piątek, 21 czerwca 2013

2. Watch out!

 Szłam przed siebie, ledwo pchając uporczywy wózek z walizkami. Przeklinałam siebie w duchu, dlaczego musiałam wziąć tyle rzeczy ze sobą, z drugiej strony nie dziwiłam się, skoro jedną z walizek stanowiło centrum alkoholizacyjne i tytoniowe. Pobyt w Leeds nauczył mnie jednego – alkohol był tam za drogi, aby go kupować. Dlatego teraz zaopatrzyłam się w mały barek i w wagony fajek dla Mateusza. Z rozmyślań wyrwał mnie głośny pisk. Podniosłam głowę i moim oczom ukazały się setki, może nawet tysiące piszczących i płaczących nastolatek, które intensywnie coś krzyczały, jednak poziom natężenia hałasu był tu na tyle duży, że pojedyncze krzyki zlały się w jedną całość i w efekcie nie zrozumiałam nic. Przystanęłam i zaczęłam się przyglądać temu dziwnemu zjawisku. Nagle drzwi, którymi kilka minut wczesniej wyszłam z hali przylotów, rozsunęły się i pojawiło się w nich pięcioro chłopaków. Chyba już gdzieś widziałam te twarze, pomyślałam, jednak za cholerę nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że owa grupa musi mieć coś wspólnego z muzyką, skoro, piszcząco-płaczące nastolatki zaczęły śpiewać piosenkę, która latem hulała na polskich listach przebojów. Cholera, znam ten zespół. The Wanted? Tak, to chyba oni. W sumie lubię ten zespół, mam nawet ich jedną piosenkę na swoim iPodzie. To wszystko wyglądało jak jakieś publiczne odprawianie modłów afrykańskich plemion. Jeszcze raz spojrzałam na rozsuwane drzwi, jednak grupy już tam nie było – cała piątka rozproszyła się po hali dając autografy, czy podpisując jakieś kawałki papieru. Nagle przede mną pojawiła się rozhisteryzowana dziewczynka.
-  Omójbożeomójbożeomójboże, właśnie dotknęłam jego paznokcia! Chyba zaraz umrę! - krzyczała.
Mała fanka troszkę mnie przeraziła, więc stwierdziłam, że to koniec mojego gapiostwa i czas ruszać na poszukiwania Mateusza. W tymże celu, wyjęłam z torebki telefon i skupiłam się na wyszukiwaniu jego numeru. Gdy w końcu go znalazłam i nacisnęłam zieloną słuchawkę, rozległ się ogromny huk, po czym moje walizki znalazły się na podłodze a w środku tego wszystkiego siedział jeden z tej sławnej piątki. Przez chwilę stanęłam jak wryta, jednak moment potem w mojej głowie pojawiła się jedna myśl. Wódka. W jednej z walizek była wódka. Litry wódki!
- KURWA MAĆ! - ryknęłam i w tempie strusia pędziwiatra, rzuciłam się na walizkę, w której znajdowała się równowartość moich piętnastu biletów lotniczych. W duchu modliłam się, aby butelki były całe. Myślę, że miałabym niezłe kłopoty, gdyby ktoś poczuł ostrą woń naszego rodzimego trunku. W końcu i tak przekroczyłam dozwoloną dawkę przewozu cieczy w walizce o jakieś trzysta procent. Powinnam dostać za to mandat, czy coś.
Gdy upewniłam się, że z moją cenną walizką wszystko w porządku, spojrzałam na sprawcę całego zamieszania, który nadal siedział pośród porozrzucanych walizek. Ten, widząc moje spojrzenie, momentalnie zaczerwienił się i wstał.
- Przepraszam, przepraszam – mamrotał, pomagając mi ułożyć walizki na wózek. - To nie było celowe. Tamta fanka mnie popchnęła i wtedy.. - paplał, jednak ja mu przerwałam.
- Hej! Uspokój się, nic się nie stało – powiedziałam.
Chłopak popatrzył się na mnie i rozejrzał się niepewnie dookoła, po czym zdjął kaptur. Jego blond włosy były w kompletnym nieładzie, a w pięknych, niebieskich oczach chłopaka, można zobaczyć było zmęczenie.
- Wow.. - szepnęłam, zatracając się w jego oczach. Blondyn speszył się nieco, po czym gorączkowo, zaczął mówić:
- Proszę, tylko nie krzycz. Dam Ci autograf, zdjęcie, płytę, bilet na koncert, cokolwiek, tylko nie krzycz, proszę.
- Niby dlaczego miałabym krzyczeć? - zdezorientowana spojrzałam na nieznajomego, przerywając wkładanie walizek na wózek.
Ten popatrzył na mnie jakbym nie wiedziała, że łyżka służy do jedzenia zupy, po czym uśmiechnął się szeroko.
- No właśnie, dlaczego miałabyś to robić? - spojrzał na mnie, nie przestając się uśmiechać.
Nic z tego nie rozumiałam. O co mu chodzi? Przepraszam, czy on myśli, że ja również będę darła japę i wychwalać go pod niebiosa razem innymi dziewczynkami, które nawet jeszcze nie noszą staników? Właśnie miałam coś powiedzieć, jednak ubiegł mnie jakiś facet, który podszedł do blondyna i cicho oznajmił, że na nich już czas. Nie słuchając dalszej rozmowy obojga, podeszłam do wózka i zaczęłam go pchać w stronę Mateusza, który machał do mnie, szczerząc się jak głupi do sera. Odwzajemniłam głupkowaty uśmiech i przyspieszyłam kroku. Jednak cichy głosik w mojej głowie ciągle powtarzał – odwróć się. Zrobiłam to ujrzałam plecy niebieskookiego, jednak momentalnie zobaczyłam, że on również się odwraca. Widząc mnie, uśmiechnął się i pomachał. Odwzajemniłam gest, po czym odwróciłam się i wpadłam w ramiona rozradowanego Mateusza.
- Jesteś w końcu! Tęskniłem. - powiedział,wciąż trzymając mnie w niedźwiedzim ucisku.
To zadziwiające jak taki szczupły człowieczek jak on, może mieć taką siłę.
- Zaraz... mnie... udusisz... - powiedziałam resztkami tchu.
Ten słysząc moje słowa, zaśmiał się, po czym wyjął walizki z wózka i zaczął pakować je do bagażnika swojego samochodu.
 Wsiedliśmy do jego Range Rovera i skierowaliśmy się na drogę kierującą nas do Londynu. Mateuszowy GPS stwierdził, że na miejscu będziemy za półtorej godziny. Podczas drogi do domu ( jak to dziwnie brzmi, do domu w LONDYNIE!) gadaliśmy głównie o naszej rodzinie, moich studiach i o tym jak bardzo jesteśmy podekscytowani mieszkaniem ze sobą. Jednak nie zabrakło czasu również na temat, którego bardzo się obawiałam – temat, którego od ostatniej rozmowy z kuzynem unikałam jak ognia.
- I jak tam twoje życie uczuciowe, co? - zapytał Mateusz, nie odrywając wzroku od drogi.
- Gównianie. – mruknęłam, pociągając łyk wody z butelki. - A twoje?
- Bez zmian. - odpowiedział. Milczeliśmy przez chwilę. Ciszę przerwało jego pytanie:
- Utrzymujesz kontakt, no wiesz... z nim?
Spojrzałam na niego:
- Masz na myśli Pawła? Nie, nie utrzymuję, przecież powiedziałam ci jak to się skończyło.
- Ale to już naprawdę koniec koniec czy koniec taki jak w Leeds? - spojrzał na mnie wymownie. No tak, wciąż pamięta te chwile, kiedy Paweł popsuł mi wyjazd swoimi docinkami. Wtedy z nim nawet zerwałam. Na jeden dzień, czy coś.
- Koniec koniec. Od momentu, kiedy po ostatniej kłótni trzasnął drzwiami mojego domu, nie mam z nim kontaktu. Może to i dobrze. Ostatnio nie miałam nawet czasu o tym pomyśleć, no wiesz, przeprowadzka i te sprawy. - westchnęłam. Szkoda mi tylko tych trzech lat spędzonych razem. - dodałam.
- Fakt, kawał czasu. Ale teraz bawimy się młoda! Od teraz tylko wódka, koks i jednorazowy seks! - ryknął.
Zaśmiałam się. Mateusz dodał gazu, a ja podgłośniłam radio. Ostre bity Bad girls M.I.A opanowały zarówno samochód jak i nas dwoje. Bujaliśmy się w rytm muzyki śpiewając fragmenty piosenki, które znaliśmy, bądź wymyślaliśmy nowe rymy, po polsku, co było mega zabawne.

Godzinę później zatrzymaliśmy się przed niewielkim domkiem z ogródkiem. W sumie domek, jak domek, jeden z miliona identycznych domków na tym osiedlu. Jednak było coś, co odróżniało go od innych domków – nasz był malutki.
- Um... Jesteś pewien, że pomieścimy się w tym małym, angielskim domku? - spojrzałam niepewnie na mojego współlokatora.
- Absolutnie – uśmiechnął się chytrze, po czym otworzył drzwi i gestem pokazał mi, żebym weszła.
Przekraczając próg, zaniemówiłam. Mieszkanie tylko z zewnątrz wydawało się małe. Po wejściu, zauważyłam, że przestrzeń jest ogromna. Gdy wyszłam z małego przedpokoju, po lewej stronie ukazał mi się ogromny beżowy salon. Zaraz za nim, po przejściu małego korytarzyka, znajdowała się nowocześnie urządzona kuchnia, gdzie rolę okna pełniły drzwi balkonowe, skąd wychodziło się na małe patio. Rozglądałam się z zachwytem na wszystkie strony.
- I są europejskie gniazdka- głos Mateusza przepełniony był dumą, widząc moją rozdziawioną gębę.
- To mieszkanie jest niesamowite! - pisnęłam podekscytowana.
- Wiem – powiedział z uśmiechem, po czym wzięliśmy się za przynoszenie i rozpakowanie moich walizek.
- O kurwa. - usłyszałam głos Mateusza, kiedy otwierał jedną z nich.
Doskonale wiedziałam, co znalazł w tej magicznej walizce. Podeszłam bliżej i zobaczyłam jego oczy, które błyszczały się tak, jakby wygrał co najmniej milion funtów w jakieś loterii, czy coś.
- O kurwa – powtórzył. - Młoda, to będzie najlepszy czas w naszym życiu – powiedział uroczyście.

                                                                      
Parę godzin później rzuciłam się na moje łóżko. Byłam wykończona. Lotem, jazdą, rozpakowywaniem. Wszystkim. Ten dzień obfitował w wiele wrażeń, począwszy od tego, że jeszcze rano byłam w swoim rodzinnym mieście, do momentu spotkania tego chłopaka na lotnisku. W końcu rozszyfrowałam, dlaczego ten chłopak jest znany. I, cóż, nie był z The Wanted. W trakcie ogarniania moich rzeczy, razem z Mateuszem zgłodnieliśmy. Zamówiliśmy pizzę i zgodnie stwierdziliśmy, że czas na relaks. Chłopak włączył telewizor i na ekranie ukazał się jeden z powtórkowych odcinków Chatty Mana. Uwielbiałam ten program. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, podczas gdy Alan przedstawiał swoich gości. Na widok jednego z nich, zakrztusiłam się pizzą. Już wiedziałam, skąd znałam tego uroczego blondyna z lotniska. Był jednym z członków najpopularniejszego boysbandu na świecie – One Direction. O kurwa. Wiedziałam, że gdzieś już ich widziałam. Przywołując te wspomnienie, lekko się zaczerwieniłam. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Nie miałam już siły myśleć. Ostatnią myślą przed zaśnięciem były intensywnie niebieskie oczy blondyna, które dzisiaj zobaczyłam. I oddałabym wiele, aby jeszcze raz je zobaczyć.



4 komentarze:

  1. Hej :) Widzę, że nie masz pod tym rozdziałem ani jednego komentarza, choć nie rozumiem czemu, bo to jest świetne ! :D Masz boski styl pisania i na pewno wiele świetnych pomysłów, więc życzę dalszej weny :). Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za Twoją opinię :) prawda jest taka, że dopiero zaczynam swoją przygodę z blogowaniem więc wciąż czekam na nowych czytelników :) pozdrawiam! x

      Usuń
  2. PRZEPRASZAM, ŻE PÓŹNO KOMENTUJE, ale miałam tydzień wariata, wszystko na mojej biednej główce:( Nie wdając się w w szczegóły idę do komentowania.
    Primo, piszesz na pewno powyżej przeciętnej, jest dużo pseduobloggerko-pisarek, a tutaj w końcu diamencik w kupie węgla.
    Secundo,Jest zabawnie, lekko, ciekawie.
    Tertio,Podoba mi się, że się nie robi cnotki z głównej bohaterki tylko normalnego człowieka, który chleje i lubi się zabawić. Na plus!
    Horanek to mój ulubiony członek 1D, więc chwile z nim są jak miód na moje skołatane serce, jak tu się nie rozpływać.
    Idę do trójeczki!

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny wciągam się :D

    OdpowiedzUsuń