Pobudka,
uczelnia, dom, sen – tak właśnie wyglądało moje życie przez
ostatni tydzień. Po dwóch miesiącach pobytu tutaj zaczęły się
pierwsze zaliczenia, więc oprócz nauki nie robiłam nic – tak,
cudowna walizka nadal pozostała nietknięta. Mateusz całe dnie
spędzał w pracy, a pijąc sama stoczyłabym się na samo dno dna.
Raz już przeżyłam ten stan, nie pytajcie jak to zrobiłam.
Nadeszła
sobota. Gdyby nie Mateusz, który poinformował mnie, że mój
urodzinowy event jest właśnie dzisiaj, na śmierć bym zapomniała.
W pośpiechu wzięłam prysznic, ubrałam się, wysuszyłam włosy i
zadowolona zeszłam na parter.
- Nie
mów, że wybierasz się na koncert w czymś takim. – Mateusz
spojrzał na mnie jakbym spadła z kosmosu.
- Dlaczego
nie? Przecież wyglądam w porządku. – wzruszyłam ramionami.
- Tak,
jeżeli wybierasz się na wrześniowe zbieranie ziemniaków na polu. Może jeszcze ubierzesz kalosze? Nie rób mi wstydu i ubierz się
w coś innego. – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
W
odpowiedzi pokazałam mu środkowy palec i zastanawiając się co
takiego złego jest w ubiorze dresów i luźnej koszulki, powlokłam
się z powrotem na górę.
Parę
chwil później spojrzałam w lustro. [klik] Upięte wcześniej włosy postanowiłam rozpuścić.
Nie
jest źle, pomyślałam, patrząc na swoje odbicie, po czym zeszłam
na dół.
- No,
teraz wyglądasz, jak człowiek. – powiedział Mateusz lustrując
mnie od czubka głowy do stóp, zatrzymując dłużej swój wzrok na
moim opiętym tyłku.
- Zboczeniec.
– powiedziałam, na co ten wystawił mi język.
Już
mieliśmy wychodzić, gdy nagle uświadomiłam sobie, że nie wzięłam
najważniejszej rzeczy. Ponownie wbiegłam na piętro, nie zważając
na zaskoczonego Mateusza. Gdy wsiadłam do samochodu, ten spojrzał
pytającym wzrokiem najpierw na mnie a później na papierową torbę,
którą trzymałam, jakby była moim największym skarbem. W sumie w
tamtym momencie była.
- To
prezent. – mruknęłam, jednak mina Mateusza mówiła, że dalej
nic nie rozumie co zamierzam zrobić. Zresztą, sama do końca nie
wiedziałam co tak naprawdę zamierzam.
***
Po
półgodzinnej jeździe dotarliśmy na miejsce. Halę, w której miał
odbyć się „mój prezent”, z każdej strony otaczał ocean
fanek. Cudem przecisnęliśmy się przez tłum rozwrzeszczano –
płacząco - piszczące fanki do drzwi, gdzie ochroniarz po
spojrzeniu w nasze bilety, wpuścił nas do środka. Tak,
arystokracja ma pierwszeństwo. Hell yeah.
- Ja
pierdole. – jęknął Mateusz ciężko opadając na miejsce.
Wczorajszego wieczoru znów zabalował gdzieś z kolegami. I znów
miał kaca. Cóż, nie zdziwiło mnie to. Czy on kiedykolwiek wrócił
z imprezy do domu z mniej niż trzema promilami we krwi? - Stężenie
estrogenu w tym miejscu jest niebezpiecznie duże. Boże, łapię
się na tym, że zastanawiam się jaki odcień szminki ma dziewczyna
siedząca obok.
- Nie
marudź. – zaśmiałam się. - To tylko półtorej godziny,
przeżyjesz. - powiedziałam.
No,
plus spotkanie za kulisami, dodałam w duchu.
- Jasne,
że przeżyję. – odpowiedział, wsadzając sobie słuchawki do
uszu, a do buzi wsadzając trzy tabletki Apap.
Rozglądałam
się z ciekawością dookoła. Z minuty na minutę przybywało coraz
więcej fanek. Nagle światła przygasły i na wielkim telebimie
zaczęto odliczać sekundy do rozpoczęcia się show.
Dziesięć
sekund.
Pisk
zaraz rozsadzi moje bębenki w uszach. Spojrzałam na Mateusza.
Siedział niewzruszony ze słuchawkami w uszach i zawzięcie stukał w
ekran swojego telefonu.
Trzy
sekundy.
Natężenie
hałasu w tym miejscu przekracza miliard decybeli.
Zero.
Nagle
rozbrzmiewa się muzyka, którą dziewczyny śpiewały na lotnisku.
Na scenę wchodzi piątka chłopaków i daje najbardziej szalony
występ jaki kiedykolwiek widziałam.
Półtorej
godziny i kilka mdlejących fanek później, stałam wraz z setką
innych dziewczyn za kulisami, czekając na spotkanie. Mateusz po
koncercie stwierdził, że za nic nie wejdzie ze mną za kulisy i
postanowił, że przejdzie się na małe piwo do baru nieopodal. No
cóż, widocznie ma gdzieś kampanie społeczną Piłeś? Nie
jedź!. Czułam się zażenowana stojąc obok rozwrzeszczanych
nastolatek, których średnia wieku nie przekraczała nawet piętnastu
lat. Kurde, czuję się... staro.
- Boże,
niech one tak nie krzyczą. - jęknęłam.
Usłyszałam
śmiech. Odwróciłam się i zobaczyłam ochroniarza – tego samego,
który wpuszczał mnie i Mateusza na halę.
- Da
się przyzwyczaić, uwierz mi. Wysłuchuję tego niemal codziennie. –
uśmiechnął się życzliwie.
- Jezu.
- mruknęłam.
- Jesteś
tu przypadkiem czy raczej czekasz tutaj na siostrę, kuzynkę,
przyjaciółkę? - zagaił.
- Chyba
raczej to pierwsze. Zresztą, nawet nie wiem czy jestem aż taką
fanką, znam zaledwie parę ich utworów, nic poza tym. - wzruszyłam
ramionami.
- O
Boże, co z Ciebie za Directionerka! Tylko nie przyznawaj się do
tego głośno, te małolaty chyba by cię zabiły, gdyby to
usłyszały. Jak można nie wiedzieć, jakiego koloru jest grzebień,
którym czesze się Harry? - rozbawiony bodyguard próbował udawać
oburzenie.
Zaśmiałam
się.
- Właściwie
to mój spóźniony prezent urodzinowy od kuzyna. – powiedziałam.
- Spóźnione
wszystkiego najlepszego. – uśmiechnął się, ukazując swoje
idealne, białe zęby.
Popatrzałam
na mojego rozmówcę. Wysoki, brunet, z ciemnymi, czekoladowymi
oczami raczej nie był zbyt starszy ode mnie – miał może
dwadzieścia dwa, trzy lata. Był dobrze zbudowany, co ja
gadam, był zajebiście zbudowany, o czym świadczył
kaloryfer, który delikatnie zarysowywał się pod jego dosyć opiętą
koszulką.
- Jestem
Barney. – powiedział podając mi dłoń.
- Magdalena.
– odwzajemniłam uścisk.
- Wiesz
– zaczął – Niall na pewno się ucieszy, że ktoś w końcu
mówi z czystym, irlandzkim akcentem.
- Słucham?
- spojrzałam na niego głupkowato i parsknęłam śmiechem. - Nie
wiedziałam, że mówię z irlandzkim akcentem. - powiedziałam.
Angielskiego
uczyła mnie sąsiadka – Tammy – śliczna, rodowita Walijka,
która wyszła za mąż za Józka mieszkającego naprzeciwko mnie.
Nie mam pojęcia co ona w nim widziała, przecież to totalny głupek.
Miły, ale, cóż, głupek. Krążyły nawet legendy o jego świetnych
podrywach w gdańskich klubach: „Cześć jestem Józef, mam dwa
ciągniki, kombajn i sto dwadzieścia hektarów. Umówimy się?"
Taak. W każdym bądź razie, to właśnie dzięki żonie Józka,
wyzbyłam się tego okropnego, polskiego akcentu. Tammy zawsze
mówiła, że brzmię bardziej amerykańsko niż brytyjsko, ale żeby
od razu irlandzko?
- Nie
jesteś Irlandką? - spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nic
z tych rzeczy, jestem Polką. – uśmiechnęłam się.
- Polką?
Dałbym sobie rękę uciąć, że pochodzisz z Wysp. - powiedział.
- Chociaż z drugiej strony, twoje imię kazało mi się chwilę
zastanowić nad tym faktem. – zamyślił się.
Tłum
za kulisami powoli malał. Nie zwracałam na to zbytnio uwagi,
ponieważ Barney co chwilę prosił mnie abym nauczyła go parę
słówek po polsku, a później rozśmieszał mnie sposobem, jakim je
wypowiadał.
Nim
się obejrzałam zostałam sama na korytarzu, nie licząc Barneya.
Kiedy kolejna fanka wyszła zza wielkich białych drzwi z miną,
jakby przeżyła najlepszy orgazm świata, zorientowałam się, że
teraz moja kolej. Uśmiechnęłam się niepewnie do Barneya. Ten
uśmiechnął się szeroko, dodając mi tym samym otuchy. Chłopak
otworzył drzwi i wsadził głowę do środka.
- Panowie,
to ostatnia niewiasta dzisiaj – powiedział, po czym otworzył
drzwi szerzej, abym mogła wejść.
Weszłam
do środka. Pomieszczenie wcale nie było tak duże, jak mogłyby
sugerować wielkie, białe drzwi. Rozglądnęłam się dookoła.
Naprzeciwko drzwi były trzy toaletki, obok stał stół na którym
leżała masa batoników, czipsów, litry coli i innych napojów. Po
prawej stronie stał drążek z milionem wieszaków, ciuchów i
butów. W centralnym punkcie tego pomieszczenia stała brązowa,
skórzana kanapa, na której siedział najpopularniejszy boysband na
świecie.
- Patrz,
spojrzała na nas. – mruknął podekscytowany jeden z nich, na co
chłopak obok zachichotał.
Dopiero
wtedy uświadomiłam sobie, że stoję jak kołek przyglądając się
każdej możliwej rzeczy tutaj, tylko nie chłopakom. Czułam, jak
moje policzki zalewa fala czerwieni.
- Cześć,
jak się masz? - zapytał chłopak z lokach, jak mniemam Harry.
Jego
słowa przeszły w mojej głowie niczym echo. Zastanawiałam się co
ja tutaj robię. Zastanawiałam się, czy w ogóle umiem mówić.
- Um,
wszystko w porządku? - spojrzał na mnie niepewnie.
- Hm
– odchrząknęłam. - Tak, jest okej, przepraszam, zawiesiłam się
troszkę. – powiedziałam.
Hura,
to coś jednak mówi!
- Widzicie?
- Harry odwrócił się do reszty. - Mój urok kolejny raz
zadziałał. - westchnął teatralnie.
- Twój
urok? Chyba raczej ten wielki pryszcz na czole tak ją przeraził. -
powiedział Louis, na co reszta zareagowała rykiem śmiechu.
Śmiech
stał się głośniejszy, gdy Harry po odpowiedzi Louisa, w ekspresowym tempie rzucił się do jednej z toaletek, uważnie badając każdy
milimetr swojego czoła. Kątem oka zauważyłam, że blondyn
przygląda mi się z zainteresowaniem.
- No
więc, jak podobał ci się nasz koncert? - zapytał Liam.
- Cóż,
było świetnie, daliście fantastyczny show. - odpowiedziałam
zgodnie z prawdą.
Nie
pytając, podeszłam do najbliższego krzesła i usiadłam na nim. W
lustrzanym odbiciu widziałam, że Zayn, widząc mój opięty tyłek,
miał minę jakby właśnie ktoś mu oznajmił, że wynaleziono
cudowny żel do włosów, który sprawi, że już zawsze jego fryzura
będzie idealna.
Spojrzałam
na chłopaków, uśmiechając się nieśmiało. Naprawdę, cisza
panująca w pokoju była denerwująca. Chociaż, dla widza z zewnątrz
obraz pięciu chłopaków obserwujących dziewczynę ze sztucznymi
uśmiechami, siedząc w kompletniej ciszy, mógłby wydawać się co
najmniej śmieszny. Jeszcze brakuje dźwięku imitującego odgłos
świerszcza.
- Chyba
jesteście zmęczeni, co? Takie show wymaga ogromnego wysiłku. –
powiedziałam, przerywając tym samym ciszę.
- Tak,
ale kochamy to robić. To nie tylko nasza praca, ale przede
wszystkim nasza pasja. - Liam uśmiechnął się.
- Z
której części Irlandii jesteś? - zapytał nagle Zayn.
Słysząc
to parsknęłam śmiechem. Cała piątka spojrzała na siebie, nie
wiedząc, co jest powodem mojego śmiechu.
- Przepraszam,
- zaczęłam. – ale ktoś już mi dzisiaj zadał
to samo pytanie. – uśmiechnęłam się.
Spojrzałam
ukradkiem na Nialla. Siedział rozwalony na kanapie i z lekkim
uśmiechem spoglądał na mnie.
- Nie
jesteś z Irlandii? - zapytał Harry.
Pokręciłam
głową.
- Jestem
w Londynie na jakiś czas. – powiedziałam. - No wiecie, nauka i
te sprawy. – wzruszyłam ramionami.
- Nauka?
- Louis poprawił się na kanapie. - Studiujesz na Uniwersytecie?
- LSE. – odpowiedziałam. W pomieszczeniu rozległ się pomruk podziwu.
- Wow.
Kujonka. Kręcą cię cyferki i te sprawy? - zapytał Harry, na co
reszta spojrzała na niego z pobłażliwością.
- Tak,
nawet nie macie pojęcia, jak fascynujące jest rozwiązywanie tych
wszystkich problemów ekonomicznych! Emocje jak na kościelnym
festynie. – powiedziałam.
Cała
piątka wybuchnęła śmiechem.
- Patrz,
nie dość, że ładna, to jeszcze mądra. – powiedział cicho
Zayn do Nialla, na co ten zaczerwienił się.
Nagle
przypomniałam sobie o mojej papierowej torebce. Warto było rozpruć
podszewkę w mojej ulubionej torbie, żeby przemycić to tutaj.
Podekscytowana spojrzałam na chłopaków.
- Chłopaki,
czy macie coś do roboty po tym całym spotkaniu? - zapytałam.
Louis
popatrzył niepewnie na resztę, zapewne nie rozumiejąc do czego
zmierzam.
- Hm,
tylko hotel i sen. – powiedział.
- To
świetnie! - klasnęłam w dłonie, na co oni spojrzeli na mnie z
jeszcze większym zdziwieniem, skąd we mnie taki nagły wybuch
entuzjazmu.
- Słyszałam,
że czasem fanki dają wam prezenty – zaczęłam, podchodząc do
Harry'ego i wyciągając z plastikowy kieliszek – więc ja też
chciałabym dać prezent. Tylko w troszkę innej formie. –
dokończyłam, wręczając kieliszek Zaynowi a następnie Niallowi.
Przez
moment nasze spojrzenia się spotkały. Jego oczy były tak
niesamowite, że myślałam, że umarłam i poszłam do nieba.
-
Myślę, że mały shot przed snem nikomu nie zaszkodzi. –
powiedziałam z zadziornym uśmieszkiem.
- O
ja cię pierdziele, no kto by pomyślał. – powiedział Liam z
niedowierzaniem.
- Ale
jaja! – wyszczerzył się Louis, oglądając kieliszek z każdej
strony.
Ich
oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy z papierowej torby
wyjęłam bohaterkę dzisiejszego wieczoru – półlitrówkę
polskiej Gorzkiej Żołądkowej.
- O
Boże, dziewczyno. – Harry spojrzał na butelkę z miną
trzyletniego dziecka, które właśnie dostało lizaka.
- Cóż
– zaczęłam, odkręcając butelkę i podeszłam do każdego z nich. – mam
nadzieję, że wiecie jak się tego używa i w jaki sposób to
robić, więc do dna, panowie! - powiedziałam, po czym przechyliłam
głowę do tyłu, pozwalając aby ostry smak wódki rozprzestrzenił
się w moim gardle.
Pozostali
podążyli za mną.
- Cholera,
ale mocna, skubana. - Zayn odkaszlnął.
- Bo
ciepła. – odpowiedziałam. - Przepraszam, nie miałam warunków
aby dobrze schodzić.
- Co
to za rodzaj? - Zayn wyrwał mi butelkę i razem z Harrym i Niallem,
próbowali odczytać etykietkę.
- Kurde
– Harry podrapał się po głowie. - To jest w jakimś innym
języku. Co to za litery?
Razem
z Louisem i Liamem wpatrywaliśmy się w Zayna, Nialla i Harry'ego,
powstrzymując się od parsknięcia śmiechem, widząc ich wysiłki
przeczytania etykietki.
- O,
udało mi się coś przeczytać – powiedział dumnie Niall,
patrząc na zdziwionych towarzyszy. - Goszka Zzzzżżżżooo... Boże, to mnie przerosło.
Przysięgam,
całe pomieszczenie trzęsło się od naszego śmiechu. Nagle do
pokoju wszedł jakiś facet w garniturze.
- Nie
Wallis, nie możemy tego przełożyć, ten wywiad był zaplanowany
od tygodni... Co?... Nie... Aha... Dobrze, będziemy w kontakcie. –
facet w garniturze schował komórkę do kieszeni i podszedł do
nas.
- A
wy jeszcze tutaj? Przecież każda fanka miała na spotkanie
przewidziane pięć minut. – facet spojrzał na mnie wymownie, na
co skuliłam się. Spojrzałam ukradkiem na Louisa, który trzymał
za plecami opróżnioną przez nas butelkę. Widocznie nie tylko ja
nie znam umiaru. Ale z drugiej strony, czy jest sens wypicia tylko
jednej kolejki? No właśnie.
- Daj
spokój Boris, to bardzo przyjemne spotkanie – uśmiechnął się
Liam, podnosząc mnie na duchu.
Boris
spojrzał na mnie jeszcze raz i widząc mój wzrok, uśmiechnął się
przepraszająco.
- No
cóż, na mnie już czas. – uśmiechnęłam się blado, wstając
powoli z kanapy. Zauważyłam, że chłopacy kolejny raz patrzą na
mój tyłek. Przygryzłam dolną wargę.
- Szkoda
– Zayn westchnął. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się
zobaczymy. – dodał.
- Ja
też, na pewno przyjdę na jeszcze jeden koncert – powiedziałam.
Podeszłam
do każdego z nich i uścisnęłam ich na pożegnanie. Gdy wtulałam
się w Nialla i starałam się zapamiętać każdą nutę, którą
wyczułam w jego perfumach, ten nagle wyszeptał mi do ucha:
- Fajnie
było cię znów zobaczyć.
W
tym momencie znów umarłam i poszłam do nieba. Pamięta mnie,
pamiętaaaaaaaaa! W mojej głowie wystrzeliło milion fajerwerków i
otworzyło się tysiące szampanów.
Kierując
się w stronę wyjścia, ostatni raz spojrzałam na wspaniałą
piątkę. Wszyscy jak na komendę podnieśli wzrok z moich pośladków
(włącznie z Borisem!) i rumieńcami na twarzy mamrotali jakieś
słowa, które chyba miały znaczyć: Do widzenia, miło było cię
poznać czy jakoś tak.
- Szkoda,
że nawet nie zapytaliśmy, jak ona się.... - usłyszałam głos
Louisa, jednak nie usłyszałam wszystkiego, ponieważ zdążyłam
zniknąć za białymi drzwiami.
Wyszłam
na korytarz i oparłam się o ścianę, starając się jakoś
uporządkować miliard myśli przelatujących przez moją głowę.
Koncert, niebieskie oczy, ochroniarz, niebieskie oczy,
irlandzki akcent, poznanie największego boysbandu na tej planecie,
niebieskie oczy, wzrok Zayna, niebieskie oczy, wódka, „fajnie było
cię znów widzieć”.
- Boże...
- wyszeptałam sama do siebie. - To niesamowite.
- Słucham?
- nagle obok mnie pojawił się Barney.
- Nic,
nic, tak tylko mówię do siebie. - uśmiechnęłam się.
- Robią
wrażenie, co? - chłopak oparł się o ścianę obok mnie.
- Taa.
– mruknęłam.
- Chyba
nieźle ich zainteresowałaś, skoro siedziałaś z nimi tyle czasu.
– powiedział nagle.
Odruchowo
spojrzałam w telefon. O matko. Siedziałam tam całą
godzinę!
- To
bardzo fajni ludzie. – uśmiechnęłam się. - No cóż, na mnie
już czas. Miło było cię poznać, Barney. – dodałam.
- Mi
również. – uśmiechnął się. - Do widzenia! - dodał, tym
razem po polsku.
- Bardzo
dobrze! - zaśmiałam się. - Trzymaj się Barney.
Gdy
wyszłam z hali, Mateusz spał na tylnym siedzeniu samochodu. Po
kilku minutach budzenia, stwierdziłam, że z jednego piwa zrobiło
się co najmniej dwanaście i zrezygnowana wzięłam od niego kluczyki.
- Ale
się zalałeś... - powiedziałam, wpatrując się w niego.
- Makaron.
- mruknął, przekręcając się na drugi bok.
Wsiadłam
do samochodu i uświadomiłam sobie, że jestem zmuszona jechać, po
lewej stronie jezdni. Cóż, może nie będzie tak źle,
pomyślałam, odpalając auto. Po ustawieniu GPSa, postanowiłam
ruszyć jednak tylko usłyszałam ryk silnika.
Kurwa.
No tak, co z tego, że kierownica jest po innej stronie, kolejność
pedałów pozostaje niezmienna. Nagle po przeciwnej stronie ulicy
ujrzałam Zayna a za nim resztę chłopaków, którzy, już nie tyle
szli, co się wlekli w stronę autobusu. Uśmiechnęłam się i tym
razem naciskając prawidłowy pedał, udaliśmy się w stronę domu.
Po
dojechaniu do domu, do którego droga trwała dłużej niż zazwyczaj
i wybudzenia Mateusza, rzuciłam się bez życia na łóżko. Dzień
pełen, wrażeń, nie ma co. Ostatkiem sił wzięłam prysznic, po
czym, nawet nie wycierając włosów, runęłam na łóżko. Z ręką
na sercu mogę śmiało powiedzieć, że to był najlepszy prezent
urodzinowy. Ostatnią myślą przed zaśnięciem było zdanie, które
wypowiedział do mnie Niall. Fajnie było Cię znów
widzieć rozbrzmiewało w moich
uszach od momentu wyjścia z tej garderoby.
Uśmiechnęłam
się, jednak natychmiast moje szczęście się ulotniło, gdy tylko
pomyślałam, że to już koniec, już raczej nie zobaczę jego
pięknych, niebieskich oczu, nie poczuję zapachu jego perfum....
Kurwa.
Nie
miałam już siły na takie filozoficzne myślenie. Zasnęłam z
obrazem Nialla wpatrującego się w moje oczy.
Wtedy nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się myliłam, myśląc, że
go już nie zobaczę.
To
był dopiero początek.
W następnym rozdziale:
Niestety, chłopak nie zdążył odpowiedzieć na to pytanie, które bardzo
mnie interesowało, ponieważ
idealna prezenterka zmieniła temat.
"Pieprzona
dziwka". Jak mogła przerwać w takim
momencie!? Szczerze mówiąc miałam nadzieje, że ten rumieniec na
jego twarzy w jakiś sposób wiąże się ze mną, jednak dzięki
cholernej dziennikarce i jej białym zębom nie dowiedziałam się
tego i już chyba nigdy nie dowiem."Przysięgam,
znajdę Cię i poćwiartuję, cholerna zołzo".
Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu.
- O MÓJ BOŻE,
WŁAŚNIE MÓWILI O TOBIE W TELEWIZJI!!! - dziki wrzask Penelope wypełnił moje uszy.
________________________________________________
No to mamy drugą część rozdziału :)
Wielkie brawa dla tych, którzy dotrwali do końca, jestem pełna podziwu, że chciało Wam się tyle czytać :D
Anyway, bardzo dziękuję za tyle miłych komentarzy pod poprzednimi rozdziałami! Jesteście niesamowici! <3
Jeżeli spodobał Wam się rozdział, dajcie znać w komentarzach, to naprawdę motywuje do dalszego pisania :)
Pozdrawiam! xx
jeny, ale boski rozdział. No nie mogę, ja chcę więcej takich rozdziałów. Super :)
OdpowiedzUsuńhm. będę pierwsza! :3
OdpowiedzUsuńjej ,świetny prezent. genialnie to wymyśliłaś :D
jesteś niesamowita. zazdroszczę Ci talentu. ;p
czekam na next'a. <3
Ojej dziękuję :D Następny w sobotę, ewentualnie w niedzielę :)
UsuńSuper. Świetny rozdział. Spotkanie Magdaleny z 1D niesamowite. Nie spodziewałam się takiego prezentu od niej. Ale i tak najbardziej rozwalił mnie Mateusz mówiąc przez sen "Makaron!". Haha. Fenomen! :) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://you-and-me-equals-we.blogspot.com/
Dziękuje bardzo :) Historia z "makaronem" jest autentyczna :D Pozdrawiam! :*
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNina Agdal :)
UsuńJak zwykle boskie <3
OdpowiedzUsuńPóźniej napiszę dłuższy kom, ale teraz spieszę się na aikido :P
Dziękuję bardzo :*
UsuńPISZ I CO ILE BĘDĄ SIE POJAWIĄĆ ROZDZIAŁY??
OdpowiedzUsuńjakoś co 3-4 dni :)
UsuńDzieki za inf :))
UsuńSuper rozdział, Mags przełamuje wszystkie stereotypy, na M&G przynosi wódę i upija chłopców! I bardzo dobrze, przynajmniej nie rozdziera im uszu wrzaskiem!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jej postać, jest bardzo niejednoznaczna i fascynująca.
Mateusz też jest super charakterem, typowy studencik pijący na potęgę. Jakbym mojego brata widziała!
Tylko zastanawia mnie jak Mags po wódce jechała:D?
Nie dziwie się chłopcom, że tyle z nią siedzieli:)
Świetnie jest opisana fascynacja bohaterki Niallem, mam nadzieję, że coś z tego wyniknie! Niestety, nie umiem pisać takich pięknych komentarzy jak Ty;(
Piszesz świetne komentarze, nie kłam! Co do jazdy samochodem: Mags to osobna kategoria, ona też ma w dupie kampanie społeczne o wsiadaniu za kółko po alkoholu :D
UsuńNiall <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.!. :)
Dziękuje bardzo :)
UsuńOkej, zadziwiłaś mnie tą wódką. Spodziewałam się czegoś zupełnie innego, może... no sama nie wiem... chyba wszystkiego z wyjątkiem procentów, więc plus za pomysłowość. Poza tym, cóż by się rozpisywać, rozdział boski jak zawsze i ze zniecierpliwieniem czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę aż tak Cię zaskoczyłam? :) Myślałam właśnie, że to będzie dość łatwe do przewidzenia. Dziękuje za tak miłe słowa :*
UsuńNie ma sprawy, po to jestem ;) Nie wiem czy czytałaś takiego bloga- http://koszmarpowraca.blogspot.com/ jest o One Direction też tylko w wersji nieco innej. Takie krwawe Pretty Little Liars :P Też wciąga jak twój, więc polecam.
Usuńuwielbiam :*
OdpowiedzUsuń:*
Usuńo jacie w gacie *.* genialny jest ten blog! Jej brat jest niesamowity, taki prezent uuuuu :D W niektórych momentach śmiałam się na cały dom, serio. Haha zboczeniec Zayn ;D Barney mnie rozwala :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że rozdział pojawi się niedługo :) miłych wakacji! ;*
Kukardka, xoxo
a, no i zapomniałam wspomnieć, że nie spodziewałam się takiego prezentu! ona jest świetna :D
UsuńDziękuję bardzo za opinię :)
UsuńRozdział jutro, również życzę udanych wakacji! x
Wow, wow, wow! Co jeden blog to ciekawszy! Kurka siwa, no przez te ff to ja coraz bardziej uwielbiam 1D! Przeczytałam tylko pierwszy post, bo nie mam czasu na więcej, ale już dodaję do obserwowanych i do zobaczenia za jakiś czas, jak już przeczytam wszystkie (są mega długie, a ja za parę dni wyjeżdżam)! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń