Ostatkiem sił otworzyłam oczy. Światło było coraz
bledsze. Jeszcze raz spróbowałam pociągnąć za tą cholerną linę, jednak na
próżno. Nagle poczułam szarpnięcie i czyjaś ręka ciągnęła mnie ku górze. Po
chwili znalazłam się na powierzchni; zaczęłam się krztusić. Łapczywie brałam
każdy następny oddech, ciesząc się, że ktoś zorientował się, że nie wypływam.
Kiedy mniej więcej doszłam do siebie, spojrzałam na mojego wybawcę z zamiarem
podziękowania mu; moje serce znów stanęło, kiedy ujrzałam twarz wściekłego
Dana.
-
Czy ty jesteś normalna!? Mogłaś się zabić! – ton jego głosu sprawił, że
przeszły ciarki po moim ciele. Przez moment jak zahipnotyzowana wpatrywałam się
w jego gniewny wyraz twarzy, który po chwili złagodniał; oczy jednak wciąż
kipiały wściekłością. – Płyńmy do brzegu, zaraz się przeziębisz.
Wciąż słaba pozwoliłam, aby Ramos objął mnie w pasie i
delikatnie holował do brzegu. Zdałam sobie sprawę, że znalazłam się o krok od
śmierci, co sprawiło, że adrenalina w moim organizmie znów się podniosła. Kiedy
po chwili znaleźliśmy się na brzegu, opadłam plecami na piaszczysty brzeg rzeki
i, ciężko dysząc, spojrzałam w górę. Most z tej perspektywy wydawał się jeszcze
wyższy, niż wcześniej. Nie zważając na nic, zaczęłam się śmiać. Leżący obok
mnie Dan, spojrzał na mnie dziwnie.
- Co
tak cię śmieszy? – spytał, a w odpowiedzi usłyszał jedynie mój donośniejszy
śmiech.
-
Mogłam umrzeć.
-
Mogłaś, tylko i wyłącznie przez swoją głupotę! Dlaczego pociągnęłaś za tą
cholerną linę zanim dałem ci znak?!
-
Myślałam, że twój babski wrzask był tym znakiem – ponownie dostałam ataku
śmiechu.
Ramos nie odpowiedział. Zasłaniając oczy, przed ostrymi
promieniami słonecznym, spojrzałam na niego. Ten wpatrywał się we mnie,
całkowicie zastanawiając się nad czymś.
-
Naprawdę wrzeszczę jak baba? – zapytał niepewnie. Śmiałam się tak głośno, że ludzi stojący na
moście zapewne mnie słyszeli.
-
Zdecydowanie.
Wciąż nie potrafiłam opanować swojej głupawki. Po chwili
Dan dołączył do mnie. To naprawdę było
dziwne – śmianie się z tego, że było się o krok od śmierci. Ale czy
kiedykolwiek byłam normalna?
Kiedy nieco się uspokoiliśmy, Dan spojrzał na mnie
badawczo. Jego mokry T-shirt sprawiał, że zauważyłam umięśniony brzuch
prawnika. Daniel Ramos pomimo etykietki dupka był niezaprzeczalnie seksownym
facetem jakiego widziałam ostatnimi czasy.
-
Bałaś się? – spytał.
-
Trochę – odparłam, obserwując jak ktoś właśnie skacze z mostu, a gruba, czarna
lina prostuje się z każdą następną sekundą, aby po chwili pozwolić komuś dotknąć ręką lustra wody i
pociągnąć znów na górę. Po chwili ujrzałam, jak osoba odpina swoją linę, i
wpada do rzeki, po chwili się z niej wynurzając.
Poczułam, jak chłopak przysuwa się bliżej mnie.
-
Widzisz? Powinnaś była zrobić to samo, co Max – powiedział, widząc, jak
brunet zręcznie płynie w stronę motorówki,
z której ludzie wciągnęli go na pokład. Jeden z nich krzyknął coś do nas,
jednak nic nie zrozumiałam - Dan
widocznie też, ponieważ po chwili odkrzyknął, iż wszystko z nami w porządku i
za chwilę dołączymy do reszty.
-
Wiesz co? Wtedy, pod wodą ogarnęła mnie
panika, jednak wciąż szarpałam się z tym cholernym sznurem. Chciałam się z tego
wyplątać, bo zdałam sobie sprawę, że nie chcę jeszcze umierać. Życie, pomimo
niepowodzeń, porażek i smutku, wciąż jest czymś niezwykłym i wartym każdego
dnia – mówiłam, widząc, jak Daniel kieruj wzrok na mnie i przygląda mi się z
zainteresowaniem. – Ale z drugiej strony
– powiedziałam, kierując twarz do słońca – gdybym miała umrzeć, to właśnie w
taki sposób. Ten skok to było coś niesamowitego!
-
Mówiłem? – Ramos wyszczerzył się do mnie, odsłaniając swoje białe zęby. –
Jednak teraz wiem, że taka dawka emocji i adrenaliny kompletnie do ciebie nie
pasuje. To był ostatni raz.
-
Żartujesz? – natychmiastowo podniosłam się do pozycji siedzącej. – To była
najlepsza rzecz, którą robiłam w życiu! Zaraz zrobię to jeszcze raz!
-
Nie ma mowy.
-
Założymy się?
-
Zawsze wygrywam zakłady.
-
Nie tym razem, Ramos.
Wstałam z piasku, z zamiarem znalezienia jakieś drogi
prowadzącej na górę, jednak oprócz gęstych krzaków i wody nie było tu
kompletnie niczego. Spojrzałam pytająco na Dana.
-
Jak się stąd wydostaniemy?
-
Normalnie. – Jego beztroski ton zaskoczył mnie. Nim zdążyłam cokolwiek
powiedzieć, ujrzałam, jak Ramos wkłada dwa palce do ust, po czym gwiżdże
głośno. Kątem oka zauważyłam, że ludzie będący na motorówce odwracają głowy w
naszą stronę, po czym płyną ku nam.
-
Sprytnie – powiedziałam, wstając i otrzepując się z piasku, który oblepił moje
całe mokre ubranie.
Po chwili motorówka dopłynęła do brzegu, a Dan pomógł mi
wejść na nią. Usiadłam na brzegu i spojrzałam na jednego z chłopaków, którzy
przyglądali mi się z uśmiechem.
-
Zrobiłaś to specjalnie czy od dawna planowałaś samobójstwo? – spytał brunet,
który skakał chwilę wcześniej. – Bo jeśli to pierwsze, to… wow. Nawet Ramos nie
robi tego tak spektakularnie jak ty – dodał, a ja uśmiechnęłam się nieco
zażenowana. Mimo wszystko pochwała od chłopaka sprawiła, że moje ego
zdecydowanie wzrosło. Czy to możliwe,
abym była w czymś lepsza od Daniela?
-
Żartujesz, Max – blondyn spojrzał gniewnie na kolegę, a ten wybuchł śmiechem. –
Nie mów, że nie widziałeś tego, co robiłem tydzień temu! To było mistrzowskie!
– zakończył dumnie, a ja zachichotałam. Mimo że Ramos zachowywał się jak samiec
alfa, potrafił zachowywać się jak dziecko, co czyniło go w pewien sposób
uroczym, a ja zaczynałam nawet go lubić.
Skurwiały prawnik nie był wcale taki skurwiały jak wcześniej myślałam.
-
Daruj sobie, Ramos – prychnął Max. – Po prostu boisz się przyznać, że twoja
dziewczyna pobiła cię na głowę!
Słysząc to, poczułam, że moja twarz przybiera kolor
tabasco, a zażenowanie wzrosło o niebotyczną ilość procent. Spojrzałam ukradkiem na Dana, który właśnie
obdarzał morderczym wzrokiem swojego kolegę. Totalnie mnie zatkało. Dlaczego on
wziął mnie za jego dziewczynę? Przecież ja go nawet nie lubię! No, może trochę
jednak lubię. Zresztą… ugh, nieważne.
-
Nie jesteśmy razem – wymamrotałam, czując na sobie wzrok Maxa i pozostałych
pasażerów w łodzi. Czułam się dziwnie – być samą w towarzystwie pięciu facetów nie
wpływało dobrze na moją kobiecość. Chociaż, gdybym była Penelope, z pewnością
nigdy nie zeszłabym z tej łódki.
-
Nie? – facet z czarnymi dredami spojrzał na mnie. – W dzisiejszym The Sun wyglądaliście całkiem jak para.
Cholera. Totalnie zapomniałam o wczorajszym udawaniu w
towarzystwie namolnego fotografa. Spojrzałam na Dana, który wpatrywał się w
kolegę z głupkowatym wyrazem twarzy. Chłopak zdawał się nic sobie z ego nie
robić, bo po chwili znów usłyszeliśmy jego głos.
- No
cóż, tak tylko myślałem. Już miałem nadzieję, że w końcu przebolałeś tą
gównianą sprawę z Julie.
-
James, dość – syknął blondyn, ja nagle się ożywiłam. Julie? Czy to było
możliwe, aby prawnik umawiał się z kimś? Do tej pory myślałam, że chodzi na
randki wyłącznie z własnym odbiciem w lustrze. Nie mam pojęcia dlaczego, ale
koniecznie chciałam wiedzieć, co takiego zrobiła Danowi tajemnicza Julie. Może
to pomogłoby mi choć trochę pojąć jego pojebany tok myślenia.
-
Okej, ogarnij się, Ramos – James szturchnął naburmuszonego Dana. – Zostajecie
na ognisku?
Daniel posłał mi pytające spojrzenie. Czy miałam coś
innego do roboty przez cały dzień? Zastanowiłam się co byłoby lepsze od
spędzenia całego dnia w towarzystwie Ramosa i jego przyjaciół. Penelope zapewne molestuje Stylesa swoimi kiepskimi
umiejętnościami pielęgniarskimi, Elena spędza czas z Louisem, Mateusz i Josh
wrócą dopiero jutro, Niall już się nie liczy,
a wizja spędzenia samotnego wieczoru, oglądając zeszłotygodniowy odcinek
X Factora, jakoś niespecjalnie
przypadła mi go gustu. Spojrzałam na Daniela i lekko skinęłam głową. Blondyn
uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym wdał się w żywą konwersację ze swoimi
kumplami na temat ich wyprawy na Mauritius, którą planowali w te wakacje.
obserwowałam krajobraz, który był naprawdę i interesujący przy takiej pogodzie
i w tej części kraju. Jeszcze raz spojrzałam w górę i widząc most, mimowolnie
uśmiechnęłam się. Nigdy bym nie podejrzewała, że zdobędę się na coś takiego.
Może wpływają tak na mnie moje cholerne zawirowania życiowe? Nie potrafiłam do
końca odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziałam jednak jedno – od dziś koniec z
przesadnymi dramatami i płakaniem w poduszkę. Dziś zrozumiałam, że życie to
jedna wielka zabawa, którą trzeba celebrować codziennie; zabawne, że uświadomił
mi to Daniel Ramos, facet, którego jeszcze dwadzieścia cztery godziny wcześniej
miałam ochotę zabić i spalić na stosie razem z jego pieprzonymi pozwami i
opasłymi teczkami z aktami, i który teraz w niczym nie przypominał tego faceta
w garniturze i plotącego jakieś głupie paragrafy – dziś Ramos był beztroski,
zabawny i cholernie przystojny, a to sprawiało, że myśl o spędzeniu z nim
więcej czasu niż tylko popołudnia, nie wydawała się taka zła.
Siedzieliśmy wokół
płonącego ogniska, śmiejąc się, żartując i słuchając głupot plecionych przez
Maxa. Siedziałam obok Dana, piekąc pianki Marshalla, co rusz wybuchając
śmiechem. Znajomi Dana okazali się naprawdę świetnymi ludźmi; nie czułam się
już niezręcznie, jak na początku.
Mimo tego, że Daniel żywo konwersował z resztą towarzystwa,
wciąż na mnie zerkał. Robił to tak dyskretnie i niezauważalnie, że pewnie nigdy
bym się tego nie domyśliła, gdyby nie fakt, że… sama posyłałam mu ultrakrótkie
spojrzenia. Im więcej razy widziałam jego uśmiech, tym częściej łapałam się na tym, że coraz
bardziej podoba mi się to wcielenie Ramosa i powoli zaczynam je bardzo lubić.
Dan był tym typem faceta, którzy od zawsze pociągali mnie fizycznie, jednak
sięgając myślami wstecz uświadomiłam sobie, że poznanie Ramosa było bardzo
podobne do tego, w jakich okolicznościach poznałam Jordana, a to przecież nie
skończyło się dobrze. Tak czy inaczej – ta znajomość już od początku skazana
była na totalną porażkę. Może to i lepiej? Nie miałam ochoty pakować się w
kolejną skomplikowaną relację, skoro wciąż nie wyleczyłam się z poprzedniej. O ile kiedykolwiek się wyleczę.
Moje rozmyślania przerwał donośny dźwięk telefonu
dobiegający z torby Dana. Blondyn szybko wyciągnął urządzenie i odszedł od nas,
chcąc odebrać z dala od krzyków ludzi siedzących przy ognisku.
Jeszcze przez moment odprowadzałam go wzrokiem, po czym
zauważyłam, że obok mnie nagle pojawiła się Tessa. Krótko obcięta blondynka
uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- No
to teraz mów, co cię łączy z tym niedorobionym bambrem – spytała bez
najmniejszych ogródek, kiwając głową w stronę Ramosa. Mimowolnie wybuchłam
śmiechem.
-
Nic, jesteśmy po prostu znajomymi – odparłam. Blondynka spojrzała na mnie
głośno wzdychając, wyraźnie niezadowolona z mojej odpowiedzi.
-
Szkoda – jęknęła. – Już myślałam, że wy…
no wiesz... – zaczęła dziwnie gestykulować w powietrzu.
-
Nie! – zaprotestowałam szybko, a Tessa zaśmiała się widząc moją reakcję.
-
Okej, rozumiem. Ale nie zaprzeczysz, że nie widzisz, jak on na ciebie patrzy.
Dobrze widzieć go w takiej formie. Dobrze widzieć, że w końcu zamknął za sobą
rozdział z Julie – powiedziała zamyślona, patrząc w stronę Daniela
rozmawiającego przez telefon.
Przekręciłam swoje pianki na kiju, aby dobrze je upiec.
-
Skąd wiesz, że zamknął?
- Bo
jesteś pierwszą dziewczyną, którą przyprowadził na nasze spotkania odkąd
rozstał się z Jules – Tessa uśmiechnęła się, kierując wzrok na ognisko. – Sama
więc widzisz, coś zdecydowanie jest na rzeczy.
Zamyśliłam się. Czy to naprawdę możliwe? Znamy się
zaledwie od kilku dni! Poza tym, nie jestem tutaj z własnej woli – robię to
tylko i wyłącznie, aby dostać papiery. Cóż, przynajmniej było tak do południa.
Skierowałam swój wzrok na Jamesa, który biorąc do ręki
gitarę, zaczął grać wesołe piosenki. Niall
robi to o wiele lepiej, pomyślałam, wpatrując się w pracę jego rąk podczas
grania. Tą myśl niemal natychmiast wyrzuciłam ze swojego umysłu. Nie chciałam
sobie psuć wieczoru, który był naprawdę fajny. Spojrzałam na Tessę, która
właśnie mocowała się z otwieraczem do piwa. Dziewczyna wydawała się być naprawdę
miłą i zabawną dziewczyną. Postanowiłam ją nieco wypytać o przeszłość Dana, blondynka raczej nie należała do tych
osób, które nie lubią opowiadać o swoich znajomych. Zresztą, to ona zaczęła
temat Ramosa.
-
Kim jest Julie? – zapytałam w momencie, kiedy podała mi piwo.
- Julie…
- powiedziała, wpatrując się w ognisko i pociągając łyk piwa. Podążyłam za jej
przykładem; w gardle poczułam gorzkawy smak chmielu. – Julie była wielką
miłością Dana. Byli parą już od liceum. Mimo że byli jak ogień i woda, jednak z
jakiegoś racjonalnego powodu pasowali do siebie idealnie. Planowali wspólne
życie, ślub, dziecko… Cholera, naprawdę byli dobraną parą. Dan naprawdę ją
kochał – powiedziała, pociągając kolejnego łyka. – To dzięki niej pozbierał się
po śmierci ojca.
Zmroziło mnie. Kompletnie nie spodziewałam się, że Daniel
będzie posiadał taką przeszłość. Dotychczas wyobrażałam sobie go, jako złote
dziecko rodziny, będące jednym z najbardziej rozchwytywanych adwokatów w Londynie;
teraz to, co powiedziała Tessa, sprawiło, że moje dotychczasowa opinia o
prawniku legła w gruzach. Chciałam poznać kolejną część historii, więc
postanowiłam kuć żelazo, póki gorące. W życiu nie spodziewałabym się, że Ramos
okaże się tak warty mojej uwagi.
-
Dlaczego się rozstali?
-
Och – Tessa wpakowała sobie do ust właśnie upieczoną piankę. – Zdradziła go.
Obdarzyłam ją zaskoczonym spojrzeniem. Życiorys Daniela był coraz bardziej
zaskakujący. Niemniej jednak na wieść o zdradzie jego dziewczyny, wezbrała się
we mnie złość. Mimo że Ramos również nie
był święty, za nic nie życzyłabym mu takiego czegoś. Byłam wściekła na tą dziewczynę, za to, że go
zraniła. Co więcej, zaczęłam mu nawet… współczuć. Boże, co się ze mną dzieje.
Muszę się napić.
-
Widzisz – Tessa wpakowała kolejną piankę do ust – Dan wcale nie chciał zostać
prawnikiem. Od zawsze kręciły go sporty
ekstremalne, odkąd pamiętam, chciał zostać kaskaderem. Kiedy umarł jego ojciec,
Dan kompletnie się załamał. Wtedy przysiągł sobie, że spełni wolę taty – tuż po
skończeniu ogólniaka, poszedł na studia prawnicze, skończył je nawet z
wyróżnieniem. Były momenty, kiedy miał kryzys, chciał rzucić to wszystko w
cholerę, jednak wtedy Julie zawsze przypominała mu o Derricku - to skutecznie
podnosiło go z dołka. Kiedy już zrobił aplikację adwokacką, rzucił się w wir
pracy. Umiejętności i ogólne wrażenie sprawiło, że był bardzo wziętym
prawnikiem. Wiesz, że prowadził sprawę rozwodową Katie Holmes i Toma Cruise’a?
Pierdolony szczęściarz – Tessa pokręciła
głową z uśmiechem. – Ale potem Dan miał coraz więcej obowiązków i coraz mniej
czasu dla Julie. Nie wystarczały jej, że chłopak harował jak wół, aby spełniać
jej zachcianki i jakoś wynagrodzić jej czas, który spędzali osobno. Jednak to
jej nie wystarczyło. Pewnego dnia zastał ją z innym. Nawet tego nie
ukrywała - blondynka prychnęła. – Danielowi znów pękło serce. Od tamtego
czasu stał się totalnym, wyrachowanym skurwielem, jeżeli chodzi o sprawy
damsko-męskie. Wiele kobiet pociągał tajemniczy, wyniosły i pewny siebie Ramos,
jednak żadnej nie dopuścił do siebie tak blisko, jak ciebie. Mam nadzieję, że tym razem mu się poszczęści
– Tessa puściła mi oczko, a ja uśmiechnęłam się zażenowana. – Teraz jest
jeszcze młody, ma czas na zabawę, w końcu teraz mało kto statkuje się w wieku
Dana – dodała. – Najpierw niech dokończy swoją zajebiście oszałamiającą
karierę, potem będzie miał czas na ciepłe kapcie i wieczorki przed telewizorem
– zaśmiała się.
Nagle Ramos skończył rozmowę i szedł ku nam. Tessa widząc
go, ponownie nachyliła się nade mną, mówiąc:
-
Pamiętaj, co złego to nie ja. Ja ci nic nie mówiłam.
Wybuchłam śmiechem, po czym stuknęłyśmy się butelkami i
wypiłyśmy do końca, co nam w nich zostało. Nagle poczułam jak ktoś wchodzi
między nas i po chwili obok mnie usiadł
wielce zadowolony Dan.
-
Twoja siostra nie daje ci spokoju -
powiedział Max, na co Dan pokazał mu środkowy palec.
-
Daj jej spokój, Max. Wiem, że wciąż ci się podoba - odparł, na co wszyscy głośno się zaśmiali,
widząc jak brunet spuszcza głowę, uśmiechając się pod nosem. – Po moim trupie,
nigdy nie pozwolę ci umówić się z moją małą kuleczką !
Ich wymiana zdań na temat siostry Dana trwała jeszcze
dobrych kilka minut. Z każdą następną sekundą byłam coraz bardziej zdziwiona,
jakie riposty potrafi rzucać Ramos i jakie zna słownictwo. Zdecydowanie nie
wyglądał na faceta, który słowa „kurwa” używa jak spacji. No cóż, chyba w
każdym chłopcu jest trochę czegoś z bad
boya.
Rozmowa z Tessą sprawiła, że zaczęłam postrzegać go nie
tylko, jako prawnika, który jest moim przeciwnikiem, ale też jako zwykłego
człowieka, któremu nieobce są problemy życia codziennego. Patrząc na niego z
innego punktu widzenia, przyrzekłam sobie, że teraz choć trochę będę milsza. No
dobra, powstrzymam się jedynie od wyklinania go w myślach. Byłam szczerze
zagubiona tą sytuacją, wiedziałam jednak jedno – opowieść Tessy sprawiła, że
miałam ochotę poznać go jeszcze bardziej.
- To
był niesamowity dzień, naprawdę – powiedziałam z uśmiechem. Dan odwzajemnił mój
gest. Staliśmy tuż obok mojego domu; zauważyłam, że salonie pali się światło,
co znaczyło, że Penelope znów plądruje moje zapasy w lodówce, albo że chłopcy
wrócili z podróży. Na myśl o tej drugiej
opcji mimowolnie zachichotałam.
- Co
znów cię tak śmieszy? Wspominałaś swoją próbę samobójczą? – Dan spojrzał na
mnie badawczo; w kącikach jego ust błąkał się mały uśmieszek. Widocznie wciąż
nie wybaczył mi mojego przedwczesnego odpięcia liny. Dajże spokój Ramos,
przecież żyję i mam się dobrze!
-
Nadal się gniewasz? – wywróciłam oczami.
-
Mogłaś się zabić.
-
Nic mi się nie stało, przestań.
-Nie.
-
Jesteś taki uparty, Ramos.
-
Wiem. I to właśnie sprawia, że tak cię pociągam – powiedział dumnie.
Parsknęłam śmiechem. A więc czar prysł – Daniel znów stał
się dupkiem.
-
Chyba przeceniasz swoje umiejętności – powiedziałam, a blondyn uśmiechnął się
szeroko. Cholera, w co on gra!? Koniec z tym, muszę jak najszybciej stąd wyjść.
- O
czym rozmawiałaś z Tessą? – spytał w momencie, kiedy w głowie formułowałam plan
idealnego spieprzenia z jego idealnego samochodu.
- O
niczym konkretnym – odparłam szybko. – Słyszałam, że planowałeś się ustatkować.
-
Ja? – zapytał, a po chwili wybuchł niezwykle dźwięcznym śmiechem. – Mam dopiero
dwadzieścia cztery lata, nie myślę o takich rzeczach. Zresztą, nie jestem
dobrym materiałem na męża – uśmiechnął się w taki sposób, że moje serce znów
ścisnęło. Biedny Dan. Dlaczego tak mówisz!? Julie była suką, daj spokój!
-
Jak dużo powiedziała ci ta cholerna franca? – zapytał, a ja mimowolnie
uśmiechnęłam się.
-
Wystarczająco dużo, abym nie chciała się z tobą więcej spotkać – odparłam
zadziornie.
Spojrzałam na niego. Był zdziwiony. Chyba zupełnie nie
spodziewał się takiego czegoś. Dobrze ci tak dupku, zasługujesz na to. W tym
samym momencie pomyślałam sobie o Julie i tym co mu zrobiło. Moje serce ukuła
jakaś niewidzialna szpilka; natychmiast przestałam nienawidzić tego idiotę.
-
Czyli już więcej się nie spotkamy? – zapytał z lekkim wahaniem.
-
Oczywiście, że tak. Musisz w końcu dać mi te papiery – powiedziałam.
W samochodzie zapadła cisza. Kompletnie nie miałam
pojęcia o co mu chodzi. Przecież doskonale wiedział, że robię to tylko i
wyłącznie z powodu fundacji. Owszem, historia jego życia opowiedziana
przez Tessę, sprawiła, że zaczęłam
postrzegać go nieco inaczej, jednak nie zmieniło się to na tyle, abym mogła
pójść z nim na drugie spotkanie – przecież mam swoje moralne zasady! Zaraz, przecież
przyjaźnie się z Pen, kompletnie nie mam pojęcia, co to zasady. Och, sama już
nie wiem.
Nagle Ramos spojrzał mi w oczy. Nigdy wcześniej nie
widziałam u niego takiego wyrazu twarzy. Wydawał się… zagubiony?
-
Spotkałaś się ze mną tylko po to, aby zdobyć te dokumenty? – spytał cicho.
Nie, pomyślałam.
-
Tak – odpowiedziałam.
Daniel przygryzł wargę i spuścił głowę. Zrobiło mi się
głupio. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, blondyn głośno westchnął.
-
Dobrze, spotkajmy się pojutrze w mojej kancelarii. Dostaniesz te papiery, tak
jak obiecałem .
Pomiędzy nami znów zapadła cisza, tym razem bardziej
niezręczna. Postanowiłam jak najszybciej
stamtąd wyjść, zanim zacznę sobie wmawiać, że zraniłam Ramosa i powinnam
zmienić swoje zdanie.
- Cóż,
dzięki jeszcze raz. Było naprawdę niesamowicie. Dobranoc – powiedziałam, po
czym wyszłam z auta. Nagle zawróciłam i ponownie wsiadłam do samochodu. –
Kiedyś też chciałam być kaskaderem -
powiedziałam lekko, na co Ramos wlepił we mnie zdziwione spojrzenie. –
Dobranoc, Dan.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po czym skierowałam się w
stronę wejścia do domu. W połowie odwróciłam się, gdzie zastałam Ramosa, który
wciąż nie odjeżdżał. Po raz ostatni posłałam mu uśmiech i pomachałam. Daniel
uśmiechnął się lekko, po czym odpalił silnik i odjechał.
Kiedy weszłam do domu, natychmiast oparłam się o drzwi,
zastanawiając się, co ja do cholery wyprawiam. Nim zdążyłam dojść do jakiegokolwiek
wniosku, z salonu dobiegł mnie huk, a
następnie siarczysta wiązanka przekleństw. Zdziwiona weszłam do pomieszczenia,
gdzie zastałam Pen próbującą złożyć coś na rodzaj dwukółki. Ta posłała mi
rozzłoszczone spojrzenie, po czym znów opadła na wykładzinę, wkręcając jakąś
śrubkę.
-
Kurwa – mruknęła zirytowana.
- Co
robisz? – spytałam opierając się o ścianę. – Budujesz prototyp nowej rakiety
kosmicznej?
- Kretynka
– rzuciła, ponownie skupiając się na
poprzedniej czynności. Po kilku minutach stanęła obok mnie, wyraźnie zadowolona
z tego, co zrobiła. – To wózek inwalidzki.
Spojrzałam na jej składankę przeróżnych śrub i prętów, a
następnie na brunetkę, która wyglądała, jakby właśnie udało jej się
przeliterować słowo „nieskoordynowany”.
-
Um… Jesteś pewna, że to bezpieczne? – spytałam niepewnie, podchodząc do tej
kupy złomu.
-
Jasne – prychnęła. – Na Amazonie
pisali, że posiada atest! Myślisz, że byłbym zdolna skrzywdzić Harry’ego? –
spytała naburmuszona.
-
Sadzając go w tym czymś, możesz być pewna, że jego rekonwalescencja będzie trwała znacznie dłużej.
-
Jesteś okropna. Tak czy inaczej – powiedziała, siadając na swoim wózku – Hazza
musi być obecny tutaj jutro. Ta machina to najlepsze rozwiązanie.
- Jutro?
Co jest jutro? – spytałam kompletnie zdezorientowana. Pen spojrzała na mnie jak
na idiotkę.
-
Naprawdę nie wiesz? Kto chciałby mieć cię w rodzinie, skoro zapominasz o
urodzinach Matty’ego, Mags – powiedziała z politowaniem. – Ale od czego jest wasza kochana Penelope! –
krzyknęła z dumą, wciągając do salonu pokaźnej wielkości pudło. – Tu –
poklepała dłonią karton – znajduje się wszystko, czego potrzebujemy do imprezy!
Otworzyłyśmy karton, po czym Pen zamarła, a ja wybuchłam
niekontrolowanym śmiechem.
-
Królowa organizacji – zachichotałam, wyciągając z paczki kolorowe balony z
napisami „masz już trzy latka!”. – Masz rację, Pen, to będzie impreza roku.
Ponownie zachichotałam, widząc jak brunetka wyciąga z
pudła kolorowe czapeczki, girlandy i balony, typowe dla kinderbalu. Chociaż z
drugiej strony – z tego całego ambarasu mogłaby wyjść całkiem niezła impreza
tematyczna. Postanowiłam podzielić się swoimi spostrzeżeniami, na co Pen
zareagowała bardzo entuzjastycznie.
- To
świetny pomysł! Zróbmy imprezę w stylu lat 90.! Spice Girls, Pokemony… o, może
też Jane Fonda i jej seksowne, oczojebne getry!? – rozochocona proponowała
następne rzeczy, za które moglibyśmy się przebrać.
Pokiwałam głową, powstrzymując się od powiedzenia, że
Jane Fonda była ikoną innej dekady. Tak czy inaczej, ustaliłyśmy, że jutrzejsza
impreza będzie w pełni poświęcona ubiorowi, muzyce i upodobaniach, które były
popularne jakieś dwadzieścia lat temu. Czad, już nie mogę się doczekać.
Podczas, kiedy wysyłałyśmy do wszystkich zaproszenia na
jutrzejszy wieczór, drzwi mojego domu otworzyły się ponownie, po czym w salonie
pojawili się Mateusz i Josh. Kuzyn widząc kanapę, rzucił wszystkie swoje
bagaże, bezceremonialnie rzucając się na kanapę. Razem z Pen spojrzałyśmy na
niego z konsternacją.
-
Mówiłam, że tak będzie – powiedziała zadowolona Pen, a Mateusz, nie zawracając
sobie głowy spojrzeniem na nią, wyciągnął ku niej środkowy palec.
-
Jak było? – zapytałam, starając się powstrzymać śmiech.
-
Okropnie – jęknął Josh, opadając na fotel. – Te szaty, które mieliśmy nosić
były jeszcze w porządku, ale potem zaczęło się piekło. Posiłek był tylko raz
dziennie, oni ciągle się tam modlą, dajecie wiarę? – szepnął przerażony. Kątem
oka spojrzałam na Pen, której mina mówiła „jesteś
głupszy, niż do tej pory myślałam, Josh”. Spojrzałam na Mateusza, który w końcu
obrócił swoją głowę, patrząc na nas.
- Ci
popierdoleńcy chcieli ogolić nasze głowy! To już była przeginka – powiedział.
-
No! A w tym klasztorze nie było żadnej gorącej zakonnicy. W ogóle, tam nie było
żadnej zakonnicy – dodał Josh słabym głosem.
- A
najgorsze było to, że… - Mateusz zrobił pauzę, chcąc dodać dramatyczności. –
Nie mieli tam Xbox’a!
-
Nie przypominaj mi o tym! – jęknął Josh. – W życiu nie wrócę do Tybetu.
Spojrzałyśmy na siebie z Pen, nie bardzo wiedząc, co im
odpowiedzieć. Głupota tych dwojga
przekraczała każde granice i zastanawiałam się czy jeszcze w jakikolwiek sposób
przebiją ten chory pomysł.
-
Idioci – skwitowała krótko Pen, podnosząc pudło. – Właśnie, jutro… - zaczęła,
lecz przerwał jej dźwięk telefonu Josha. Blondyn szybko wyjął go z kieszeni
kurtki, po czym czytając treść wiadomości, wyraźnie się ożywił.
-
Kurde, stary, jutro jest impreza! – powiedział podekscytowany do Mateusza. Ten
spojrzał na niego, zainteresowany.
-
Gdzie?
- U
was!
-
Co? – Mateusz spojrzał na nas badawczo. Spiorunowałam Josha wzrokiem, a Pen
postanowiła ratować sytuację.
-
Impreza tematyczna. Zakładamy wszystko co było modne w latach 90, pijemy drinki
z lat 90, słuchamy muzyki z lat 90. No wiecie, czas się trochę rozerwać,
odreagować po tym popierdolonym tygodniu- powiedziała szybko. Mateusz wlepił w
nią wzrok. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jednak Pen, wyraźnie
zawstydzona, spuściła wzrok. Spojrzałam na nią unosząc jedną brew, i
zastanawiając się o co tutaj chodzi. Czyżby Rodriguezówna znów miała przede mną
jakieś tajemnice?!
-
Super! – z głosu Mateusza niemal bił entuzjazmem. – Przebieram się za MC
Hammera.
-
Hej – Josh spojrzał na niego z wyrzutem. – Ukradłeś mój pomysł!
` - Daj
spokój, J. Nawet nie wiesz kto to.
Blondyn spojrzał na Mateusza, wyraźnie zbity w tropu. Pen
pokręciła przecząco głową.
-
Idioci – westchnęła, kierując się do kuchni. Obdarzyłam ich pobłażliwym spojrzeniem, po czym podążyłam za
brunetką.
- Więc… - Pen odłożyła pudło
na bok, po czym nalewając sobie piwa do szklanki, spojrzała na mnie –zaprosiłaś
już tego swojego prawnika? – spytała.
-
Daj spokój – prychnęłam, sięgając po swoją szklankę. – Nawet go nie lubię.
-
Ale spędziłaś z nim cały dzień, mała szujo. Nie okłamuj mnie, wiem więcej od ciebie.
- I
co z tego? – prychnęłam. – Robię to
tylko ze względu na fundację. Dobrze wiesz, że w zamian za to obiecał mi
papiery.
- Jasne – powiedziała przeciągle, ruszając przy
tym brwiami. – Co robiliście?
Och, skakaliśmy na bungee, gdzie o mało się nie zabiłam,
a potem dowiedziałam się trochę o jego przeszłości i nawet zaczęłam go trochę
lubić, ale potem znów zamienił się w gburowatego gnojka.
-
Nic szczególnego – odparłam, a Pen westchnęła zniecierpliwiona, zawiedziona
moją odpowiedzią.
-
Lubisz go czy nie, ale i tak wiem, że ci się podoba – powiedziała ze złośliwym
uśmieszkiem, na co rzuciłam ją orzeszkiem, którego właśnie miałam zjeść.
- Jesteś
głupia.
-
Podoba ci się – powiedziała głośno. – Obie wiemy, że Ramos jest przystojny, jak
sam skurwysyn.
-
Kto? – do kuchni wszedł Mateusz, biorąc do ręki moją szklankę z piwem. – Prawnik-skurwysyn? – spytał, a Pen pokiwała
głową.
-
Nie wiem, czy pozwolę ci spotykać się z tym fiutem, Mags – powiedział sceptycznie,
dopijając moje piwo. – Wkurwił mnie.
-
Nie tylko ciebie. Na szczęście jej urok osobisty sprawił, że Mags uratuje fundację,
w czym pomoże jej Dan – powiedziała.
- A
co z Niallem? – spytał nagle Josh. W kuchni zrobiło się cicho, jak makiem
zasiał.
-
Nie wiem – odparłam. – Widocznie od pewnego czasu pochłaniają go inne rzeczy.
Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz
i zamarłam; drżącymi rękami odebrałam połączenie, a następnie przyłożyłam
telefon do ucha.
-
Jak mogłaś – po drugiej stronie usłyszałam
gniewny głos.. – Jak mogłaś mi to zrobić…
-
Co? – kompletnie nie rozumiałam o co mu chodzi. Penelope posłała mi
zaniepokojone spojrzenie.
-
Nie udawaj, Mags – prychnął rozzłoszczony. – Nie wiedziałem, że jesteś do tego
zdolna. Przecież sama chciałaś się rozstać, dlaczego teraz próbujesz pieprzyć
mi życie!?
Milczałam, w głowie przewijając wspomnienia w celu
dojścia do tego, co ja mu takiego zrobiłam. Znów poczułam to nieprzyjemne
ukłucie w sercu.
-
Możesz jaśniej? – odezwałam się po chwili. Naprawdę, nie rozumiałam już
nic. – Możesz mi w końcu powiedzieć, co
takiego ci zrobiłam, Niall?
Czułam, że trzy pary oczu automatycznie kierują się na
mnie. Kątem oka zauważyłam, że nawet Josh, zajęty do tej pory jedzeniem
czipsów, odłożył paczkę na bok i przyglądał mi się z zainteresowaniem.
- To
ty… - zaczął. Jego słowa wręcz ociekały wściekłością. – To ty powiedziałaś
paparazzi, że Soph jest w ciąży! Jak mogłaś? NO JAK? – jego głos podniósł się o
kilka tonów.
- Ja
nic…
-
Daruj sobie, Mags. Dobrze wiem, że to ty. Dlaczego mi to zrobiłaś? – zapytał cicho.
W moich oczach zaczęły się gromadzić łzy.
- W
życiu nie zrobiłabym ci czegoś takiego… Nie rozumiem dlaczego posądzasz mnie o
to.
- Bo…
- Niall umilkł. – Po prostu wiem to, ok? Mogłaś tego nie robić, skoro już
dostatecznie skopałaś mi tyłek tymi zdjęciami z tym skurwysyńskim prawnikiem.
Co?! Ach, czyli jednak plan Ramosa zadziałał; szkoda, że
z odwrotnym skutkiem. Zaraz, skopałam mu tyłek? Jest o mnie zazdrosny! Ramos,
ty pierdolony geniuszu zła.
- To
było czysto biznesowe spotkanie – odparłam spokojnie, choć w środku szalałam.
-
Nie wyglądało.
- A
to pech – powiedziałam sarkastycznie. Zdezorientowanie ustąpiło złości. Znów pomyślałam
o jego dziecku, co dostatecznie spowodowało falę złości we mnie. Co tam fala,
to było tsunami.
-
Dupek! - wrzasnęła nagle Pen. Spojrzałam
na nią zdziwiona. Ta wzruszyła ramionami.
-
Pen nadal mnie nienawidzi? – spytał.
-
Jak sam skurwysyn – odpowiedziałam rzeczowo, czym zaskarbiłam sobie szeroki
uśmiech mojej przyjaciółki. – Poza tym, zanim zaczniesz następnym razem
wyciągać pochopne wnioski, najpierw zadzwoń do mnie. To nie ja doniosłam na
ciebie tym cholernym gazetom. Na razie.
Rozłączyłam się, rzucając telefon na blat stołu.
Popatrzyłam na resztę, która przyglądała mi się totalnie zdziwiona.
-
Zaraz… Niall myśli, że to TY dałaś cynk gazetom? – spytała Pen, z
niedowierzaniem kręcąc głową.
-
Jaki cynk? – spytał zdezorientowany Mateusz. Pen podniosła rękę, sugerując, aby
zaczekał z tym pytaniem, po czym wlepiła we mnie wzrok. Pokiwałam głową.
- Do
tego nieźle się wkurzył za te zdjęcia z Ramosem – powiedziałam zadowolona, a
Penelope pisnęła, natychmiast do mnie podchodząc.
- O
mój Boże, ten Ramos to zdolny naprawę zdolny skurwiel – powiedziała radośnie,
łapiąc mnie za ramiona.
- O
co chodzi? – spytał podirytowany Mateusz, a Josh pokiwał głową. Pen westchnęła,
po czym zaczęła opowiadać chłopakom to, co działo się w Londynie przez ostatnie
trzy dni.
Spoglądałam na ich reakcje, uśmiechając się pod nosem; w
głowie jednak dudniły mi słowa Nialla - dostatecznie
skopałaś mi tyłek tymi zdjęciami z tym skurwysyńskim prawnikiem. Więc był
zazdrosny. Wciąż choć trochę go obchodzę. Ale co z tego? Nie mogłam znów
dopuścić do siebie myśli, które zawładnęłyby mną na tyle, że znów nie mogłabym
spać. To wszystko jest takie popierdolone.
Moje
serce ponownie zostało zaatakowane tysiącami maleńkich szpilek. Jezu, jestem
tak strasznie nienormalna.
***
Przez cały następny dzień razem z Pen przygotowywałyśmy
dom do wieczornej imprezy. Nadmuchane balony z napisami „masz już trzy latka!” wyglądały
nieco komicznie, jednak bądź co bądź goście być może zrozumieją popierdolone
wizje Penelope. Zresztą, nie to było największym zmartwieniem. Im bliżej było godziny
zero, tym miałam coraz większe wrażenie, że o czymś zapomniałam. Ostatni raz
rzuciłam okiem na litry alkoholu stojące na stole pod ściana, niezliczoną ilość
przekąsek i kiczowate gadżety z lat 90. Pomimo tego głupiego uczucia
przeczuwałam, że będzie fajnie. Pewnie znów zaleję się w trupa, no cóż - Ealing od zawsze miało na mnie zły wpływ.
Kiedy poprawiałam swoje włosy, wejściowe drzwi otworzyły się z hukiem , po czym w środku
pojawili się Pen i Harry. A niech mnie – ona faktycznie posadziła go na tym
wózku. Spojrzałam na nich zdziwiona.
Harry miał na sobie długą perukę, brązową kamizelkę, okulary lenonki, na szyi
wielki łańcuch z pacyfą, a jego gipsy pokrywały różnego rodzaju kwiaty.
Przeniosłam wzrok na Pen, która również miała perukę. Jej oczy pokryte były
grubą warstwą makijażu.
-
John Lennon? – spytałam zdziwiona, a Harry posłał mi beznadziejne spojrzenie.
Uh. Faktycznie, bycie ogipsowanym i wpadnięcie tym samym w ręce Pen to
beznadziejne położenie.
- I
Yoko Ono – odparła dumnie, kładąc rękę na ramieniu Harry’ego-Johna.
Uśmiechnęłam się szeroko, starając się powstrzymać wybuch
śmiechu. Oboje wyglądali niezwykle zabawnie; zapomniałam nawet powiedzieć jej,
że Lennon i Beatlesi to zupełnie inna epoka.
Nie wytrzymałam – dawno tak się nie śmiałam. Zignorowałam
rozpaczliwe spojrzenie Harry’ego.
-
Przysięgam, już nigdy nie wsiądę kółko po alkoholu - jęknął, kiedy Pen zsunęła okulary na jego nos.
- Z
czego się śmiejesz, Baby Spice? – spojrzała na mnie z wyrzutem. Posłałam jej
szeroki uśmiech, po czym z góry zszedł dumny Josh, przebrany za Kurta Cobaina. Za nim stoczył się Mateusz, ubrany w wielki
prostokątny karton.
-
Przebrałeś się za kasetę? – Pen spojrzała na Mateusza zaskoczona. Ten obdarzył
ją szerokim uśmiechem, który natychmiast zgasł, kiedy dostrzegł Harry’ego. Cholera,
nie podoba mi się to.
Obaj panowie przywitali się krótkim cześć, po czym brunet
znikł za ścianą salonu.
Spojrzałam na Pen zaniepokojona, jednak ona wzruszyła
ramionami, po czym złapała za wózek Hazzy i wjechała z nim do pomieszczenia
obok.
-
Czas się najebać! – krzyknęła, a ja podążyłam za nimi, przyznając jej całkowitą
rację.
Impreza trwała w najlepsze. W ten wieczór nasz dom w
Ealing zamienił się w istne szaleństwo. Ludzie wykonywali dziwny układ taneczny
do jednej z piosnek N*Sync na mini parkiecie, a inni pochłaniali następne
shoty, bądź przekąski. Z drinkiem w ręku tańczyłam tuż obok Liama, kiedy na
moim polu widzenia nagle pojawił się Zayn, przebrany za Robbiego Williamsa za
czasów Take That. Chłopak uśmiechnął się na mój widok, po czym odwrócił się za
siebie, wyciągając rękę. Patrzyłam na niego w skupieniu, zastanawiając się co
on do cholery robi. Po chwili ujrzałam Cailin przebraną za Madonnę.
Więc mnie posłuchał. Był u niej. Misja Zailin ukończona.
Z uśmiechem na ustach skierowałam się w ich stronę, po
drodze mijając zachłannie całujących się Elenę i Louisa, Penelope okręcającą
się wokół wózka Harry’ego i Mateusza tańczącego jakiś disco taniec. Zayn uśmiechnął
się blado, lustrując mnie od stóp do głów, natomiast Cailin spoglądała na mnie
nieśmiało.
-
Miło was widzieć – powiedziałam z uśmiechem, ściskając najpierw Zayna, a
następnie blondynkę. Z miejsca wyczułam dystans, który między nami wytworzyła.
Wciąż jest ostrożna.
-
Tak – powiedział przeciągle Zayn. – Gdzie solenizant? Mamy dla niego zarąbistą
niespodziankę. Hej, Matty! – chłopak razem
z blondynką ruszyli w stronę tańczącej kasety.
Z uśmiechem odprowadziłam ich wzrokiem, uświadamiając
sobie, o czym zapomniałam. Kurwa mać. Zapomniałam o torcie. Co to za urodziny
bez urodzinowego tortu?! Cholera jasna.
Jak koń do wodopoju rzuciłam się w stronę kuchni, aby
wziąć do ręki telefon i zadzwonić do pierwszej lepszej cukierni, która pracuje
całodobowo. Czy cukiernie prowadzą całodobowy biznes?
W momencie, kiedy miałam zadzwonić, do kuchni wpadła
Cailin. Uśmiechnęła się lekko, biorąc z blatu czteropak piw. W momencie, kiedy
wychodziła, nagle odwróciła się, patrząc prosto w moje oczy.
-
Dzięki, Mags – powiedziała.
- Za
co?
-
Dobrze wiesz, za co – posłała mi uśmiech, po czym wyszła.
Uśmiechnęłam się sama do siebie przynajmniej to mi się
udało. Kiedy buszowałam w Internecie w celu znalezienia jakiekolwiek cukierni
na terenie Londynu, która w ekspresowym tempie zrealizowałaby moje zamówienie,
do kuchni wpadła zdyszana Penelope.
-
Nie ma tortu – syknęłam, na co Pen, pokazała mi środkowy palec, po czym
otworzyła lodówkę, pokazując wielkie, białe pudło.
-
Mówiłam, że wszystko załatwione, idiotko – spojrzała na mnie podirytowana.
-
Okej, wyluzuj, Yoko – odgryzłam się.
Pen oparła się o
blat, wzdychając głośno. Przyjrzałam się jej z uwagą. Zdecydowanie nie
wyglądała na osobę, która świetnie się bawi.
-
Coś się stało? – zapytałam.
-
Nie… Po prostu ciężko mi patrzeć na Matty’ego całującego się z kimś innym.
Spojrzałam na nią zaskoczona. No proszę, widocznie
Mateusz samoistnie zakończył spór o Pen. Świetnie, ta sytuacja zaczynała mnie
drażnić.
- Uh…
Więc co teraz?
-
Pójdę obić suce ryj – powiedziała wściekle, wychodząc tym samym z kuchni.
Och. O co tu chodzi do kurwy nędzy?!
Penelope
Przeciskałam się pomiędzy ludźmi, próbując znaleźć Matty’ego
i jego cholerną wywłokę. Kiedy w końcu do niego dotarłam, złapałam go za rękę,
po czym przyłożyłam do jego ucha usta.
-
Musimy pogadać – powiedziałam, po czym zaczęłam ciągnąć go na piętro. Szukałam jakiegokolwiek
wolnego pomieszczenia, gdzie moglibyśmy porozmawiać. Już mnie popamięta
skurczybyk. Jak on mógł?! I to na moich oczach!?
Pokój Matty’ego był zajęty przez jakąś miziającą się
parę, a pokój Mags – cóż, nie wiedziałam, że kiedykolwiek uwierzę, że ktoś
jakimś cudownym sposobem przeleci Elenę, a tu proszę – Louis widocznie znał się
na rzeczy.
Jedynym pomieszczeniem, które nie było okupowane przez
bzykających się ludzi i nie było zarzygane, była łazienka. Pospiesznie zamknęłam
za nami drzwi i obróciłam się twarzą do Matty’ego. Ten spojrzał na mnie,
totalnie zdezorientowany.
- Co
jest? – zapytał beznamiętnie, wpatrując się we mnie i podciągając sobie strój
kasety. Ja pierdole, to najgorszy strój na tej imprezie, ale postanowiłam mu
wybaczyć – w końcu dziś jego urodziny. Spiorunowałam go wzrokiem.
-
Jeszcze się pytasz? – fuknęłam. – Całujesz się z jakąś ździrą na moich oczach!
-
Co? – spytał totalnie zaskoczony. Po chwili jednak jego twarz wykrzywiła się w
niezadowoleniu. – Jestem wolny, mogę robić co chcę.
-
Tak, ale nie przy mnie! – wrzasnęłam, podchodząc do niego.
-
Będę robił co mi się podoba!
Niemal stykaliśmy się głowami. Napięcie między nami było
wręcz namacalne, jednak w tamtym momencie nie zawracałam sobie tym dupy. Byłam
na niego wściekła jak cholera.
-
Jesteś popierdolona – powiedział, już ciszej, wpatrując się w moje oczy.
- Ty
bardziej – rzuciłam złośliwie.
Staliśmy naprzeciw siebie , by po chwili rzucić się na
siebie. Jego pocałunki przypomniały mi, jak było między nami kiedyś. Moje myśli
szalały, jednak wszystkie dawały mi jasny komunikat: tego potrzebowałam.
Nagle chłopak popchnął mnie na ścianę prysznica.
Niezauważenie odchyliłam kran, co spowodowało, że prosto na nas zaczęła lecieć
niesamowicie lodowata woda. Nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy. Jego usta
pieściły moje, a ja zachłannie pragnęłam więcej. Nie zważając na kurewsko zimny
strumień wody, Matty oderwał swoje usta, ciężko łapiąc każdy oddech.
- A
co z Harrym? – szepnął. Lekko uchyliłam oczy patrząc na jego twarz, po której
ściekały krople.
-
Później. – ponownie wbiłam się w jego
wargi. Nie miałam czasu zaprzątać sobie tym głowy. Wiedziałam jednak, że robiąc
takie coś pakuję się w jeszcze większe tarapaty. Co z Harrym?
Harry, Harry… Pomyślę
o tym później, pomyślałam, mocniej przyciągając do siebie Matty’ego.
Później.
Z posępną miną usiadłam na kanapie. Chyba pierwszy raz w
życiu nudziłam się na imprezie. Kompletnie nie miałam humoru na zabawę. Zdałam
sobie sprawę, że czuje się tak, ponieważ jestem tu sama. Och, Boże, gdyby był
tu Ramos, mogłoby być nawet zabawnie… Dlaczego
nie posłuchałam Pen!?
Nagle obok mnie usadowiła się jakaś blondynka. Spojrzała
na mnie, po czym odezwała się.
- A
więc to ty jesteś dziewczyną Ramosa? – spytała ni stąd ni zowąd.
-
Nie – odparłam, patrząc na siedzącego obok Harry’ego Zayna i Cailin. A gdzie
Pen? Przecież do tej pory nie odchodziła od niego na krok. Zaraz… gdzie jest
Mateusz?! O nie, ta sytuacja zaczyna mi się mocno nie podobać.
Do rzeczywistości sprowadził mnie perlisty śmiech
blondynki. Nie znałam jej, jednak zaczynała mi działać na nerwy.
- Co
cię tak śmieszy? – warknęłam.
-
Nic. Założę się, że już cię przeleciał. A jak nie, to to jeszcze zrobi.
Spojrzałam na nią gniewnie. Pierdolona suka. Powoli traciłam nad sobą
panowanie. Zaraz, to z tą blondynką całował się Mateusz!
-
Nie wiesz jak jest – syknęłam.
-
Och, uwierz mi, znam go lepiej niż ktokolwiek na tym świecie – odparła słodko.
- Bo?
– prychnęłam. Ta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się złowieszczo.
- Bo
sypiałam z nim przez ostanie pięć lat, kochanieńka.
Spojrzałam na nią zszokowana. To nie może być ona. Jasna cholera. Kurwa mać. Dziewczyna zdawała
się nic sobie nie robić z mojego stanu szokowo-wegetacyjnego, ponieważ z
wielkim, sukowatym uśmiechem, wyciągnęła w moją stronę dłoń.
-
Jestem Julie.
__________________________________________________
Czeeeeeść :) Przepraszam za poślizg, ale wczoraj późno wróciłam do domu i zasnęłam przed laptopem -.-
wszystkie błędy poprawię potem :D przypominam o asku, pytajcie o co chcecie :)
Rozdział jakoś świetny nie jest, ale obiecuję, że w następnym będzie się działo :D
W sumie, powoli będziemy brnąć do końca, więc wiecie :)
No, a w ogóle to:
wielkiej miłości aż po grób, dużo uśmiechu i spełnienia wszystkich marzeń, które macie!
Poza tym życzę Wam jeszcze mega świetnych prezentów (pochwalcie się potem co dostałyście xd), zarąbiście pachnącej choinki, bałwanków i pierniczków i wszystkich innych smacznych rzeczy :D
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia po świętach! KOCHAM WAS, PAMIĘTAJCIE <33333333
Dzień dobry, zaklepuje miejsce, skomentuje jak uporam się ze świątecznymi piernikami <3
OdpowiedzUsuńPieprzyć pierniki. Nie podoba mi się ten rozdział, bo nie ma Zayna i Mags (próbowałam wymyślić im jakieś hollywoodzkie imię, ale wszystkie są beznadziejne, pewnie dlatego ich nie połączyłaś :c)
UsuńNie podoba mi się ten Ramos, on coś knuje. Jeszcze nie wiem co, ale coś na pewno, bo to zła postać jest.
Wiem kto doniósł o ciąży Sophie - sama Sophie! Tak, dziękuję uprzejmie, brawa dla mnie, tak, tak. Domyśliłam się sama, nikt mi nie podpowiedział i nawet nie próbuj zaprzeczać nawet jak to nieprawda to i tak nie zaprzeczaj (Boże, co za bełkot)
Jebłam, kiedy czytałam o Mateuszu-Kasecie. Jak można przebrać się za kasetę?! I tak, dobrze robisz, Pen ma być właśnie z nim!
Wszystkiego najlepszego na te święta i żebyś przejrzała na oczy i nie zakańczała tego opowiadania. Buziaczki
omg, Melie, jesteś głupia, nic nie może się równać ze świątecznymi piernikami! :D Zayn i Mags, jeszcze będzie i to w jakiej odsłonie ;o
UsuńRamos knuje czy nie, zobaczymy później, w każdym bądź razie - trochę z niego skurwiel, nie? :D
Ja wiem, kto doniósł o ciąży, ale nie mogę Ci powiedzieć :D zresztą, ty masz swój typ, zobaczymy ile ludzi będzie stawiać właśnie na nią :D
Wlasnie uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem popierdolona - kto normalny przebiera się za kasety? :D Nie wiem jeszcze z kim będzie Pen, ale jak widać na razie prowadzi Mateusz!
Wesołych Świąt :*
Nie mogłam się już doczekać!
OdpowiedzUsuńNiall, więcej Nialla poproszę :D. On i Mags są dla siebie stworzeni przecież :(
Wesołych Świąt Mags :)
awo
Niall jeszcze będzie miał swoje 5 minut :)
UsuńSzczęśliwego Nowego Roku :)
Hgskaksksksoksxsnxjakdjisss *.*
OdpowiedzUsuńKOBIETO!
Normalnie nie pamiętam kiedy ostatnio się tak jarałam *.* A to wszystko za sprawą Eleny i Louisa xD Hahaah nigdy bym nie pomyślała że to się tak skończy ;D Jupi! Jak tylko wspomniałaś w opowiadaniu że między nimi jest coś więcej to włączył mi się taki podjar że masakra xD
Skurwiały- to słowo będzie mi się teraz jednoznacznie kojarzyć z pewnym panem ;D Ramos ty bohaterze, mrau! Cholera! Ale porobiłaś, Daniel z każdym przeczytanym zdaniem coraz bardziej mi się podoba :) Seksiak ;D
Jeejka! Ale pozytywny rozdział <3
Josh- Chcę go tu, teraz! Gdzie mogę kupić taki egzemplarz? J&M rozwalają system xD Ich teksty zwalają z nóg!
Zailin <3 Awww... aż się prosi żeby napisać AWWW!!! Jacy oni są sjiqjsdhjjsdqsuwqnsjw *.* Aż serducho rośnie <3 Słodziaki <333
Pen i Mateusz O.O I Like It <333 Hehee xD No takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałam hihihi ;) (ja to zawsze widzę tylko ciemne strony xD nie umiem cieszyć się tym co jest ;D) A co z Harrym? Kurczę, wyglądało to tak jakby Pen zrobiła mu nadzieję ;( Co ona czuje? Jakie to będzie miało konsekwencje? Czy 'póżniej' nie będzie za późno?
I na koniec znów Ramos, hihi bo on coś na długo zagości w mojej głowie xD Wydaje mi się, ba! Jestem pewna że Mags nie poszłaby na ognisko gdyby nie jakieś uczucie. Ciekawość? Zwykła znajomość? Przyjaźń? A może coś więcej?
Mam mieszane uczucia ;( Kręcił się koło niej Zayn- byłam stanowczo przeciwna. Na horyzoncie pojawił się Jordan- ok, coś nowego, należy jej się, ale to zawsze Niall był moim faworytem, a teraz? Irlandczyk poddaje się bez walki? Może wojna dopiero się zacznie? Nie wiem co mam myśleć o Ramosie, jego przeszłość (jest coś jeszcze co Mags powinna wiedzieć? ) charakter, no nie będę owijać w bawełnę, ma chłopak powodzenie ;D Polubiłam go (mimo jego skurwiałej strony ^^) Cóż, na szczęście to nie mnie dane jest rozwiązać tą zagadkę z kim ostatecznie będzie ;)
Ehh a tak poza tym, pisałam już że cieszę się że Mags żyje? Ona to ma poczucie humoru xD Wariatka!
Julie? Eghh -.- Siostra żony męża szwagra kuzynki Sophie -.- (mogą sobie ręce podać) Już jej nie lubię :( Coś czuję że namiesza :((
PS haahhhaa no kremy to się przydadzą xD Jakbyś kiedyś potrzebowała to wpadnij do mnie ;D Ja będę zmuszona zrobić skok na jakąś aptekę (pff pewnie na jednej się nie skończy) ale jak coś to ciiii, Ty nic nie wiesz xD Zapas na 156 lat szybko się nie uzbiera ;D
Pozdrawiam :)
Życzę miliona wejść, tysiąca obserwatorów, kolejnych pomysłów, wspaniałej kariery (pisarskiej, sportowej, naukowej, artystycznej, whatever, co tylko sobie zamarzysz), spełnienia marzeń, full kasy, seksownego Ramosa u boku ze szczyptą romantycznego Nialla, udanego sylwestra, oby kolejny rok był lepszy niż poprzedni <333
Ściskam, całuję, pozdrawiam <333
Ty nawet nie masz pojęcia jak mega się jaram, kiedy widzę komentarz od Ciebie :D Romans L&E kwitnie, a co, oni też potrzebują miłości :D hahahah ja też tak mam, że jak mówię "skurwiały", to od razu mam na myśli Daniela xD bad boy hahaahah :D Josh jest taką męską wersją Pen, trochę czasem mu współczuje, bo jest taki głupiutki i słodki zarazem xD Zailin, Zailin - czy aby na pewno? ;> Mags sama nie wie czego chce, powiedziałabym, że na razie "eksperymentuje" z każdym typem faceta :) co z tego wyjdzie, zobaczymy pod koniec :) Jeny, kocham Twoje zdanie na temat trójkąta HPM <3 Julie to suka -.- Czy Ty też uważasz, że w opowiadaniach Julie zawsze są sukami? :D
UsuńPS. Tak! Chcę ten krem, zawsze lepsze to niż cysterna botoksu xD jak coś pomogę Ci wykonać ten skok, wszystko dla Liama, a co xD
Dziękuję za życzenia, ja Ci życzę szampańskiej nocy i wszystko dobrego w nowym roku! <3 :*:*:*
Cudowny rozdział! Ja sie bałam, że Mags umrze, ale na szczeście wszystko w porządku :) Ramo coś kombinuje i to jest pewne. Mysle, że Mags wiele się dowie od Julie xD Mtt i Pen- dobrze zrobiłaś, chcę żeby byli razem. Jeśli chodzi o aferę z Niallem, to również sądzę, że to Sophie doniosła gazetom. Może blondasek w końcu zmądrzeje i ją zostawi, żeby móc wrócić Mags, która (mam nadzieję) mu wybaczy :)
OdpowiedzUsuńJeszcze za wcześnie na jej śmierć :) Dobrze kombinujesz :D Ja też mam nadzieję, że blondasek wróci i Mags mu wybaczy. Ja bym wybaczyła :)
UsuńPozdrawiam :*
Jezu mega zajebisty rozdzial kochana ;**.Kiedy nastepny;)?Pozdrowienia i wesołych swiąt i udanego sylwestra;D
OdpowiedzUsuńJeeej, dziękuję! Nowy już jest :) Dzięki i nawzajem! :*
Usuńomggggggggg! Uwielbiam twoje opowiadanie! Masz OGROMNY talent *-*
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam na mój blog: http://story--of-my--life.blogspot.com/ i na blog mojej przyjaciółki: http://never-be-well.blogspot.com/
hm, gdzieś to już widziałam...
Usuń:)
OMG!!! Ale się poprzekręcało... I Julie... I Pen z Matty'm... Kurcze jest coraz ciekawiej ;D
OdpowiedzUsuńBuziaki :-*
Drama musi być! :D Zobaczymy, czy zaskoczyłam Cię w nowym ;>
UsuńBuziaki :*
Rozdział jak zwykle zajebisty ! Ale tak cholernie brakuje mi Mags i Nialla. Chce żeby znów byli razem. Może i Daniel jest całkiem spoko kolesiem ale i i tak go nie lubię xD Wesołych Świąt ! / Lulu
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana :* Mags i Niall jeszcze będą! Nie wiem, jak wielkie wątki, ale na pewno będą ;> Daniel nie jest kolesiem, to skurwiały Daniel xD pozdrawiam i udanego Sylwestra! :)
Usuńświetny :D dzieje się dzieje :D brakuje Mags i Nialla ale dramy mszą być :D
OdpowiedzUsuńdzięki! :)
Usuńpo zajebistym wyznaniu miłości skierowanym ku mojej przeskromnej osobie pod ostatnim rozdziałem, zapewniłaś mi dowartościowanie na kolejne sto lat. jestem nieśmiertelna Mags, thank you. <3
OdpowiedzUsuńkręcąc się w kółko po kuchni po pachy umazana resztkami nieupieczonego ciasta przeklinałam świąteczny makowiec, który za cholerę nie chciał się upiec, uniemożliwiając mi w ten sposób natychmiastowe dopadnięcie kompa i przeczytanie odcinka.
ale
1) już to zrobiłam i normalnie RamosRamosRamos wlazł mi do głowy już na samym początku i kurde nie chce wyjść. czy on przypadkiem nie zagrzał miejsca Nialla, który w tym opowiadaniu jeszcze do niedawna grał pierwsze skrzypki? jeśli taki zabieg był zamierzony to okej, cel osiągnięty. Horan skutecznie zepchnięty na drugi plan kwili cicho, gdy zgasły wszystkie reflektory. kurde blaszka. mamy nowego głównego bohatera (który nomen omen kojarzy mi się z jedynym w swoim rodzaju, nieśmiertelnym wokalistą Wham! Boże, miej mnie w swojej opiece ^^)
2) jednak zacznijmy od istotnego faktu - MAGS ŻYJE czego w ogóle bym się nie spodziewała. xD jak wiele w życiu zależy od efektywnego pociągnięcia za linkę. odwołuję chryzantemy, zamawiam szampana! ważna życiowa lekcja, będę uważać tak na przyszłość.
3) wyczuwam napływ nowych bohaterów because Julie. na litość boską, straszysz nas tu powolnym zbliżaniem się do końca, a opowiadanie przechodzi właśnie apogeum akcji, jeden gejzer wybucha za drugim i końca nie widać więc z tą końcówką to Ci w ogóle nie wierzę, pfffff. ^^
4) Pen jako bob budowniczy i jej autorska konstrukcja - wspominałam już, że jesteś mistrzynią gatunku? kocham elokwencję tej kobiety, pokojowa nagroda nobla albo inne ordery nie oddadzą istoty faktu jak wiele robi dla świata. *pokłon*
5) spięcie z Niallem na linii - czy tak wygląda koniec wielkiej miłości, która urzekła mnie od pierwszego wejścia na bloga? :c (prawda jest taka, że wlazłam tu przypadkiem, powitał mnie odcinek z mega romantycznym Horanem nucącym Mags do ucha moje ukochane little things - kupiłaś mnie tym. do dzisiaj mam gęsią skórkę jak przypominam sobie tamten odcinek <3)
6) Harry Lennon i Pen Ono - chyba nie muszę mówić, że cały pobyt w domu będę widziała ich w każdych drzwiach pokoju? xD ta wizja to perełka, mam ochotę wybiec boso na łąkę albo przytulić policzek do ziemi w celu połączenia się z matką naturą. <3 make love not war.
7) czyżby sprawa z Zaynem w końcu jasna i klarowna? dokonał już wyboru czy znowu nas podpuszczasz? :>
8) Pen. Matt. wolna miłość. peace.
każdym kolejnym odcinkiem podnosisz wyżej poprzeczkę, Mags. dobrze czytać to opowiadanie tegorocznej zimy i umilać sobie w ten sposób nudne, szare dni. <3
ps: Moja Droga, teraz już tak oficjalnie Wesołych Świąt, kilo pierożków, piernikowego Nialla pod choinką i samych piękności na calutki rok. <3 najedz się, bo potem będziemy wyć z głodu. :D
ps2: jest 6 rano a ja siedzę przy choince i zdaję sobie sprawę z tego, że to moje pierwsze święta z directionową zajawką i nowymi, niesamowitymi ludźmi. wzruszam się. <3
I co ja mam napisać, kiedy ślesz w moją stronę tak piękny komentarz! :(
Usuń1) Ramos się kręci, ale jeżeli myślałaś, że to koniec Niallerka w robi rycerza zdobywającego serca, to się gruuuubo mylisz! :) Boże, dlaczego z WHAM? :D Zdecydowanie za dużo Last Christmas w tym roku xd
2) Mags żyję, pewnie, że tak! :D Zastanawia mnie fakt, że jeżeli dobrze sięgam pamięcią, już drugi raz w tym opowiadaniu gotowa byłaś kupować chryzantemy xd czy chcesz mi przez to coś zasugerować? ;>
3) Gdzie tam, Julie jest tylko tłem do dramy :D 5 rozdziałów i epilogi nara HILY XD
4) omg, w imieniu Pen dziękuję i serdecznie pozdrawiam Cię, Margo! :*
5) o proszę, zupełnie się nie spodziewałam, że znajdziesz moje opowiadanie 'przypadkiem'. to takie... zwykłe xD mogłaś się bardziej postarać -> btw, ktoś szukał mojego bloga w google wpisując 'hello i love you połamane nogi' xD
6) Peace&Love, co tu więcej mówić!?
7) Zailin, Zialine, Margoline... uf, zawirowania jak nic. omg, chyba będę wymiotować ;o
8) Pen i Matt czy Pen i Harry? ;>
Dziękuję pięknie za życzenia, mam nadzieję, że jeszcze żyjesz po tej dawce kalorii xD dostosowuje się do Twojej rady i na liczniku mam już 2,5 kilo więcej, DZIĘKI! ;<
Zastanawiałam się, dlaczego nie śpisz o tej godzinie ;o piątka, to też moje pierwsze święta, jest pięknie, cudownie, płaczę. i choćby nie wiem jak mega żałośnie i tanio to zabrrzmiało - cieszę się, że Cię "poznałam" :) pozdrówki z nad morza i udanego Sylwka! <3
Wow! Zaciekawiłaś mnie swoim opowiadaniem.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa dalszych losów głównej bohaterki ♥
Czekam na następny rozdział :)
W wolnej chwili zapraszam do siebie :*
http://to-win-dreams-fanfiction.blogspot.com/
Dobrze, że Mags nie umarła, czekam na nexta
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~http://you-are-the-life-to-my-soul.blogspot.com/
Już nowy jest :) Pozdrawiam!
UsuńRozdziale gdzie jesteś? :(
OdpowiedzUsuńPotrzebuję Cię do życia :'(
Potrzebuję One Direction i tego bloga :(
Chodź do mnie <3
już jest <3
Usuń:)
OdpowiedzUsuń