowy, ja wtuliłam się w niego mocniej. - Od teraz żadnego rzucania butelkami - dodał poważnie, a ja pociągając nosem, pokiwałam głową.
- I żadnej Sophie - powiedziałam. - Wiem, że właśnie wywróciłeś oczami - dodałam, na co Niall zachichotał.
Podniosłam swoją głowę, a on delikatnie musnął swoimi wargami moje czoło.
- Oboje jesteśmy głupi - przerwałam ciszę, która panowała między nami od kilku chwil.
- I dlatego do siebie pasujemy - odparł, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który po raz pierwszy od dwudziestu czterech godzin był naprawdę szczery.
_______________________________________________________
Napisałam takie o, to coś powyżej.
Odkryłam coś takiego jak automatyczne ustawienie dodania postów *mistrz*
Zapewne teraz siedzę sobie z mojej fantastycznej pracy, pozdrowienia z Cabot Circus! :)
Wciąż nie mam weny.
#help
x
Świetny rozdział, przez cały rozdział ryczałam. Jezu ja nie wytrzymam czekania dlaczego nam to robisz? dlaczego masz taki zajebisty talent i masz zajebiste pomysły. Ciekawi mnie to czy jak piszesz to czy się śmiejesz, albo jak czytasz komentarze. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, myślę że, w następnym się pocałują :D kocham <3
OdpowiedzUsuńO Jezuniu, proszę mi nie płakać, myślałam, że to wesołe opowiadanie :)Czytając komentarze, czasem zdarza mi się płakać, bo dostaję tyle przemiłych i motywujących słów, że nie potrafię tego opisać :) a czasem czytam w całości jakiś rozdział i śmieję się, że jestem tak głupia i nie mam pojęcia jak takie porąbane rzeczy znajdują się w nim i kto będzie to chciał czytać :D
UsuńW następnym rozdziale szykuję niespodziankę, mam nadzieję, że się uda :)
Pozdrawiam! :*
Teraz to mnie zaszokowałaś tym rozdziałem. Nie spodziewałam się takiej kłótni, lecz byłam pewna, że się pogodzą. Oni tak do siebie pasują *.* Wiedziałam, że się nie pocałowali, wiedziałam! Świetny rozdział <3 Jesteś niesamowita! Pozdrawiam, Weronika :) xx
OdpowiedzUsuńOj, chyba robię się zbyt przewidywalna, skoro mówisz, że wiedziałaś, że tak będzie :D Czas to zmienić, koniec z pisaniem telenoweli, czas na ogień :D
Usuńpozdrawiam :*
niesamowity rozdział :D już się nie mogę doczekać następnego :D plus piosenka Jamesa i łzy lecą na całego :p
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Długo nie mogłam znaleźć odpowiedniej piosenki, ale wtedy James mnie odnalazł :D gość ma niesamowity głos :)
UsuńPopłakałam się. I ze śmiechu i z współczucia dla Mags. NA SZZCZĘŚCIE KOCHANY HORANEK JĄ PRZEPROSIŁ. <3
OdpowiedzUsuńRozdział był świetny. Jak ty piszesz TAKIE DZIEŁA jak nie masz weny, to aż się boje co będzie, gdy ją będziesz miała. JUŻ SZYKUJE chusteczki i popcorn na to świetne widowisko.
Chce już kolejny:C Ale wiem, że pracujesz więc poczekam.
POCAŁUNEK M I N JUZ!!!
P.S. świetnie dobrałaś piosenkę i wpadnij do mnie nowy rozdział :*
not-only-1d.blogspot.com
Kochana, jakie dzieła?! Uwierz mi, są setki blogów, które są pisane o niebo lepiej od tego :) Ale tak czy inaczej dziękuje za tak miłe słowa, przez te wszystkie komentarze, moja wena chyba zaraz wróci :D
UsuńTeraz mam aż 4 dni wolnego, postaram się coś naskrobać :)
Pozdrawiam :*
Musze stwierdzić, że zaczynam kochać jak nie masz weny, bo ostatnie rozdziały są naprawdę intrygujące. Myślałam, że dłużej N&M będą się na siebie gniewać, ale dobrze, że się pogodzili. Doskonale rozumiem uczucia bohaterki, irracjonalne jak typowa kobieta. Zdania są super skomponowane, styl pisania masz bardzo lekki i przystępny dla ogółu. Ciekawi mnie czy pociągniesz dalej wątek Zayna, to mogłoby być ciekawe. Mam wrażenie, że pomiędzy parą głównych bohaterów niby wszystko gra, oboje się lubią bardzo, jest chemia, znają się, są w podobnym wieku, ale brakuje takiego pierdolnięcia które by przypieczętowało tę znajomość. Czekam na takie coś! Zaczynam skrobać coś do siebie, ale słabo to widzę :) jakoś za bardzo przytłacza mnie to, jak bardzo Ty się poprawiłaś na przestrzeni tych paru rozdziałów, a ja stoję w miejscu :)
OdpowiedzUsuńJa wręcz przeciwnie, strasznie irytuje mnie ten brak weny, nienawidzę przestojów :( Pomysł na Zayna mam od początku, jeżeli dobrze pójdzie, to odegra on znaczną rolę w dalszej części opowiadania :) W następnym rozdziale planuję mega pierdolnięcie, jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli oczywiście, bo istnieje duże ryzyko, że mi nie wyjdzie, to wtedy arivederci, koniec :<
UsuńJak Cię przytłacza!? Kochana, Twój styl pisania jest o wiele lepszy, ja dopiero raczkuję w świecie pisania :) W każdym bądź razie strasznie Ci dziękuję za komplement! <3
cudowny jest ten rozdział , wgl całe opowiadanie . najlepsze jakie dotąd czytałam *.* <3
OdpowiedzUsuńojej, bardzo się cieszę, że Ci się podoba! :*
Usuńwspaniały jejkuu <3 mogłabym wiedzieć jak nazywa się w realu Mags i Penelope? ♥ :**
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńMags "gra" Nina Agdal, a Penelope - Lisalla Montenegro :)
Wczoraj odkryłam Twojego bloga i jestem więcej niż zachwycona. Jestem oczarowana,zakochana... Kocham to, że dodajesz dłuuugie rozdziały. Dużo się dzieje, świetni bohaterowie, sytuacje, WSZYSTKO. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;) Dziękuj Ci za takiego wspaniałego bloga XOXO/ Add
OdpowiedzUsuńps. czekam na pocałunek Nialla i Mags <3
O jejku, nawet nie wiesz jaki uśmiech wywołałaś na mojej twarzy! :) Niezmiernie się cieszę, że moje opowiadanie Ci się podoba :D
UsuńDziękuję za ten piękny komentarz! <3
a rozdział już, jutro, mam nadzieję, że będzie nadawał się do czytania, haha :D x
Piszesz genialnie, aż chcę się czytać więcej i więcej. :)
OdpowiedzUsuńhttp://born-to-live-live-to-die.blogspot.com/
TO JEST GENIALNE!! TY JESTEŚ GENIALNA!!! czytałam tego bloga cały dzień myślałam że będzie taki jak inne a ty takie cuś mhbszhbe\jhsbdhsabd nie do opisania :D
OdpowiedzUsuń